niedziela, 27 września 2015

#15 Nie pozwolę Ci mnie opuścić nawet, gdybym miał się zgubić.





Każdego dnia człowiek staje przed wieloma decyzjami, które mocno wpływają na dalszy bieg jego życia. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy; kto zresztą zwróciłby uwagę na pójście do kawiarni podczas przerwy w pracy, w której pozna kogoś, kto pozostanie w jego życiu na długi czas? Kto zastanawiałby się nad wypożyczeniem książki, która  tak naprawdę w kilka godzin zmieni jego światopogląd?
Niekiedy jednak chciałoby się tej świadomości jak najbardziej uniknąć, zwłaszcza znając jej wagę...
Stojąc w kuchni i zastanawiając się nad niedaleką przyszłością, powoli trawiłem wydarzenia z ostatniej godziny. Nie spodziewałem się, że to właśnie teraz, w Bydgoszczy, dotrze do niej co się stało w szpitalu. Co prawda, właśnie tutaj działo się wszystko to, co miała zapomnieć, ale poza szpitalem nie była nigdzie z dawnych miejsc pełnych wspomnień. Tak właściwie... sam do końca nie wierzyłem w to, że odzyska te wszystkie wspomnienia. Zawsze gdy opowiadała mi swoją wersję wydarzeń przeszłości ogarniała mnie wściekłość, ale przecież nie starałem się przywrócić tego co było.
Teraz sposób, w jaki to przyjmie zależał ode mnie.
Zalałem herbaty i poszedłem z nimi do salonu, gdzie skulona, wpatrywała się w zdjęcia naprzeciw kanapy. Gdy wszedłem, nawet się nie odwróciła. Zielone tęczówki wpatrzone w ściany szukały  odpowiedzi na kłębiące się w jej głowie pytania.
Usiadłem nieopodal i wciąż nie wiedząc co powiedzieć, spoglądałem na spadający za oknem śnieg. Towarzyszył mu wyjący nieprzyjemnie wiatr; nawet pogoda chciała mi przekazać w jak podłej sytuacji się znajduję.
- Zacznij już, dobrze? - odezwała się. Spojrzałem na jej zastygły profil.
- Tylko, że...
- Nie rób mi tego. - zamknęła oczy, po czym zwróciła je ku mnie. Powaga i ból na bladej twarzy sprawiły, że mój żołądek chwycił dziwny skurcz. - Chcę znać prawdę i wiem, że to ty możesz mi ją przekazać. Nie proszę o nic więcej, tylko bądź ze mną szczery.
Nie wiedziałem czy to tak naprawdę dobre posunięcie. Z jednej strony nie wiedziałem jak przyjmie te wszystkie kłamstwa, na pewno już w tym momencie jest zdruzgotana. z drugiej jednak, skoro wie już, że żyła w kłamstwie, prawda wyszłaby na jaw prędzej czy później.
- To może ciebie zniszczyć. - powiedziałem licząc na to, że uda mi się ją zniechęcić, chociażby na kilka godzin, w ciągu których zdążyłbym się z kimkolwiek skontaktować.
- Nie obchodzi mnie to, opowiedz mi, o wszystkim. - pierwszy raz od bardzo dawna wyczuwałem w jej głosie taką stanowczość.
Nie miałem już siły się bronić, Jej dobro stawiałem ponad własny rozum.
