czwartek, 21 sierpnia 2014

#4 Wiem, że się nie poddam, nawet kiedy się wywracam




- Co robisz? - zapytałem, podchodząc do dziewczyny.
- Przeglądam swoje stare prace. - rzekła smutno, ale przesunęła się nieco w bok, robiąc mi miejsce. Zdziwiła mnie Jej nagła chęć do spędzania wspólnie czasu. Nie czekając jednak dłużej, usiadłem obok i wpatrzyłem się w przedstawiane przez Nią obrazy.
Widziałem trud włożony w każde przyłożenie ołówka, a im dalej przewijała, tym lepiej można było go dostrzec. Wiele z nich było powyginanych, niekiedy zgiętych w pół, a nawet oblanych kawą. Mimo tego każda z ilustracji wywierała na mnie ogromne wrażenie.
Tematyka prac była przeróżna, poczynając na jasnych krajobrazach, przez martwą naturę, kończąc na portretach. Właśnie one przyciągnęły najbardziej moją uwagę.
Pierwszy z nich przedstawiał dorosłą kobietę. Starannie ułożone ciemne włosy sięgały jej do karku, a na twarzy gościł uśmiech. Znałem te oczy, najpiękniejsze oczy na świecie: Jej błyszczące, zielone oczy.
- To twoja mama?
- Tak. - uśmiechnęła się. - Zrobiłam to jak miałam 15 lat. Niedługo po tym zmarła, a wraz z nią mój ojciec.
Wiem, przecież doskonale pamiętam moment, w którym mi o tym mówiłaś...*
- Przykro mi. - powiedziałem cicho.
- Najwidoczniej tak musiało być. - wzruszyła ramionami i kontynuowała przegląd.
Większość postaci była mi znana; między innymi znalazłem młodego Konara, jej brata, ciotkę, którą spotkałem na weselu Dawida...
W pewnym momencie zamarłem. Kiedy przewijała kartkę, zauważyłam ciemną postać. Widząc w pełni tą twarz, bez problemu ją rozpoznałem. Ten lekceważący uśmiech, dzikie spojrzenie... Dokładnie takie widziałem dawniej w jej pokoju na zdjęciu z Olkiem...
- Mogę? - nie czekając na odpowiedź, wyrwałem z jej rąk szkicownik. Krótką chwilę udawałem, że przyglądam się pracy, odwracając ją od Niej. - Masz prawdziwy talent.
Patrząc na nią, przewróciłem kartkę na następną i ustawiłem wszystko tak, jak było. Udało się, nie zauważyła zmiany, a na Jej twarz wstąpiło zarówno zdziwienie, jak i uśmiech.
Odwróciłem głowę i w grafitowych odcieniach ujrzałem... siebie.
Siedziałem na fotelu w ich mieszkaniu w Bydgoszczy, czytając książkę. Niesamowity był sposób, w jaki oddała moje skupienie na lekturze. Każdy fragment był idealnie wykończony, tak jakby spędziła przy tym ogrom czasu.**
- Pamiętasz to? - zapytałem, spoglądają na Nią.
- Nie do końca. - zmarszczyła brwi. - To było zapewne któregoś z tych wiosennych dni, kiedy byłeś u nas.
- Też tak podejrzewam. - uśmiechnąłem się, a ona była widocznie zakłopotana. Nabrała dużo powietrza w płuca.
- Rysuję wielu ludzi. - wyjaśniała. - Mój wykładowca był wymagający i za każdym razem chciał, żebyśmy pokazywali mu kogoś nowego...
- Jasne, rozumiem. - odpowiedziałem, nie przestając wyginać usta.
- Nie śmiej się ze mnie! - oburzyła się, odsuwając się nieco w tył. Nawet ze złością wypisaną na twarzy zdawała mi się najpiękniejszą osobą na świecie.
- Przecież tylko się uśmiechnąłem. - uniosłem ręce w górę. - Widziałem przecież wiele osób w twoim szkicowniku, wierzę ci.
- Nie kłam. - zmrużyła oczy.
- Miałbym kłamać?! - żachnąłem się, z trudem hamując śmiech. - Brzydzę się kłamstwem!
- Uważaj, bo ci uwierzę. - uniosła jedną brew w górę.
Przysunąłem się do niej, jednocześnie spoglądając jej głęboko w oczy.
- Twój wykładowca był bardzo wymagający. - mówiłem spokojnie. - To zrozumiałe.
Dziewczyna zamrugała dosyć szybko i zatrzymała w płucach powietrze.
Mogłem dokładnie przyjrzeć się Jej twarzy; tak pięknej i cudownej jak kiedyś. Pełne, jasnoróżowe usta były półotwarte. Na bladej cerze zauważyłem ledwo widoczne zaróżowienia na policzkach, a w oczach... W cudnych, zielonych oczach skrywała się ciekawość, a zarazem strach i tajemnica, którą chciałem poznać.
- Masz... piękne oczy. - odezwałem się, a ona uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuję. - spuściła wzrok. - Ty też.
Tego się nie spodziewałem. W moim brzuchu po raz pierwszy od dłuższego czasu odezwały się motyle, znów dzięki Niej...
Już dobrze wiedziałem, że było warto czekać pół roku, by Ją ujrzeć.




