środa, 22 lipca 2015

#10 Jeśli jestem potworem, skąd wiem czym jest miłość?





Każdy z nas popełnia błędy.
Niekiedy jest to zwykły brak dostatecznej wiedzy lub chęci, ale także kilka za dużo wypowiedzianych słów. No, może kilkadzieścia.
Przez kolejny tydzień co chwilę wyrzucałem sobie to, co zrobiłem po meczu. Jak mogłem ją tak potraktować? Wyrzucać jej coś, czego nie była winna? Żałosne co zazdrość potrafi zrobić z człowiekiem.
Najgorsze było jednak było to, że ona nie miała zamiaru mi tego wybaczyć. Wciąż mnie omijała, wychodziła z pokoju, do którego wchodziłem, a do domu wracała coraz później. Gdy próbowałem nawiązać rozmowę, udawała, że mnie nie słyszy i ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w telewizor lub wczytywała w książkę, a z Konarem rozmawiała tylko wychodząc na zewnątrz. Nie przeszkadzał jej panujący chłód, zrobiłaby wszystko byle nie mieć ze mną nic wspólnego.
Nie mogłem pozwolić, by trwało to dłużej. Następnego dnia nie poszedłem na popołudniowy trening, tłumacząc, że potrzebuję wolnego na wypoczynek, a ćwiczenia nadrobię innego dnia.
Wiedziałem, że dzisiaj miała wcześniejszą zmianę, wracała około 15 do domu. Przemyślałem dobrze, co powiedzieć i wyczekiwałem piętnastej.
Kiedy usłyszałem trzask drzwi, chwyciłem w dłonie kupiony rano bukiet niebieskich róż i wyszedłem jej na spotkanie.
Jak zwykle, udawała zajętą czymś błahym, tym razem rozwiązywaniem sznurówek u butów. Gdy skończyła, spojrzała na mnie ze zdziwieniem w oczach, ale później od razu opuściła wzrok i próbowała mnie wyminąć. Chwyciłem lekko jej ramiona i spojrzałem w twarz.
- Zostaw mnie, Andrzej.
- Wysłuchaj mnie w końcu. - powiedziałem z prośbą w głosie, a ona otarła oczy. - Proszę, wszystko ci wyjaśnię...
- Nie wiem czy chcę wyjaśnień.
- Daj mi chociaż spróbować!
Nabrała głośno powietrza. Czułem, że prowadzi w sobie zaciętą walkę. Zielone zaszklone oczy spojrzały w moje szukając w nich czegoś, czego nie potrafiłem określić, po czym powiedziała:
- W porządku, usiądźmy. Zrobię herbaty - spojrzałem na nią zdziwiony. - Każda poważna rozmowa powinna być prowadzona przy herbacie, najlepiej z malinami.
- No dobrze, niech tak będzie. - uśmiechnąłem się z ulgą; Jej dziwactwa niekiedy naprawdę potrafiły mnie rozbawić. Dałem jej kwiaty, które przyjęła niechętnie. - Poczekam w salonie.
- Dzięki. - rzuciła i poszła do kuchni.
Usiadłem na kanapie i zamyśliłem na moment. Pierwsza część planu jest już za mną, teraz muszę skupić się na tym, żeby nie zaprzepaścić tej szansy. Nim się obejrzałem, Ona znalazła się obok z dwoma kubkami parującego napoju. Milczała, ale zrozumiałem, że tym samym daje mi prawo do wypowiedzi.
- Po pierwsze - zacząłem. - chciałem powiedzieć, że jestem kompletnym idiotą i...
- Racja, jesteś. - przerwała, a ja zaśmiałem się cicho pod nosem.
-... i nie rozumiem swojego zachowania. Nie wiem dlaczego byłem tak zazdrosny, i to w dodatku o twojego kuzyna. Przecież spędziłaś z nim całe dzieciństwo, a mnie znasz od niecałego roku. Chyba za dużo wymagam od ciebie w stosunku do mnie, kiedyś myślałem o tym zupełnie inaczej niż teraz...