- Poznałem cię zeszłej wiosny, wtedy byłaś dla mnie tajemniczą, izolującą się od ludzi w moim typie, kobietą. Zaciekawiłaś mnie swoją osobą od samego początku. Nasza znajomość powoli rozwijała się, początkowo ciężko było mi ciebie zrozumieć, ale naprawdę mocno się... polubiliśmy. Potem ty mnie odrzuciłaś, do teraz nie wiem dlaczego, ale nie w tym rzecz. Niedługo po tym wpadłaś w depresję, nie wychodziłaś wcale z domu, trwało to kilka tygodni. Dawid próbował w jakikolwiek sposób z tobą porozmawiać, ale nie mówiłaś nic poza prośbą o spokój. - zrobiła wielkie oczy, ale kontynuowałem. - Kiedy musiał wyjechać na zgrupowanie, poprosił mnie o opiekę nad tobą, martwił się, że zrobisz sobie krzywdę. Mieszkałem w waszym mieszkaniu przez dobre trzy-cztery miesiące, powoli wyciągając cię z tego stanu.
- Ale z jakiego powodu w ogóle w niego wpadłam?
Próbowałem w jakiś sposób ominąć ten wątek. Niestety, obiecałem prawdomówność.
- Gdy nasz kontakt się urwał, zostałaś zgwałcona, właśnie to tak tobą wstrząsnęło. Nie chciałaś z nikim rozmawiać, zwłaszcza na ten temat. Dawniej przyjaźniłaś się z chłopakiem imieniem Olek; to on za tym wszystkim stał...
Zasłoniła usta i zaczęła kręcić głową; zamilknąłem. Ponownie ukryła twarz. Zacisnąłem żeby, by nie zdradzić zdenerwowania. Jak mogłem ją tak ranić...
- To wszystko musi być koszmarem, bardzo realnym koszmarem. - odezwała się łamiącym głosem.
Nie odpowiedziałem, najzwyczajniej w świecie odebrało mi mowę.
- On nie żyje, prawda?
- Popełnił samobójstwo. - odpowiedziałem szczerze, po czym skrzyżowały się nasze spojrzenia; oczy miała mokre od łez, a po policzkach wciąż spływały nowe. Ten obraz całkowicie mnie zamroczył. Objąłem jej trzęsące się, skulone ciało. Świadomie bądź nie, doprowadziłem ją do łez.
Zrozumiałem, że jej cierpienie jest też moim i choćbym nie wiem jak się od tego bronił, sytuacja przerastała również mnie. Przyzwyczajałem się do niej przez długi czas, tak nagła zmiana nie wchodziła wtedy w rachubę.
- Powiedz mi więcej. - odezwała się kwadransie ciszy. Pokręciłem głową.
- Nie, na razie tyle wystarczy, musisz odpocząć i przyjąć to, czego dowiedziałaś się do teraz.
Nie odpowiedziała, trwając we własnych myślach. To właśnie do nich, choć bardzo bym chciał, nie miałem żadnego dostępu. Mógłbym sprawić, by nie zadręczała się, choćby na kilka chwil. Naprawdę wiele bym za to oddał.
Tymczasem pojawił się inny problem. Z kim powinienem się podzielić tym, co się stało?
Z jej terapeutą? To chyba nie jest najlepszy pomysł, i tak wyrządził za dużo zła.
Konar? Wydawał się najlepszą ku temu osobą, ale przecież nie dopuszczał do siebie myśli, że Nel może powrócić taką, jaka była kiedyś.
Poza nimi nie znałem nikogo, kto znałby jej historię.
Kontakt z kimkolwiek jednak nie w chodził w grę; w tym momencie nie mógłbym jej zostawić samej.
Obawiając się najgorszego, zamknąłem oczy i zacząłem prosić Boga o pomoc.






