niedziela, 7 lutego 2016

#21 Na końcu i na początku jest samotność.






Nie znam osoby, która choć raz w życiu nie przejęłaby się mijającym czasem, zjawisku nieomijającemu nikogo z nas.
Upływ chwili najlepiej widać w zmieniającej się naturze. Zabrzmi to banalnie, ale jak najbardziej trafnie. Po zakwitnięciu kasztanów robi się coraz cieplej, po pewnym czasie liście zmieniają barwę, spada śnieg, znów pojawia się dużo słońca.
Tego roku zima była o wiele słabsza niż poprzednio; pod koniec lutego nie było śladu po białym puchu, a ciepłe kurtki powoli szukały swoich miejsc w szafach.
Zmianę zauważyłem też w sobie, zwłaszcza około dwóch tygodni po Jej odejściu.
Znajdowałem się akurat w jednym ze sklepów spożywczych wybierając produkty, których zabrakło w kuchni. Poczułem, że czyjaś twarz jest odwrócona w moją stronę od pewnego czasu. Nie było to czymś nadzwyczajnym, lecz gdy zauważyłem też czerwony przebłysk, musiałem się obejrzeć: nie myliłem się. Serce mimowolnie zaczęło mi bić szybciej, a oddech stał się niespokojny; stała około dwudziestu metrów ode mnie, z zadziwiającą uwagą przypatrując się przyprawom. Uniosłem brwi, chwyciłem puszkę z kawą i wrzuciwszy ją do plastikowego koszyka, oddaliłem się.
Przez pierwsze kilka sekund toczyłem w sobie walkę, by nie podejść, porozmawiać jak dawniej, ale... zdałem sobie sprawę, że nie bez przyczyny nie zjawiła się w moim domu przez tak długi czas.
Kiedy odchodziłem już ze skasowanym towarem na parking, usłyszałem jej nawołujący mnie głos. Odwróciłem się i zaczekałem aż podejdzie.
- Możemy pogadać? - zapytała gdy była już blisko.
- Powiedzmy, że tak. - odparłem obojętnym tonem.
- Więc... - zaczęła, lecz spojrzawszy mi w twarz, odebrało jej mogę.
- Za pół godziny mam trening.
- W porządku. - nabrała powietrza w płuca. - Chodzi o to, że... Strasznie głupio wyszło wtedy, w tamtą niedzielę.
- W tę, w którą postanowiłaś się wyprowadzić i zniknąć bez śladu? - wtrąciłem. - Masz rację, całkiem niefortunnie.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - spuściła wzrok. - Dlatego... no cóż, chcę cię przeprosić.
Chwilę powstrzymywałem się od wybuchnięcia i wyrzucenia jej wszystkiego, co myślałem przez te 14 dni, ale ostatecznie powiedziałem jedynie:
- Nie ma o czym mówić, to już przeszłość.
- To świetnie! - uśmiechnęła się lekko. - Może pójdziemy kiedyś na kawę i...
- Wiesz, Anastazjo, chyba póki co musimy oboje odpocząć. - odparłem spokojnie, a ona otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Ale... jak to? Od czego?
- Od siebie. Nie mam siły na to wszystko, nie mogę przecież być dla ciebie chłopcem do bicia, nie sądzisz?
- Przecież wcale nim nie byłeś! - oburzyła się, a ja zaśmiałem się pod nosem.
- Tak ci się tylko wydaje. - odrzekłem, a gdy nie odpowiadała, dodałem: - Dajmy sobie czas, może kiedyś ta kawa będzie nam obojgu smakować, okej? Trzymaj się, Nastko.
Gdy zaakcentowałem ostatnie słowo, odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę mojego auta, zostawiając osłupiałą kobietę w tym samym miejscu.
Dopiero pod Energą odetchnąłem głęboko, oparłem głowę o kierownicę i przeanalizowałem całą sytuację. Jeszcze kilka dni temu nosiłbym ją na rękach gdyby postanowiła wrócić, ale dziś... To ja zakończyłem tę znajomość. Nie planowałem tego, lecz uznałem, że to było jedyne dobre rozwiązanie, dla nas obojga.
Nie ukrywam, mocno przeżywałem jej odejście. Cały tydzień czuwałem przy telefonie, wyczekiwałem otworzenia się drzwi frontowych i zobaczenia jej, ostatecznie pytałem Konarskiego co powinienem zrobić... Straciłem nadzieję, uświadamiając sobie, że definitywnie odeszła.
Po kilku minutach postanowiłem wyjść z auta i udać się na halę.
Tak, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło...