- Andrzej, nie chodzi o to. Rozumiem, że miałeś dość mojego gadania, w końcu nie myślałam o niczym innym tylko o spotkaniu z Dawidem i Anią. Po prostu mogłeś nie nazywać mnie "pieprzoną sklerotyczką", cokolwiek miało to oznaczać.
Tylko tyle, że nie pamiętasz tego wszystkiego, co razem przeżyliśmy, nic więcej.
- Długo się nie widzieliśmy, pamiętam nieco więcej szczegółów z naszej znajomości niż ty. Wiem, że przesadziłem, naprawdę mocno przepraszam.
Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Na jej policzkach znajdowały się mokre ślady, ale tym razem lekko się uśmiechała. Uniosłem rękę i kciukiem starłem prawą część jej twarzy. Wiedziała, że żałuję tego, co zrobiłem. Ten moment ciszy wystarczył.
Zbliżyła się i położyła głowę na moim ramieniu. Początkowo zdziwiłem się, że nie wybuchnęła krzykiem, ale właściwie nie wyobrażałem sobie jej w takiej sytuacji. Objąłem ją lekko i wsłuchiwałem w oddech. Przymknąłem oczy i zaciągnąłem się zapachem jej włosów. Tak jak dawniej, pachniały zielonymi jabłkami.
- To co, wybaczysz mi? - powiedziałem po chwili, na co zareagowała śmiechem. Tęskniłem za nim.
- Oczywiście - odpowiedziała. - ale musisz mi odpowiedzieć na dwa pytania.
- W takim razie czekam. - naprawdę, zrobiłbym wszytko.
- Tego dnia, kiedy był mecz, wspominałeś o jakimś Kipku, kto to?
- Marcin Waliński, zawodnik Bydgoszczy. Dawniej oboje mieliśmy z nim dobry kontakt, ale gdy poszłaś do szpitala, praktycznie się urwał.
- Ale czemu to się zmieniło?
"Bo w tym czasie nie potrafiłem normalnie funkcjonować"? Nie, nie zrozumiałaby...
- Ciężko powiedzieć, po prostu przestaliśmy rozmawiać i nie czułem potrzeby, żeby do tego wrócić. A kiedy już za tym zatęskniłem, było za późno, on nawet nie zwracał na mnie uwagi.
- Może warto spróbować jeszcze raz nawiązać z nim kontakt? - zadała pytanie, które mogłem zadać sobie już dawno temu. - Jeśli to była prawdziwa przyjaźń, powinniście ją bez problemów odbudować.
- Właściwie dlaczego nie - wzruszyłem ramionami. - Niedługo mamy mecz z Transferem w Bełchatowie, wtedy postaram się jakoś mu wszystko wytłumaczyć.
- Trzymam za słowo! Muszę go spotkać i podziękować za troskę.
- Na pewno się ucieszy. To jakie jest to drugie pytanie? - niecierpliwiłem się.
Odsunęła się nieco i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Naprawdę byłeś o mnie zazdrosny?
Zmieszałem się nie na żarty. Miałem wielką nadzieję, że te słowa umkną jej wśród innych w trakcie przeprosin.
- Wiesz… Na początku tak o tym nie myślałem, ale gdy o tym później przypomniałem sobie moje zachowanie… W sumie nie wiem czy tak do końca mógłbym to tak określić, ale… - spojrzała na mnie rozbawionym wzrokiem, przez co nie dałem rady więcej kręcić. – Okej, tak, byłem o ciebie strasznie zazdrosny. To nie moja wina, że jesteś dla mnie… kimś wyróżniającym się od reszty!
- No tak, mieszkanie pod jednym dachem do tego zobowiązuje. – czy mi się zdaje, czy jej mina zmarkotniała, gdy z powrotem oparła się o kanapę?
