środa, 30 grudnia 2015

#19 Ale wiem, że mogła bym być szczęśliwa w ten sposób

Bardzo wielu ludzi nie wierzy w siebie, swoje zdolności, siłę woli. Z tego powodu rezygnują z wszelkiego ryzyka, nie chcąc utracić tego co posiadają. Czy myślą jednak o tym, jak wyglądałoby ich życie, gdyby jednak wszystko się powiodło? Ile mogliby zyskać?
Spojrzenie na świat w ten sposób nie jest czymś łatwym, dobrze o tym wiem. Wielokrotnie w ciągu zaledwie kilku godzin zmieniałam swoje nastawienie do świata, ale ostatecznie wjeżdżając do Bełchatowa utwierdziłam się w tym, że warto chociaż spróbować być jak dawniej.
Jakie było ryzyko, że nie dam sobie rady? Dość wysokie, lecz nie zamierzałam zaprzątać sobie tym głowy, póki nie będzie takiej potrzeby.

Dwa tygodnie. Dokładnie tyle minęło od naszego powrotu.
Ze wszystkich sił starałam się zapewniać Wronę, że daję sobie radę i nie musi już się o mnie martwić. W głębi siebie jednak czułam się lepiej gdy kilka razy dziennie upewniał się, że czuję się dobrze i często spędzał ze mną całe wieczory.
Wzięłam się w garść; po dwóch dniach zaczęłam wychodzić z domu, spotkałam się z Patrycją i zgłosiłam się do lokalu, który proponował mi nową pracę. Już następnego dnia przyszłam na przeszkolenie, które zaliczyłam bardzo dobrze. Lokal był o wiele większy i piękniejszy niż Amigo, ale nie chciałam pokazywać swojej słabości i bez problemu sama opanowałam całą salę.
- Właśnie tego się po pani spodziewaliśmy. - usłyszałam na koniec od szefa lokalu. Byłm pewna, że robię to, co powinnam.
Jak radziłam sobie z emocjami i wspomnieniami? Cóż, będąc przy Andrzeju starałam się mówić tylko i wyłącznie o tym, co trwa teraz; wiedziałam, że musi on wrócić do treningów i jeszcze cięższej pracy, a moje powroty do przeszłości mu w tym nie pomogą. Kiedy jednak zostawałam sama, często rozmyślałam o tym, co przeżyłam, ile w tym wszystkim jest prawdy, a ile zostało mi wmówione.
Co dziwne, miałam wrażenie, że wracają do mnie wspomnienia, których nie wywoływałam. Przykładowo, w czasie pobytu w Bełchatowie nie wiedziałam nic o żadnym psie; któregoś dnia po przebudzeniu zaczęłam się zastanawiać gdzie on tak właściwie się teraz znajduje... Nie miałam odwagi pytać o to Wrony, lecz podobne sny-wspomnienia zdarzały się częściej.
Nie udawałam szczęścia. Tak naprawdę byłam obojętnie nastawiona do większości spraw, które mnie dotyczyły. Wciąż przecież nie wiedziałam do końca jak powinnam się zachowywać, skoro postanowiłam już wrócić do dawnego życia.
Ciężka sytuacja, prawda? Zdawałam sobie z tego sprawę. Dlaczego zatem nie miałam zamiaru zaprzestać? Być może upartość nigdy mnie nie opuściła.


Skończyłam pracę o 17, zimą podobno nigdy w Ambrozji nie było wielkiego ruchu, zwłaszcza w tygodniu. Owinęłam szyję grubym szalem i wyszłam z lokalu, uprzednio żegnając się ze współpracownikami.
Zahaczyłam o spożywczak, w którym kupiłam podstawowe produkty, których zabrakło w domu, po czym ruszyłam właśnie do niego. Droga nie zajęła mi dużo czasu; miałam o wiele bliżej niż z poprzedniego lokalu. Po mniej więcej dwudziestu minutach wdrapałam się na schodki, po czym położyłam zakupy i rozpoczęłam poszukiwania kluczy od drzwi. Kiedy brałam się za przetrząsanie kieszeni, drzwi otworzyły się same, a w nich stanął siatkarz.
- Och, cześć. - powiedziałam wyjmując ręce z kieszeni i biorąc torby z zakupami, które po chwili zabrał z moich rąk, uśmiechnął się i wszedł do mieszkania bez słowa. Zdjęłam buty i płaszcz, po czym poszłam do kuchni. Woda w czajniku już od pewnego czasu była gotowana. - Wróciliście wcześniej niż zapowiadałeś
- Tak, wczoraj szybko wygraliśmy, więc mogliśmy szybciej wyjechać. - mówił Wrona wkładając karton mleka do lodówki, po czym spojrzał na mnie. - Dałaś sobie radę?
- Skoro stoję tu w całości, na to wygląda. - oparłam się o ścianę i odwzajemniłam posłany mi uśmiech. - Oglądałam mecz, gratuluję MVP.
- Dziękuję. - zamknął szafkę, chowając ostatni kupiony artykuł, jakim była puszka z herbatą. - Chodźmy do salonu.
Zalałam dwa kubki, a kuchnię wypełnił zapach kawy. Wrona zabrał je ze sobą do sąsiedniego pomieszczenia. Będąc blisko sofy, padłam na nią i na moment zasłoniłam oczy przedramieniem.
- Zmęczona?
- No cóż, nogi odmawiają mi dziś posłuszeństwa. - zaśmiałam się cicho i spojrzałam na pokój. Andrzej wpatrywał się we mnie ze spokojem wypisanym na twarzy; udało się, nie zamartwiał się o mnie. - Jak minęła podróż?
- Nic przyjemnego, naprawdę. - powiedział, ale najwyraźniej nie miał zamiaru rozwijać tego wątku. - A co u ciebie? W Ambrozji wciąż mały ruch? - kiwnęłam twierdząco głową. - Rozmawiałem z Dawidem, dopytywał o ciebie.
Wystarczyło kilka słów, aby w mojej głowie zakotłowało się od pytań.
- To... to miłe. - powiedziałam cicho.
- Coś nie tak?
- Nie, ja...
- Anastazjo. - Andrzej spojrzał ma mnie wnikliwie, nie miałam już innego wyjścia niż opowieść o tym, co mnie gnębi.
- Przez ten czas... dużo myślałam, w mojej głowie powstało wiele pytań, które...
- Chcesz mi zadać? Nie krępuj się. - usiadł niego wygodniej obok mnie. 
- Możesz opowiedzieć mi trochę więcej o początku naszej znajomości?
- Obawiałem się czegoś o wiele gorszego. - odetchnął głęboko. - Poznaliśmy się wiosną, byłem wtedy u Dawida; ja, początkujący gracz, który przyszedł do drużyny w trakcie sezonu chciał załapać kontakt z ludźmi. Takim oto sposobem siedziałem u was w domu kiedy do niego weszłaś. - Z zamkniętymi oczyma próbowałam sobie wyobrażać całą akcję. - Pamiętam, ze miałaś na sobie wytarte jeansy, dużą granatową bluzę i niezadowolenie wypisane na twarzy. Dawid przedstawił cię jako swoją kuzynkę, wymieniłaś z niektórymi kilka słów, po czym wzięłaś whisky i poszłaś do siebie. Towarzystwo było już nieco wesołe, ale Konarski wytłumaczył mi, że jeszcze nigdy w życiu nie rozmawiałaś z nimi, zawsze omijałaś ich szerokim łukiem. Nie wiem dlaczego, ale chyba to mnie najbardziej w tobie zaciekawiło. - upił nieco z białego kubka i kontynuował: - Potem odszedłem pod jakąś przykrywką i poszedłem do ciebie. Z tego co pamiętam zapytałem cię gdzie jest łazienka, oczywiście próbując w jakikolwiek sposób złapać z tobą kontakt. Od tego momentu zaczęła się nasza znajomość.
Spokojnie zakończył swoją wypowiedź, na którą nie miałam żadnej odpowiedzi. Zapytał mnie wtedy o drogę do kuchni, nie łazienki. Milczeliśmy dłuższą chwilę, po czym znów odezwał się:
- Dlaczego właściwie o to pytasz?
Zawahałam się; czy na pewno był w stanie uwierzyć mi we wszystko co powiem?
- Od pewnego czasu... Mam wrażenie, że wracają do mnie wspomnienia, o których nikt wcześniej mi nie opowiadał. Nie wiem dokładnie dlaczego tak się dzieje, ale...
- Przestałaś brać leki? - wtrącił.
- Tak, podejrzewam, że to właśnie dlatego; ostatni raz brałam przed wyjazdem, będąc już w domu wyrzuciłam wszystkie zapasy tabletek jakie miałam.
- Naprawdę? Nic o tym nie wspominałaś. - powiedział zdziwiony, lecz szybko dodał: - To... To świetnie, bardzo się cieszę.
- Nie to jest teraz najważniejsze. - nie dałam się zwieść. - Czy to jest możliwe, żeby... No wiesz, leki działały na zasadzie muru, który został teraz zburzony i wszystko, co rzekomo zapomniałam, wraca?
Zamyślił się na chwilę i odpowiedział:
- Myślę, że tak, nie widzę innej możliwości. - pokiwałam głową ze zrozumieniem i utkwiłam wzrok w czarnym napoju. Musiał uznać to za zły znak, bo najwyraźniej zaniepokoił się tą reakcją. - Spokojnie, wieczorem mogę sprawdzić na jakiej zasadzie działa ten lek.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko. - Nie mówmy już o mnie, coś ciekawego było w czasie wyjazdu?
Upił łyk kawy i z uśmiechem zaczął opowiadać. Wpatrywałam się w niego, próbując zrozumieć sens słów płynących z jego ust, za razem chłonąc ich wygląd i ruch.
Kilkudniowa rozłąka nie zdarzyła się po raz pierwszy. Pierwszy raz jednak tak naprawdę za nim zatęskniłam. Nie było to, tak jak wcześniej, spowodowane potrzebą ochrony; teraz wierzyłam w swoje siły, a na jego wygląd nie poczułam ulgi tylko najprawdziwszą radość.
Patrzyłam na niego, słuchając o tym, co działo się podczas meczu. Kiedy Wrona był w domu, nie znajdowało się w nim miejsca na smutek ani czasu na zbyt wiele rozmyślań.
Był On. To wystarczy.


-...i wtedy mała zrobiła taką minę, że biedny Jochen nie wiedział co zrobić. - opowiadałam, śmiejąc się mimowolnie. Kolejny wieczór z rzędu spędzaliśmy razem w domu, tym razem zaprosiliśmy Karola z Olą. Siedzieliśmy razem od jakiegoś czasu przy butelce wina i piwie pitym przez chłopaków.
- Konar zapewne prawie leżał ze śmiechu? - wtrącił Kłos.
- Żebyś wiedział! Opowiadając mi to też nie powstrzymywał się od dokładnych opisów jego twarzy.
- Potwierdzam, byłem przy tej rozmowie. - Andrzej pokiwał głową, a mnie zrobiło się cieplej na sercu. Szybko jednak zganiłam się za to, nie chcąc dać po sobie znać, że liczyłam na jego reakcję.
Po kilki godzinach mogłam spokojnie przyznać, że para przypadła mi do gustu; bez trudu znajdowaliśmy wspólne tematy, czego nie mogłam powiedzieć na naszym ostatnim spotkaniu. Od tego czasu wszystko obróciło się o 180 stopni.
Gdy Ola była w trakcie opowieści o studiach, telefon Andrzeja zaczął dawać o sobie wyraźne znaki. Przeprosił i wyszedł, a blondynka kontynuowała.Tak, zdecydowanie mogłybyśmy być przyjaciółkami...
- To Kamil, ten z Bydgoszczy. - wyjaśnił, blokując ekran. - Szykuje nam się wizytacja, chętnie was z nimi zapoznam!
- Z nimi? - zdziwiłam się.
- No tak, przyjadą całą grupą, która była wtedy na meczu. - powiedział patrząc na mnie. Nastała chwila niezręcznej ciszy.
- Nowych znajomości nigdy za wiele! - Karol potarł teatralnie dłonie, a Ola wywróciła oczyma.
Spojrzałam na nich subiektywnym okiem; pasowali do siebie wręcz idealnie. Zachowywali się jak starzy znajomi, ale kiedy na siebie patrzyli, w ich oczach znajdowały się emocje, które mogliby ubrać w setki słów. Zarówno ja, jak i oni wiedzieliśmy, że nie potrzebowali tego.
Wrona usiadł obok mnie, lecz częściej niż wcześniej czułam na sobie jego spojrzenia. Po około pół godziny nie wytrzymałam i, gdy goście byli zajęci przekazywaniem "ważnych informacji" przez telefon, dyskretnie odwróciłam się w jego stronę.
- Coś się stało? - zapytałam cicho, a on zmarszczył brwi.
- Nie, dlaczego coś miałoby się stać?
- Odniosłam wrażenie, że patrzysz na mnie... No cóż, dziwnie.
Uśmiechnął się na dźwięk tych słów.
- Lubię na ciebie patrzeć, zwłaszcza teraz. Wyglądasz... cudownie gdy uśmiechasz się tak szeroko i...
- Andrzej, może odstaw już to piwo. - próbowałam żartobliwie odebrać mu pokal ze złotym napojem, ale on tylko przytrzymał moje palce swoimi. Chwilę patrzyłam na to co robi, po czym zabrałam je biorąc to wszystko jako żart, a przynajmniej sama tak sobie to tłumacząc.
Po chwili musieliśmy pożegnać gości, którzy zmierzali prosto do mieszkania Karola, gdzie czekała go rozmowa wychowawcza z młodszym bratem. Zostawienie nastolatka w niedzielnie popołudnie samego w domu nie zawsze daje dobre rezultaty.
Gdy drzwi za nimi się zamknęły, Wrona wrócił do salonu. Byłam w trakcie przeglądania programów kiedy poczułam ciężar przyklejający się do mojego prawego boku. Okazało się, że to głowa siatkarza. Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem, a on odpowiedział mi tylko szerokim uśmiechem.
Znalazłam program, który nie wytrąciłby mnie z równowagi i próbowałam się na nim skupić, gdy moja dłoń została zagarnięta przez niego i uważnie analizowana. Po kilku minutach wywróciłam oczyma i zaczęłam pierwszą rozmowę od wyjścia Kłosa:
- Słuchaj, jeśli czujesz się już... źle, nie wiem jakie są twoje granice, proponuję położyć się w swoim łóżku, godzina jest dość wczesna, więc...
- Nie chcę spać, czuję się dobrze. - odchylił głowę by na mnie spojrzeć.
- Przecież nie zachowujesz się tak na co dzień. - trwałam uparcie przy swoim, a wtedy wyprostował się i usiadł obok.
- Nel, nie jestem pijany. - spoważniał.
- Ale... W takim razie dlaczego patrzysz na moją rękę jakby była czymś niespotykanym na tej planecie?
- Wiesz, widziałem w tobie tę radość... A może spróbujmy dziś do końca dnia odpocząć, być tak naprawdę szczęśliwymi?
Zszokowana zareagowałam dopiero po dłuższej chwili.
- Właściwie... Dlaczego nie. - uśmiechnęłam się. Nie miał chyba zamiaru znów się położyć, więc wykorzystałam to i oparłam głowę o jego ramię. Zamknęłam oczy i poczułam woń jego pefum.
Jego ramię otoczyło mnie szczelnie i jeszcze mocniej przycisnęło do siebie.
Skupienie w trakcie programu odeszło w niepamięć; zamiast tego moje myśli powróciły do przeszłości...
Przed oczyma znów pojawił się Olek, jego wizerunek za sklepową ladą (swoją drogą, o jego pracy też nic nie wiedziałam) i szaleńczy uśmiech...
- Nie zamartwiaj się. - usłyszałam po chwili. - Dziś bądźmy szczęśliwi.
- Masz rację. - powiedziałam cicho.
Nie musimy nigdzie wychodzić, nie musimy o niczym myśleć - poudawajmy, że obecność drugiej osoby potrafi tak do końca życia nam wystarczyć.
Wtuliłam się w jego bluzę, uciekając od wszystkiego, co złe.
Ileż bym dała, żebyś nie musiał niczego udawać...



