niedziela, 1 czerwca 2014

#2 Pozwól naprawić mi, to co we mnie zepsute.




Szłam szybkim krokiem obok Andrzeja, wpatrując się w płyty chodnikowe, które wciąż pojawiały się przed moimi oczyma. Droga przez osiedle zdawała się nie kończyć, lecz dzięki temu miałam chwilę na przemyślenia.
Sama nie wiem dlaczego się na to zgodziłam. W  momencie, gdy Wrona powiadomił mnie o grillu, byłam zdecydowana na odmowę, jednak gdy już otwierałam usta, by wypowiedzieć kilka słów odmowy, nabrałam chęci na spotkanie się z przyjaciółmi Andrzeja. W sumie nie poznawałam się z nikim od dłuższego czasu, pomijając nowych pacjentów w szpitalu.
Z jego twarzy wyczytałam, że porządnie go zszokowałam. Nic dziwnego, wciąż mu nie ufałam i nie ukrywałam tego. Momentami jego zachowanie było nienormalne, ale mimo wszystko zdecydowałam, że postaram się go polubić. To przecież nie może być takie ciężkie, kiedyś mi się to udawało. Lubiłam go, nawet bardzo, do czasu, gdy nagle zniknął. Wtedy moja niechęć wobec niego rosła, aż przestałam się nim przejmować.
Spojrzałam ukradkiem na twarz szatyna, a on, jak gdyby tylko na to czekał, odwrócił ku mnie głowę. Na moment nasze oczy się spotkały.
Początkowo nie mogłam z nich nic wyczytać, ale z czasem pojawiła się w nich radość. Nie była ona szyderstwem czy rozbawieniem - ujrzałam w niej przyjazny gest, jakby chciał mi dać coś do zrozumienia.
Jego usta wykrzywiły się.
- Muszę cię ostrzec przed nimi. - zagaił, nie przestając się uśmiechać.
- Dlaczego? - zapytałam, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Ich zachowanie niekiedy jest dosyć... dziwne. - mówił, a gdy wciąż patrzyłam na niego w ten sam sposób, kontynuował: - Rozumiesz, nasze spotkania nie wyglądają jak wszystkie inne.
- A jak wyglądają inne? - zmarszczyłam brwi. Chłopak roześmiał się cicho, ale gdy zrozumiał, że nie żartuję, spoważniał. Nie odpowiedział.
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy.
Doszłam do wniosku, że byliśmy prawie na miejscu, gdy usłyszałam nieco za głośne męskie głosy i muzykę. Gdy wybuchy gardłowego śmiechu stawały się coraz bliższe, zaczęłam żałować, że zgodziłam się tu przyjść...