- Być może to nie kwestia mieszkania pod jednym dachem? – powiedziałem, nim zdążyłem ugryźć się w język.
- To znaczy? – teraz już nie miałem drogi powrotu.
- To znaczy, że może naprawdę cię lubię na tyle, żeby mi… na tobie zależało?
- Mówisz szczerze?
Przełknąłem ślinę; wiedziałem, że ten moment może być najważniejszym spośród naszej dotychczasowej znajomości.
- Jak najbardziej – patrzyłem przed siebie, unikając  niezręcznego kontaktu wzrokowego. – Wiem, że brzmi to dziwnie i niedorzecznie, zwłaszcza po tym wszystkim, ale…
- Nieprawda, to całkiem miłe. – powiedziała, a gdy na nią spojrzałem, zacisnęła wargi i spojrzała w dół. - Jesteś chyba pierwszą taką osobą.
- Gdybym to powiedział Dawidowi, ukatrupiłby mnie za to, że dopuszczam do tego, że tak myślisz. - uśmiechnąłem się, a ona mi zawtórowała. - Nie powinnaś tak sądzić, na pewno wielu osobom na tobie zależy.
Zapadło chwilowe milczenie. Nie było ono jednak męczące. Chwyciłem kubek z herbatą, ale nie wyczułem malin. Być może nasza rozmowa nie była wcale najważniejszą w jej życiu, pomyślałem z uśmiechem.
- Musisz teraz odpocząć po pracy, bo na pewno jesteś zmęczona, widzę to. Możemy później spędzić jeszcze trochę czasu razem?
- Jasne. – odpowiedziała cicho, po czym poszła do siebie. Wiedziałem jednak, że nie była już zła, przez co odetchnąłem głęboko.  Chwila z nią sprawiła, że miałem ochotę zacząć cieszyć się w głos. Naprawdę mocno  potrzebowałem jej w moim życiu.



Czy można tęsknić za kimś, kogo widuje się codziennie?
Jakiś czas temu ze stanowczością powiedziałabym, że to niemożliwe; przecież widzisz tę osobę, masz ją teoretycznie na wyciągnięcie ręki, możesz patrzeć na nią ile tylko chcesz.
Jednak nie chodzi tylko o fizyczność. Uśmiech, rozmowa czy choćby wymiana spojrzeń - tego nie zastąpi nawet bliskość ciał.
Tak, zdecydowanie tęskniłam za Andrzejem. Kilkukrotne spoglądanie na niego w ciągu dnia nie było w stanie zaspokoić mojej chęci rozmowy z nim. Niestety, gdy tylko się zbliżał, przypominałam sobie dzień meczu, kawałek po kawałku, co sprawiało, że uciekałam od kontaktu.
Teraz jednak zauważyłam, że jest mu z tego powodu źle i nie miałam sumienia złościć się nie niego.
Leżałam na swoim łóżku z słuchawkami w uszach i cichą muzyką, gdy spostrzegłam Andrzeja w progu drzwi.
- Długo tu stoisz? - zapytałam, siadając po turecku i wyjmując słuchawki z uszu.
- Jakieś pół godziny - rzucił lekko.
- Serio?
- Coś ty, ledwo co przyszedłem. - zaśmiał się. - Nie mogę znaleźć dla siebie miejsca, więc przyszedłem tutaj.
- Siadaj, nie krępuj się. - wskazałam głową na fotel naprzeciw łóżka, ale on nie ruszał się z miejsca.
- A może... może wyjdziemy na zewnątrz?
- Nie jest za późno? - zmarszyczłam brwi i spojrzałam na zegar ścienny; wskazywał dziewiętnastą trzydzieści, a na zewnątrz od jakiejś godziny było ciemno.
- Skąd, spacery zimą o tej godzinie mają swój urok.
- Niech ci będzie, daj mi chwilę. - uśmiechnęłam się, po czym narzuciłam na siebie ciepły sweter i ułożyłam włosy.