Niekiedy masz wrażenie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku: nic Ci nie dolega, życie układa się coraz lepiej, kładziesz się spać z uśmiechem na ustach... I nadchodzi taki moment, który całkowicie Cię załamuje, odbiera chęci do chociażby udawania szczęśliwej osoby.
Chcesz tylko zniknąć i nigdy więcej nie wrócić do rzeczywistości, która Cię otacza.
Zwłaszcza jeśli zmienia się ona z minuty na minutę w coraz gorszą.
Okazało się, że jesteś zupełnie inną osobą niż uważałeś.
Zostałeś przez kogoś wykreowany.
Pragniesz wykrzyczeć, że to wszystko nieprawda, twoje życie jest zupełnie inne, takie cudowne! I właśnie ten krzyk rozsadza Cię od środka, bo przecież nie możesz go z siebie wyrzucić.
Czujesz tą bezsilność? Pustkę, która pozostała po Twojej duszy?
Czujesz nóż w plecach wbity przez człowieka, któremu ufałeś jak nikomu innemu?
Teraz to nie ma znaczenia; pozostajesz tylko ty i nieznana przeszłość.

Kiedy Wrona opowiedział mi o Olku, zobaczyłam jego szaleńcze spojrzenie, usłyszałam śmiech i strzał rewolweru. Nie wiedziałam do końca czy to rzeczywiste wspomnienie; właściwie nie wiedziałam nic, więc zdecydowałam się w to uwierzyć.
Chciałam zrozumieć wszystko, lecz na drodze znajdowało się wiele utrudnień, a najpoważniejszy z nich miał ponad dwa metry wzrostu i w charakter wpisaną upartość.

- Nie mogę tego zrobić! - szare oczy spoglądały na mnie spod zmarszczonych brwi. Andrzej bardzo mocno walczył z tym, co w nim tkwiło. Nie mogłam zrozumieć czemu upierał się, by nie powiedzieć mi całej mojej historii. Czy była aż tak straszna, bym nie mogła jej unieść?
- Proszę. - powiedziałam po raz kolejny w ciągu dziesięciu minut.
- Anastazjo, wszystko nadchodzi w swoim czasie. - chwycił moją dłoń, ale szybko ją zabrałam. - Przepraszam, nie chcę, żebyś poczuła się jeszcze gorzej.
- Już nic nie będzie gorsze niż teraz. - zwróciłam swój wzrok ku stopom czując, że ogarnia mnie zimno.
Mężczyzna zaklął cicho pod nosem, po czym odetchnął głęboko.
- Nie, ja to wszystko naprawię...
- Ach tak? - znienacka ogarnęło mnie dziwne wzburzenie. - Więc napraw mnie, jeśli umiesz.
Wpatrywaliśmy się w siebie z powagą przez kilka sekund; najwidoczniej trafiłam w punkt.
- W porządku, daj mi tylko czas, poznasz całą prawdę. - powiedział stanowczo, po czym wstał. - Za 5 minut masz być ubrana do wyjścia, nie marnujmy już czasu.
Patrzyłam jak idzie w stronę pokoju gościnnego i znika za drzwiami. Wstałam cicho, ubrałam buty i płaszcz, a po chwili pojawił się on. Bez słowa ubrał odzież wierzchnią, po czym otworzył przede mną drzwi.
Wyjechaliśmy samochodem na bydgoskie ulice.
Kiedy Andrzej skręcił w jedną z mniejszych, a potem zwolnił, zaczęłam żałować, że nie protestowałam.

Prawda bywa naprawdę bolesna...


------------------------------------------------------------

Możecie mnie śmiało zmieszać za to z błotem, serio.
Nie dość, że krótko, to jeszcze niewarte publikacji.

Następny będzie lepszy, obiecuję.
Jest tu w ogóle ktoś? Potrzebuję motywacji do pisania! .-.