------------------------------------------------------------------
Przepraszam, naprawdę...

niedziela, 15 listopada 2015

#18 Ten chłód jest nie do opisania.




Jak wiele razy zdarzało Ci się być w sytuacji, mającej dwa różne wyjścia, które w konsekwencji miały zarówno plusy, jak i minusy? Założę się, że nie potrafisz tego zliczyć. Na dodatek, pamiętasz tylko te ważniejsze, których niekiedy żałujesz. To ludzkie, człowiek popełnia przecież błędy, choć stara się ich unikać za wszelką cenę. Jak zatem sprawić, by nie wypominać sobie tego, co się robi? Czy pozostawienie przeszłości jest dobrym wyjściem? Lub, co ważniejsze, realnym?
Człowiek momentami chce zapomnieć o tym, co tak naprawdę w nim drzemie; za wszelką cenę uśpić koszmary, które go nawiedzają. Kiedy jednak już wydostaną się spod owej bariery, nie potrafisz nad nimi zapanować. W moim przypadku, z odsieczą przybył Wrona, starając się mnie z tego wszystkiego wyciągnąć. Choć trwało to dopiero kilka dni, widziałam jego zmęczenie całą sytuacją.
Kiedy zaczęłam już powoli przyzwyczajać się do myśli, że moje całe dotychczasowe życie było jedynie abstrakcją, pojawił się kolejny dylemat. Własne myśli momentami pochłaniały mnie w całości, by po pewnym czasie ustąpić. Miałam możliwość powrotu do wspomnień, które mnie niszczyły lub próbę odtworzenia na ich podstawie starego życia. Druga opcja wymagała ode mnie wiele, lecz nie chciałam jej definitywnie odrzucać.
Po długich przemyśleniach doszłam do wniosku, że muszę walczyć. Skoro Andrzej zrobił dla mnie tak wiele, nie mogłam zaprzepaścić jego czynów, nie po odkryciu prawdy o naszej znajomości…
Następnego dnia udało mi się przekonać siatkarza, by zostawił mnie samą w domu. Waliński potrzebował odpoczynku przez meczem, a wizja spotkania się z wspólnymi znajomymi, którzy w tym momencie byli dla mnie zupełnie obcy, niezbyt przypadła mi do gustu. Zrozumiał to, choć kazał co pół godziny dawać znak sms-em, że wszystko jest w porządku.


W międzyczasie  zdążyłam jeszcze kilka razy przeczytać artykuł o Olku i starannie przejrzeć wszystkie kąty salonu, które przyczyniły się do powrotu wspomnień. Kilka z nich rzeczywiście znów pojawiły się w mojej głowie, co było dla mnie niemałą uciechą; nocą nawiedzały mnie wizje z dalekiej przeszłości. Gdy się obudziłam, pamiętałam o wiele więcej niż przed położeniem się spać, lecz o dziwo, nie przytłaczało mnie to aż tak, jak poprzedniego dnia. Dzieciństwo, pierwsze lata w domu Konarskich, rozpoczęcie studiów… Mimo, że dawniej narzekałam na te momenty, teraz wydawały mi się jednymi z najlepszych w ciągu mojego życia. Wszystkie te dobre aspekty motywowały mnie do poznania całej prawdy.
W ciągu dnia starałam się jak najrzadziej prosić o cokolwiek Andrzeja, wiedząc jaki jest nerwowy przed meczami, choć próbował to ukryć.
Kiedy wrócił z porannego treningu, siedziałam właśnie w salonie, przeglądając zdjęcia ze ślubu. Swoją drogą, teraz wiedziałam dlaczego Bronkiewicz zadbał o to, bym zapomniała o tym wydarzeniu. Na prawie każdym zdjęciu, na którym się znajdowałam, był też Wrona. Wyglądałam wtedy na naprawdę szczęśliwą, zwłaszcza podczas tańca lub po prostu rozmowy przy stole.
Początkowo czułam się dziwnie ze świadomością, że on wiedział o tym wszystkim od początku i musiał przy mnie udawać niedoinformowanego. Z czasem jednak doszłam do wniosku, że odegrał swoją rolę niesamowicie i nie muszę się tym martwić. Zastanawiałam się jedynie, czy pomimo upływu czasu wciąż tliła się w nim choćby część uczucia...
Wszedłszy do salonu, uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Widzę, że nie przestajesz szukać? - rzucił na ziemię torbę i podszedł bliżej. - Wesele? Muszę przyznać, że Konar znalazł świetny lokal, dobrze go wspominam.
- Wywnioskowałam po zdjęciach, że było całkiem przyjemnie. - odezwałam się, a on przytaknął.
- Nawet bardzo, z początku nie potrafiłaś się odnaleźć w wesołej atmosferze, ale z czasem udało mi się doprowadzić cię do porządku, co zapewne także zobaczyłaś przy oglądaniu zdjęć. - zaśmiał się, a ja nieco skrzywiłam.
- To musiało być męczące, cały czas martwić się o mnie i...
- Żartujesz, prawda? - zszokowana spojrzałam na jego wesołą twarz. - Czułem się wyjątkowo ze świadomością, że ufasz mi na tyle, żeby pozwolić mi być przy sobie cały czas mimo lęku, który odczuwałaś w stosunku do ludzi.
Początkowo nie docierało do mnie co powiedział, a kiedy już to nastąpiło, poczułam napływające na policzki gorąco; wtedy też spanikowana zaczęłam szukać innego tematu rozmowy, który nie dotyczyłby mojego zaufania do niego.
- Czyli... aż tak bałam się ludzi?
- Z czasem radziłaś sobie coraz lepiej, ale aż do dnia, w którym trafiłaś do szpitala zachowywałaś dystans do prawie wszystkich. Wtedy straciłem dostęp do informacji i nie widziałem co się z tobą działo. 
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. On w tym czasie zniknął na chwilę w "swoim" pokoju, a gdy wrócił, usiadł obok mnie. Wstrzymałam na moment oddech, sama nie wiedząc co się ze mną dzieje. Odwróciłam wzrok, uciekając od jego szarych oczu.
- Na pewno wszystko gra? - zapytał zdezorientowany moim zachowaniem.
- Tak, wszystko. - uniosłam jeden kącik ust w górę; karcąc się w duchu, przybrałam bardziej obojętny ton. - Jak było na treningu?
- W porządku, jestem w wyjściowej szóstce, ale nie czuję się dziś na siłach, chyba będę zdjęty po kilku akcjach. - przejechał dłonią po karku. - Nie spałem dziś na wiele, może to dlatego.
- Może powinieneś odpocząć przed meczem?
- Miałem niedawno przygodę związaną ze odpoczywaniem przed meczem, nie chciałbym znów spóźnić się na odprawę.
- Obudzę cię o której tylko mi powiesz.
Po krótkim przeliczeniu ile czasu mu pozostało zgodził się, lecz będąc w progu obrócił się i zwrócił do mnie:
- A właśnie, wybierasz się ze mną na mecz, prawda? -  Zawahałam się, ale ostatecznie przytaknęłam skinięciem głowy. Jeśli chciałam jak najszybciej wrócić do normalności, musiałam wykorzystać tę okazję. - Cieszę się, Marcin załatwił Ci jedne z lepszych miejsc.
Dopiero teraz zobaczyłam leżący na stole bilet.
Nie byłam do końca przekonana czy postępuję dobrze, ale na rezygnację było już za późno. Mimo stanu w którym byłam, nie potrafiłam nie dotrzymać danego komuś słowa.



Cichy odgłos silnika mieszał się z muzyką lecącą z radia. Powoli dojeżdżalismy pod Łuczniczkę, a na telefonie Wrony wciąż widniał numer dobijającego się do niego trenera.
- Chyba więcej nie pozwoli mi na własny dojazd na mecze. - zaśmiał się, odłożywszy po raz trzeci aparat. - Gdyby był na moim miejscu, tez by tak postąpił. Każdy chciałby wrócić do swojego mieszkania, powspominać dobre czasy, odwiedzić starych znajomych... 
...i mieć na karku niepotrafiącą się sobą zająć psychopatką, dodałam w duchu.
Kiedy wyszliśmy już z auta, dostałam wskazówki którędy wejść do budynku i gdzie na niego czekać po zakończeniu meczu.
Niepewnym krokiem zmierzyłam tam, gdzie mi nakazał. Po sprawdzeniu biletu weszłam wgłąb budynku, a potem na halę. Trybuny powoli zapełniały się barwami obu drużyn, a w eterze można było odczuć zbliżające się emocje. Zajęłam swoje miejsce, które znajdowało się niedaleko boiska, lecz miałam na nie bardzo dobry widok. Rzeczywiście, patrząc na ludzi prężących szyje, trafiłam na bardzo dobre ulokowanie.
Przez następną godzinę bacznie obserwowałam ludzi, siatkarzy i słuchałam słów spikera. 
Spotkanie się rozpoczęło, a kilka miejsc obok mojego wciąż było pustych. Miałam wrażenie, że kilka par oczu prosto z boiska trafiało na mnie, lecz poza uśmiechem do Wrony i Walińskiego, nie zareagowałam w żaden inny sposób. 
Bydgoska publiczność z radością przywitała Wronę i Antigę ponownie na swoim terenie, za co obaj okazali wielką wdzięczność. Kilka razy w czasie serwów Andrzeja usłyszałam skandowanie jego imienia.
Obserwowałam zmagania na boisku,  gorąco dopingowane przez kibiców obu, sama nie odczuwając żadnych emocji. W trakcie pierwszej przerwy technicznej usłyszałam opadanie  na krzesełko obok, a zaraz po tym głos:
- Już myślałam, że nie zdążymy na tego seta. - westchnęła blondynka siadając obok. Tuż za nią spostrzegłam jeszcze czworo ludzi,  trzech mężczyzn i dziewczynę, którzy także zajęli wolne miejsca.
Jasnowłosa wyglądała młodo mimo rzucającego się w oczy makijażu na twarzy.
Patrzyłam przez chwilę jak poprawia blond fale na bordowym swetrze, a gdy pauza się zakończyła, zaczęłam śledzić dalszy bieg meczu, nie zwracając już na nich uwagi. Bełchatowianie przejęli znaczną przewagę, przy drugiej przerwie prowadząc pięcioma punktami.
- Za kim jesteś? - odezwała się kobieta.
- Właściwie... Za nikim. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i po krótkiej wewnętrznej walce, zdecydowałam się na prowadzenie dalszej rozmowy. - A ty?
- Ciężko mi wybrać. Niby mieszkając w Bydgoszczy powinnam być za tutejszymi, ale nie mogę być przeciwko Andrzejowi. - spojrzałam zdziwiona na kobietę, a ona na mnie. - No tak, zapomniałam nawet się przedstawić! Jestem Natalia, a ty zapewne Nel?
- Tak, zgadza się. - odpowiedziałam, a ona przedstawiła mnie swoim towarzyszom jako "ta" znajoma Wrony. - Andrzej opowiadał nam, że przyjechał z tobą do Bydgoszczy, ale nie było okazji, żeby się wspólnie spotkać. Jesteśmy jego starymi znajomymi, to dziwne, że nie poznaliśmy się wcześniej!
Słuchałam jej, zastanawiając się nad tym samym. Postanowiłam zapytać o to Andrzeja po meczu.
Punkty Bełchatowian zaczęły się zwiększać i zapowiadały koniec seta. Gdy środkowy schodził z boiska zmieniając się z libero, spojrzał w naszym kierunku z powagą wypisaną na twarzy; nie wiedziałam z jakiego powodu tak nagle zmienił mimikę. Gwizdy ludzi nagle stały się głośniejsze, głos speakera odległy, a ja czułam się jak w zupełnie nieznanym miejscu.
- Wszystko w porządku? - odezwał się jeden z mężczyzn siedzących obok Natalii.
Pokiwałam szybko głową, ale wstałam ze swojego miejsca i zaczęłam w panice szukać wyjścia z ogromnego pomieszczenia, z którego wręcz uciekłam, nie mogąc zrozumieć co się ze mną dzieje.