Ubrałam płaszcz, buty i wyszliśmy z domu. Wzięłam wdech zimnego powietrza.
- To gdzie mnie prowadzisz? - odezwałam się, gdy Wrona zakluczył dom i znalazł się koło mnie na chodniku.
- Przed siebie, tak będzie najlepiej.
- W porządku, dziś zdaję się tylko na ciebie. - jego szare oczy wpatrywały się w moje, co po raz kolejny mnie zawstydziło. Uniosłam nieco kąciki ust i spojrzałam przed siebie. Szliśmy chwilę w ciszy, wsłuchując się jedynie w swoje kroki. Faktycznie, Bełchatów wyglądał pięknie również teraz.
- To skoro już ze sobą rozmawiamy, możesz mi opowiedzieć co działo się przez ten tydzień. - odezwał się gdy byliśmy już nieco oddaleni od domu.
- Nic ciekawego, naprawdę. Rozmawiałam kilka razy z Konarskimi, chodziłam do pracy i siedziałam w domu. - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. - Teraz twoja kolej.
- Na treningach dostaliśmy nieco luzu po wygranym meczu, poza tym wyjazd do Kielc mamy dopiero za tydzień. Szczerze powiedziawszy też nigdzie nie wychodziłem, jakoś nie miałem chęci wiedziąc, że ty siedzisz sama i prawdopodobnie smutna z mojego powodu...
- Nie musisz się tak mną przejmować, spokojnie dałabym sobie radę.
- Wiem, ale ja chcę się tobą przejmować. - uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy chwilę wcześniej, momentalnie zniknął. Wrona najwyraźniej nie uznał tego za dobry przejaw, bo ujrzawszy to, momentalnie podjął nowy temat. - Może opowiesz mi coś o sobie? Wciąż nie znamy się za dobrze...
- W porządku. Nazywam się Anastazja Filip, pochodzę z Gdańska, z którego przeprowadziłam się do Bydgoszczy do rodziny Konarskich po śmierci moich rodziców. Mam brata Nikodema, ale od dobrych kilku lat nie mamy kontaktu. Wiosną byłam w szpitalu psychiatrycznym, lecząc się z depresji. Miałam tam przyjaciółkę imieniem Kinga, ale z nią także straciłam kontakt. Studiowałam sztukę, a w międzyczasie pracowałam dorywczo w kilku miejscach. - mówiłam, wpatrując się przez siebie. - Jakiś czas przed wizytą w szpitalu miałam wypadek, przez co czasami dokucza mi ból nogi i mam blizny na przedramionach, wypadłam przez szybę i poharatałam sobie ręce.
Po moich ostatnich słowach spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
- Czyli szpital naprawdę ci pomógł. - powiedział, jakby z przekąsem.
- Tak, ci ludzie to prawdziwe anioły. Za jakiś czas powinnam zgłosić się na kontrolę.
- Może pojedziesz w tym czasie, gdy my będziemy grali z Transferem? Pojechałbym z tobą samochodem, moglibyśmy poodwiedzać stare miejsca...
- Bardzo chętnie! - ucieszyłam się. - Najpierw Rzeszów, potem Bydgoszcz; czeka mnie dużo podrózy!
- Jak to?
- No tak, zapomniałam ci powiedzieć. Dostałam zaproszenie na święta do Konarskich w dzień meczu.
- I zamieszasz jechać?
- Och, oczywiście! Ale, jeśli pozwolisz, będę tam tylko dwa dni, bo od razu po Bożym Narodzeniu muszę wrócić do pracy, więc drugiego dnia świąt wrócę do domu.
- Nie ma problemu. - zaśmiał się pod nosem. - Jak widać twój kuzyn był ode mnie szybszy z zaproszeniem. Też planowałem cię zabrać ze sobą do rodzinnego domu.
- Być może innym razem. - uśmiechnęłam się.
- Zapamiętam.