piątek, 11 września 2015

#14 Och, mała dziewczynko to tak okrutny, okrutny świat




Otworzyłam leniwie oczy drażnione zadziwiająco mocnymi promieniami słońca. Telefon wyświetlał godzinę 9:30. Rozejrzałam się po pokoju i po chwili zdałam sobie sprawę, że jestem w sypialni Andrzeja, jest 1. stycznia i jesteśmy w Bydgoszczy. Z uśmiechem narzuciłam na piżamę (złożonej z koszulki Dawida i spodenek) luźną bluzę  i poszłam do kuchni. Nastawiłam ekspres na robienie kawy, a gdy już ją otrzymałam, postawiłam ją w salonie na stoliku. Przyjrzałam się bliżej zdjęciom powieszonym nad telewizorem; Wrona wyglądał uroczo jako siedmiolatek przebrany za biedronkę w szkolnym przedstawieniu. Na innym rozpoznałam trójkę rodzeństwa, zdjęcie zrobione niedawno w ich salonie, choć Igor na pewno urósł co najmniej 10 centymetrów. Kolejne przedstawiało bydgoską drużynę na jednym z turniejów, na pierwszy rzut oka można było zauważyć ich radość.
Ostatnia z fotografii najbardziej przykuła moją uwagę: Znajdowali się na niej Andrzej i Dawid, którzy z obu stron obejmowali... mnie. Panowie ubrani byli w garnitury, a ja w fioletową sukienkę. Konarki na uniesionej dłoni eksponował obrączkę. To musiał być dzień ślubu...
Nie pamiętałam tej chwili. Ślub kojarzył mi się jedynie z uroczystością w kościele, kiedy to Ania i Dawid wyznali sobie dozgonną miłość. Wesele całkowicie wypadło mi z głowy.
Sama nie wiedząc dlaczego, ucieszyłam się na widok Wrony, który na zdjęciu patrzył z uśmiechem tylko na mnie.
- Już nie śpisz? - błyskawicznie obróciłam głowę w stronę drzwi frontowych. W progu stał wspomniany mężczyzna z reklamówką pełną artykułów spożywczych.
- Nie, i tak spałam aż za długo jak na mnie. - podszedł bliżej, a gdy idąc do kuchni dotknął mojego ramienia, moje serce zrobiło fikołka. Chcąc odwrócić od tego uwagę, wzięłam w dłonie kubek z kawą i upiłam jej, kątem oka śledząc ruchy mężczyzny. Poruszał się jak zwykle prawie wcale nie hałasując
- Zjesz ze mną? - spojrzał na mnie siedząc już przy stole pełnym jedzenia. Przytaknęłam i usiadłam naprzeciw niego. Zrobiłam kanapkę i zaczęłam ją jeść, wpatrując się w widok za oknem; dobrze widoczny z niego kanał bydgoski był oblodzony, ale oczami mojej wyobraźni wciąż był niczym latem, niosąc ze sobą orzeźwiający podmuch, dający się odczuć zwłaszcza podczas spaceru chodnikiem wzdłuż niego.
Będąc z połowie kanapki, spojrzałam na Wronę, który zrobił to samo z uśmiechem na ustach.
- Mam coś... na twarzy? - odruchowo przejechałam palcami po kącikach ust,
- Skądże. - zaprzeczył, ale nie opuścił wzroku, przez co zmieszana urwałam ten kontakt.
W nocy Andrzej nie opuścił mnie nawet na krok, póki nie weszłam do "mojego" pokoju. Sytuacja z północy więcej się nie powtórzyła, ale nie potrafiłam przestać o niej myśleć. To nie było niczym wielkim, być może chciał tylko musnąć mój policzek, a to przeze mnie wyszło inaczej...
- Podobało ci się wczoraj? - wyrwał mnie z zadumy; spanikowałam.
- Co? Jak... Ale co miałoby mi się podobać? - słowa wyrwały się z mojego gardła nim zdążyłam się powstrzymać, na dodatek w ekspresowym tempie.
- No wiesz, impreza, muzyka, towarzystwo...