Widząc Ją wybiegająca w stronę wyjścia, poczułem jak wzbudza się we mnie okropny ból w klatce. Zacząłem zbliżać się ku bandom, przy których zaczęło gromadzić się małe zbiorowisko.
- Oszalałeś?! - Kłos, który chwilę wcześniej stał w kwadracie dla rezerwowych, zablokował mi drogę swoim ramieniem.
- Muszę się dowiedzieć co jej się stało. - oznajmiłem stanowczo, a on pokręcił głową. - No, przepuść mnie.
- Radziłbym ci się opanować, Falasca już i tak jest na ciebie wściekły.
- Ona sobie nie poradzi! - spojrzałem na przyjaciela z furią, a ten jedynie skierował mnie powoli ku reszcie drużyny.
- Oczywiście, że poradzi. - wziąłem głęboki oddech, żeby nie wybuchnąć gniewem. - Zaufaj jej; jak inaczej wróci do normalnego życia? Będziesz za nią chodził pytając czy aby nie ma napadu lęku?
- Dobrze wiesz, że to nie tak. - wyjaśniłem Karolowi całą sytuacje jedynie powierzchownie, w trakcie rozgrzewki.
- Andrzej, wyluzuj, masz jeszcze co najmniej dwa sety przed sobą, a ona potrzebuje świadomości, że nie będziesz przy niej cały czas.
Nie odpowiedziałem, choć po części zdawałem sobie sprawę, że Karol ma rację.
Przez całą przerwę czekałem aż jej sylwetka ukaże się w wejściu, lecz nastąpiło to dopiero na sam jej koniec, gdy wyszliśmy już na boisko. Dopiero wtedy byłem nieco bardziej spokojny.
Dwa sety przebiegły po naszej myśli, zdobyliśmy trzy punkty, ale ciężko było mi się pogodzić z myślą, że żegnam Łuczniczkę na kolejnych parę miesięcy. Kiedy już byliśmy wolni, wyszedłem z powrotem na halę, gdzie zobaczyłem siedem znajomych osób, spośród których sześć klaskało w dłonie. Podszedłem bliżej, nie mogąc przestać się uśmiechać.
Przywitałem się z nimi jak zawsze i od razu podszedłem do Nel, która jako jedyna siedziała na swoim stałym miejscu.
- Co się stało w końcówce pierwszego seta? - zapytałem, ale chyba nieco zbyt pretensjonalnym tonem. Zmarszczyła brwi i jedynie pokręciła lekko głową. - Ktoś ci coś zrobił?
- Nie, po prostu źle się poczułam, nic więcej. - odpowiedziała, choć wiedziałem, że to nieprawda. Spuściła wzrok i uśmiechnęła się kwaśno. - Dobrze grałeś. Porozmawiaj z przyjaciółmi, poczekam.
- Chodź ze mną. - wyciągnąłem do jej dłoń, na której po chwili wahania położyła swoją, lecz gdy wstała od razu ją puściła.
- To jest... - zacząłem, ale Hubert przerwał mi, przy okazji wywracając wcześniej oczami.
- Poznaliśmy się, nie przemęczaj swojego aparatu mowy, na boisku już i tak go nadwyrężałeś. - zaśmiałem się słysząc jego narzekanie.
- Przepraszam za to, że okazaliśmy się dzisiaj lepsi! - reszta zareagowała tak samo. - Następnym razem powiem Skrze, żebyśmy przegrali rewanż, bo mój kumpel jest za Transferem.
- Spróbujcie tylko wygrać! - zagroził mi palcem, ale sam nie mógł powstrzymać śmiechu.
Przypomniałem sobie czas, który spędzaliśmy wspólnie jeszcze nie tak dawno temu. Znaliśmy się od roku, ale to z nimi spędzałem czas gdy chciałem uciec od wszystkiego, co mnie przytłaczało przez dobrych kilka miesięcy.
Tak właściwie, mieszkając w Bełchatowie nie widywałem się zbyt często ze znajomymi, cały czas starając się uchronić ją przed powrotem złych wspomnień.
W (chwilami aż za bardzo) wesołej atmosferze spędziliśmy na rozmowach mniej więcej pół godziny. Zorientowałem się, że według wcześniejszych planowań powinniśmy już być drodze, więc pożegnałem się z każdym z nich.
- Nie zapomnij o nas, wielkoludzie! - mówiła Natalia, gdy żegnała się ze mną; poczułem wyrzuty sumienia, że odezwałem się do nich dopiero będąc w Bydgoszczy.
Na odchodne usłyszałem jeszcze wykrzyknięte "zdrajca", a potem szczery śmiech Huberta.
- Nie rozumiem dlaczego tak rzadko tutaj bywam. - powiedziałem, gdy zamykałem drzwi samochodu za Nel. - Zapomniałem jak dobrze się czuję w dawnym mieszkaniu, ze starymi znajomymi...
- Zawsze możesz znaleźć jeden dzień wolnego i odwiedzić Bydgoszcz. - odrzekła zapinając pas bezpieczeństwa.
- Właściwie masz rację, przyjedziemy tu niedługo, co ty na to?
Uśmiechnęła się półgębkiem; uznałem to za oznakę zmęczenia. Podjechaliśmy pod mieszkanie, gdzie ostatni raz weszliśmy do mieszkania. Rozejrzałem się po każdym z pomieszczeń, a w sypialni zastałem Ją siedzącą na łóżku i patrzącą na swoje stopy. Kiedy usłyszała moje kroki, odwróciła się gwałtownie, po czym spojrzała na mnie niepewnie.
- Widzę, że potrzebujesz odpoczynku. Na pewno chcesz dzisiaj wracać? - zapytała, a ja machnąłem ręką.
- Już nieraz wracałem po meczu od razu do domu, spokojnie. Gdybym poczuł się źle, po prostu się zatrzymamy.
- W porządku. - pokiwała głową ze zrozumieniem, po czym wzięła swoją niewielką torbę i postawiła ją w przedpokoju. - Jestem już gotowa.
- W takim razie chodźmy! - uśmiechnąłem się, a gdy Ona wyszła już na korytarz, wbiegłem jeszcze do salonu, gdzie znalazłem ramkę z Jej zdjęcie i wrzuciłem je do bagażu. Nie musiała o tym wiedzieć, a ja czułem się z nim bezpieczniej.
- Chcesz gdzieś jeszcze dziś pojechać? To ostatnia okazja! - próbowałem głosem naśladować często wydzwaniającego do mnie konsultanta, na którego nierzadziej przy Niej narzekałem. Uśmiechnęła się szeroko.
- Nie, na teraz starczy mi wszystkiego, wracajmy do Bełchatowa. - powiedziała, więc odpaliłem silnik i ruszyłem.
W czasie całej drogi odezwała się zaledwie kilka razy, często uporczywie wpatrywała się w obraz za oknem i zmieniała stacje radiowe.
Spoglądałem na Nią kątem oka; coś widocznie Ją męczyło, nie dawało spokoju, ale każdą próbę rozmowy o owym problemie odrzucała, tłumacząc się złym samopoczuciem.
Wiedziałem jednak, że było zupełnie inaczej; świadomie uciekała spojrzeniem, abym nic nie wyczytał z Jej oczu.
Cały czas nie mogłem jednak przestać myśleć o tym, co tak naprawdę się w nich kryło
Potrzebowałem wiele czasu, by tak naprawdę wszystko zrozumieć...



---------------------------------------
hejcia!
Przepraszam za to u góry, nawet tego nie sprawdzam, nie chcę się załamać :(

Motywujcie mnie, proszę! :)

Wydarzenia z ostatniego piątku jeszcze do końca do mnie nie docierają...

Trzymajcie się!
rołzi :)

sobota, 24 października 2015

#17 Czy czujesz to co ja?




- Jak to wszystko przyjęła? Tak jak poprzednim razem?
- Nie do końca. Podejrzewam, że to wszystko jeszcze do końca do niej  nie dotarło. - powiedziałem, zgodnie z moimi przypuszczeniami. Konarski nie odpowiedział od razu.
- Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. - w jego głosie wyczułem niespotykaną dawno bezsilność. - No trudno, musimy sobie jakoś z tym poradzić, odkręcić tę całą sytuację...
- Odkręcić? - zdziwiłem się. - Jak niby chcesz to zrobić, skoro wszystkie wspomnienia wracają do niej z taką szybkością, że aż boi się zasnąć?
Westchnął głośno, a ja przetarłem oczy. Nie zmrużyłem oka ani na chwilę, całą noc czuwając nad jej snem. Nie mogłem zasnąć ze świadomością, że nie pomógłbym jej na czas.
- Stary, naprawdę jestem w rozsypce, chciałbym ci odpowiedzieć na pytanie co robić, ale sam nie znam odpowiedzi. 
- Zgadzasz się na szybsze przywrócenie wspomnień? - owijanie w bawełnę nigdy mi się nie udawało, teraz nie było to wyjątkiem. - Chcę opowiadać jej o tym, co się działo w jej życiu, nie okłamywać w żadnej kwestii.
- Nawet odnośnie Olka?
- O nim wie już od wczoraj, nie miałem wyboru, pytała o powód depresji.
- Rozumiem. - zamyślił się. - W takim razie to chyba jedyne rozwiazanie, aby do końca nie zwariowała.
- Odwiedzisz ją? - zapytałem nieco ciszej, słysząc odgłosy wychodzące z mojej sypialni.
- Pewnie, nie widzę innej opcji, ale jeszcze nie wiem kiedy dokładnie będę miał dłużej wolne, sam dobrze wiesz, Plusliga nie ma przerwy.
- Tak, ale... ona cię potrzebuje.
- Nie tak bardzo jak ciebie. - westchnąłem na te słowa. Spodziewałem się wykrętów. - Jutro wylatujemy z Warszawy do Paryża, jak wrócimy, wytłumaczę jej parę spraw.
- Obawiam się, że może być już za późno. - mruknąłem, ale dobrze wiedziałem, że nie uda mi się zmienić sytuacji. - W takim razie będę próbował przywrócić ją do... normalności.
- To może śmieszne, ale po tym całym praniu mózgu... Wydawała się taka szczęśliwa, pełna życia... Jak dawniej przy tobie.
- Ale nie była sobą, tylko kimś wykreowanym przez tego psychiatrę. Nie chcę, żeby znów taka była, wolę prawdziwą Nel, chamską, kapryśną, ale za razem delikatną. Taką, która dla mnie wielką zagadką i...
- W takim razie zrób co tylko możesz, żeby wróciła. - powiedział. - Muszę kończyć, podjechałem pod halę. Daj mi później znać jak się czuje.
- Jasne.
- Dzięki, że jesteś przy niej, jestem twoim dłużnikiem.
- Przecież robię tylko to, co powinienem. - wzruszyłem ramionami.
- Nie, robisz o wiele więcej. - odrzekł. - Trzymaj się.
Usłyszałem odgłos zakończonego połączenia. Odłożyłem telefon na stół i w łazience opłukałem twarz zimną wodą. Próbowałem wziąć się w garść, dodać sobie potrzebnej dziś odwagi.
Gdy wyszedłem, wciąż była w pokoju. Zbliżała się dziewiąta, nie uwierzyłbym, że jeszcze śpi.
Starając się nie narobić hałasu, otworzyłem drzwi sypialni. W półmroku dostrzegłem jej postać; siedziała na łóżku z podkulonymi nogami, wpatrując się przed siebie.
- Przeszkadzam? - zapytałem, a ona pokręciła głową, nawet nie mnie nie patrząc. - Jak się czujesz? - wzruszyła ramionami, a mnie ścisnęło w piersi na widok jej zastygniętej twarzy. - Słuchaj, rozumiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale...
- Wiesz, że nie czuję się dobrze. - spojrzała na mnie, siadając na skraju łóżka. Nie była najwidoczniej chętna do rozmów.
- Masz rację, wiem. - odpowiedziałem, opierając się o futrynę. - Chodź do salonu, porozmawiamy.
- Czy musimy teraz?
- Chcę coś ci pokazać. - wyjaśniłem przyczynę, czym najwyraźniej ją przekonałem. Wstała, ale złapała się za głowę. Chwyciłem jej ramię. - Wszystko okej?
- Tak, tylko zakręciło mi się w głowie. - powiedziała, ale zaniepokoił mnie ta nagła słabość. Narzuciłem jej na ramiona swoją szarą bluzę i wyszedłem. Podążyła za mną.
Kiedy usiadła na kanapie podałem jej starą gazetę regionalną. Chwyciła ją w dłonie, ale spoglądała na mnie pytająco.
- W środku znajduje się artykuł odnośnie Olka. Zachowałem ją, żeby nigdy nie zapomnieć kto cię tak zranił.
Brukowiec był ze stycznia, na okładce znajdował się numer strony, który napisałem czarnym mazakiem. Otworzyła na niej i zaczęła czytać.
"HISTORIA MROŻĄCA KREW W ŻYŁACH NA PERYFERIACH BYDGOSZCZY.
Około godziny dwudziestej 4 lutego b.r. komisariat policji w Bydgoszczy otrzymał zawiadomienie o znalezieniu ciała Aleksandra R.  w jednym z domów na przedmieściach. Po przybyciu na miejsce, funkcjonariusze zaczęli badać przyczyny oraz czas śmierci mężczyzny. Znaleziono odciski palców oraz wiele dowodów na pojawienie się przy zmarłym w tym czasie Anastazji F., lecz po dalszej analizie i przesłuchaniach jako genezę zgonu uznano samobójstwo, co wykluczyło ją jako jedyną osobę podejrzaną o morderstwo. Sprawa została wyjaśniona drogą sądową trzy tygodnie później. Co stało się przyczyną zbrodni Aleksandra? Według zeznań, powoływał się na silne emocje dotyczące kobiety oraz niechęć do świata.
Coraz więcej młodych osób..."
dalsza część nie dotyczyła już owej sprawy, redakcja nawiązała do wzrastającej liczby śmierci młodych.
- Rzeczywiście coś do mnie czuł. - powiedziała, po czym zapytała: - Nie uczestniczyłam w żadnym wypadku drogowym, który wmawiał mi Bronkiewicz, prawda?
- Nie. - odpowiedziałem. - Twoje rany powstały właśnie czwartego lutego w domu Olka.
Zamknęła oczy.
- Właśnie to mi się dziś śniło, jego dom, jakieś ciemne pomieszczenie...
- Przykro mi, że musisz do tego wszystkiego wracać. - wyznałem po chwili, a ona uśmiechnęła się nikle.
- Wolę bolesną prawdę niż cukierkowe, wymyślone historie o moim zyciu.
Odwzajemniłem uśmiech; jej podejście do tej sprawy bardzo mi się spodobało. Byłem pewny, że dalsze historie przyjmie jak najpoważniej jak potrafi.
Udałem się do kuchni, gdzie zrobiłem nam herbaty i czym prędzej wróciłem do niej. Po raz kolejny przyglądała się zdjęciom na ścianie; zauważyłem, że dziś zachowuje się inaczej, jest lepiej przygotowana psychicznie, choć zapewne wie, jak ciężki będzie ten dzień.
Postawiłem kubki na stole i usiadłem, patrząc na jej zachowanie.
W pewnym momencie dostrzegła opuszczoną ramkę. Uniosła ją, a na widok zdjęcia, odwróciła się, podeszła i usiadła obok.
- Dlaczego masz moje zdjęcie? - ukazała mi szklaną stronę, na której widniał Jej wizerunek. Uśmiechała się szeroko, siedząc na fotelu ze szkicownkiem w rękach, ubrana w zimową ciemnozieloną sukienkę. Pamiętam, że długo namawiałem Ją, by dała się sfotografować. W późniejszym czasie uznałem to za dobry wybór; tylko w ten sposób mogłem patrzeć na Jej osobę, gdy zdecydowała się na leczenie.
Odłożyłem obrazek i spojrzałem na nią z powagą.
- Musisz wiedzieć, że tak naprawdę nie zniknąłem z twojego życia tak, jak mówił psychiatra. To prawda, byłem przy tobie prawie cały czas, od kiedy się poznaliśmy, ale od grudnia zeszłego roku byliśmy razem. Trwało to dopóki nie trafiłaś do szpitala, później o nas zapomniałaś. Nie mogłem opowiedzieć ci co nas łączyło, bo nie wiedziałem jaka byłaby twoja reakcja. Wyobraź sobie, że ktoś nagle wmawia ci, że coś was łączyło...
Na początku patrzyła na mnie zszokowana przez dłuższą chwilę, a potem jeszcze raz spojrzała na zdjęcie i uśmiechnęła się.
- To właśnie o tym miałam zapomnieć za wszelką cenę, teraz już wiem. - pokręciła głową. - Jak on mógł mi to zrobić?
- O kim mówisz? - zapytałem zdezorientowany.
- O Bronkiewiczu, do teraz nie mogę tego pojąć. Wymazał z mojej pamięci najważniejsze momenty życia. Ślub Konarskiego zapewne też spędziłam z tobą?
Przytaknąłem. Podejrzewałem już wcześniej, że tak to zaplanował.
- Dlatego nie pamiętam nic oprócz mszy, na której zapewne nie zwracałam na ciebie aż tak dużo uwagi. - powiedziała, sam nie wiem czy do siebie czy do mnie.
- To możliwe, z tego co kojarzę, wpatrywałaś się w parę młodą prawie cały czas.
- Już rozumiem. - spuściła wzrok; czułem, że nie powinienem drążyć dalej tego tematu.
- Dziś do Bydgoszczy przyjeżdża Skra, muszę pojawić się na treningu. - powiedziałem. - Zgodzisz się na ten czas być z Kipkiem? Nie chciałbym cię zostawić samej, a na treningu będzie moja drużyna, na pewno będą chcieli z tobą porozmawiać i... Nie chciałbym, żebyś czuła się przytłoczona ich towarzystwem, to chyba jeszcze nie czas.
- Jestem tego samego zdania. - stwierdziła. - Marcin... Czy on już o wszystkim wie?
- Nie do końca - wyznałem. Wczorajszy dzień nie dał mi ani chwili spokoju, w której mógłbym mu wytłumaczyć co się stało. - Pogadam z nim, do tego czasu na pewno będzie poinformowany.
Pokiwała jedynie głową, jak gdyby bała się słów, które miałyby wypłynąć z jej ust.
Wypełniłem swoją obietnicę i poinformowałem Walińskiego o zaistniałej sytuacji, a on chętnie zgodził się na opiekę nad nią.
W międzyczasie zadzwonił Dawid , aby z Nią porozmawiać. Nie było mnie przy wymianie zdań, ale stała się jeszcze bardziej smutna niż przed nią.
W mojej głowie kiełkowała tylko jedna myśl: zrobię wszystko, byle tylko nie pozwolić jej znów zwariować.



