środa, 30 grudnia 2015

#19 Ale wiem, że mogła bym być szczęśliwa w ten sposób

Bardzo wielu ludzi nie wierzy w siebie, swoje zdolności, siłę woli. Z tego powodu rezygnują z wszelkiego ryzyka, nie chcąc utracić tego co posiadają. Czy myślą jednak o tym, jak wyglądałoby ich życie, gdyby jednak wszystko się powiodło? Ile mogliby zyskać?
Spojrzenie na świat w ten sposób nie jest czymś łatwym, dobrze o tym wiem. Wielokrotnie w ciągu zaledwie kilku godzin zmieniałam swoje nastawienie do świata, ale ostatecznie wjeżdżając do Bełchatowa utwierdziłam się w tym, że warto chociaż spróbować być jak dawniej.
Jakie było ryzyko, że nie dam sobie rady? Dość wysokie, lecz nie zamierzałam zaprzątać sobie tym głowy, póki nie będzie takiej potrzeby.

Dwa tygodnie. Dokładnie tyle minęło od naszego powrotu.
Ze wszystkich sił starałam się zapewniać Wronę, że daję sobie radę i nie musi już się o mnie martwić. W głębi siebie jednak czułam się lepiej gdy kilka razy dziennie upewniał się, że czuję się dobrze i często spędzał ze mną całe wieczory.
Wzięłam się w garść; po dwóch dniach zaczęłam wychodzić z domu, spotkałam się z Patrycją i zgłosiłam się do lokalu, który proponował mi nową pracę. Już następnego dnia przyszłam na przeszkolenie, które zaliczyłam bardzo dobrze. Lokal był o wiele większy i piękniejszy niż Amigo, ale nie chciałam pokazywać swojej słabości i bez problemu sama opanowałam całą salę.
- Właśnie tego się po pani spodziewaliśmy. - usłyszałam na koniec od szefa lokalu. Byłm pewna, że robię to, co powinnam.
Jak radziłam sobie z emocjami i wspomnieniami? Cóż, będąc przy Andrzeju starałam się mówić tylko i wyłącznie o tym, co trwa teraz; wiedziałam, że musi on wrócić do treningów i jeszcze cięższej pracy, a moje powroty do przeszłości mu w tym nie pomogą. Kiedy jednak zostawałam sama, często rozmyślałam o tym, co przeżyłam, ile w tym wszystkim jest prawdy, a ile zostało mi wmówione.
Co dziwne, miałam wrażenie, że wracają do mnie wspomnienia, których nie wywoływałam. Przykładowo, w czasie pobytu w Bełchatowie nie wiedziałam nic o żadnym psie; któregoś dnia po przebudzeniu zaczęłam się zastanawiać gdzie on tak właściwie się teraz znajduje... Nie miałam odwagi pytać o to Wrony, lecz podobne sny-wspomnienia zdarzały się częściej.
Nie udawałam szczęścia. Tak naprawdę byłam obojętnie nastawiona do większości spraw, które mnie dotyczyły. Wciąż przecież nie wiedziałam do końca jak powinnam się zachowywać, skoro postanowiłam już wrócić do dawnego życia.
Ciężka sytuacja, prawda? Zdawałam sobie z tego sprawę. Dlaczego zatem nie miałam zamiaru zaprzestać? Być może upartość nigdy mnie nie opuściła.


Skończyłam pracę o 17, zimą podobno nigdy w Ambrozji nie było wielkiego ruchu, zwłaszcza w tygodniu. Owinęłam szyję grubym szalem i wyszłam z lokalu, uprzednio żegnając się ze współpracownikami.
Zahaczyłam o spożywczak, w którym kupiłam podstawowe produkty, których zabrakło w domu, po czym ruszyłam właśnie do niego. Droga nie zajęła mi dużo czasu; miałam o wiele bliżej niż z poprzedniego lokalu. Po mniej więcej dwudziestu minutach wdrapałam się na schodki, po czym położyłam zakupy i rozpoczęłam poszukiwania kluczy od drzwi. Kiedy brałam się za przetrząsanie kieszeni, drzwi otworzyły się same, a w nich stanął siatkarz.
