piątek, 2 maja 2014

#1 I należysz do mnie, choć to nie kwestia posiadania.





Spójrz na świat, który Cię otacza. Zwróć uwagę na szczegóły, które na codzień nie zaprzątały Ci głowy. Zauważ piękno kwiatu stojącego na stole, wsłuchaj się w śpiew ptaków za oknem, jest cudowny, prawda?
Otaczają Cię odgłosy silników bądź ruchu ulicznego? Nie zadziwia Cię tak szybki rozwój transportu?
Świat wcale nie jest tak zły, jak większość ludzi sądzi.
Trzeba po prostu zacząć dostrzegać wokół siebie magię...


Postawiłam buta na betonowym podłożu i poprawiłam nieco zgniecioną bluzkę. W tym czasie Wrona zdążył wyjąć mój bagaż i zamknąć za mną drzwi. Podziękowałam i skierowałam się za nim.
Przyjechaliśmy na miejsce, do Bełchatowa. Gdybym powiedziała, że ta informacja mnie ucieszyła, miałabym na sumieniu kolejne kłamstwo. W szpitalu zdarzało mi się to, gdy pocieszałam innych. Nie wszystkich cieszyła wizja samotnej śmierci, a niekiedy nie było dla nich innego wyjścia.
- Wyobraź sobie, że mieszkam tu od miesiąca i jeszcze nie miałem czasu, żeby się do końca rozpakować, a co tu mówić o jakichkolwiek remontach. - powiedział ze śmiechem chłopak, szamotając się z kluczem. - Te drzwi idą pierwsze do wymiany.
Spojrzałam na budynek, do którego mieliśmy wejść. Średniej wielkości, jednopiętrowy dom prezentował się wyjątkowo dobrze. Ciemnobrązowy dach doskonale pasował do kremowych ścian, a niewielkie, zielone krzewy dopełniały całości.
Rozejrzałam się też po okolicy; większość domów prezentowała się równie dobrze. Cała okolica powoli zaczynała tonąć w promieniach zachodzącego już słońca. Chociaż jeden dzień będę miała z głowy, pomyślałam.
Kiedy Andrzej uporał się z wszystkimi zabezpieczeniami, weszliśmy do jasnego przedpokoju, w którym znajdował się wieszak, szafka na buty i lustro. Andrzej zsunął buty, po czym poszedł zanieść moje torby. Patrzyłam, gdzie je zanosi, a później zdjęłam trampki, naciskając jednym na drugiego i na moment zapatrzyłam się w odbicie.
Moja twarz nie wyglądała zbyt ciekawie, a zwłaszcza oczy, które otaczały ciemne worki. Nic dziwnego, nigdy nie lubiłam podróżowania dłuższego, niż kilkanaście kilometrów.
Do nich dołączyły również blada cera, która przy brązowych włosach prawie przybierała odcień papieru. Uśmiechnęłam się nikle pod nosem. Mam nadzieję, że będę miała okazję wyjść na jakiś czas na słońce, pomyślałam. Przez czas podróży doszłam do wniosku, że chyba brakowało mi słonecznego światła przez ten czas spędzony w szpitalu.
Moje przemyślenia przerwał Andrzej, który niesłyszalnie poszedł obok mnie.
- Zastanawiam się nad... - zaczął. Odwróciłam ku niemu głowę i spojrzałam na niego, w górę, cały czas z lekkim uśmiechem. Odwzajemnił niepewnie mimikę. - Coś się stało?
- Nie, dlaczego? - zapytałam, a kiedy pokręcił głową, dodałam. - Nad czym się zastanawiasz?
Chłopak patrzył na mnie przez chwilę bez słów, delikatnie mrużąc oczy. Po chwili, zarówno mojej jak i z jego twarzy, zniknął uśmiech. Jego zamyślony wzrok cały czas spoglądał w moje tęczówki, a ja nie wiedziałam co zrobić. Na moje szczęście, on nagle się ocknął.
- Już nieważne. - powiedział, znowu unosząc kąciki ust w górę. - Cieszę się, że tu jesteś, wiesz?
Zmieszałam się. Nie widzieliśmy się tyle czasu... Pamiętam, że kilka razy wyszliśmy razem na spacer bądź po prostu rozmawialiśmy, ale to przecież nic takiego. On jednak widocznie tak nie uważał lub po prostu wszystko było wytworem mojej wyobraźni.
- Tak, może być... miło. - powiedziałam.
- Napijesz się czegoś? - zawołał, odwracając się szybko.
- Może być kawa. - odpowiedziałam, a ten zatrzymał się na chwilę, jakby chciał coś powiedzieć i kontynuował krok. Dziwne.
Ruszyłam za nim do niewielkiej, jasnej kuchni, gdzie usiadłam przy stole. Przyglądałam się kątem oka opierającemu się o blat Andrzejowi. Zdawał się o czymś intensywnie myśleć, bo nawet nie spostrzegł się, gdy odwróciłam głowę na wprost niego.
Jego jasne oczy wodziły po wykafelkowanej podłodze, a zęby miał mocno zaciśnięte. Zauważyłam też, że był lepiej zbudowany, niż kiedyś. Już na pierwszy rzut oka mogłabym powiedzieć, że się zmienił; zadbał o siebie. Niezmiennymi elementami były jedynie wesoło błyszczące oczy  i przyjemny uśmiech.
Kiedy woda w czajniku się zagotowała, chłopak wyrwał się z letargu i zalał dwa kubki z ciemnym napojem, po czym postawił je na stole i zajął miejsce naprzeciw mnie.
Wzięłam naczynie w dłonie i upiłam kilka łyków, tym samym uciekając od jego spojrzenia, które bez ustanku spoczywało na mnie...