Każdy czyn, który człowiek wykonał w ciągu życia można porównać do kropli wody. Kto przejmowałby się tak małą drobiną gdy powstają kolejne? Pozostawiasz ją w zbiorniku wraz z innymi. Z czasem gromadzi się ich coraz więcej, ale nie zwracasz na to wielkiej uwagi. Powoli powstaje morze, po którym plyniesz na niepewnej tratwie. Niektóre, kolejne wydarzenia są niczym podmuchy wiatru lub ogromne fale - stracają Cię ze stałej powierzchni. Zaczynasz tonąć w Twoim własnym oceanie wspomnień. Woda staje się nieznaną, wyjatkowo zimną. 
Będąc już przy dnie szukasz pomocy, ale nie widzisz ratunku.
 Wciąż zostajesz przy dnie, nie mogąc ani wypłynąć na powierzchnię, ani pozwolić pochłonąć się przez chłodne fale.
Czujesz tę bezsilność? Ona od teraz będzie Twoją przyjaciółką...



Od ponad godziny wpatrywałam się tępo w telewizor, w którym migały kolorowe reklamy. Zupełnie nie wiedziałam czego dotyczą, ale przynajmniej sprawiałam wrażenie zainteresowanej; Andrzej nie patrzył już na mnie podejrzanym wzrokiem.
Zżerały mnie wyrzuty sumienia: nie powinien tak się mną zamartwiać, ma w końcu swoje sprawy.
Dobrze wiedziałam, że świat nie kręci się wokół mnie, ale za każdym razem gdy próbowałam mu to delikatnie zasugerować, tym więcej uwagi mi poświęcał.
Gdy nadszedł wieczór, nerwowo zaczął wyczekiwać Walińskiego. Wrona owinął moje ramiona kocem i nie pozwolił spod niego wychodzić.
- Gdybyś poczuła się źle, Marcin ci pomoże, tylko mu o tym powiedz , okej? -zapytał, a ja przytaknęłam.
Kiedy spoglądał na mnie z uwagą (czekając na moją reakcję), po mieszkaniu rozszedł się dźwięk domofonu.
Wrona bez słowa otworzył drzwi do bloku, a potem wejściowe.
- Dzięki stary, ratujesz mi skórę. - Andrzej przywitał się z Kipkiem w przedpokoju, na który nie miałam widoku.
- To nic takiego, pomagałeś mi w gorszych sytuacjach. - odrzekł, po czym oboje przyszli do mnie.
Niebieskie oczy gościa emanowały radością. Nie mogłam ich tak po prostu zignorować.
-Cześć, Arielko. - uśmiechnął się szeroko, a ja zamrugałam szybko kilka razy. Czekał na moją odpowiedź, jednakże jej nie otrzymał. Andrzej spojrzał na niego wymownie. - Okej, już nie przesadzaj z tym powitaniem, ma gadanie mamy trochę czasu!
Unioslam jeden kącik ust, a gospodarz ubrał się do wyjścia.
- Powinienem wrócić za mniej więcej trzy godziny, chyba nie muszę mówić gdzie co jest? -  na jego słowa , oboje się roześmiali.
- Nie musisz, o ile nie przestawiałeś nic od kilku dni.
- Trzymajcie się. - po raz ostatni spojrzał na mnie i wyszedł. W mieszkaniu tylko przez następne dwie minuty panowała cisza.
- Niezły z niego panikarz, co nie? - ponownie usłyszałam jego śmiech. - Zawsze taki był, ale miało to też swoje plusy. Nie chcesz nawet wiedzieć ile razy pomagał mi wyjść z bagna, które sam stworzyłem.
Uśmiechnęłam się lekko; możliwe, że Andrzej był stworzony do pomocy innym.
- Tak więc, moja droga, jak się dziś czujesz? - wzruszyłam ramionami. - Och no proszę cię, nie można cały czas milczeć, opowiedz mi coś!
- Nie jestem pewna niczego, co dzieje się od dwóch dni, jak mogłabym o tym mówić?
- Nie musisz akurat tego poruszać. - usiadł obok mnie. - Opowiedz mi co działo się od czasu gdy wyszłaś z wariatkowa?
Zdecydowanie jego mocną cechą była szczerość. Przekonał mnie do tego, by nieco się otworzyć. Inaczej atmosfera byłaby co najmniej ciążąca.
Opowiedziałam mu okrojoną historię mojej pracy; nie była ona najciekawsza, lecz Waliński słuchał mnie z prawdziwym zainteresowaniem.
- ...Niekiedy musiałam zostać dłużej na zastępstwach, przez to nie poszłam na jeden z meczów Andrzeja, wtedy też pierwszy raz czułam, że się na mnie zawiódł, choć wmawiał mi coś zupełnie innego.
- A właśnie, jak to między wami jest? - przerwał mi.
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi, poprawiając na sobie koc.
- Dobrze wiesz - uśmiechnął się zawadiacko. - Jest między wami coś?
- Nie, skądże. - moje zaprzeczenia chyba niezbyt go przekonały.
- Odniosłem nieco inne wrażenie, myślałem, że wciąż jesteście razem, jeszcze od ślubu Konara.
- Gdy wróciłam ze szpitala... Nie wiedziałam, że kiedykolwiek byliśmy razem. - wyjaśniłam, choć czułam, że jedynie zgrywał niedoinformowanego.
- Wiesz, Nel, podziwiam cię. - odezwał się po chwili. - Pamiętam, że gdy byłaś w podobnym stanie kiedyś, nie wychodziłaś do nikogo, a jedynym co do mnie powiedziałaś, była prośba o fajki. Teraz siedzisz tu ze mną, rozmawiasz... Czuję, że teraz tak łatwo nie wpadniesz w depresję.
Spojrzał na mnie z powagą, ale też sympatią. To dzięki niemu dotarło do mnie, że jestem kimś innym niż myślałam. Byłam mu za to wdzięczna, choć całkowicie zniszczył mój światopogląd.
- Dzięki. - odpowiedziałam cicho, a jego mimika wykonała obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
- To co, jakiś meczyk? - chwycił pilota i przełączył na jeden ze sportowych kanałów. Na ekranie pojawiła się zielona murawa, a mężczyzna opowiadał mi co aktualnie dzieje się na boisku. Po kilkunastu minutach przestałam go słuchać i zaczęłam trawić naszą poprzednią rozmowę.
- Marcin. - wyrwałam go z monologu, co nieco go zszokowało.
- Tak?
- Czy Andrzej i ja... Byliśmy razem szczęśliwi? To znaczy, wiesz, do czasu śmierci z Olkiem.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedział lekko. - Opiekował się tobą gdy byłaś w rozsypce, wspierał cię zawsze i mimo wszystko. Dopełnialiście się; on zawsze uśmiechnięty, znajdował kontakt z każdym kogo spotykał, a ty... No cóż, uciekałaś od jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi; poza nim. Wyrzekałaś się uczuć przez długi czas, ale wiedziałaś, że bez niego nie byłabyś w stanie żyć, tak samo jak on bez ciebie. Szczęście to zbyt małe słowo by używać je przy opisie was dwojga.
Pokiwałam jedynie głową ze zrozumieniem; zamknął mi usta na dobre pół godziny.
Patrząc na niebo za oknem wywnioskowałam, że minęło już sporo czasu. Powoli zaczynało brakować mi samotności, ale nie wiedzieć czemu, nie mogłam ot tak opuścić Kipka.
Nim się obejrzałam, drzwi wejściowe otworzyły się, a po chwili do pokoju wszedł Wrona. Zaczerwienione policzki wskazywały na brak poprawy pogody. Ogarniał nas wzrokiem dobre kilka sekund, nim umiechnął się, w tym samym czasie mierzwiąc włosy.
-  Przerwa w treningach nigdy nie wpływała na mnie dobrze. - zaśmiał się. - Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak zmęczył się przy zagrywkach.
- Znając ciebie, do jutrzejszego wieczora dojdziesz do siebie. - Kipek wywrócił oczyma.
- Postaram się Ciebie nie zmiażdżyć. - Andrzej wyszczerzył się ku niemu.
- Żeby przypadkiem ciebie nie musieli znosić z boiska! - odwdzięczył się, wstając i udając się ku wyjściu. Przed tym odwrócił się jednak ku mnie. - Pamiętaj, Arielko, że zawsze możesz się do mnie zwrócić, w każdej sprawie. - mrugnął okiem. - Do zobaczenia niedługo.
Wrona odprowadził go, po czym usiadł w fotelu.
- Jak było? - zapytał, a ja nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa przez długą chwilę.
- D-dość dobrze. - wydukałam w końcu.
- Na pewno cały czas opowiadał ci o swoim życiu, jest okropnym gadułą. - uśmiechnął się szeroko. - Czujesz się choć trochę lepiej?
Przytaknęłam skinięciem głowy. Mężczyzna zaczął oglądać mecz, tym razem jedną z powtórek siatkówki. Patrzyłam na niego, myśląc o słowach Marcina. Wcześniej nie widziałam w nim kogoś, z kim łączyła mnie więź większa niż zwykła znajomość.
Do głowy wpłynęło kolejne wspomnienie; siedzieliśmy właśnie tutaj, w salonie. U moich nóg leżał pies, a ja sama opierałam głowę o jego ramię. Jego dłoń gładziła mój policzek gdy opowiadał o tym jak widzi naszą wspólną przyszłość. Czułam się wtedy jedną z najszczęśliwszych osób na Ziemi.
- Już odpływasz? - wyrwał mnie z zadumy z taką delikatnością, że miałam ochotę prosić, by mówił dalej o domu na obrzeżach miasta.
- Jestem trochę... zmęczona, ale nie chcę jeszcze iść spać. - powiedziałam, wywołując jego zdziwienie. - Czuję się tutaj dobrze, nie każ mi stąd odchodzić.
- Nie chcę, żebyś gdziekolwiek szła. - rzekł lekko. - Możemy tu siedzieć nawet do rana.
Uśmiechnęłam się, jeszcze bardziej zanurzając pod przykryciem.

Gdy toniesz, szukasz jakiejkolwiek odsieczy z Twojej strasznej sytuacji.
Chwytasz się wszystkiego, co może Ci pomóc.
Powoli znikając do krainy Morfeusza miałam nadzieję, że obecność Wrony będzie dla mnie niczym zbawienna łódź na moim własnym oceanie.


-------------------------------------------------
Ojej, przepraszam! Po pierwsze, za tak długi odstęp czasowy od ostatniego wpisu, a po drugie za treść.
Chciałam dodać ten post koniecznie dziś, ponieważ w następnych dniach (mam nadzieję, że nie tygodniach!) nie będę miała zbyt dużo czasu.
Chyba powinnam nieco zmienić wygląd tej strony, co Wy na to?

Trzymajcie się ciepło :)
rołzi.

sobota, 3 października 2015

#16 Nie muszę się już bać, że wszystko przeze mnie.




Zimowy podmuch wiatru rozwiał moje włosy, dotykając też szyi. Wzdrygnęłam się, po czym schowałam dłonie do kieszeni i kark za kołnierz. W czasie jazdy zdążyłam przyzwyczaić się do ciepła samochodu, choć atmosfera w środku też nie należała do najcieplejszych.
Stojąc już przed autem, rozglądałam się po blokowisku, na którym mieszkałam. Było inne niż zapamiętałam, co wcale mnie nie zdziwiło. Poza grupką młodych mężczyzn z żarzącymi się papierosami i z drazniacymi  nie widziałam żywej duszy.
Andrzej w tym czasie podszedł juz do klatki, przy której bylo dobrze znane mi wejście. Zbliżyłam się.
- Przecież mówiłeś, że Dawid sprzedał to mieszkanie.
- Póki co dał je na wynajem mojemu znajomemu. - powiedział mi zadzwonił pod numer 14.
Wymienił kilka słów z niejakim Pawłem, w czasie gdy ja rozejrzałam się jeszcze raz wokół. Twarze ludzi zgromadzonych pod sąsiednią klatką patrzyły w moją stronę. Usłyszałam głos jednego z nich: "ej to jest ta spod 14, ta cała Nel!" Reszta potwierdziła lub dodała kilka słów od siebie. Nie chcąc ich słuchać, odwróciłam się i w tym samym momencie drzwi frontowe się otworzyły dzieki lokatorowi 14.
Weszliśmy do środka i podążyliśmy pod dane mieszkanie. W otwartych drzwiach stał uśmiechnięty młodszy chłopak. Zaprosił nas do środka miłym gestem.
- No cześć! - przywitał się z Andrzejem i wyciągnął ku mnie dłoń. - Paweł, miło cię poznać.
- Anastazja. - uścisnęłam ją.
- Napijecie się czegoś?
- Nie, jestesmy tylko na chwilę. - siatkarz uśmiechnął się do gospodarza. - Czy moglibyśmy się tylko rozejrzeć po jednym z pokoi? Anastazja kiedyś tu mieszkała i w jednym z zakamarków zostawiła coś bardzo dla niej ważnego, starą figurkę, którą dostała od rodziców. - wskazał na mój dawny pokój. Na sam widok drzwi ścisnęło mnie w gardle.
- Pewnie, nie krępujcie się, tego pokoju jeszcze nie zagospodarowałem.
Odważyłam się pierwsza pociągnąć za klamkę.
Moje oczy starały się chłonąć każdy najmniejszy fragment mojego starego miejsca.
Beżowe ściany pozostały nieruszone, tak jak stara szafa na całą ścianę. Łóżko stało w tym samym miejscu, niedaleko okna z widokiem miasto.
Gdy weszłam w głąb, ujrzałam odpryśniętą farbę na ścianie i rysy na drewnie szafy, które były coraz intensywniejsze im bliżej były drzwiczek.
Spojrzałam na Andrzeja, który zaplótł ręce na piersi.
- To tutaj wszystko się zaczęło. - powiedział, a po chwili usiadł na łóżku. - Tu uciekałaś przed światem, ludźmi, ale niestety nie przez swoimi myślami.
Przejechałam dłonią po szafie. Ślady nie były bardzo głębokie, a układały się idealnie w odległości, w jakiej znajdowały się od siebie moje paznokcie.
- Gdy dopadały cię wspomnienia, musiałaś jakoś je odreagować, przynajmniej w czasie gdy opiekował się tobą Konar. - wyjaśnił śledząc moje ruchy. - Kiedy przejąłem jego zadanie, starałem się kontrolować co robisz, spędzać z tobą jak najwięcej czasu. Niekiedy widziałem, że masz mnie dość, nic dziwnego, przesiadywałem z tobą całe dnie. - uśmiechnął się. - Nie mogłem cię zostawić gdy czułaś się źle.
Chwilowa radość zniknęła z momentem, z którym otworzyłam szafę.
W środku aż roiło się od białych kartek z czarnymi, wielokrotnie poprawianymi napisami.
"Jesteś nikim."
"Po co żyjesz?"
"On cię znajdzie."
"Zwykła szmata."
"Droga śmierci, przyjdź."
Ostatnie słowa powtórzyły się najwięcej razy. Złapałam się za głowę, nie mogąc wyrzucić z niej wracających wspomnień.