- Och, cześć. - powiedziałam wyjmując ręce z kieszeni i biorąc torby z zakupami, które po chwili zabrał z moich rąk, uśmiechnął się i wszedł do mieszkania bez słowa. Zdjęłam buty i płaszcz, po czym poszłam do kuchni. Woda w czajniku już od pewnego czasu była gotowana. - Wróciliście wcześniej niż zapowiadałeś
- Tak, wczoraj szybko wygraliśmy, więc mogliśmy szybciej wyjechać. - mówił Wrona wkładając karton mleka do lodówki, po czym spojrzał na mnie. - Dałaś sobie radę?
- Skoro stoję tu w całości, na to wygląda. - oparłam się o ścianę i odwzajemniłam posłany mi uśmiech. - Oglądałam mecz, gratuluję MVP.
- Dziękuję. - zamknął szafkę, chowając ostatni kupiony artykuł, jakim była puszka z herbatą. - Chodźmy do salonu.
Zalałam dwa kubki, a kuchnię wypełnił zapach kawy. Wrona zabrał je ze sobą do sąsiedniego pomieszczenia. Będąc blisko sofy, padłam na nią i na moment zasłoniłam oczy przedramieniem.
- Zmęczona?
- No cóż, nogi odmawiają mi dziś posłuszeństwa. - zaśmiałam się cicho i spojrzałam na pokój. Andrzej wpatrywał się we mnie ze spokojem wypisanym na twarzy; udało się, nie zamartwiał się o mnie. - Jak minęła podróż?
- Nic przyjemnego, naprawdę. - powiedział, ale najwyraźniej nie miał zamiaru rozwijać tego wątku. - A co u ciebie? W Ambrozji wciąż mały ruch? - kiwnęłam twierdząco głową. - Rozmawiałem z Dawidem, dopytywał o ciebie.
Wystarczyło kilka słów, aby w mojej głowie zakotłowało się od pytań.
- To... to miłe. - powiedziałam cicho.
- Coś nie tak?
- Nie, ja...
- Anastazjo. - Andrzej spojrzał ma mnie wnikliwie, nie miałam już innego wyjścia niż opowieść o tym, co mnie gnębi.
- Przez ten czas... dużo myślałam, w mojej głowie powstało wiele pytań, które...
- Chcesz mi zadać? Nie krępuj się. - usiadł niego wygodniej obok mnie. 
- Możesz opowiedzieć mi trochę więcej o początku naszej znajomości?
- Obawiałem się czegoś o wiele gorszego. - odetchnął głęboko. - Poznaliśmy się wiosną, byłem wtedy u Dawida; ja, początkujący gracz, który przyszedł do drużyny w trakcie sezonu chciał załapać kontakt z ludźmi. Takim oto sposobem siedziałem u was w domu kiedy do niego weszłaś. - Z zamkniętymi oczyma próbowałam sobie wyobrażać całą akcję. - Pamiętam, ze miałaś na sobie wytarte jeansy, dużą granatową bluzę i niezadowolenie wypisane na twarzy. Dawid przedstawił cię jako swoją kuzynkę, wymieniłaś z niektórymi kilka słów, po czym wzięłaś whisky i poszłaś do siebie. Towarzystwo było już nieco wesołe, ale Konarski wytłumaczył mi, że jeszcze nigdy w życiu nie rozmawiałaś z nimi, zawsze omijałaś ich szerokim łukiem. Nie wiem dlaczego, ale chyba to mnie najbardziej w tobie zaciekawiło. - upił nieco z białego kubka i kontynuował: - Potem odszedłem pod jakąś przykrywką i poszedłem do ciebie. Z tego co pamiętam zapytałem cię gdzie jest łazienka, oczywiście próbując w jakikolwiek sposób złapać z tobą kontakt. Od tego momentu zaczęła się nasza znajomość.
Spokojnie zakończył swoją wypowiedź, na którą nie miałam żadnej odpowiedzi. Zapytał mnie wtedy o drogę do kuchni, nie łazienki. Milczeliśmy dłuższą chwilę, po czym znów odezwał się:
- Dlaczego właściwie o to pytasz?
Zawahałam się; czy na pewno był w stanie uwierzyć mi we wszystko co powiem?