Szliśmy już ponad pół godziny, a mnie robiło się coraz zimniej. Mimowolnie zaczęłam się trząść.
Kątem oka zaczęłam obserwować bacznie jego oświetlaną światłem latarni postać. Kroczył zamyślony z rękoma w kieszeniach Jego twarz zdobił zarost, który na bladej skórze był jeszcze mocniej uwidoczniony niż dawniej. Jasne oczy patrzyły w dół; nie były takie jak zawsze, z łatwością dostrzegłam w nich smutek.
Gdy odwrócił głowę w moją stronę, spojrzałam na swoje buty.
- Wiesz, lubię zimę właśnie za takie momenty. - odezwał się. - Nie ma prawie nikogo na ulicach, możesz spokojnie wyjść, odetchnąć mroźnym powietrzem. Teraz brakuje mi tylko śniegu i gorącej czekolady.
- Gdyby jeszcze nie było tak zimno...
- Och, nie przesadzaj. - powiedział z uśmiechem i objął mnie ramieniem. - To też ma swoje uroku.
- Możliwe - powiedziałam cicho. Wsłuchiwałam się w nasze kroki, a po kwadransie zwróciłam się do mojego nowarzysza: - Spójrz w niebo.
- Co?
-No spójrz!
Na czarnym tle pojawiły się białe elemenciki, które spadały na nasze głowy.
- Tergo się nie spodziewałem. - zaśmiał się Wrona, po czym spojrzał na mnie - Czyli teraz idziemy po czekoladę, tak?
- Niech ci będzie. - odwzajemniłam uśmiech, którym mnie obdarzył. - Ale tylko i wyłącznie na stację!
- Nie ma najmniejszego problemu.
Przez całą drogę delikatnie prószyło.
- Powiedz mi coś jeszcze o sobie. - poprosił.
- Nie mam za wiele do opowiadania, prowadzę nudne życie. Za to twoje na pewno nie jest nudne!
- Momentami wręcz monotonne. Przychodzi taki czas, gdy mam dość rozgrywek, chciałbym odpocząć od siatkówki, gdzieś wyjechać, ale nie mogę tego zrobić. W tym roku byłem w reprezenacji, a wolny tydzień spędziłem z rodzicami, mój ojciec jest coraz starszy i był w bardzo złym stanie. Nie mogłem cieszyć się z wygranych jak wszyscy, miałem w głowie za dużo myśli...
- Ojej, nie wiedziałam o tym... Przykro mi
- Dzięki. - powiedział. - Na szczęście już jest lepiej.
- W takim razie dlaczego wciąż jesteś czymś zasmucony?- wypaliłam, nim ugryzłam się w język. Usmiechął się lekko.
- Mam wrażenie... że choćbyśmy nie wiem jak się bronili, niektórzy ludzie wkraczają w nasze życie, mocno się w nim zagnieżdżają na pewien czas, po czym znikają pozostawiając po sobie pustkę, którą staramy się czymś zapełnić, najczęsciej wspomnieniami. Wtedy jednak, gdy ponownie go spotykamy, doznajemy pewnego rodzaju zawodu; przecież nie tak sobie wyobrażaliśmy tę osobę. Rzeczywistość, której nie możemy zmienić bywa naprawdę bolesna.
- Czyli... tęsknisz za kimś, kogo kiedyś poznałeś, a teraz powrócił, gorszy?
- Nie wiem, czy gorszy... "Inny będzie lepszym słowem.
- Przywiązałeś się do tej osoby?
- Tak, zdecydowanie.
- Być może jest jeszcze nadzieja, że wróci taka, jaką była?
- Bardzo bym tego chciał.
- Trzeba liczyć, że tak się stanie. Będę za to mocno trzymać kciuki.
- Uwierz, że będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. - ukazał w uśmiechu zęby, a na horyzoncie ukazałą się stacja paliw. - Chodź, chociaż na chwilę będzie ci cieplej.