Ciemny parking... Potem nagły ból, sparaliżowane ciało, cudzy oddech na mojej przyciśniętej do ziemi szyi... Bezwład, strach, szok.
Potem osamotnienie, które nie chciało mnie opuścić, zwłaszcza w tych czterech ścianach.
Chciałam umrzeć, o niczym innym nie marzyłam, pamiętam to.
Sięgałam nawet po żyletkę, chciałam popełnić samobójstwo, wciąż myślałam o odejściu z tego świata. Nigdy jednak się na to nie odważyłam.
Wykrzywiona w smutku twarz Dawida i złość Ani pojawiły się przed moimi oczyma. Zadałam im tyle bólu...
- Anastazjo? - głos Andrzeja wydobywał się jakby zza szyby.
Andrzej... Teraz widziałam jego szare oczy patrzące na mnie z uśmiechem i nadzieją. To było tak niedawno... Poczułam ciepło na sercu; teraz już wiedziałam to, co najważniejsze.
To on starał się miesiącami poskładać moje zniszczone wnętrze. Jego ciepłe ramiona trzymały mnie, gdy nie miałam siły i walczyłam ze sobą, by nie zrobić sobie krzywdy. Jego słowa zawsze potrafiły do mnie dotrzeć, nawet gdy broniłam się przed nimi rękami i nogami.
Był przy mnie wtedy, gdy potrzebowałam pomocy.
Zobaczyłam go w tym pokoju, trzymającego w rękach płytę z muzyką, której słuchaliśmy razem, potem przeglądającego moje prace, kładącego mnie do łóżka i przykrywającego kołdrą.
Opiekun, mój anioł...



- Wszystko okej? - jego twarz znalazła się nagle blisko mojej, patrząc na nią z niepokojem. Zdałam sobie sprawę, że opieram się o mebel, siedząc na podłodze.
- To wszystko prawda. - wyszeptałam cicho, a moje oczy się zaszkliły. - Naprawdę byłeś przy mnie, pomagałeś mi...
- Tak jak mówiłem. - przyznał, dotykając mojego ramienia. - Czy teraz...?
- Chyba część mojej pamięci wróciła. - odpowiedziałam i zakryłam twarz w dłoniach.
- Co dokładniej? - domagał się bardziej szczegółowej odpowiedzi. Nie widziałam przeciwwskazań, by mu jej nie udzielić.
- Ten gwałt, odizolowanie, depresja, potem Dawid, Ania. - spojrzałam na mężczyznę, który usiadł naprzeciw mnie. - I ty, twoja opieka nade mną... Nasza przyjaźń.
- Przyjaźń. - powtórzył cicho. - Zgadza się, była piękna. Zrobiłbym dla ciebie...
- Coś się stało? - w drzwiach pokoju pojawił się Paweł, patrząc na nas podejrzliwie.
- Nie, skądże. Jednak nie ma tutaj tej figurki, musimy jej poszukać gdzieś indziej. - powiedział Wrona, pomagając mi wstać, gdy sam to zrobił. - Chodź, Nastka, obiecuję ci, że ją znajdziemy.
Objął mnie ramionami i pomógł wyjść.
- Badź silna, proszę. - szeptał, gdy żegnaliśmy się z chłopakiem.
Wsiadłam do auta niczym kukła kierowana przez Andrzeja.
Kiedy oboje siedzieliśmy w środku, spojrzał na mnie wnikliwie.
- Masz już dość?
- Nie. - odpowiedziałam. - Daj mi chwilę, muszę dojść do siebie.
Kilka głębokich oddechów pomogło mi nad sobą zapanować. Zdecydowałaś się na poznanie prawdy, więc nie przeciągaj tego w niekończoność.
- Wracamy do mojego mieszkania?
- Jeszcze nie teraz, zawieź mnie jeszcze w jedno miejsce, proszę.
Patrzył na mnie długo, najwyraźniej chcąc mi odmówić, ale odpalił silnik i ruszył.
- Tylko w jedno, jest już późno.
Miał rację, zaczynało się ściemniać; nie wiedziałam nawet która jest godzina, ale to nie miało żadnego znaczenia.
Po kwadransie byliśmy na miejscu; znaleźliśmy się na parkingu niedaleko cmentarza.
- Dlaczego jesteśmy akurat tutaj?
- Chodź. - podążył ku wejściu. Szłam za nim, póki nie stanął. Na nagrobku znajdował się napis "Aleksander Redmann" oraz data narodzin i zgonu. - To on stoi za tym wszystkim, przez niego miałaś depresję, przez tego jednego, nic nie wartego szczeniaka tyle cierpiałaś.
Ponownie w głowie pojawił się obraz uśmiechniętego Olka; czarne włosy zasłaniały mu oczy, ale mimo tego mogłam w nich zobaczyć obłąkanie. To samo, które dołączyło do paniki w momencie jego śmierci. Widziałam wszystko, choć bardzo tego żałowałam; Bronkiewicz musiał dość długo wymazywać mi to z pamięci, prawie tak długo jak inną sprawę, na którą jeszcze nie trafiłam...
Długo po tym obwiniałam siebie za jego samobójstwo, pogłębiając stan w jakim juz byłam.
- Był podobno moim przyjacielem. - powiedziałam, a Wrona westchnął głośno.
- Był psychopatą, wiesz o tym. - schował zamarznięte dłonie do kieszeni. - Przywiozłem cię tutaj, zeby udowodnić ci, że nie wymyślam tego wszystkiego, mówię czystą prawdę.
- Wierzę we wszystko co mówisz, Andrzej. - wyznałam; nastała cisza. - Chodźmy już, nie marznijmy.
Kiwnął głową i poszliśmy do auta.
Będąc już w domu, wzięłam prysznic i wciąż rozmyślając, usiadłam w sypialni Andrzeja na łóżku.
Jak ciężkim byłam przypadkiem skoro zdecydowali się na taką formę leczenia? Czy mocno broniłam się przez terapią?
Na pewno byłam w złym stanie, nie wszystkich muszą zmieniać w innych ludzi.
Chciałam poznać swoją historię w całości, zrozumieć co przeżyłam... ale skąd pewność, że byłam w stanie to wszystko przyjąć? Nie miałam żadnego zapewnienia.
Skulilam się na łóżku; wspomnienia bombardowały moją świadomość z ogromną szybkością. Dziesiątki głosów zaczęły do mnie mówić, niektóre rzucając we mnie licznymi obelgami. Dziesiątki, może wręcz setki twarzy...
Zatkałam uszy dłońmi; nawet nie wiedziałam kiedy krzyk wydobył się z mojego gardła.
Andrzej pojawił się przy mnie w kilka sekund.
- Spokojnie, jestem przy tobie - mówił cicho, biorąc moje dłonie w swoje. - Nie denerwuj się, dobrze?
Moja szczęka zaczęła się trząść. Nie kontrolowałam tego, co się ze mną działo, co momentalnie zauważył; objął mnie ramionami.
Długo do mnie mówił na różnego rodzaju tematy. Wspominał dzieciństwo, rozwój kariery, starych przyjaciół, podróż do Stanów Zjednoczonych na mecze, wakacje z rodziną nad morzem, omawiał taktykę na mecz z Transferem. Działał na mnie lepiej niż leki uspokajające. Kiedy sam zaczął odpływać w sen, próbował mnie delikatnie puścić, by iść do siebie. 
- Nie zostawiaj mnie dziś samej. - powiedziałam, łapiąc go za nadgarstek.
Spojrzał na mnie zaskoczony, ale powrócił. - Boję się samej siebie, Andrzej.
- Niepotrzebnie, dasz sobie radę ze wszystkim, co cię spotka, pomogę ci ile tylko będę mógł.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
Położył moją głowę na poduszce, przykrył kołdrą, a sam ułożył się obok.Oparłam głowę o jego ramię i wsłuchałam się w oddech. Dziwnym sposobem, gdy byłam przy nim, znikał cały lęk, który wcześniej mnie nie opuszczał.
Zdecydowanie, był jak mój anioł stróż.


-------------------

Skończyłam pisać to po trzeciej nad ranem, przepraszam za błędy.


Uwielbiam tu wracać, naprawdę.
Chciałbym, żeby ta historia stała się prawdziwą kontynuacją Magii, do której (mimo krytycznego oka na wszystko, co robię) często chętnie wracam.


Do następnego,
rołzi

PS. Dodaję post drugi raz, coś najwidoczniej namieszałam .-.

niedziela, 27 września 2015

#15 Nie pozwolę Ci mnie opuścić nawet, gdybym miał się zgubić.





Każdego dnia człowiek staje przed wieloma decyzjami, które mocno wpływają na dalszy bieg jego życia. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy; kto zresztą zwróciłby uwagę na pójście do kawiarni podczas przerwy w pracy, w której pozna kogoś, kto pozostanie w jego życiu na długi czas? Kto zastanawiałby się nad wypożyczeniem książki, która  tak naprawdę w kilka godzin zmieni jego światopogląd?
Niekiedy jednak chciałoby się tej świadomości jak najbardziej uniknąć, zwłaszcza znając jej wagę...
Stojąc w kuchni i zastanawiając się nad niedaleką przyszłością, powoli trawiłem wydarzenia z ostatniej godziny. Nie spodziewałem się, że to właśnie teraz, w Bydgoszczy, dotrze do niej co się stało w szpitalu. Co prawda, właśnie tutaj działo się wszystko to, co miała zapomnieć, ale poza szpitalem nie była nigdzie z dawnych miejsc pełnych wspomnień. Tak właściwie... sam do końca nie wierzyłem w to, że odzyska te wszystkie wspomnienia. Zawsze gdy opowiadała mi swoją wersję wydarzeń przeszłości ogarniała mnie wściekłość, ale przecież nie starałem się przywrócić tego co było.
Teraz sposób, w jaki to przyjmie zależał ode mnie.
Zalałem herbaty i poszedłem z nimi do salonu, gdzie skulona, wpatrywała się w zdjęcia naprzeciw kanapy. Gdy wszedłem, nawet się nie odwróciła. Zielone tęczówki wpatrzone w ściany szukały  odpowiedzi na kłębiące się w jej głowie pytania.
Usiadłem nieopodal i wciąż nie wiedząc co powiedzieć, spoglądałem na spadający za oknem śnieg. Towarzyszył mu wyjący nieprzyjemnie wiatr; nawet pogoda chciała mi przekazać w jak podłej sytuacji się znajduję.
- Zacznij już, dobrze? - odezwała się. Spojrzałem na jej zastygły profil.
- Tylko, że...
- Nie rób mi tego. - zamknęła oczy, po czym zwróciła je ku mnie. Powaga i ból na bladej twarzy sprawiły, że mój żołądek chwycił dziwny skurcz. - Chcę znać prawdę i wiem, że to ty możesz mi ją przekazać. Nie proszę o nic więcej, tylko bądź ze mną szczery.
Nie wiedziałem czy to tak naprawdę dobre posunięcie. Z jednej strony nie wiedziałem jak przyjmie te wszystkie kłamstwa, na pewno już w tym momencie jest zdruzgotana. z drugiej jednak, skoro wie już, że żyła w kłamstwie, prawda wyszłaby na jaw prędzej czy później.
- To może ciebie zniszczyć. - powiedziałem licząc na to, że uda mi się ją zniechęcić, chociażby na kilka godzin, w ciągu których zdążyłbym się z kimkolwiek skontaktować.
- Nie obchodzi mnie to, opowiedz mi, o wszystkim. - pierwszy raz od bardzo dawna wyczuwałem w jej głosie taką stanowczość.
Nie miałem już siły się bronić, Jej dobro stawiałem ponad własny rozum.
- Poznałem cię zeszłej wiosny, wtedy byłaś dla mnie tajemniczą, izolującą się od ludzi w moim typie, kobietą. Zaciekawiłaś mnie swoją osobą od samego początku. Nasza znajomość powoli rozwijała się, początkowo ciężko było mi ciebie zrozumieć, ale naprawdę mocno się... polubiliśmy. Potem ty mnie odrzuciłaś, do teraz nie wiem dlaczego, ale nie w tym rzecz. Niedługo po tym wpadłaś w depresję, nie wychodziłaś wcale z domu, trwało to kilka tygodni. Dawid próbował w jakikolwiek sposób z tobą porozmawiać, ale nie mówiłaś nic poza prośbą o spokój. - zrobiła wielkie oczy, ale kontynuowałem. - Kiedy musiał wyjechać na zgrupowanie, poprosił mnie o opiekę nad tobą, martwił się, że zrobisz sobie krzywdę. Mieszkałem w waszym mieszkaniu przez dobre trzy-cztery miesiące, powoli wyciągając cię z tego stanu.
- Ale z jakiego powodu w ogóle w niego wpadłam?
Próbowałem w jakiś sposób ominąć ten wątek. Niestety, obiecałem prawdomówność.
- Gdy nasz kontakt się urwał, zostałaś zgwałcona, właśnie to tak tobą wstrząsnęło. Nie chciałaś z nikim rozmawiać, zwłaszcza na ten temat. Dawniej przyjaźniłaś się z chłopakiem imieniem Olek; to on za tym wszystkim stał...
Zasłoniła usta i zaczęła kręcić głową; zamilknąłem. Ponownie ukryła twarz. Zacisnąłem żeby, by nie zdradzić zdenerwowania. Jak mogłem ją tak ranić...
- To wszystko musi być koszmarem, bardzo realnym koszmarem. - odezwała się łamiącym głosem.
Nie odpowiedziałem, najzwyczajniej w świecie odebrało mi mowę.
- On nie żyje, prawda?
- Popełnił samobójstwo. - odpowiedziałem szczerze, po czym skrzyżowały się nasze spojrzenia; oczy miała mokre od łez, a po policzkach wciąż spływały nowe. Ten obraz całkowicie mnie zamroczył. Objąłem jej trzęsące się, skulone ciało. Świadomie bądź nie, doprowadziłem ją do łez.
Zrozumiałem, że jej cierpienie jest też moim i choćbym nie wiem jak się od tego bronił, sytuacja przerastała również mnie. Przyzwyczajałem się do niej przez długi czas, tak nagła zmiana nie wchodziła wtedy w rachubę.
- Powiedz mi więcej. - odezwała się kwadransie ciszy. Pokręciłem głową.
- Nie, na razie tyle wystarczy, musisz odpocząć i przyjąć to, czego dowiedziałaś się do teraz.
Nie odpowiedziała, trwając we własnych myślach. To właśnie do nich, choć bardzo bym chciał, nie miałem żadnego dostępu. Mógłbym sprawić, by nie zadręczała się, choćby na kilka chwil. Naprawdę wiele bym za to oddał.
Tymczasem pojawił się inny problem. Z kim powinienem się podzielić tym, co się stało?
Z jej terapeutą? To chyba nie jest najlepszy pomysł, i tak wyrządził za dużo zła.
Konar? Wydawał się najlepszą ku temu osobą, ale przecież nie dopuszczał do siebie myśli, że Nel może powrócić taką, jaka była kiedyś.
Poza nimi nie znałem nikogo, kto znałby jej historię.
Kontakt z kimkolwiek jednak nie w chodził w grę; w tym momencie nie mógłbym jej zostawić samej.
Obawiając się najgorszego, zamknąłem oczy i zacząłem prosić Boga o pomoc.