Jego oczy zdawały się wpatrywać we mnie bez ustanku. Nie byłoby w tym niczego dziwnego; w końcu się do tego przyzwyczaiłam. Pierwszy raz jednak od mojego przybycia do Bełchatowa, ten wzrok mi nie przeszkadzał.
Odkryłam, że to wszystko, co mówili w szpitalu jest prawdą: ludzie są wspaniali, tak jak całe życie.
W czasie moich dwudziestu kilku lat życia spotkało mnie mnóstwo dobrego i powinnam to docenić.
Dlaczego nagle to dostrzegłam? Cóż, spacer po Bełchatowie dał mi dłuższą chwilę na przemyślenia.
Idąc ulicami spotykałam wiele ludzi. Większość z nich spieszyła się do pracy lub szkoły, nie zwracając na mnie uwagi. Jednak po kilkunastu minutach chodu, zauważyłam idącą naprzeciw starszą kobietę. Miała ze sobą na smyczy psa, a na twarzy uśmiech. Odwzajemniłam go niepewnie, a ta odezwała się do mnie: "uśmiechaj się częściej, nieźle ci to wychodzi". Zdziwiona dopiero po chwili zorientowałam się, że staruszka jest już daleko za mną.
Wzięłam sobie jej słowa do serca i z uśmiechem na ustach szłam przed siebie, zarażając nim innych.
Właśnie wtedy zrozumiałam, że ludzie są pięknymi istotami i nie mogę być sceptycznie nastawiona na wszystko, co z nimi związane.
Dlatego siedziałam w tym momencie obok Andrzeja, patrząc mu w oczy.
- Jak ci minął dzień? - zapytałam, przerywając ciszę.
- W sumie tak jak zawsze. - wzruszył ramionami. - Trening, obiad z Karolem i Zatim, zamiana strojów w domu, zabranie Kłosa z jego mieszkania, kolejny trening. Tak to wygląda od jakiegoś czasu. - skończył i wziął głęboki oddech. - A ty, spędziłaś cały dzień na zwiedzaniu?
- Tak. - odpowiedziałam krótko, po czym od razu zmieniłam temat: - Karol to twój dobry przyjaciel, prawda?
- Przyjaźnimy się od kiedy pamiętam - uśmiechnął się pod nosem. - i do teraz nie wiem dlaczego tak jest.
- Bo jesteście sobie potrzebni. - powiedziałam cicho.
- Masz rację. - przyznał. - A ty, wspominałaś o jakiejś Kindze, zgadza się? - kiwnęłam głową. - Kim ona jest?
- Och, Kinga jest delikatną, kruchą dziewczyną ze szpitala. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu. To jej, poza Bronkiewiczem, ufałam najbardziej przez ten czas. Trafiła tam przez próbę samobójczą, ale gdy wychodziłam, była już w bardzo dobrym stanie. Byłam z niej bardzo dumna, gdy przestała rozdrapywać zaschłe rany na gardle i opowiedziała o problemach swojej terapeutce.
- Czyli jej pomogłaś?
- W pewnym sensie tak, choć najwięcej zrobili dla niej lekarze.
- Mimo wszystko na pewno jest ci za to wdzięczna. - powiedział.
Uśmiechnęłam się do niego, nie do końca rozumiejąc, z jakiego powodu za każdym razem mówi o mnie jak najlepiej.
Kiedy wspomniałam o Kindze, pomyślałam też o moim terapeucie; obiecałam mu, że będę się do niego odzywać...
- Może chciałabyś ze mną obejrzeć film albo...