Ona.
Tyle mi wystarczyło.
Jej delikatny uśmiech, spojrzenie zielonych oczu... Teraz już wiem, dlaczego tak bardzo za nią tęskniłem.
Wszystko, co było z nią związane, sprawiało, że szalałem. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Od kiedy tylko przyjechaliśmy do Bełchatowa, chciałem spędzić z nią każdą minutę.
Gdy zobaczyłem ją przed szpitalem, wydawała mi się zagubiona, a za razem przerażona. W tamtym momencie powstrzymałem się od okazywania jakichkolwiek emocji, w końcu widzieliśmy się po raz pierwszy od marca. Przez cały czas jednak ona nie odezwała się ani razu. Wydawało mi się to co najmniej dziwne, zważywszy na to, że od dłuższego czasu byliśmy już parą...
Kiedy zatrzymaliśmy się, postanowiłem to jakoś wyjaśnić. Wtedy kompletnie mnie zamurowało. Najprawdopodobniej ona nic nie pamiętała.
Wróciłem na moment do rzeczywistości i ująłem dłonią parzący kubek.
- Powiedziałaś mi - odezwałem się. -że nie widzieliśmy się od dawna, prawda?
Przytaknęła.
- W takim razie co pamiętasz z naszej znajomości?
Dziewczyna wyprostowała się i odłożyła naczynie, po czym spojrzała na mnie z poważną miną. Znów ta zieleń...
- Sam wiesz, że nie było to czymś wielkim. Kolegowaliśmy się, bo nie można było tego nazwać nawet przyjaźnią. - mówiła. - Spotkaliśmy się kilka razy, chodziliśmy razem po Bydgoszczy, słuchaliśmy razem muzyki, kilka razy do nas wpadłeś. A potem nagle zniknąłeś, nie dawałeś oznak życia. Miałam przy sobie jedynie Dawida i Anię.
Jej usta delikatnie wygięły się w uśmiechu, a ja walczyłem, żeby moja szczęka nie obiła się o podłogę.
"Jedynie Dawid i Ania"? "Nie było to czymś wielkim"?
Przepraszam bardzo, to jakiś marny żart?!
- Powiedziałam coś złego? - zmarszczyła brwi, przyglądając mi się zdezorientowanym wzrokiem.
- Nie, skądże. - odpowiedziałem. - Po prostu mnie trochę... zszokowałaś.
- No widzisz, nawet ty o tym nie pamiętałeś. - żachnęła się. - Nie wiem co Konarskiemu odbiło...
- Może po prostu mi ufa?
- Ale co ufanie ma do tego, że pozwolił, żebym z tobą tu przyjechała?
Bo sam tego chciałem, przecież tyle dla mnie znaczysz...
- Zaufał mi, że pomogę ci wrócić do normalności.
Dziewczyna kiwnęła kilka razy głową i nastała cisza. Było mi tak głupio...
Na szczęście, przerwał ją mój telefon. Zerwałem się z miejsca, żeby odebrać połączenie.
- Słucham? - odezwałem się.
- Andrzej, tyle razy ci mówiłem, żebyś tak nie odbierał. - głos w słuchawce, którego właścicielem był Włodarczyk, roześmiał się.