Niekiedy masz wrażenie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku: nic Ci nie dolega, życie układa się coraz lepiej, kładziesz się spać z uśmiechem na ustach... I nadchodzi taki moment, który całkowicie Cię załamuje, odbiera chęci do chociażby udawania szczęśliwej osoby.
Chcesz tylko zniknąć i nigdy więcej nie wrócić do rzeczywistości, która Cię otacza.
Zwłaszcza jeśli zmienia się ona z minuty na minutę w coraz gorszą.
Okazało się, że jesteś zupełnie inną osobą niż uważałeś.
Zostałeś przez kogoś wykreowany.
Pragniesz wykrzyczeć, że to wszystko nieprawda, twoje życie jest zupełnie inne, takie cudowne! I właśnie ten krzyk rozsadza Cię od środka, bo przecież nie możesz go z siebie wyrzucić.
Czujesz tą bezsilność? Pustkę, która pozostała po Twojej duszy?
Czujesz nóż w plecach wbity przez człowieka, któremu ufałeś jak nikomu innemu?
Teraz to nie ma znaczenia; pozostajesz tylko ty i nieznana przeszłość.

Kiedy Wrona opowiedział mi o Olku, zobaczyłam jego szaleńcze spojrzenie, usłyszałam śmiech i strzał rewolweru. Nie wiedziałam do końca czy to rzeczywiste wspomnienie; właściwie nie wiedziałam nic, więc zdecydowałam się w to uwierzyć.
Chciałam zrozumieć wszystko, lecz na drodze znajdowało się wiele utrudnień, a najpoważniejszy z nich miał ponad dwa metry wzrostu i w charakter wpisaną upartość.

- Nie mogę tego zrobić! - szare oczy spoglądały na mnie spod zmarszczonych brwi. Andrzej bardzo mocno walczył z tym, co w nim tkwiło. Nie mogłam zrozumieć czemu upierał się, by nie powiedzieć mi całej mojej historii. Czy była aż tak straszna, bym nie mogła jej unieść?
- Proszę. - powiedziałam po raz kolejny w ciągu dziesięciu minut.
- Anastazjo, wszystko nadchodzi w swoim czasie. - chwycił moją dłoń, ale szybko ją zabrałam. - Przepraszam, nie chcę, żebyś poczuła się jeszcze gorzej.
- Już nic nie będzie gorsze niż teraz. - zwróciłam swój wzrok ku stopom czując, że ogarnia mnie zimno.
Mężczyzna zaklął cicho pod nosem, po czym odetchnął głęboko.
- Nie, ja to wszystko naprawię...
- Ach tak? - znienacka ogarnęło mnie dziwne wzburzenie. - Więc napraw mnie, jeśli umiesz.
Wpatrywaliśmy się w siebie z powagą przez kilka sekund; najwidoczniej trafiłam w punkt.
- W porządku, daj mi tylko czas, poznasz całą prawdę. - powiedział stanowczo, po czym wstał. - Za 5 minut masz być ubrana do wyjścia, nie marnujmy już czasu.
Patrzyłam jak idzie w stronę pokoju gościnnego i znika za drzwiami. Wstałam cicho, ubrałam buty i płaszcz, a po chwili pojawił się on. Bez słowa ubrał odzież wierzchnią, po czym otworzył przede mną drzwi.
Wyjechaliśmy samochodem na bydgoskie ulice.
Kiedy Andrzej skręcił w jedną z mniejszych, a potem zwolnił, zaczęłam żałować, że nie protestowałam.

Prawda bywa naprawdę bolesna...


------------------------------------------------------------

Możecie mnie śmiało zmieszać za to z błotem, serio.
Nie dość, że krótko, to jeszcze niewarte publikacji.

Następny będzie lepszy, obiecuję.
Jest tu w ogóle ktoś? Potrzebuję motywacji do pisania! .-.

piątek, 11 września 2015

#14 Och, mała dziewczynko to tak okrutny, okrutny świat




Otworzyłam leniwie oczy drażnione zadziwiająco mocnymi promieniami słońca. Telefon wyświetlał godzinę 9:30. Rozejrzałam się po pokoju i po chwili zdałam sobie sprawę, że jestem w sypialni Andrzeja, jest 1. stycznia i jesteśmy w Bydgoszczy. Z uśmiechem narzuciłam na piżamę (złożonej z koszulki Dawida i spodenek) luźną bluzę  i poszłam do kuchni. Nastawiłam ekspres na robienie kawy, a gdy już ją otrzymałam, postawiłam ją w salonie na stoliku. Przyjrzałam się bliżej zdjęciom powieszonym nad telewizorem; Wrona wyglądał uroczo jako siedmiolatek przebrany za biedronkę w szkolnym przedstawieniu. Na innym rozpoznałam trójkę rodzeństwa, zdjęcie zrobione niedawno w ich salonie, choć Igor na pewno urósł co najmniej 10 centymetrów. Kolejne przedstawiało bydgoską drużynę na jednym z turniejów, na pierwszy rzut oka można było zauważyć ich radość.
Ostatnia z fotografii najbardziej przykuła moją uwagę: Znajdowali się na niej Andrzej i Dawid, którzy z obu stron obejmowali... mnie. Panowie ubrani byli w garnitury, a ja w fioletową sukienkę. Konarki na uniesionej dłoni eksponował obrączkę. To musiał być dzień ślubu...
Nie pamiętałam tej chwili. Ślub kojarzył mi się jedynie z uroczystością w kościele, kiedy to Ania i Dawid wyznali sobie dozgonną miłość. Wesele całkowicie wypadło mi z głowy.
Sama nie wiedząc dlaczego, ucieszyłam się na widok Wrony, który na zdjęciu patrzył z uśmiechem tylko na mnie.
- Już nie śpisz? - błyskawicznie obróciłam głowę w stronę drzwi frontowych. W progu stał wspomniany mężczyzna z reklamówką pełną artykułów spożywczych.
- Nie, i tak spałam aż za długo jak na mnie. - podszedł bliżej, a gdy idąc do kuchni dotknął mojego ramienia, moje serce zrobiło fikołka. Chcąc odwrócić od tego uwagę, wzięłam w dłonie kubek z kawą i upiłam jej, kątem oka śledząc ruchy mężczyzny. Poruszał się jak zwykle prawie wcale nie hałasując
- Zjesz ze mną? - spojrzał na mnie siedząc już przy stole pełnym jedzenia. Przytaknęłam i usiadłam naprzeciw niego. Zrobiłam kanapkę i zaczęłam ją jeść, wpatrując się w widok za oknem; dobrze widoczny z niego kanał bydgoski był oblodzony, ale oczami mojej wyobraźni wciąż był niczym latem, niosąc ze sobą orzeźwiający podmuch, dający się odczuć zwłaszcza podczas spaceru chodnikiem wzdłuż niego.
Będąc z połowie kanapki, spojrzałam na Wronę, który zrobił to samo z uśmiechem na ustach.
- Mam coś... na twarzy? - odruchowo przejechałam palcami po kącikach ust,
- Skądże. - zaprzeczył, ale nie opuścił wzroku, przez co zmieszana urwałam ten kontakt.
W nocy Andrzej nie opuścił mnie nawet na krok, póki nie weszłam do "mojego" pokoju. Sytuacja z północy więcej się nie powtórzyła, ale nie potrafiłam przestać o niej myśleć. To nie było niczym wielkim, być może chciał tylko musnąć mój policzek, a to przeze mnie wyszło inaczej...
- Podobało ci się wczoraj? - wyrwał mnie z zadumy; spanikowałam.
- Co? Jak... Ale co miałoby mi się podobać? - słowa wyrwały się z mojego gardła nim zdążyłam się powstrzymać, na dodatek w ekspresowym tempie.
- No wiesz, impreza, muzyka, towarzystwo...
- Ach, no tak. - na moją twarz wpłynął rumieniec. - Tak, było całkiem... miło.
Zaśmiał się wyciągając wysoko ręce.
- Nie chcę wiedzieć w jakim domu był na końcu dom Kipka.
- Kiedy wychodziliśmy, nie było źle.
- Owczarz został do samego końca, a on... No wiesz, lubi okazywać swoją radość w różny sposób, zwłaszcza gdy nieco wypije.
- Nieco. - powtórzyłam i oboje zaśmialiśmy się cicho. Zdecydowanie nie był dzisiaj w dobrym stanie.
- Jaki masz plan na dziś?
- Zamierzam iść na wizytę do szpitala, a ty? - odpowiedziałam, a on zdziwił się.
- Przecież dziś jest pierwszy, jesteś pewna, że ten twój cały lekarz tam będzie?
- Tak, on... Mieszka niedaleko, pracuje nawet w święta. - puściłam ocenę mojego psychiatry mimo uszu.
- Skoro tak uważasz, niech będzie. - wzruszył ramionami. - Ale daj mi znać kiedy skończysz.
- Jasne. - uśmiechnęłam się do niego. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na dłuższą chwilę.
Jego wargi tylko nieznacznie wygiął uśmiech, co było dla niego dość nietypowe.
- Wiesz... - zaczął. - Jeśli chodzi o to, co się stało wczoraj... - zmarszczyłam brwi, choć wiedziałam dokładnie o co chodzi. -  Nie chciałbym, żebyś się mnie wystraszyła. To nie tak, że rzuciłem się na ciebie, normalnie nie zrobiłbym tego, ale nie byłem do końca czysty, sytuacja była... No wiesz, wyjątkowa.
- Chcesz mi powiedzieć, że pocałowałeś mnie dlatego, że byłeś pijany?
- Nie byłem, miałem tylko więcej odwagi niż zawsze. - tłumaczył się zmieszany. - Boże, jak to beznadziejnie brzmi. Gdybym był trzeźwy, też mógłbym... Po prostu...
- Nic się nie stało, Andrzej. - skłamałam lekko, przerywając jego plątaninę słów.
- Nie masz mi tego za złe? - spojrzał na mnie z nadzieją.
- Oczywiście, że nie, każdemu mogło się to wydarzyć.
- Bardzo się cieszę. - odetchnął teatralnie. Zapanowała niezręczna cisza.
- Pójdę się przygotować do wyjścia. - powiedziałam i tak też zrobiłam.
Wzięłam prysznic, ubrałam się w fiołkowy wełniany sweter i jeansy, Nałożyłam lekki makijaż i wysuszyłam włosy. Robiąc to, po mojej głowie krążyła tylko jedna myśl...
To nieprawda, zbliżenie znaczyło dla mnie więcej niż powiedziałam. Rzeczywiście, poczułam od niego alkohol, ale nie był to odór, lekki posmak. Właściwie nie zwróciłam na to uwagi, zapomniałam na moment gdzie jesteśmy, że otaczają nas inni ludzie.
Widziałam jedynie niego...
Zakładając na nadgarstek fioletową bransoletkę westchnęłam głośno, po czym chwyciłam torbę, ubrałam botki i płaszcz.
- Wychodzę. - powiedziałam, a z pokoju gościnnego wychylił się Wrona, zapinający właśnie rękaw kraciastej koszuli, jednak puścił go i podszedł blisko, zdecydowanie zbyt blisko.
- Zapomniałaś o szalu. - wziął go z półki i owinął wokół mojej szyi. Zamiast odejść, wyjął na zewnątrz włosy i przejechał po nich dłonią. Wpatrywałam się w niego, nie wiedząc jak zareagować.
- Dzięki. - wydukałam w końcu. - Muszę iść.
- Będę czekał na wiadomość od ciebie. - uśmiechnął się, a ja wyszłam z mieszkania. Zbiegłam szybko po schodach, a po chwili omiótł mnie chłodny wiatr. Ruszyłam w stronę szpitala i dzięki miejskiemu autobusowi dotarłam pod niego w 25 minut.
Na teren budynku weszłam z pewnością siebie. W recepcji wyjaśniłam powód wizyty i ruszyłam korytarzem ku gabinetowi Bronkiewicza.
Mijałam kilka znajomych twarzy, w tym pacjentek.
Milena, z nią rozmawiałam o jej lękach i atakach paniki. Uśmiechnęła się po mnie, aż zadrgało jej oko. Z panią Krysią grywałam w karty; teraz patrzyła na mnie tępo, nie poznając mnie ani trochę. Zajrzałam do swojej sali, która była pusta. Jedynie na moim dawnym miejscu leżał koc i otworzona książka. Dziwne.
Pokonując kolejne metry, wzrokiem szukałam Kingi, ale nie udało mi się. Zapukałam w ciemnobrązowe drzwi, a gdy usłyszałam "Proszę", weszłam do środka.
- To ty, Anastazjo. - Bronkiewicz nie ukrywał zdziwienia. Nie zmienił się niczym, wciąż patrzył na mnie tymi samymi, ciemnymi oczyma i uśmiechał się ukazując śnieżnobiałe zęby. - Jak miło cię znów zobaczyć! Usiądź, proszę.
Wykonałam o co prosił, gdy on poszukiwał mojej karty pobytu i leczenia.
- Przyszłam na...hmm, kontrolę. - zaśmiałam się, a on mi zawtórował, sama nie wiem dlaczego.
- I jak się czujesz? Depresja nie wróciła?
- Och nie, w żadnym wypadku! Zaczęłam nowe życie i wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Zmieniłaś kolor włosów. - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie; najwidoczniej nie przypadło mu to do gustu.
- Tak, zapragnęłam jakiejś zmiany, a to pierwsze co wpadło mi do głowy.
- Rozumiem. - podrapał się po rzadkich włosach - No dobrze, niech już taki pozostanie. Czyli czujesz się dobrze, tak?
- Zdecydowanie. - potwierdziłam, a on zaczął pisać coś w mojej kartotece. - Biorę leki, które mi pan przepisał, naprawdę dużo mi pomogły.
Nie mogłam oczywiście wspomnieć, że zapomniałam ich zabrać z Bełchatowa i zarówno wieczorem jak i rano nie wzięłam swojej dawki.
- Cudownie. - ucieszył się i ponownie coś zapisał. Zdecydowałam się na pytanie, które nurtowało mnie pewien czas.
- Doktorze, czy... Kinga wciąż zajmuje ten sam pokój co dawniej?
- Och, przykro mi to mówić... ale musiała zostać przeniesiona do innego szpitala, jej stan diametralnie się pogorszył, ponownie próbowała popełnić samobójstwo, tym razem w toalecie, sami nie wiemy dlaczego tak się stało...
- Ojej, nic nie wiedziałam. - otworzyłam ze zdziwienia szeroko oczy i zamilkłam.
- W takim razie chyba możemy ponownie zobaczyć się... Za rok? - uśmiechnął się splatając palce na pulpicie biurka.
- Za rok? - zmarszczyłam brwi.
-Tak, wypiszę ci  recepty na 12 miesięcy, to żaden problem. Widzę, że jesteś w bardzo dobrym stanie, po co mamy panikować? Jeśli będziesz się źle czuła, wtedy możemy się spotkać.
Patrzyłam na jego podnoszącą się postać, mrugając szybko.
- No dobrze. - ocknęłam się po chwili. - W takim razie...
- Do zobaczenia, Anastazjo - powiedział lekko pchając ku drzwiom. Spojrzałam na niego ostatni raz nim zamknął je przede mną. Potrzebowałam chwili, żeby przetrawić to, co się właśnie stało. Kiedy już mi się udało, odwróciłam się na pięcie i zmierzyłam ku wyjściu, nie nawiązując już żadnych kontaktów wzrokowych. Wyszłam na zewnątrz i napisałam sms-a do Andrzeja, że skończyłam zajęcia, ale zamierzam jeszcze pospacerować. Okryłam mocniej szyję i ruszyłam w stronę miasta. Inaczej wyobrażałam sobie wizytę u Bronkiewicza. Pamiętałam go jako troskliwego, wyrozumiałego człowieka, któremu mogłabym powiedzieć wszystko, a dziś był kimś zupełnie innym. Nie mógł się przecież aż tak zmienić w kilka miesięcy!
- Arielka? - usłyszałam za sobą znajomy głos, więc odwróciłam się; w moją stronę zmierzał szybkim krokiem Waliński z wielkim uśmiechem na twarzy. - Wiedziałem, że to ty! Tych włosów nie pomyliłbym z żadnymi innymi!
- Jak się czujesz? - zapytałam kiedy podszedł bliżej.
- Rano było ciężko, ale ból głowy ustąpił podczas sprzątania domu. Mam nadzieję, że ci się podobało?
- Pewnie, bardzo. - zapewniłam, choć sądziłam nieco inaczej. - Jesteś całkiem niezłym organizatorem.
- Dzięki, powiedz to skacowanemu Wiesowi. - zaśmiał się. - Słuchaj, chodźmy do mnie, wypijemy kawę, którą mi obiecałaś.
- Ale Andrzej...
- Zadzwonię po niego, ale z tego co wiem, teraz widzi się ze starymi znajomymi spoza klubu.
- Nie wspominał mi o tym. - dodałam. - Ale chętnie pójdę z tobą, ciepły napój przyda się nam obojgu.
Droga zajęła nam 20 minut. Zarówno w drodze jak i na miejscu rozmawialiśmy o pracy, meczu Skra-Resovia, przygotowaniach do rozgrywki Bełchatowian z drużyną Bydgoską oraz kilka pobocznych tematów.
- To śmieszne, że mieszkając tutaj taki szmat czasu nie byłam na ani jednym meczu mojego kuzyna. Na Łuczniczce podobno w czasie rozgrywek panuje cudowna atmosfera!
- Załatwię ci bilet na najbliższe spotkanie jeśli chcesz.
- Oczywiście, że tak! - uradowałam się. - To znaczy... Może być ciekawie.
Spojrzał na mnie przenikliwie.
- Bardzo się zmieniłaś, wiesz Nel?
- Nel? - zmarszczyłam brwi. - Chyba mnie z kimś pomyliłeś.
- Zgrywasz się, prawda? - roześmiał się, ale gdy ujrzał moją powagę, przestał. - Przecież mówimy tak na ciebie od zawsze! Nel, jak ta z "W pustyni i w puszczy"!
- Nieprawda, to... - spojrzałam na jego uśmiech. 
Nel... Czy to... czy to możliwe? 
Przypominało mi się nasze pierwsze, niezbyt przyjemnie spotkanie. Potem ujrzałam jego wygięte wargi w ciemnościach mojego pokoju, gdy przyniósł mi alkohol i papierosy; wtedy już nie wychodziłam z domu, zatracona w depresji. Następne wspomnienie zaparło mi dech; patrzył na mnie z bólem i nadzieją w wielkich źrenicach, mówiąc "Teraz mi wierzysz, że tego nie zrobiłem?"
Przed oczami stanął mi obraz Bronkiewicza, który patrzył na mnie, mrużąc i tak już zbyt małe oczy. "Marcin nie jest dla ciebie ważny, w ogóle nie powinnaś wiedzieć o jego istnieniu. Wiesz jedynie, że to kolega twojego kuzyna, nic więcej. Zapomnij o wszystkim innym, Anastazjo."
Powietrze w moich płucach stanęło na dłuższą chwilę, a tępy wzrok utkwiłam w ścianie.
Czy mój mózg sam tworzy takie obrazy?
Nie, to niemożliwe!
W uszach jakby przez mgłę zabrzmiał głośny bolesny krzyk;  to ona, Kinga, wraca zapłakana z terapii.
"Ja nie mogę zapominać, nie..." - zbliżam się i przytulam jej skrępowane ciało. - "On chciał mojej śmierci..."
Chcę krzyczeć, wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, ale nie mogę; ja też nie chcę zapominać o nikim, ale inaczej nie pozwolą mi stąd wyjść. Muszę to zrobić. Muszę...