- Pewnie. - odrzekłam, obiecując sobie, że zadzwonię już niedługo. Wstaliśmy i skierowałam się za nim do salonu. Byłam tu chyba pierwszy raz od mojego przyjazdu.
Już po chwili oglądaliśmy początek jakiegoś filmu. Pierwsze kadry ukazywały głównego bohatera, gdy Wrona odezwał się:
- Wiesz, dziś na treningu rozmawiałem na treningu z niektórymi o wczorajszym wieczorze. - wyznał.
- Podobało im się?
- Tak, oczywiście. - odpowiedział spokojnie. - Mówili też o tobie.
- Och, serio? - zdziwiłam się, a mój brzuch zrobił nieprzyjemnego fikołka.
- Tak. - odpowiedział. - I mimo tego,że niewiele się odzywałaś, polubili cię.
- Jak to? Przecież miałam wrażenie, że mnie nie znoszą.
- Tylko ci się wydawało. - mówił. - Karol zapytał nawet, czy wyszlibyśmy razem z nim i... Olą. - powiedział, po czym szybko dodał" - ale myślę, że na dzisiaj starczy ci chodzenia, prawda?
- Tak, nie mam już ochoty nigdzie wychodzić.
- Dlatego zostaliśmy tutaj. - uśmiechnął się.
Wróciliśmy do oglądania filmu, zupełnie nie wiedząc już, o czym jest. Nie widziałam już sensu w oglądaniu go.
- Powiedz, będąc w szpitalu, słuchałaś muzyki?
- Czasem coś nam puszczali w celach terapii, ale nie przepadam za klasyką.
- Nie tęskniłaś za swoją muzyką?
- Na początku tak - wyznałam.- ale miałam tyle zajęć, że właściwie nawet zapomniałam, czego słuchałam niedawno.
- Już rozumiem. - Powiedział cicho. - Chcesz czegoś posłuchać?
- A czego słuchałam przed pójściem do szpitala?
Mężczyzna bez słowa wstał i włożył do odtwarzacza jakąś płytę. Po chwili z głośników popłynęła muzyka.
- Myslovitz. - powiedział i z powrotem usiadł na sofie.
Wsłuchiwałam się w wyjątkowo znajomy mi głos. Znałam tę piosenkę, znałam każde jej słowo, wyśpiewywane przez wokalistę...
Widząc zdziwienie na mojej twarzy, Andrzej zaśmiał się pod nosem.
- Skąd znam ten zespół? Dawniej słuchałam innej muzyki. - zwróciłam się do niego.
- Słuchaliśmy go razem.
Sam fakt, że czegoś słuchaliśmy kojarzyłam, ale nic poza tym.
- Ta była twoją ulubioną piosenką. - rzekł, gdy z głośników wypłynęła inna, spokojniejsza melodia. - "Gadające głowy 80 06"
Wsłuchiwałam się  w słowa, które były równie piękne, co dźwięki instrumentów.
- Wciąż mi się podoba. - wyznałam, a on spojrzał na mnie lekko zmrużonymi oczyma. Nie zauważyłam w nich jednak ani trochę złości, a wręcz przeciwnie - spokój i zamyślenie.
- Tak, mi też. - powiedział. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
Odwróciłam speszona wzrok.
- Dlaczego chciałeś, żebym u ciebie była? - zapytałam.
- Sam nie wiem. - odpowiedział spokojnie. - Chyba chciałem, żeby nasza... znajomość znów zaistniała.
- Chyba naprawdę mnie lubiłeś. - zaśmiałam się.
- Wciąż cię lubię. - powiedział poważnie. - I do teraz ciężko mi uwierzyć, że jesteś tu, ze mną.
Spojrzałam na niego, nieco zdziwiona. Nie żartował