Na pewno kiedyś zdarzyło Ci się mieć tak zwanego kaca moralnego. Zdarza się, że czegoś mocno żałujemy, ale po pewnym czasie wszystko powinno przejść. Powinno...
Nie mogłam wybaczyć sobie odejścia z domu Wrony - to on był przy mnie w najgorszych momentach, wspierał w każdy możliwy sposób i nie zrażał się mimo moich zachowań. Kilka drinków za dużo sprawiło coś, co nawet nie pojawiało się w najgorszych koszmarach.
Namówiła mnie do tego Patrycja po usłyszeniu historii o tym, co wydarzyło się między Andrzejem a Natalią. Sama odczuwała niewytłumaczalną niechęć do mężczyzn i potrafiła mnie zabrać na swoją stronę.
Zdecydowałam się na ucieczkę od razu; zadzwoniłyśmy po Daniela, który podwiózł nas pod dom Wrony, a potem pod wynajmowane przez moją przyjaciółkę mieszkanie.
Już następnego dnia zaczęłam żałować tej decyzji, ale czułam, że nie ma już od niej odwrotu...

"To taka szkoda dla nas, że się rozdzielamy
Nikt nie powiedział, że to było łatwe
Nikt nigdy nie powiedział, że to może być tak trudne

Och, zabierz mnie do początku"

Jeden fragment piosenki potrafi doszczętnie rozbić człowieka. Wrócić do początku; znów znaleźć się w domu Konarskiego, wiosną dwa lata wstecz...