- Arielko! Anastazjo, spójrz na mnie! - to Marcin wymachiwał ręką przed moimi oczami - Cała się trzęsiesz. Boże, co się dzieje? - chwila ciszy. - Andrzej, przyjedź do mnie, szybko! Nel... To znaczy Anastazja... Nie pytaj co z nią jest, po prostu do cholery nie kontaktuje! Jasne, czekam.
Andrzej... On też nie zapomniał... Kim on dla mnie jest?
Kim jestem ja sama?


Mieszkanie w Bełchatowie różniło się kilkoma aspektami od życia w Bydgoszczy, ale istniał tylko jeden, który tak naprawdę potrafił mnie wyprowadzić z równowagi - codzienne korki.
Stojąc w jednym z nich, włączyłem mocniejsze ogrzewanie i zacisnąłem mocno palce na kierownicy. Kiedy dostałem telefon od Kipka, wystrzeliłem z domu Macieja (znajomego poznanego kilka lat temu), rzucając tylko w przelocie kilka słów pożegnania.
Ona była w potrzebie, znajomi przestali się liczyć...
Łamiąc po drodze kilka przepisów i klnąc siarczyście, dotarłem do celu.
Wpadłem do domu Walińskiego, nie pytając nawet o wejście, a potem do salonu. Ciężko oddychając, patrzyłem na Marcina siedzącego na kanapie, a metr od niego skuloną całym ciałem na meblu postać. Cała się trzęsła, twarz chowając za kolanami. Usiadłem szybko obok, a Kipek wstał.
- To może ja... zrobię ci kawę. - spojrzałem na niego spod byka.
- Kawę? Serio? A zresztą, rób co chcesz. - machnąłem , a on mrucząc pod nosem odszedł. Dotknąłem Jej ramienia.
- Anastazjo, jestem tu z tobą. - odezwałem się. Po skroni spłynęła mi strużka wody; spojrzałem za okno, na sypiący śnieg, na który w biegu nawet nie zwróciłam uwagi. Wtedy ona uniosła wystraszone oczy, nie mówiąc nic. - Opowiesz mi co się stało? - pokręciła głową, a oczy zasłoniła jej szklana tafla. - Inaczej nie będę mógł ci pomóc.
- Nie pomożesz mi...
- Mimo wszystko chcę spróbować. - trwałem przy swoim.
- A jesteś w stanie przywrócić mi pamięć?
Mój żołądek zrobił niebezpieczny przewrót na jej słowa połączone ze spojrzeniem pustych oczu. Więc stało się to, czego  jednocześnie pragnąłem i czego okropnie się bałem...
- Anastazjo...
Jej szczęka zatrzęsła się i głowa znów opadła.
Nie byłem w stanie zrobić nic; byłem w kompletnym szoku.
Siedziałem obok niej, sam opierając głowę na łokciach, słuchając jej ciężkiego oddechu.
Waliński wszedł tylko na chwilę, ale gdy zrozumiał ciężar sytuacji, zostawił nas samych.
- Dlaczego trwało to tyle czasu... - zaczęła mówić po kwadransie chwili, ponownie patrząc w ścianę przed sobą. - Nie skojarzyłam nic, trwałam w niewiedzy... Sama już nie wiem co w moim życiu jest prawdą, a co fikcją...
Westchnąłem głęboko; nie mogę pozwolić, żeby trwała w tym stanie.
- Chodź. - podniosłem się i skierowałem ku niej rękę. Zdziwiona zmarszczyła brwi, przez co jej oczy były jeszcze mniejsze. - Wracajmy do domu, tam porozmawiamy, bez żadnych tajemnic.
Zawahała się; właściwie to nic dziwnego, ja też nie wiedziałbym komu zaufać.
Podała mi jednak swoją dłoń i wstaliśmy. Zarzuciłem jej na ramiona płaszcz i wyprowadziłem z domu, obiecując gospodarzowi, że do niego zadzwonię.
Prowadząc auto, kątem oka obserwowałem jej zastygłą na sąsiednim fotelu postać. Głowę miałem zajętą rozmyślaniami, co powinienem jej powiedzieć. Powoli ogarniał mnie znienawidzony strach...



---------------------------------------------------------
No cześć :)
Wracam po krótkiej przerwie, ale nie mam pojęcia kiedy dodam kolejny post.
Moja szkoła z powodzeniem próbuje zająć każdą moją wolną minutę, staram się jak mogę...
Nawet mecze oglądam jednym okiem błądząc po podręczniku z biologii! :D
Swoją drogą, mocno trzymam kciuki za Polaków, pokazują cudowną grę i niech tak zostanie do końca :)

Trochę tu napsociłam, co nie? ;)
Przynajmniej zacznie się dziać coś ciekawego, spróbuję tego nie zepsuć :)

rołzi

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

#13 Okazało się, że jest mi trudniej ignorować rzeczy, przez które cię pragnę.