No tak, pomyślałem gdy docieraliśmy na miejsce, czego mogłem się spodziewać; cichego, spokojnego grilla? A może ich nienagannego zachowania?
Musiałbym ich nie znać, żeby mieć na to nadzieję.
Przeprowadziłem się tu niedawno, lecz zdążyłem już dobrze poznać całą drużynę. Znałem ich wcześniej z siatkarskich parkietów, a niektórych z dawnych drużyn, ale większość dopiero teraz kojarzyłem z czymś innym, niż klubowy czy reprezentacyjny strój.
Kątem oka spojrzałem na Nią. Marszczyła brwi z niepojmującym nic wyrazem twarzy. Wciąż nie mogłem zrozumieć...
- Wronka! - wesoły głos Zatorskiego przeszedł powietrze, gdy tylko pojawiliśmy się niedaleko domu. Po chwili do furtki biegł truchtem gospodarz; Jej sylwetka ledwo zauważalnie cofnęła się.
Spojrzałem na Zatorskiego, który wciąż się zbliżał, a im mniejsza była odległość między nami, tym bardziej jego twarz przyjmowała zszokowanego wyrazu. Będąc na wyciągnięcie ręki, zwrócił się do mnie.
- A już myślałem, że nie przyjdziesz. - zaśmiał się i otworzył bramkę. Podał mi dłoń, którą od razu uścisnąłem. - Dobrze, że jednak jesteś, a nawet zabrałeś ze sobą dodatkową osobę. - rękę skierował do niej. - Paweł.
- Miło mi. - uniosła jeden kącik ust w górę.
- To co, idziemy dalej? - gestem zaprosił nas w głąb ogrodu.
Z lekko uniesioną głową weszła na podwórko, a ja tuż za nią, po czym we troje ruszyliśmy po zadbanej, zielonej trawie.
Stawiała kroki z lekką trudnością, czułem, że jest zmęczona; a mimo wszystko zgodziła się tu przyjść...
Gdy wchodziliśmy w głąb posesji, usłyszałem znajome głosy i muzykę. Jej chód nie był już tak pewny siebie, na moment przystanęła w miejscu.
- Przecież cię nie zjedzą. - odezwałem się cicho, odwracając ku Niej głowę.
- Wiem. - powiedziała, po czym ściągnęła usta w jedną linię. Ponownie ruszyła.
Zbliżyliśmy się do ich grona, gdzie powitano nas, o dziwo, w miarę spokojnie. Jedynie po zobaczeniu Jej u mojego boku, zauważałem u nich zdziwienie. Nic dziwnego; nie wiedzieli nawet, że wyjeżdżam. Nie widziałem sensu mówienia o tym, dlatego od razu po porannym treningu ruszyłem w drogę, a jej czasie powiadomiłem Miguela o mojej nieobecności na popołudniowym.
Gdy tylko zajechałem do Bydgoszczy, zatelefonowałem do Konara, by on poinformował jej lekarza o moim przybyciu (do teraz nie mam pojęcia jakim cudem to on zapytał mnie, czy nie będę chciał Ją zabrać ze sobą, zamiast zabrać do siebie, do Rzeszowa) i wróciłem do Bełchatowa.
W taki oto sposób była w tym momencie tu, ze mną. Spojrzałem na jej twarz, na której zagościł lekki uśmiech. Spotkaliśmy się wzrokiem; na moment zapomniałem o tym, że jesteśmy już u Zatiego, a nie w moim domu. Do pionu przywrócił mnie śmiech Antigi, który rozmawiał właśnie z Wlazłym.
- Chodź, usiądźmy. - wskazałem jej wolną drewnianą ławkę. Kiwnęła głową i poszła ze mną.
Usiadła, opierając ręce na udach i zwieszając głowę w dół, przez co nie widziałem Jej twarzy.