- Nastka!
Pospiesznie starłam ślady łez z policzków i wyjęłam słuchawki z uszu. Chwilę później do pokoju wparła Patrycja i usiadła na skraju łóżka na którym siedziałam.
- Dzisiaj gra ten twój zespół w Łodzi!
- Wiem, bilety wyprzedano trzy tygodnie temu. - chciałam zgasić jej zapał, ale nie byłam w stanie tego zrobić.
- Tak, mówiłaś o tym, ale... uważaj... Daniel ma dwa wolne miejsca!
- Jak to? - uniosłam się  do pozycji siedzącej.
- Miał jechać z kuzynostwem, ale coś im wypadło dzisiaj, zapytał czy nie chcemy jechać z nim. - powiedziała i otworzyła moją bardzo skromną szafę, wydobywając z niej czerwoną flanelową koszulę i jeansy. - No, ubieraj się, za pół godziny wyjeżdżamy.
- Pati, naprawdę oszalałaś. - spojrzałam podejrzliwie na blondynkę, a ta jedynie "pomogła" mi wstać. Mimowolnie zaczęłam się ubierać, w międzyczasie słuchając jej wywodu.
- Dowiedziałam się o tym w pracy, uznałam, że to nie przypadek, oczywiście od razu się zgodziłam. Nie spodziewałam się, że Danek aż tak bardzo ucieszy się z tego powodu!
Przytaknęłam jej kiwnięciem głowy i spakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy.
Dopiero gdy weszłam do auta chłopaka doszło do mnie to, gdzie właśnie jadę. Właściwie to jedno z niewielu samowolnych wyjść z domu od pewnego czasu. Gdyby nie moja współlokatorka, zapewne nie opuszczałabym swoich czterech ścian poza wyjściami do pracy.
Nie żyłam w luksusowych warunkach, w moim pokoiku znajdowały się łóżko, stara szafa na ubrania i szkolne biurko Patki. Byłam wdzięczna za wszystko, nie mając jej nic do zaoferowania w zamian.
-...zajechałem pod ten dom, wiecie, tego, który zawsze zamawia 39. - mówił blondyn zerkając to w bok na Patrycję, to w lusterko na mnie Uśmiechałam się udając zainteresowanie jego wypowiedzią; droga do Łodzi dłużyła się w nieskończoność. Gdy finalnie trafiliśmy pod lokal i odczekaliśmy w kolejce, mogliśmy wejść do środka. Na scenie grano jeszcze support, ale po zachowaniu ludzi można było stwierdzić, że główny zespół już niebawem się pojawi.
Po kwadransie cała kapela wyszła na scenę i zaczęła grać.
To był najlepszy koncert w moim życiu. Pod nosem cały czas śpiewałam utwory, tupałam nogą do rytmu. Nie mogłam przestać się uśmiechać - marzyłam o tym widowisku od dawna. Po prawie trzygodzinnym koncercie wyszliśmy z budynku, a ja przytuliłam moich towarzyszy, dziękując za wszystko co dla mnie zrobili.
Kierując się w stronę samochodu zorientowałam się, że nie mam ze sobą kurtki. Kazałam im iść i poczekać na mnie chwilę, po czym biegiem ruszyłam w stronę szatni. Powinnam już dawno ochłonąć!
Gdy stanęłam naprzeciw szatniarki poprosiłam o zwrot odzienia, zostałam otoczona przez dwóch mężczyzn. Przewyższali mnie o głowę, byli o wiele lepiej zbudowani, a na twarzach mieli nieprzyjemne uśmieszki.
- Ma pani podwózkę do domu? - zapytał jeden z nich, przytaknęłam. - Och, wielka szkoda, tak bardzo zależało nam, żeby panią ze sobą zabrać...
- Nie trzeba, ja... - zaczęłam, a wtedy poczułam skurcz na prawym ramieniu.
- Czyli pójdzie pani grzecznie z nami czy trzeba użyć siły? - spytał drugi, wzmacniając swój uścisk.
Zaczęłam się wycofywać, a oni podążali za mną. Po kilku większych krokach uderzyłam plecami w coś twardego. Oczekując najgorszego zamknęłam oczy, wtedy usłyszałam głos:
- Zostawcie ją, panowie.
Oboje jak na zawołanie parsknęli śmiechem i spojrzeli w bok, gdzie stał mężczyzna; zrobiłam to samo. Potrzebowałam chwili, żeby zrozumieć, że wysoka sylwetka i głos należą do Kłosa. Podszedł, stanął przede mną i popchnął w bok, przez co upadłam.
- Okej, nas jest dwóch. - powiedział napastnik. Usłyszałam odgłos zamachu, a potem chrzęst kości. Gdy uniosłam wzrok, Karol trzymał wykręcone ramię jednego, w czasie gdy drugi trzymał się mocno za głowę.
- Co się tu dzieje?! - odgłos biegu zapowiadał wizytę ochrony. Siatkarz odwrócił się do mnie i powiedział:
- Uciekaj, znajdę cię. - pokiwałam głową i wykonałam to, co zalecał. Opuściłam budynek, na szczęście niezauważona przez nikogo. Nie miałam zamiaru czekać tutaj na Karola, wyczuwałam za duże ryzyko kolejnego ataku. Pognałam do auta, gdzie czekali na mnie zdenerwowani przyjaciele.
- Aż taka kolejna się zrobiła?! - krzyknęła Patrycja, nie dając mi sposobu na wytłumaczenie się.
Ostatecznie dzięki pomocy Daniela udało mi się uspokoić kobietę i opowiedzieć o sytuacji przed kilku minut, omijając jednak fakt kto tak naprawdę mnie uratował.
Gdy wróciliśmy do domu, Patka zaproponowała chłopakowi "piwko- może dwa" i nocleg, na który zadziwiająco szybko się zgodził. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło.
Do później nocy siedzieliśmy, rozmawiając i słuchając muzyki. Dowiedziałam się sporo o obojgu, choć sama nie potrafiłam się otworzyć.
Gdy kładliśmy się spać, spojrzałam na telefon naiwnie oczekując na nim wiadomości.
Dawid przestał pisywać do mnie tak często jak kiedyś. Sms-y dostawałam raz na kilka dni, na dodatek ubogie w nowe wieści. Nie byłam pewna czy to kwestia (jak się tłumaczył) rozpędzonego sezonu, czy wolał utrzymywać dobry kontakt z Wroną.
Uświadamiając sobie, że znów o nim myślę skarciłam się w myślach i postanowiłam zmusić do snu, tym samym hamując kolejne wyrzuty sumienia.
W głowie zaczęłam obmyślać plan na kolejny dzień, który przeszkodziło mi pukanie w drzwi.
- Nastka, mogę wziąć z kąta poduszki? Patrycja mówiła, że tam są.
- Pewnie, nie krępuj się. - uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Kurczę, faktycznie żyjesz prawie ja na kartonach!
- Nie przesadzajmy, mam gdzie spać, to jest najważniejsze. - zaśmiałam się, okrywając szczelniej kołdrą. Blondyn stał w miejscu i najwyraźniej nie miał zamiaru wychodzić z pokoju. - Danek, jutro idziesz do pracy, porozmawiamy za kilka godzin.
- Jasne, wybacz. - skrzywił się, po czym rzucił: - Dobranoc! - i wyszedł do innego pomieszczenia.
Nie odpowiedziałam - zasnęłam prawie w tym samym momencie.