Na bełchatowskich ulicach, wciąż ozdobionych świątecznymi śnieżynkami i billboardami z życzeniami nie znajdowało się tyle ludzi ile podczas normalnych dni. Sylwester był w końcu dla większości czasem odpoczynku, chwilą wytchnienia. Wspaniale oglądało się płatki śniegu spadające na wcześniej powstałe zaspy, ludzi spacerujących całymi rodzinami, gdy zimne powietrze szczypało ich roześmiane twarze twarze.
Widok rodzeństwa trzymającego się za ręce od zawsze potrafił mnie rozczulić, toteż śledziłam taką parę z radością.
- Anastazjo? - zza drzwi wychylił się pan Antoni i spojrzał na mnie z uśmiechem. Weszłam do jego gabinetu, gdzie usiadłam na krześle przed biurkiem. - Jak minęły ci święta, moja droga?
- Byłam u rodziny w Rzeszowie. Cudownie spotkać się ponownie, zwłaszcza, że jeszcze w tym roku mieszkałam z kuzynem w jednym mieszkaniu. - wykrzywiłam usta, a on zaczął pisać koślawe litery w zeszycie z wydatkami. - Chciał mnie pan widzieć z innego powodu niż rozmowa o świętach, prawda? Inaczej nie prosiłby pan, żebym przyszła w dzień urlopu...
- Tak, masz rację. - zaczął. - Niedługo kończy się twoja umowa z naszą pizzerią. Przyznaję, że twoje przybycie tutaj było niczym zesłane z nieba, a ty rozwinęłaś w sobie wiele cech potrzebnych do pracy w tej branży. Możesz nie uwierzyć, ale już miesiąc temu pytano o ciebie. Kilka dni temu zastanawiałem się w jaki sposób cię tu zatrzymać... Ale teraz już wiem, że nie powinienem tego robić. Jesteś młodą, zdolną osobą i naprawdę chcemy cię tu, jednakże osobiście radziłbym ci pracę w "Ambrozji".
Słuchałam jego słów i stawałam się coraz bardziej nerwowa.
- Ma pan pewność, że będą mnie tam chcieli?
- Trzy dni temu dzwonili pytać o ciebie. - podał mi kartkę z ciągiem cyfr. - Sprawdź sama, przedstaw się jako Anastazja z "Amigos", powinni cię skojarzyć.
- Przemyślę to. - schowałam ją do torby.
- Pamiętam, że taka szansa nie trafia się często. - spojrzał na mnie zza malutkich szkiełek okularów. - Chcę dla ciebie jak najlepiej, naprawdę mocno się do ciebie przywiązałem.
- Do widzenia, panie Antoni. - wstałam, ukłoniłam się z uśmiechem i wyszłam z biura, a potem z lokalu. Po kilku dniach cichego "Dzień dobry" mój szef w końcu odważył się poprosić mnie na rozmowę. Cóż, miałam kilka dni na rozważania, zwłaszcza w czasie podróży do Bydgoszczy.
- Już się bałem, że coś ci się stało. - oparty o budynek Wrona popatrzył na mnie i skrzyżował ręce. - Dzwoniłem 10 razy!
- Rozmawiałam z szefem, a przed tym wyciszyłam telefon.
- To już nieważne, chodźmy, bo nie zdążymy. - powiedział i ruszyliśmy w stronę centrum miasta. - I co ci powiedział?
- Okazało się, że jedna z restauracji interesowała się kiedy kończę pracę w "Amigosie", bo szukają kelnerki i spodobała im się moja praca.
- To całkiem dobrze, widocznie dajesz sobie świetnie radę. - uśmiechnął się. - Jak nazywa się ta restauracja?
- "Ambrozja"
- Naprawdę? - zdziwił się.
- Tak, znasz ten lokal?
- Mieliśmy tam bankiet przed rozpoczęciem sezonu.
- I jak? Podobało ci się? - patrzyłam na niego z zainteresowaniem.
- Tak, na pewno restauracja wyższej klasy niż pizzeria, w której pracujesz. - zaśmiał się. - Na pewno nie byłabyś zawiedziona, a przy tym dobrze zarobiła.
- Mam jeszcze trochę czasu na podjęcie decyzji. - spojrzałam na jego zaróżowione od mrozu policzki.- Idziemy po koszulę dopiero dziś, bo wcześniej nie mogłeś znaleźć czasu, tak?
- Mhm. - mruknął z zadowoleniem - Swoją drogą, ty także mogłabyś kupić coś na tę okazję.
- Och, bez przesady ubiorę... - zaczęłam, ale zdałam sobie sprawę, że nie mam w szafie nic stosownego. Dlaczego nie myślałam o tym wcześniej?! - No dobra, idziemy po koszulę i sukienkę.
Roześmiał się w głos; po 15 minutach marszu dotarliśmy do centrum handlowego, a tam weszliśmy do jednego ze sklepów o konkretnie wyznaczonych ubraniach.
- Na początek znajdziemy coś dla ciebie. - zadecydowałam, a on na to przystał.
Wybieranie zajęło mu niewiele czasu; biała klasyczna koszula dobrze prezentowała się z lśniącą czarną muchą.
- Może być. - skomentowałam.
- Okej, nie przedłużajmy już i szukaj ten spódnicy.
Z uśmiechem postanowiłam nie wyprowadzać go z błędu i zaczęłam poszukiwania. Nie spodziewałam się, że będzie to tak nużące; po paru przymiarkach miałam ochotę wyjść ze sklepu i nigdzie nie wyjeżdżać. Mężczyzna, z braku innego zajęcia, przyłączył się do mnie.
- Nastka, a może ta? - wyciągnął ku mnie kreację w kolorze chabrów. - Przymierz ją.
- No okej. - z niepewnością wzięłam ją i poszłam do przymierzalni.
Pasowała idealnie. Odkrywała całkowicie ramiona, miałam zdobiony pas w talii i opuszczona lekkimi falami materiały sięgała do połowy uda. Obejrzałam się z każdej strony, po czym przebrałam w normalne ubrania i wyszłam do Andrzeja.
- A chciałem wyrazić swoje zdanie. - zrobił smutną minę, a ja zmierzwiłam mu włosy.
- Wyrazisz je kiedy już pójdziemy do Marcina. - powiedziałam podchodząc do kasy.
Gdy zapłaciłam, wróciliśmy do domu i spakowaliśmy torby z ubraniami. Nie czekając dłużej, włożyliśmy je do auta i ruszyliśmy w drogę.
Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad w małej restauracji. Kelnerka (jak przekonałam się podczas podawania dań) uśmiechała się do Andrzeja, rozpoznając w nim znaną osobistość. Starałam się ignorować jej spojrzenia, choć on sam nie zwracał na nie najmniejszej uwagi.
- Najpierw pojedziemy do Kipka. - powiedział i ugryzł frytkę.  - Potem... Może na Łuczniczkę?
- Pewnie, dlaczego nie. - odpowiedziałam. - Wiesz może co się stało... Z mieszkaniem Dawida?
- Sprzedał je tuż przed wyjazdem do Rzeszowa.
- Rozumiem. - mruknęłam i wzięłam łyk soku pomidorowego. Miałam cichą nadzieję, że będę mogła jeszcze chociaż na chwilę postawić tam swoje stopy.
- Jeśli chodzi o nocleg, moje mieszkanie jest dość przytulne. - powiedział. - Na dodatek dosyć niedaleko od domu Walińskiego, więc...
- Jasne, rozumiem. - pokiwałam głową. Zjedliśmy do końca i pojechaliśmy dalej.
Puściłam głośno składankę piosenek i przez resztę drogi wczuwałam się w każdą piosenkę.
Czułam, że ta wizyta będzie czymś wyjątkowym...



Kiedy tylko przejechaliśmy obok znaku "Bydgoszcz", jej wzrok zaczął chłonąć znajome budynki niczym dziecko w wesołym miasteczku.
- Andrzej, patrz, to moja uczelnia! - wskazała na kolejny z nich. Przynajmniej tego nie zapomniała... - A tam chodziłam z Dawidem na obiady!
Ze mną także tam bywałaś...
Dojechaliśmy do domu Marcina i zapukaliśmy do drzwi. Otworzył je sam gospodarz.
- To Wy! - ucieszył się. - Cześć, Arielko!
- Marcin, tak? - przytuliła go, a zwrócona w moją stronę twarz domagała się wytłumaczeń. Cicho obiecałem mu to później (choć Igor na pewno szybciej zrozumiał całą sytuację w trakcie rozmowy przez telefon, dla Walińskiego będzie to trudniejsze).
- T-tak - odpowiedział, po czym przywitał się też ze mną. - Wypijecie coś?
- Nie, chcemy jeszcze odwiedzić Łuczniczkę. - odpowiedziała rozglądając się po przedpokoju.- Widzimy się w końcu za 3 godziny, prawda?
- Racja, ale dawno was nie widziałem...
- Przyjdziemy na kawę jutro po południu, teraz jedynie się meldujemy.
- W porządku. - uśmiechnął się, a po chwili wyszliśmy.
Droga na obiekt sportowy zajęła nam około kwadrans. Kiedy weszliśmy do środka, powróciły do mnie wspomnienia z poprzedniego sezonu.
Mecze półfinałowe, o historyczne trzecie miejsce, pożegnanie z kibicami... Spotkania w czasie Ligi Światowej... Poczułem jakbym powrócił do mojego drugiego domu. Przeszedłem się wzdłuż trybun; dobrze pamiętałem jak po każdym meczy dziękowaliśmy kibicom.
Istniała tutaj atmosfera, którą czułem nawet gdy hala była pusta.
Zorientowałem się, że słyszę tylko moje kroki; odwróciłam się i zobaczyłem uśmiech na jej oddalonej twarzy.
- Coś... Się stało?
- Jesteś tutaj taki szczęśliwy. - powiedziała i poszedł bliżej.
- Racja, czuję się tutaj bardzo dobrze. - wzruszyłem ramionami. - Pamiętasz kiedy ostatni raz tu byłaś?
- Pracowałam z dziećmi, a ty wskazałeś mi drogę do toalet. - zachichotała. - To było dawno temu.
Pamiętałem ten dzień; była brudna od niebieskiej farby i zrezygnowana po próbie znalezienia wspólnego języka z dzieciakami. Wtedy byłem już przekonany, że zależy mi na niej jak na nikim innym na tym świecie.
- Andrzej? - usłyszałem znajomy męski głos. Z drugiego końca hali zbliżał się Wojtek Jurkiewicz, a za nim dreptała mała dziewczynka. - Miło cię... Was widzieć!
- Ciebie także. - poklepałem go po plecach.
- Cześć, Wojtek. - przywitała się z nim, po czym kucnęła przy dziecku. - Jak ta kruszyna ma na imię?
- Zosia, urodziła się po pierwszym wygranym meczu w zeszłym sezonie. - zaśmiał się, a ona podała małej dłoń, którą chwyciła. - No proszę, kto by się spodziewał...
- Czego? - zdziwiła się.
- Wiesz... Jak na dziecko jest dosyć nieufna. Wiecie co, może napijemy się kawy w bufecie? O tej godzinie powinno tam nikogo nie być...
- Właściwie, mamy jeszcze chwilę, więc dlaczego nie. - patrząc jak bawi się z dzieckiem i nie mogłem odpowiedzieć inaczej.
Pijąc napój pełen kofeiny rozmawialiśmy o sezonie, kilku transferach, plusach i minusach posiadania dziecka oraz powspominaliśmy wcześniejsze lata.
Po godzinie pożegnaliśmy się z nim i pojechaliśmy pod moje mieszkanie. Odszukałem klucze i wniosłem bagaże na drugie piętro.
Kwatera nie zmieniła się niczym od czasu gdy je zostawiłem. Kubek po kawie znajdował się w zlewie, dekoder na programie historycznym, a jej zdjęcie w salonie koło telewizora. Gdy tylko je zauważyłem, spuściłem szkło w dół.
- Przytulnie. - powiedziała wychodząc z sypialni, która na te kilka dni była przeznaczona dla niej. - Gdzieś już widziałam podobny wystrój...
Zgadnij gdzie...
- Herbatę? - wstawiłem wodę w elektrycznym czajniku.
- Tak, poproszę. - rozglądała się po kuchni. Włożyłem do kubka truskawkową saszetkę i zalałam ją wrzątkiem.
- Bydgoszcz wciąż jest tak samo piękna. - powiedziała siadając na kanapie.
- Musisz zobaczyć jeszcze wiele miejsc.
- Mam na to kilka dni, ale dziś już nie zdążę. - upiła łyka. - Powinniśmy zaczęć się szykować.
Wstała i zaczęła to, o czym mówiła, więc nie chciałem pozostać gorszy.
Wziąłem szybki prysznic, włożyłam jeansy, koszulę i muchę. Ułożyłem sterczące w każdą stronę włosy i dopiłem ciepły napój. Wtedy weszła Ona.
Ubrana w nową sukienkę, buty na lekkim obcasie i srebrny naszyjnik wyglądała naprawdę cudownie. Część włosów upięła z tyłu, przez uwidoczniła swoją lekko przyozdobioną makijażem twarz.
- Wyglądasz... pięknie. - powiedziałem pierwsze słowa, które wpadły mi do głowy.
- Dzięki, ty też całkiem dobrze. - zaśmiała się. - Może lepiej już chodźmy, nieładnie się spóźniać.
Przytaknąłem, po czym pomogłem jej ubrać płaszcz i wyszliśmy z mieszkania.
Miałem niemały problem ze skupieniem się na drodze...



- Może jeszcze odrobinę? - zapytała kobieta siedząca obok mnie.
- Prosiłabym... - wychyliłam ku niej kieliszek, do którego połowy wlała wina. Wyjątkowo mocno mi zasmakowało.
- Anastazjo, ty mieszkasz w Bełchatowie, prawda? - zapytała Izabela, dziewczyna Łukasza Wiese.
- Tak, od września zamieszkałam z Andrzejem...
- Z Andrzejem? - zachichotała; zdecydowanie wypiła za dużo wina tego wieczoru. - Nowa dziewczyna pana Wrony?
- Nie jesteśmy razem, dlaczego każdy tak sądzi? - wyrzuciłam z siebie nurtujące mnie pytanie, a ona spojrzała nieco zmrużonymi oczyma.
- A kojarzysz, żeby kiedykolwiek mówił przy tobie o jakiejś kobiecie?
- Nie, ale to przecież o niczym nie świadczy!
- Jak tam uważasz. - uniosła dłonie ze śmiechem.
Pokręciłam lekko głową i wstałam z kanapy, udając się do kuchni. To jedyne miejsce w tym wielkim domu, w którym nie było nikogo.
Usiadłam na blacie jednej z szafek z naczyniami, po czym wsłuchiwałam się w przygłuszoną muzykę. Nie do końca lubiłam muzykę klubową, ale repertuar był do przeżycia. Nagle muzyka zmieniła się na stare utwory. Spojrzałam na swoje stopy i pozwoliłam butom spaść na ziemię.
Od kiedy przyszliśmy tutaj, pierwszy raz mogłam pobyć w samotności Towarzystwo było cudowne, poznałam wielu wspaniałych ludzi, ale po pięciu godzinach potrzebowałam chwili ciszy.
Zdążyłam odetchnąć głęboko kilka razy, gdy drzwi otworzyły się i po chwili stał obok mnie Wrona.
- Szukałem cię. - powiedział cicho, opierając się o sąsiednią szafkę i patrząc w podłogę.
- Dlaczego?
- Długo cię nie widziałem, martwiłem się. - spojrzał na mnie. - Za głośno tam jest, prawda?
- Zdecydowanie. - potwierdziłam.
- Na zewnątrz powinno być trochę spokojniej, chcesz wyjść?
Przytaknęłam, po czym udaliśmy się po kurtki i na dwór. Spacerowaliśmy, póki nie dotarliśmy do odśnieżonej ławki na końcu podwórka.
- Wiesz, nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo tęsknię za tym miastem. - wyznał po chwili milczenia.
- Nic dziwnego, spędziłeś tu dużo czasu. Mnie także zrobiło się nieco smutno gdy byliśmy na hali i w twoim mieszkaniu.
- W mieszkaniu, dlaczego? - zdziwił się, a ja nie myślałam już o tym co mówię.
- Zdawało mi się, że już kiedy... tam byłam, nie wiem dlaczego. Zabolało mnie w klatce, jakbym przypominała sobie coś, ale sama nie wiem co.
- Naprawdę? - na jego twarz wstąpił uśmiech. - To... To dziwne, prawda?
- Bardzo! - powiedziałam, a on spojrzał mi głęboko w oczy.
- Zaraz północ, koniec tego roku...
- Coś się kończy i coś zaczyna. - wzruszyłam ramionami. - Następny rok na pewnie będzie inny niż ten, czuję to.
- Chodź. - podał mi dłoń, pomógł wstać i skierowaliśmy się w stronę domu, gdzie zaczęli gromadzić się ludzie.
- Dobrze, że jesteście. - powiedział Kipek, podając nam po lampce szampana.
-10...9...8... - krzyczało kilka osób, a ja spoglądałam na pojedyncze wybuchy fajerwerków. - 7...6...5...4... - poczułam dziwne uniesienie w klatce piersiowej, które nasiliło się gdy palce Andrzeja splotły się z moimi. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale on patrzył tylko na niebo. - 3...2...1... - zapanował ogromny hałas, po którym wszyscy zaczęli innym winszować. Życzyłam szczęścia ludziom, których ledwo poznałam, krążąc po całym tarasie.
Na koniec zauważyłam Andrzeja, który stał niedaleko wyjścia do domu; on także na mnie spojrzał więc zbliżyłam się.
- Życzę ci szczęścia, cierpliwości, wielu wygranych...
- Ja tobie także. - przerwał mi, ale ja kontynuowałam.
- Miłości, takiej na całe życie i... - spojrzał na mnie z uśmiechem, po czym odsłonił moją twarz z błądzących kosmyków i pocałował. Musiały minąć dwie sekundy nim zrozumiałam co się tak naprawdę dzieje.
Dlaczego zatem nie protestowałam? Ciężko powiedzieć, chyba nie chciałam przerwać najlepiej chwili tego sylwestra, ba, tego roku...


----------------------------------------------------------------
Wracam po ponad tygodniowej przerwie, spowodowanej brakiem komputera.
Nie wierzę, że napisałam takie badziewie, naprawdę! Planowałam podróż do Bydzi już dawno, ale nie tak to miało wyglądać :(

W razie pytań, zapraszam *ask, który umarł*

rołzi ♥