- Ach, no tak. - na moją twarz wpłynął rumieniec. - Tak, było całkiem... miło.
Zaśmiał się wyciągając wysoko ręce.
- Nie chcę wiedzieć w jakim domu był na końcu dom Kipka.
- Kiedy wychodziliśmy, nie było źle.
- Owczarz został do samego końca, a on... No wiesz, lubi okazywać swoją radość w różny sposób, zwłaszcza gdy nieco wypije.
- Nieco. - powtórzyłam i oboje zaśmialiśmy się cicho. Zdecydowanie nie był dzisiaj w dobrym stanie.
- Jaki masz plan na dziś?
- Zamierzam iść na wizytę do szpitala, a ty? - odpowiedziałam, a on zdziwił się.
- Przecież dziś jest pierwszy, jesteś pewna, że ten twój cały lekarz tam będzie?
- Tak, on... Mieszka niedaleko, pracuje nawet w święta. - puściłam ocenę mojego psychiatry mimo uszu.
- Skoro tak uważasz, niech będzie. - wzruszył ramionami. - Ale daj mi znać kiedy skończysz.
- Jasne. - uśmiechnęłam się do niego. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na dłuższą chwilę.
Jego wargi tylko nieznacznie wygiął uśmiech, co było dla niego dość nietypowe.
- Wiesz... - zaczął. - Jeśli chodzi o to, co się stało wczoraj... - zmarszczyłam brwi, choć wiedziałam dokładnie o co chodzi. -  Nie chciałbym, żebyś się mnie wystraszyła. To nie tak, że rzuciłem się na ciebie, normalnie nie zrobiłbym tego, ale nie byłem do końca czysty, sytuacja była... No wiesz, wyjątkowa.
- Chcesz mi powiedzieć, że pocałowałeś mnie dlatego, że byłeś pijany?
- Nie byłem, miałem tylko więcej odwagi niż zawsze. - tłumaczył się zmieszany. - Boże, jak to beznadziejnie brzmi. Gdybym był trzeźwy, też mógłbym... Po prostu...
- Nic się nie stało, Andrzej. - skłamałam lekko, przerywając jego plątaninę słów.
- Nie masz mi tego za złe? - spojrzał na mnie z nadzieją.
- Oczywiście, że nie, każdemu mogło się to wydarzyć.
- Bardzo się cieszę. - odetchnął teatralnie. Zapanowała niezręczna cisza.
- Pójdę się przygotować do wyjścia. - powiedziałam i tak też zrobiłam.
Wzięłam prysznic, ubrałam się w fiołkowy wełniany sweter i jeansy, Nałożyłam lekki makijaż i wysuszyłam włosy. Robiąc to, po mojej głowie krążyła tylko jedna myśl...
To nieprawda, zbliżenie znaczyło dla mnie więcej niż powiedziałam. Rzeczywiście, poczułam od niego alkohol, ale nie był to odór, lekki posmak. Właściwie nie zwróciłam na to uwagi, zapomniałam na moment gdzie jesteśmy, że otaczają nas inni ludzie.
Widziałam jedynie niego...
Zakładając na nadgarstek fioletową bransoletkę westchnęłam głośno, po czym chwyciłam torbę, ubrałam botki i płaszcz.
- Wychodzę. - powiedziałam, a z pokoju gościnnego wychylił się Wrona, zapinający właśnie rękaw kraciastej koszuli, jednak puścił go i podszedł blisko, zdecydowanie zbyt blisko.
- Zapomniałaś o szalu. - wziął go z półki i owinął wokół mojej szyi. Zamiast odejść, wyjął na zewnątrz włosy i przejechał po nich dłonią. Wpatrywałam się w niego, nie wiedząc jak zareagować.
- Dzięki. - wydukałam w końcu. - Muszę iść.
- Będę czekał na wiadomość od ciebie. - uśmiechnął się, a ja wyszłam z mieszkania. Zbiegłam szybko po schodach, a po chwili omiótł mnie chłodny wiatr. Ruszyłam w stronę szpitala i dzięki miejskiemu autobusowi dotarłam pod niego w 25 minut.