Następnego dnia rozpoczęłam pracę o 13.
Tradycyjnie sprawdziłam utarg z dnia poprzedniego, zapisałam polecane dziś danie i rozpoczęłam kolejny dzień w swojej branży.
Około 15, gdy zanosiłam zamówienie na kuchnię, zostałam zlecenie spisania kolejnego.
- Dziewiątka. - rzuciła Marta i sama ruszyła na drugi koniec sali. Podeszłam do stolika, po drodze poprawiając uniform.
- Witam, czy można złożyć...
- Zamówienie? - Karol poruszyła brwiami i spojrzał w kartkę. Zdążyłam otrząsnąć się z szoku. - Taak, poleca mi pani sałatkę szefa?
Obejrzałam się na boki i upewniwszy się, że koleżanka na mnie nie patrzy, przytuliłam go krótko.
- Zapomniałam podziękować za wczoraj, nie musiałeś mi pomagać, a...
- Ale to zrobiłem! - uśmiechnął się, odłożył kartkę i podał mi kurtkę. -To chyba należy do ciebie.
- Tak, dziękuję. - zabrałam ją i oczekiwałam na zamówienie.
- Jak ci się układa? - zadając to pytanie nieco spoważniał.
- Cóż, chyba dobrze, nie mieszkam pod mostem. - zaśmiałam się nerwowo. - A co u ciebie i Oli? Zdała ten egzamin, na który tak narzekała?
- Tak, bez problemów, zawsze tak mówi i zdaje na piątki. - wywrócił oczami.
Na chwilę zapanowała między nami niezręczna cisza, którą odważyłam się przerwać:
- A co... u Andrzeja? - zauważyłam zdziwienie na jego twarzy, które po chwili zniknęło. Kłos zdecydowanie niczym się nie zmienił.
- Żyje, czasami nawet mnie odwiedza, a w Rzeszowie byliśmy z Konarem na piwie, trochę żartował i...
- Och, nie wiedziałam nawet o tym. - mruknęłam pod nosem, wciąż próbując się uśmiechać. Zauważył to.
- Anastazjo, sama wiesz jak to jest. - powiedział spokojnie. - Andrzej miał małe problemy, ale podniósł się i próbuje żyć tak, jakby nic się nie zdarzyło. To znaczy... nie daje po sobie nic poznać, zupełnie tak jak ty.
- Rozumiem. Karol, nie zrozum mnie źle, ale... jestem w pracy... - zaśmiałam się bezsilnie. - Podać tę sałatkę?
- Nie, muszę jechać, trening zaczyna się za pół godziny.
- W porządku. - pokiwałam jedynie głową.
- Do zobaczenia. - uśmiechnął się i wyszedł z lokalu.
Gdy wróciłam za bar, musiałam wytłumaczyć się z odejścia klienta, po czym udałam się do toalety w celu opanowania emocji.
Kilka głębszych oddechów zdecydowanie poprawiło sytuację. Stanęłam twarzą do lustra, spojrzałam wprost w swoje oczy - bądź twarda, tak samo jak on...



Wydawało Ci się kiedyś, że jesteś silna? Że mimo każdego bólu i wyrzeczeń, ty i tak dasz wszystkiemu radę?
Jasne, w podstawówce było to zdarte na przerwie kolano, w późniejszym czasie namnażająca się ilość materiału w szkole, potem kilka fałszywych znajomości. Wtedy to równało się ze szczytem okrucieństwa.
Wiesz jednak co jest najgorsze? Kiedy tak naprawdę uświadamiasz sobie, że wcale nie jesteś niezniszczalna. Znasz swoją słabość, lęki i nie dajesz sobie z nimi rady, choć bardzo tego chcesz. Tak szybko nie możesz z tego wyjść - utonęłaś i potrzebujesz naprawdę dużo czasu, aby wybić się na powierzchnię, jeśli w ogóle Ci się to uda...
W czasie jednej nieprzespanej i przepłakanej nocy dociera do Ciebie naprawdę wiele. Ja dobrze wiedziałam, że nie mam innej możliwości: nie potrafiłam bez niego funkcjonować w tym świecie, a on... fantastycznie dawał sobie radę.
Wytaczając kolejne łzy uświadamiałam sobie coraz mocniej jak bardzo jestem na dnie...


----------------------------------------
Jak ja lubię takie klimaty!

https://www.youtube.com/watch?v=dp2po8HRC6k  <--- polecam, może jeszcze kogoś zauroczy tak jak mnie.

Tymczasem znikam do mojej niekończącej się nauki.

Do zobaczenia niebawem!
(w mojej głowie zaczynają kiełkować nowe pomysły na historie, mam nadzieję, że choć jeden z nich wykwitnie ;) )