Chiwlę póxniej siedzieliśmy na krzesłach w korytarzyku stacji, popijając gorącą czekoladę.
- Ile miałeś lat, gdy zacząłeś grać w siatkówkę? - powiedziałam, nieco szokując jego oraz siebie tą ciekawością.
- Chyba czternaście, dość późno, ale polubiłem grę w zespole od samego początku.
- Na pewno dużo zwiedzałeś?
- Kawałek świata, ale na większości zgrupowań czy wyjazdów nie mam siły zwiedzać. Za to znam prawie każde większe lotnisko w Europie!
- Lepsze to od spędzenia całego życia w Gdańsku i Bydgoszczy.
- Jeśli będziesz chciała, kiedyś zabiorę cię w podróż gdzie tylko będziesz chciała. - powiedział, patrząc mi w oczy. Na moment powietrze w moich płucach nie chciało uciec. Szare źrenice zrobiły się nieco mniejsze.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Co ty takiego w sobie masz? - wyszeptał.
- Słucham? - w tym momencie natychniast otrzeźwiał.
- Coś jest ze mną nie tak. - rozmasował skroń ze śmiechem. - Powiedziałem to na głos, prawda?
- Tak. - zawtórowałam mu. - Chyba jesteś już po prostu zmęczony, wracajmy do domu.
Widocznie zmieszany, wstał z krzesełka, skierował ku mnie dłoń i po chwili oboje ruszyliśmy w drogę powrotną.
- Może teraz ty powiesz coś o sobie, czego nie wiem?
- A co wiesz do tej pory?
- Nazywasz się Andrzej, masz 25 lat, jesteś siatkarzem, słuchamy podobnej muzyki, dużo podróżujesz, wychowałeś się w Warszawie i mieszkałeś w Bydgoszczy. - wyliczałam na palcach.
- Całkiem, całkiem. - uśmiechnął się. - Mam... Słabość do zwierząt.
- Naprawdę?
- Tak, zwłaszcza do psów. W Bydgoszczy odwiedzałem schronisko, a jednego szczeniaka nawet stamtąd zabrałem.
- To piękne! Kiedyś też chciałam mieć psa, ale nigdy nie udało mi się przekonać do tego Dawida; zawsze wyprowadzał je z mieszkania.
- W Bełchatowie jest nawet kilka schronisk, ale nie byłem jeszcze w żadnym z nich. W Warszawie miałem swój prywatny zwierzyniec!
- Twoja mama musi być bardzo cierpliwą kobietą.
- Tak, podziwiam ją.
Nim się obejrzałam, byliśmy już na naszym osiedlu. W domu, gdy pozbyliśmy butów i kurtek, zrobiłam herbaty, które wspólnie wypiliśmy w czasie oglądania "Przyjaciół". Zegar wskazywał dwudziestą trzecią.
- Na mnie już czas, idę na rano do pracy. - odezwałam się wstając.
Wzięłam prysznic, a w czasie rozczesywania włosów przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Andrzej - zwróciłam się do niego, ponownie wchodząc do salonu.
- Tak?
- Jak myslisz, powinnam zmienić kolor włosów?
- Na jaki? - ziewnął.
- Na przykład... czerwień? - na te słowa ożywił się i lekko uśmiechnął.
- Cóż... Sądzę, że wyglądałabyś dobrze w czerwieni. - powiedział. - Według mnie możesz spróbować, może akurat będzie to m... to znaczy, twój kolor.
- Przemyślę to. - mruknęłam cicho. - Dobranoc.
- Śpij dobrze.
Poszłam do swojego pokoju, gdzie napisałam sms-a do Dawida odnośnie dzisiejszego dnia, po czym odpłynęłam do świata snów.





----------------------------------------------------------------
Ktoś w ogóle tu jeszcze jest? Wątpię.
Mimo wszystko: wracam, może kogoś na nowo zainteresuję :)