Na teren budynku weszłam z pewnością siebie. W recepcji wyjaśniłam powód wizyty i ruszyłam korytarzem ku gabinetowi Bronkiewicza.
Mijałam kilka znajomych twarzy, w tym pacjentek.
Milena, z nią rozmawiałam o jej lękach i atakach paniki. Uśmiechnęła się po mnie, aż zadrgało jej oko. Z panią Krysią grywałam w karty; teraz patrzyła na mnie tępo, nie poznając mnie ani trochę. Zajrzałam do swojej sali, która była pusta. Jedynie na moim dawnym miejscu leżał koc i otworzona książka. Dziwne.
Pokonując kolejne metry, wzrokiem szukałam Kingi, ale nie udało mi się. Zapukałam w ciemnobrązowe drzwi, a gdy usłyszałam "Proszę", weszłam do środka.
- To ty, Anastazjo. - Bronkiewicz nie ukrywał zdziwienia. Nie zmienił się niczym, wciąż patrzył na mnie tymi samymi, ciemnymi oczyma i uśmiechał się ukazując śnieżnobiałe zęby. - Jak miło cię znów zobaczyć! Usiądź, proszę.
Wykonałam o co prosił, gdy on poszukiwał mojej karty pobytu i leczenia.
- Przyszłam na...hmm, kontrolę. - zaśmiałam się, a on mi zawtórował, sama nie wiem dlaczego.
- I jak się czujesz? Depresja nie wróciła?
- Och nie, w żadnym wypadku! Zaczęłam nowe życie i wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Zmieniłaś kolor włosów. - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie; najwidoczniej nie przypadło mu to do gustu.
- Tak, zapragnęłam jakiejś zmiany, a to pierwsze co wpadło mi do głowy.
- Rozumiem. - podrapał się po rzadkich włosach - No dobrze, niech już taki pozostanie. Czyli czujesz się dobrze, tak?
- Zdecydowanie. - potwierdziłam, a on zaczął pisać coś w mojej kartotece. - Biorę leki, które mi pan przepisał, naprawdę dużo mi pomogły.
Nie mogłam oczywiście wspomnieć, że zapomniałam ich zabrać z Bełchatowa i zarówno wieczorem jak i rano nie wzięłam swojej dawki.
- Cudownie. - ucieszył się i ponownie coś zapisał. Zdecydowałam się na pytanie, które nurtowało mnie pewien czas.
- Doktorze, czy... Kinga wciąż zajmuje ten sam pokój co dawniej?
- Och, przykro mi to mówić... ale musiała zostać przeniesiona do innego szpitala, jej stan diametralnie się pogorszył, ponownie próbowała popełnić samobójstwo, tym razem w toalecie, sami nie wiemy dlaczego tak się stało...
- Ojej, nic nie wiedziałam. - otworzyłam ze zdziwienia szeroko oczy i zamilkłam.
- W takim razie chyba możemy ponownie zobaczyć się... Za rok? - uśmiechnął się splatając palce na pulpicie biurka.
- Za rok? - zmarszczyłam brwi.
-Tak, wypiszę ci  recepty na 12 miesięcy, to żaden problem. Widzę, że jesteś w bardzo dobrym stanie, po co mamy panikować? Jeśli będziesz się źle czuła, wtedy możemy się spotkać.
Patrzyłam na jego podnoszącą się postać, mrugając szybko.
- No dobrze. - ocknęłam się po chwili. - W takim razie...
- Do zobaczenia, Anastazjo - powiedział lekko pchając ku drzwiom. Spojrzałam na niego ostatni raz nim zamknął je przede mną. Potrzebowałam chwili, żeby przetrawić to, co się właśnie stało. Kiedy już mi się udało, odwróciłam się na pięcie i zmierzyłam ku wyjściu, nie nawiązując już żadnych kontaktów wzrokowych. Wyszłam na zewnątrz i napisałam sms-a do Andrzeja, że skończyłam zajęcia, ale zamierzam jeszcze pospacerować. Okryłam mocniej szyję i ruszyłam w stronę miasta. Inaczej wyobrażałam sobie wizytę u Bronkiewicza. Pamiętałam go jako troskliwego, wyrozumiałego człowieka, któremu mogłabym powiedzieć wszystko, a dziś był kimś zupełnie innym. Nie mógł się przecież aż tak zmienić w kilka miesięcy!