- Bardzo zabawne. - mruknąłem, rozglądając się po pokoju, w którym Ona przeszła do okna i oglądała niewielki ogród. Jej włosy sięgały do łopatek, co oznaczało, że musiała je ścinać, bo niedawno miała je prawie do talii. Brakowało im rubinowego koloru... Wyszedłem na korytarz. - O co chodzi?
- Jesteś już w Bełku?
- Tak.
- Zati organizuje u siebie grilla, czemu cię tu jeszcze nie ma?
- Wiesz, ja tak za bardzo...
- No proszę cię, nie wykręcaj się już! Nie tym razem, widzę cię za 5 minut na miejscu.
- Wojtek, tyle że ja mam... gościa. - ostatnie słowo wypowiedziałem prawie szeptem.
- Nie szkodzi, zabierz go ze sobą. - odpowiedział z lekkością. - Muszę kończyć, pospiesz się!
Po tych słowach rozłączył się.
Westchnąłem głęboko i pokręciłem głową. Nie, to się nie skończy dobrze.
- Dzwonił do mnie przyjaciel. - zacząłem wchodząc do pokoju. - Zostaliśmy zaproszeni na grilla, masz ochotę jechać?
Dziewczyna milczała przez chwilę, przez co byłem pewny, że odmówi.
- Pewnie. - odpowiedziała, wychodząc z pomieszczenia. - Przebiorę się tylko w coś wygodniejszego, okej?
Przytaknąłem i uśmiechnąłem się szeroko, patrząc jak udaje się do pokoju, który był przeznaczony dla niej.
Postanowiłem nie zmieniać swojego ubioru, a w tym czasie napisać smsa do Konara.
Kilka słów odnośnie przyjazdu, jej zachowania, moim zdaniem, wystarczyło.
Nie minęło pięć minut, a weszła do salonu, ubrana w jasne jeansowe spodenki i czarną, luźną koszulkę. Wyglądała czarująco.
- Już czas? - zapytała, wyrywając mnie z zadumy.
- Tak. - powiedziałem szybko, zdecydowanie za szybko. Uśmiechnęła się i udała ku wyjściu.
Otworzyłem drzwi, przepuściłem ją i znów zacząłem walkę z tym cholernym zamkiem. Kiedy już skończyłem, ruszyłem ku samochodowi.
- A może się przejdziemy? - zaproponowałem. - Nie mamy daleko, to nam mało zajmie.
- Niech będzie. - wzruszyła ramionami i czekała, aż wskażę, w którą drogę pójdziemy. Ruszyłem w prawo, a ona tuż obok mnie.
Czułem słodki zapach jej perfum, słyszałem cichy odgłos trampków, które stawiały na chodniku dwa razy więcej kroków niż moje, Kątem oka cały czas ją obserwowałem, ciesząc się jej obecnością, jakby zaraz miała zniknąć...

Być może ty nic nie pamiętasz, rozumiem, ale bądź pewna, nie przestanę walczyć...



-------------------------------------------------------------------------
Hej! Tu Misu, po miesięcznej przerwie wróciłam. :)
Pierwszy rozdział, jak zawsze, spieprzony. U mnie to już tradycja :D
Jak Wam mija majówka?

Trochę na tej stronie jest niedopracowań, wiele brakuje, ale postaram się wszystkim niedługo zająć.
Pozdrawiam i do następnego!

*ask* w razie pytań, zapraszam ;) )

Misu.