- Ja ciebie też. - powiedziałam, uśmiechając się. - Jesteś dla mnie za dobry, żebym mogła cię nie lubić.
- Dzięki. - mruknął i wywrócił teatralnie oczyma, tracąc przy tym całą powagę.
- Mogłabym iść pogadać z Dawidem? spytałam, bo odejście w trakcie rozmowy bez słowa byłoby niezbyt miłe.
- Pewnie. - odpowiedział. - Możesz go ode mnie pozdrowić?
Kiwnęłam głową i poszłam do swojego pokoju.
Odłączyłam telefon od ładowarki i wybrałam numer mojego kuzyna.
- Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie.
- To ja. - powiedziałam.
- Cześć, co u ciebie? - zapytał
Opowiedziałam mu, co robiłam przez cały dzień, a on słuchał tego w ciszy.
- Ach, masz pozdrowienia od Andrzeja. - powiedziałam na końcu.
- Od Andrzeja? - zdziwił się.
Tak, przed chwilą rozmawialiśmy.
- I jak?
- Dobrze, dogadujemy się. Zapamiętałam go zupełnie inaczej, niż jest naprawdę.
- Jest lepiej niż podejrzewałaś?
- Zdecydowanie. - uśmiechnęłam się.
- W takim razem wracaj do niego. Muszę iść, Ania mnie potrzebuje. Dobranoc.
- Dobranoc. - powiedziałam, po czym się rozłączył.
Siedziałam jeszcze przez chwilę, w ręku ściskając telefon. Przejechałam kciukiem po jego ekranie.
Naprawdę go polubiłam. Zastępował mi Dawida, ale na pierwszy rzut oka można było dostrzec różnicę między nimi. Dawid był stanowczy, potrafił mnie opieprzyć za jakąś złą decyzję, co często przeradzało się w kłótnie. Jednakże często pomagał mi, motywował do działania. Andrzej ani razu nie miał mi niczego za złe. Zwracał się do mnie tak, by mnie nie zranić. No i chciał mnie wszędzie ze sobą zabierać, podczas gdy Dawid wolał wychodzić jedynie z Anią.
Wrona był dla mnie po prostu kochany.
Odłożyłam telefon i postanowiłam zrobić to, co zalecał mi kuzyn. Po drodze spojrzałam w lustro, przy którym poprawiłam nieco włosy i odetchnęłam głęboko.
Poszłam prosto do salonu, w którym spędziliśmy resztę wieczoru.




----------------------------------------------------------------------
Odwołanie do rozdziałów:
*10. W końcu nic nie jest pewne, a ludziom nie można ufać. (prawie na końcu jest wypowiedź Nel odnośnie śmierci jej matki.)
**16. Czułam jakby jakaś niewidzialna siła zaciągała mnie tam, gdzie był on.
czuję się tak profesjonalnie xD


Hej, hej!
Nie było mnie tu jakiś czas, fakt. Ale chyba szybciej niż ostatnio, prawda? :D

Jak Wam minęły wakacje? :>
Niestety, patrząc na kalendarz nie da się nie zauważyć nadchodzącego września... Ktoś boi się go tak jak ja? ;__;

Napisałabym tu o "Drużynie" lub co myślę o nieobecności Kurka na MŚ, ale myślę, że już się naczytałyście na te tematy, więc oszczędzę trochę moją klawiaturę. :D

O ile pozwoli mi na to szkoła, postaram się tu niedługo pojawić.
Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam *ask*

Pozdrawiam, Misu :)