- Arielka? - usłyszałam za sobą znajomy głos, więc odwróciłam się; w moją stronę zmierzał szybkim krokiem Waliński z wielkim uśmiechem na twarzy. - Wiedziałem, że to ty! Tych włosów nie pomyliłbym z żadnymi innymi!
- Jak się czujesz? - zapytałam kiedy podszedł bliżej.
- Rano było ciężko, ale ból głowy ustąpił podczas sprzątania domu. Mam nadzieję, że ci się podobało?
- Pewnie, bardzo. - zapewniłam, choć sądziłam nieco inaczej. - Jesteś całkiem niezłym organizatorem.
- Dzięki, powiedz to skacowanemu Wiesowi. - zaśmiał się. - Słuchaj, chodźmy do mnie, wypijemy kawę, którą mi obiecałaś.
- Ale Andrzej...
- Zadzwonię po niego, ale z tego co wiem, teraz widzi się ze starymi znajomymi spoza klubu.
- Nie wspominał mi o tym. - dodałam. - Ale chętnie pójdę z tobą, ciepły napój przyda się nam obojgu.
Droga zajęła nam 20 minut. Zarówno w drodze jak i na miejscu rozmawialiśmy o pracy, meczu Skra-Resovia, przygotowaniach do rozgrywki Bełchatowian z drużyną Bydgoską oraz kilka pobocznych tematów.
- To śmieszne, że mieszkając tutaj taki szmat czasu nie byłam na ani jednym meczu mojego kuzyna. Na Łuczniczce podobno w czasie rozgrywek panuje cudowna atmosfera!
- Załatwię ci bilet na najbliższe spotkanie jeśli chcesz.
- Oczywiście, że tak! - uradowałam się. - To znaczy... Może być ciekawie.
Spojrzał na mnie przenikliwie.
- Bardzo się zmieniłaś, wiesz Nel?
- Nel? - zmarszczyłam brwi. - Chyba mnie z kimś pomyliłeś.
- Zgrywasz się, prawda? - roześmiał się, ale gdy ujrzał moją powagę, przestał. - Przecież mówimy tak na ciebie od zawsze! Nel, jak ta z "W pustyni i w puszczy"!
- Nieprawda, to... - spojrzałam na jego uśmiech. 
Nel... Czy to... czy to możliwe? 
Przypominało mi się nasze pierwsze, niezbyt przyjemnie spotkanie. Potem ujrzałam jego wygięte wargi w ciemnościach mojego pokoju, gdy przyniósł mi alkohol i papierosy; wtedy już nie wychodziłam z domu, zatracona w depresji. Następne wspomnienie zaparło mi dech; patrzył na mnie z bólem i nadzieją w wielkich źrenicach, mówiąc "Teraz mi wierzysz, że tego nie zrobiłem?"
Przed oczami stanął mi obraz Bronkiewicza, który patrzył na mnie, mrużąc i tak już zbyt małe oczy. "Marcin nie jest dla ciebie ważny, w ogóle nie powinnaś wiedzieć o jego istnieniu. Wiesz jedynie, że to kolega twojego kuzyna, nic więcej. Zapomnij o wszystkim innym, Anastazjo."
Powietrze w moich płucach stanęło na dłuższą chwilę, a tępy wzrok utkwiłam w ścianie.
Czy mój mózg sam tworzy takie obrazy?
Nie, to niemożliwe!
W uszach jakby przez mgłę zabrzmiał głośny bolesny krzyk;  to ona, Kinga, wraca zapłakana z terapii.
"Ja nie mogę zapominać, nie..." - zbliżam się i przytulam jej skrępowane ciało. - "On chciał mojej śmierci..."
Chcę krzyczeć, wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, ale nie mogę; ja też nie chcę zapominać o nikim, ale inaczej nie pozwolą mi stąd wyjść. Muszę to zrobić. Muszę...