Dlaczego tak bardzo się zmieniła? Konarski wspominał o tym, że czeka Ją ważna terapia i zapomni o Olku, ale nie mówił o tym, że zapomni też o mnie, o nas... Powinienem to jak najszybciej wyjaśnić, ale póki Ona jest z pobliżu, nie mogę tego zrobić.
- Co u was słychać? - wesoły głos Kłosa zwiastował jego szybkie pojawienie się. Po chwili siedział już koło Niej. - Przyszliście tu i nawet się nie odezwiesz, Andrzeju, pierwszy.
- Och błagam, Karolu, o przebaczenie! - złożyłem dłonie jak do modlitwy, a on zaśmiał się dość głośno; o dziwo, Jej wzrok powędrował ku górze i spoczął na moich rękach.
- Przemyślę to. - uśmiechnął się szeroko. - Gadałem wczoraj z Falascą...
- Co ty? Jak się do niego dostałeś? - pokręciłem z niedowierzaniem głową. Dziewczyna zaczęła patrzeć na nasze twarze.
- Castingi były ciężkie, ale dostałem cudem dwa razy na "tak". Rzecz w tym, że niedługo ktoś ma się pojawić na treningach, będą przeprowadzać wywiady i tym podobne.
- Cudnie. - skwitowałem. Tylko tego mi brakowało.
Jasne, w siatkówce znajduje się miejsce dla mediów, ale nie lubię, gdy ktoś przeszkadza mi w treningu.
- Nie będzie tak źle. - powiedział, po czym zwrócił się do Niej. - Ty nie jesteś stąd, co nie?
- Nie, nie jestem. - odrzekła patrząc na niego. Karol najwidoczniej czekał na dalszą odpowiedź, lecz nic na nią nie wskazywało. Przerwał więc ciszę:
- w takim razie co cię tu sprowadza?
- Sama nie wiem... - znów milczenie. Posmutniała, widziałem, że była niespokojna, a Jej szczęka prawie sie trzęsła, więc postanowiłem wkroczyć:
- Wiesz, nowe miasto, ludzie, prawie jak nowe życie! - zaśmiałem się w głos. - Każdy czasem potrzebuje takiej ucieczki.
- Przydałaby mi się taka ucieczka. - westchnął teatralnie.
- Początek sezonu jest wręcz idealnym na nią momentem, trenerowi się to spodoba. - powiedziałem, a on mruknął coś pod nosem i upił łyk piwa.
- Hej! - usłyszałem wesoły damski głos, który nie należał do Niej. Spojrzałem na rozpromienioną twarz Magdy, dziewczyny Pawła. - Nie wyobrażacie sobie ile korków jest na drodze z Warszawy do Łodzi, istny koszmar!
- Nie ma się co dziwić, przecież jest piątek. - odezwał się Karol.
- No tak, masz rację. - przyznała, po czym utkwiła wzrok w Niej. - Wcześniej się nie widziałyśmy, prawda? Jestem Magda, ledwo co przyjechałam.
- Domyśliłam się. Anastazja. - ścisnęły dłonie.
- Cudowne imię! - skomentowała z zachwytem. Zgadzałem się z nią w stu procentach.
- Nie sądzę, by było czymś... cudownym. - mruknęła sama posiadaczka.
- Och, przesadzasz! - Magda była znana z wytrwałości i tym razem także nie dawała za wygraną. - Mam prośbę, pomogłabyś mi trochę w kuchni? Potrzebuję kobiecej ręki.
- Jasne. - wzruszyła ramionami i wyszła za idącą do domu kobietą. Odprowadzałem ją wzrokiem, póki zupełnie nie zniknęła z mojego pola widzenia. W tym samym momencie Kłos wepchnął mi w dłonie butelkę piwa.