- Od pewnego czasu... Mam wrażenie, że wracają do mnie wspomnienia, o których nikt wcześniej mi nie opowiadał. Nie wiem dokładnie dlaczego tak się dzieje, ale...
- Przestałaś brać leki? - wtrącił.
- Tak, podejrzewam, że to właśnie dlatego; ostatni raz brałam przed wyjazdem, będąc już w domu wyrzuciłam wszystkie zapasy tabletek jakie miałam.
- Naprawdę? Nic o tym nie wspominałaś. - powiedział zdziwiony, lecz szybko dodał: - To... To świetnie, bardzo się cieszę.
- Nie to jest teraz najważniejsze. - nie dałam się zwieść. - Czy to jest możliwe, żeby... No wiesz, leki działały na zasadzie muru, który został teraz zburzony i wszystko, co rzekomo zapomniałam, wraca?
Zamyślił się na chwilę i odpowiedział:
- Myślę, że tak, nie widzę innej możliwości. - pokiwałam głową ze zrozumieniem i utkwiłam wzrok w czarnym napoju. Musiał uznać to za zły znak, bo najwyraźniej zaniepokoił się tą reakcją. - Spokojnie, wieczorem mogę sprawdzić na jakiej zasadzie działa ten lek.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko. - Nie mówmy już o mnie, coś ciekawego było w czasie wyjazdu?
Upił łyk kawy i z uśmiechem zaczął opowiadać. Wpatrywałam się w niego, próbując zrozumieć sens słów płynących z jego ust, za razem chłonąc ich wygląd i ruch.
Kilkudniowa rozłąka nie zdarzyła się po raz pierwszy. Pierwszy raz jednak tak naprawdę za nim zatęskniłam. Nie było to, tak jak wcześniej, spowodowane potrzebą ochrony; teraz wierzyłam w swoje siły, a na jego wygląd nie poczułam ulgi tylko najprawdziwszą radość.
Patrzyłam na niego, słuchając o tym, co działo się podczas meczu. Kiedy Wrona był w domu, nie znajdowało się w nim miejsca na smutek ani czasu na zbyt wiele rozmyślań.
Był On. To wystarczy.


-...i wtedy mała zrobiła taką minę, że biedny Jochen nie wiedział co zrobić. - opowiadałam, śmiejąc się mimowolnie. Kolejny wieczór z rzędu spędzaliśmy razem w domu, tym razem zaprosiliśmy Karola z Olą. Siedzieliśmy razem od jakiegoś czasu przy butelce wina i piwie pitym przez chłopaków.
- Konar zapewne prawie leżał ze śmiechu? - wtrącił Kłos.
- Żebyś wiedział! Opowiadając mi to też nie powstrzymywał się od dokładnych opisów jego twarzy.
- Potwierdzam, byłem przy tej rozmowie. - Andrzej pokiwał głową, a mnie zrobiło się cieplej na sercu. Szybko jednak zganiłam się za to, nie chcąc dać po sobie znać, że liczyłam na jego reakcję.
Po kilki godzinach mogłam spokojnie przyznać, że para przypadła mi do gustu; bez trudu znajdowaliśmy wspólne tematy, czego nie mogłam powiedzieć na naszym ostatnim spotkaniu. Od tego czasu wszystko obróciło się o 180 stopni.
Gdy Ola była w trakcie opowieści o studiach, telefon Andrzeja zaczął dawać o sobie wyraźne znaki. Przeprosił i wyszedł, a blondynka kontynuowała.Tak, zdecydowanie mogłybyśmy być przyjaciółkami...
- To Kamil, ten z Bydgoszczy. - wyjaśnił, blokując ekran. - Szykuje nam się wizytacja, chętnie was z nimi zapoznam!
- Z nimi? - zdziwiłam się.
- No tak, przyjadą całą grupą, która była wtedy na meczu. - powiedział patrząc na mnie. Nastała chwila niezręcznej ciszy.
- Nowych znajomości nigdy za wiele! - Karol potarł teatralnie dłonie, a Ola wywróciła oczyma.