- Arielko! Anastazjo, spójrz na mnie! - to Marcin wymachiwał ręką przed moimi oczami - Cała się trzęsiesz. Boże, co się dzieje? - chwila ciszy. - Andrzej, przyjedź do mnie, szybko! Nel... To znaczy Anastazja... Nie pytaj co z nią jest, po prostu do cholery nie kontaktuje! Jasne, czekam.
Andrzej... On też nie zapomniał... Kim on dla mnie jest?
Kim jestem ja sama?


Mieszkanie w Bełchatowie różniło się kilkoma aspektami od życia w Bydgoszczy, ale istniał tylko jeden, który tak naprawdę potrafił mnie wyprowadzić z równowagi - codzienne korki.
Stojąc w jednym z nich, włączyłem mocniejsze ogrzewanie i zacisnąłem mocno palce na kierownicy. Kiedy dostałem telefon od Kipka, wystrzeliłem z domu Macieja (znajomego poznanego kilka lat temu), rzucając tylko w przelocie kilka słów pożegnania.
Ona była w potrzebie, znajomi przestali się liczyć...
Łamiąc po drodze kilka przepisów i klnąc siarczyście, dotarłem do celu.
Wpadłem do domu Walińskiego, nie pytając nawet o wejście, a potem do salonu. Ciężko oddychając, patrzyłem na Marcina siedzącego na kanapie, a metr od niego skuloną całym ciałem na meblu postać. Cała się trzęsła, twarz chowając za kolanami. Usiadłem szybko obok, a Kipek wstał.
- To może ja... zrobię ci kawę. - spojrzałem na niego spod byka.
- Kawę? Serio? A zresztą, rób co chcesz. - machnąłem , a on mrucząc pod nosem odszedł. Dotknąłem Jej ramienia.
- Anastazjo, jestem tu z tobą. - odezwałem się. Po skroni spłynęła mi strużka wody; spojrzałem za okno, na sypiący śnieg, na który w biegu nawet nie zwróciłam uwagi. Wtedy ona uniosła wystraszone oczy, nie mówiąc nic. - Opowiesz mi co się stało? - pokręciła głową, a oczy zasłoniła jej szklana tafla. - Inaczej nie będę mógł ci pomóc.
- Nie pomożesz mi...
- Mimo wszystko chcę spróbować. - trwałem przy swoim.
- A jesteś w stanie przywrócić mi pamięć?
Mój żołądek zrobił niebezpieczny przewrót na jej słowa połączone ze spojrzeniem pustych oczu. Więc stało się to, czego  jednocześnie pragnąłem i czego okropnie się bałem...
- Anastazjo...
Jej szczęka zatrzęsła się i głowa znów opadła.
Nie byłem w stanie zrobić nic; byłem w kompletnym szoku.
Siedziałem obok niej, sam opierając głowę na łokciach, słuchając jej ciężkiego oddechu.
Waliński wszedł tylko na chwilę, ale gdy zrozumiał ciężar sytuacji, zostawił nas samych.
- Dlaczego trwało to tyle czasu... - zaczęła mówić po kwadransie chwili, ponownie patrząc w ścianę przed sobą. - Nie skojarzyłam nic, trwałam w niewiedzy... Sama już nie wiem co w moim życiu jest prawdą, a co fikcją...
Westchnąłem głęboko; nie mogę pozwolić, żeby trwała w tym stanie.
- Chodź. - podniosłem się i skierowałem ku niej rękę. Zdziwiona zmarszczyła brwi, przez co jej oczy były jeszcze mniejsze. - Wracajmy do domu, tam porozmawiamy, bez żadnych tajemnic.
Zawahała się; właściwie to nic dziwnego, ja też nie wiedziałbym komu zaufać.
Podała mi jednak swoją dłoń i wstaliśmy. Zarzuciłem jej na ramiona płaszcz i wyprowadziłem z domu, obiecując gospodarzowi, że do niego zadzwonię.
Prowadząc auto, kątem oka obserwowałem jej zastygłą na sąsiednim fotelu postać. Głowę miałem zajętą rozmyślaniami, co powinienem jej powiedzieć. Powoli ogarniał mnie znienawidzony strach...



---------------------------------------------------------
No cześć :)
Wracam po krótkiej przerwie, ale nie mam pojęcia kiedy dodam kolejny post.
Moja szkoła z powodzeniem próbuje zająć każdą moją wolną minutę, staram się jak mogę...
Nawet mecze oglądam jednym okiem błądząc po podręczniku z biologii! :D
Swoją drogą, mocno trzymam kciuki za Polaków, pokazują cudowną grę i niech tak zostanie do końca :)

Trochę tu napsociłam, co nie? ;)
Przynajmniej zacznie się dziać coś ciekawego, spróbuję tego nie zepsuć :)

rołzi