- Masz, bo sam chyba nie wziąłbyś go nigdy. - powiedział. Zaśmiałem się, odrzucając kapsel. Karol spojrzał na mnie z rzadkim u niego, poważnym wyrazem twarzy. - Kim właściwie ona jest?
Zamarłem na moment, lecz nie dałem tego po sobie poznać.
- Ale kto? - wziąłem łyk gorzkawego napoju.
- Ta Anastazja. - odrzekł.
- To długa historia.
- Łatwa była?
- Karol, błagam cię! - pokręciłem ze śmiechem głową.
- No przecież wiesz, że żartuję! - uniósł ręce w obronnym geście. - ale tak naprawdę, skąd się znacie? Chyba nie wspominałeś mi o niej.
- Poznaliśmy się w Bydgoszczy, w czasie sezonu spotykaliśmy się przez pewien czas.
- Ale już się nie spotykacie? - miałem wątpliwości, czy ktoś nie zamienił przypadkiem mojego przyjaciela na jakiegoś reportera.
- Tak wyszło. - odpowiedziałem wymijająco.
- To w takim razie po co tu z nią przyjechałeś? - dziwił się.
- Ktoś mnie w sumie o to poprosił. - powiedziałem, a gdy już otwierał usta by spytać o kogo chodzi, dodałem: - Konar.
- Niby dlaczego?
- Bo to jego... - podrapałem się po karku. - jego kuzynka.
Zatkało go, widziałem to w szeroko otwartych, jasnych oczach.
- Kręciłeś z kuzynką Konara?! - kiwnąłem głową twierdząco. - I jeszcze żyjesz?
- On to zaakceptował - wyznałem. - a nawet nas wspierał. Łączyło nas naprawdę wiele.
Uśmiechnąłem się, gdy do głowy zaczęły napływać wspomnienia. Kiedy pierwszy raz ją ujrzałem, wiedziałem, że nie jest taka jak każda inna kobieta; miała w sobie coś, co przyciągało mnie niczym magnes. Z czasem przekonywałem się, że ta z pozoru twarda, opryskliwa dziewczyna skrywa w sobie delikatną, zranioną duszyczkę. Im dłużej ją znałem, tym bardziej potrzebowałem jej obecności, aż zupełnie się z niej zatraciłem, pokochałem ją...
- W takim razie czemu już nie jesteście razem? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Kłosa.
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Prawdę? Chyba nie zrozumiałby jej.
Z odsieczą nadeszły mi wychodzące z domu kobiety. Jej wzrok podążył ku niebu, zatrzymał się na chwilę, po czym wrócił na ziemię, a Ona podeszła do drewnianego stołu i postawiła na nim półmisek z sałatką, którą prawdopodobnie zrobiły.
- Andrzej? - Karol wciąż doczekiwał się odpowiedzi.
- Pogadamy o tym później, nie chciałbym, żeby nas słyszała.
- Jasne. - powiedział cicho. - Teraz nigdzie nie wyjeżdżasz, tak?
- Nie, muszę skupić się na grze. - odpowiedziałem.
- I na niej - wskazał ręką na szatynkę, która rozglądała się na boki, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Przestań. - zaśmiałem się, choć wcale nie było mi do śmiechu. Ten temat był bardzo... wrażliwy.
- Widzę, że ci na niej zależy. - mówił. - Nie chcesz o to walczyć?
- Teraz nie jestem w stanie podjąć decyzji. - urwałem krótko.
Znałem odpowiedź; pragnąłem o to walczyć z całej siły, byłem w stanie poświęcić wszystko...