Spojrzałam na nich subiektywnym okiem; pasowali do siebie wręcz idealnie. Zachowywali się jak starzy znajomi, ale kiedy na siebie patrzyli, w ich oczach znajdowały się emocje, które mogliby ubrać w setki słów. Zarówno ja, jak i oni wiedzieliśmy, że nie potrzebowali tego.
Wrona usiadł obok mnie, lecz częściej niż wcześniej czułam na sobie jego spojrzenia. Po około pół godziny nie wytrzymałam i, gdy goście byli zajęci przekazywaniem "ważnych informacji" przez telefon, dyskretnie odwróciłam się w jego stronę.
- Coś się stało? - zapytałam cicho, a on zmarszczył brwi.
- Nie, dlaczego coś miałoby się stać?
- Odniosłam wrażenie, że patrzysz na mnie... No cóż, dziwnie.
Uśmiechnął się na dźwięk tych słów.
- Lubię na ciebie patrzeć, zwłaszcza teraz. Wyglądasz... cudownie gdy uśmiechasz się tak szeroko i...
- Andrzej, może odstaw już to piwo. - próbowałam żartobliwie odebrać mu pokal ze złotym napojem, ale on tylko przytrzymał moje palce swoimi. Chwilę patrzyłam na to co robi, po czym zabrałam je biorąc to wszystko jako żart, a przynajmniej sama tak sobie to tłumacząc.
Po chwili musieliśmy pożegnać gości, którzy zmierzali prosto do mieszkania Karola, gdzie czekała go rozmowa wychowawcza z młodszym bratem. Zostawienie nastolatka w niedzielnie popołudnie samego w domu nie zawsze daje dobre rezultaty.
Gdy drzwi za nimi się zamknęły, Wrona wrócił do salonu. Byłam w trakcie przeglądania programów kiedy poczułam ciężar przyklejający się do mojego prawego boku. Okazało się, że to głowa siatkarza. Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem, a on odpowiedział mi tylko szerokim uśmiechem.
Znalazłam program, który nie wytrąciłby mnie z równowagi i próbowałam się na nim skupić, gdy moja dłoń została zagarnięta przez niego i uważnie analizowana. Po kilku minutach wywróciłam oczyma i zaczęłam pierwszą rozmowę od wyjścia Kłosa:
- Słuchaj, jeśli czujesz się już... źle, nie wiem jakie są twoje granice, proponuję położyć się w swoim łóżku, godzina jest dość wczesna, więc...
- Nie chcę spać, czuję się dobrze. - odchylił głowę by na mnie spojrzeć.
- Przecież nie zachowujesz się tak na co dzień. - trwałam uparcie przy swoim, a wtedy wyprostował się i usiadł obok.
- Nel, nie jestem pijany. - spoważniał.
- Ale... W takim razie dlaczego patrzysz na moją rękę jakby była czymś niespotykanym na tej planecie?
- Wiesz, widziałem w tobie tę radość... A może spróbujmy dziś do końca dnia odpocząć, być tak naprawdę szczęśliwymi?
Zszokowana zareagowałam dopiero po dłuższej chwili.
- Właściwie... Dlaczego nie. - uśmiechnęłam się. Nie miał chyba zamiaru znów się położyć, więc wykorzystałam to i oparłam głowę o jego ramię. Zamknęłam oczy i poczułam woń jego pefum.
Jego ramię otoczyło mnie szczelnie i jeszcze mocniej przycisnęło do siebie.
Skupienie w trakcie programu odeszło w niepamięć; zamiast tego moje myśli powróciły do przeszłości...
Przed oczyma znów pojawił się Olek, jego wizerunek za sklepową ladą (swoją drogą, o jego pracy też nic nie wiedziałam) i szaleńczy uśmiech...
- Nie zamartwiaj się. - usłyszałam po chwili. - Dziś bądźmy szczęśliwi.
- Masz rację. - powiedziałam cicho.
Nie musimy nigdzie wychodzić, nie musimy o niczym myśleć - poudawajmy, że obecność drugiej osoby potrafi tak do końca życia nam wystarczyć.
Wtuliłam się w jego bluzę, uciekając od wszystkiego, co złe.
Ileż bym dała, żebyś nie musiał niczego udawać...



------------------------------------------------------------------
Przepraszam, naprawdę...