Jej bliskość, możliwość obserwowania każdego ruchu, zachowania... Mimo tak wielkiej zmiany cieszyło mnie to wciąż tak samo. Brakowało mi tego.
Dziewczyna dzisiejszego wieczoru odezwała się do mnie tylko kilka razy. Przypomniałem sobie, jak było dawniej, gdy spędzaliśmy ze sobą całe dnie, gdy wieczory mijały nam na oglądaniu głupawych filmów, spacerowaniu po Bydgoszczy lub wspólnym słuchaniu muzyki. Przypomniałem sobie wizyty w jej domu, potem w moim. Tak bardzo sobie ufaliśmy...
A teraz siedziała koło mnie, nic nie pamiętając; zupełnie jakbyśmy razem nie zaistnieli nigdy.
Zabawne - czułem się najbardziej poszkodowany w tej całej chorej sytuacji. Dobrze wiedziałem, że tak nie jest, ale nie mogłem do siebie przyjąć tego, co się działo.
Wciąż siedzieliśmy w ogrodzie Zatiego. Od czasu do czasu wymieniłem z kimś kilka zdań, śmiałem się, gdy wymagała tego sytuacja, ale wewnętrznie nie odczuwałem radości, która pojawiała się na mojej twarzy. Chciałem być tylko przy Niej...
- Niedługo będzie padać. - odezwała się niespodziewanie. Jej głos, choć cichy i niepewny, kompletnie mnie zszokował.
- Mówisz? - przytaknęła głową. Spojrzałem na niebo, na którym pojawiło się kilka chmur. Zaczynało się ściemniać, świerszcze zaczęły już cykać, a towarzystwo coraz lepiej się bawić.
- Lubię deszcz. - wyznała, lekko się uśmiechając. - W szpitalu, gdy zaczynało padać, siadałyśmy z Kingą przy oknie i słuchałyśmy szeptu kropel. Mówiły naprawdę pięknie.
Uśmiechnąłem się; pierwszy raz powiedziała coś, co nie było zbywającą mnie odpowiedzią.
- Nie wątpię w to. - odrzekłem.
- Może powinniśmy się chociaż schować?
- Jeśli chcesz, możemy nawet wrócić do domu. - powiedziałem.
- Zgoda, wróćmy. W sumie jestem zmęczona podróżą, a chciałabym jeszcze porozmawiać z Dawidem.
- W takim razie zbierajmy się. - uśmiechnąłem się, podając jej dłoń. Zastanawiała się, czy skorzystać z pomocy, lecz ostatecznie uniosła się sama. Zrobiłem to samo, po czym podeszliśmy do gospodarza.
- Musimy już iść - powiedziałem do Zatorskiego, u którego boku była Magda. - Trochę dziś przebyliśmy i...
- Jasne, rozumiem. - przytaknął libero.
- Trzymajcie się. - pożegnałem się, po czym wyszliśmy na ulicę. Ona nie powiedziała nic.
Szliśmy w ciszy, którą w obawie przerwałem.
- Podobało ci się? - zapytałem.
- Nie wiem, chyba tak. - wyznała.
- Dlaczego nie wiesz?
- Nie byłam na innych grillach, nie potrafię tego do niczego porównać.
- Rozumiem. - mruknąłem.
- Twoi znajomi są mili, ale miałam wrażenie, że są tacy na siłę. - powiedziała. - W rzeczywistości zapewne myśleli o mnie źle.
Zatkało mnie.
- Nie - wydukałem. - na pewno tak nie było.
Ona tylko uśmiechnęła się pod nosem i do końca drogi nie odezwała się ani słowem.
Kiedy byliśmy już w domu, zapowiedziała, że będzie rozmawiała z Konarem, zatem poszedłem pod prysznic. Wychodząc, usłyszałem jej wesoły głos, a po chwili śmiech. Już zapomniałem jak brzmi.
Poszedłem do siebie i chwyciłem w dłoń telefon.
"Mam nadzieję, że wytłumaczysz mi jakoś sensownie, co się dzieje?", napisałem do Konarskiego.
"Chodzi o Nel?"
"Tak. Nie chciałem tego wyciągać od Ciebie szybciej, ale już sam nie wiem jak się zachowywać..."
"Pogadamy jutro, obiecuję."
Odłożyłem ze zrezygnowaniem komórkę. Do moich uszu dotarł dźwięk puszczanej pod prysznicem wody; położyłem się na łóżku i założyłem dłonie za kark.
Nie myślałem o niczym. To wszystko było dla mnie za straszne, by o tym rozmyślać.
Drzwi od łazienki się otworzyły, a następnie weszła do Jej pokoju. Poczekałem chwilę, po czym się tam udałem.
- Jak się czujesz? - zapytałem wchodząc do pokoju.
- Lepiej. - odpowiedziała, szukając czegoś w walizce, którą przywiozłem z Bydgoszczy.
- Może czegoś potrzebujesz?
- Nie, dziękuję. - uniosła jeden kącik ust w górę. i przeczesała dłonią włosy.
- Dlaczego tak właściwie zmieniłaś kolor włosów?
- O czym ty mówisz? - spojrzała na mnie, jakbym powiedział co najmniej coś o inwazji obcych. Zrozumiałem.
- Ostatnio wydawały mi się... ciemniejsze. No, ale to była zeszła wiosna, po zimie włosy zawsze są innego koloru.
- Oj, Andrzej. - uśmiechnęła się. - Nie zmieniałam przecież nic w swoim wyglądzie od bardzo dawna.
- Oczywiście. - mruknąłem pod nosem. - Idźmy już spać, oboje jesteśmy zmęczeni.
- Z miłą chęcią. - ułożyła się wygodnie w łóżku i zamknęła oczy. - Dobranoc.
- Dobranoc. - powiedziałem i ruszyłem ku wyjściu. W progu zatrzymałem się i spojrzałem na jej spokojną twarz.
Mógłbym tak stać nawet i całą noc, oglądając jak śpi, ale nie chciałem jej od siebie odepchnąć czy wręcz odstraszyć.
Ruszyłem do siebie, mając nadzieję, że jutrzejszy dzień pomoże mi COKOLWIEK zrozumieć...


--------------------------------------------------
Należy mi się porządny opieprz. Czy usprawiedliwienia są przyjmowane?
Oj, uwielbiam blogspota - usuwanie moich grafik z stron to chyba jedno z jego ulubionych zajęć. :D

Przepraszam za jakość tego u góry, ale jakoś nie potrafię zabrać się do pisania...

Cudowne rozpoczęcie przez Polaków Ligi Światowej! Oby tak dalej. :D

Swoją drogą, niech ktoś mnie, proszę, kopnie, bo powinnam zabrać się za bohaterów, tło, czytanie, pisanie i robienie milion innych rzeczy. :(

Postaram się tu pojawić szybciej niż ostatnio.

Misu. :)