niedziela, 7 lutego 2016

#21 Na końcu i na początku jest samotność.






Nie znam osoby, która choć raz w życiu nie przejęłaby się mijającym czasem, zjawisku nieomijającemu nikogo z nas.
Upływ chwili najlepiej widać w zmieniającej się naturze. Zabrzmi to banalnie, ale jak najbardziej trafnie. Po zakwitnięciu kasztanów robi się coraz cieplej, po pewnym czasie liście zmieniają barwę, spada śnieg, znów pojawia się dużo słońca.
Tego roku zima była o wiele słabsza niż poprzednio; pod koniec lutego nie było śladu po białym puchu, a ciepłe kurtki powoli szukały swoich miejsc w szafach.
Zmianę zauważyłem też w sobie, zwłaszcza około dwóch tygodni po Jej odejściu.
Znajdowałem się akurat w jednym ze sklepów spożywczych wybierając produkty, których zabrakło w kuchni. Poczułem, że czyjaś twarz jest odwrócona w moją stronę od pewnego czasu. Nie było to czymś nadzwyczajnym, lecz gdy zauważyłem też czerwony przebłysk, musiałem się obejrzeć: nie myliłem się. Serce mimowolnie zaczęło mi bić szybciej, a oddech stał się niespokojny; stała około dwudziestu metrów ode mnie, z zadziwiającą uwagą przypatrując się przyprawom. Uniosłem brwi, chwyciłem puszkę z kawą i wrzuciwszy ją do plastikowego koszyka, oddaliłem się.
Przez pierwsze kilka sekund toczyłem w sobie walkę, by nie podejść, porozmawiać jak dawniej, ale... zdałem sobie sprawę, że nie bez przyczyny nie zjawiła się w moim domu przez tak długi czas.
Kiedy odchodziłem już ze skasowanym towarem na parking, usłyszałem jej nawołujący mnie głos. Odwróciłem się i zaczekałem aż podejdzie.
- Możemy pogadać? - zapytała gdy była już blisko.
- Powiedzmy, że tak. - odparłem obojętnym tonem.
- Więc... - zaczęła, lecz spojrzawszy mi w twarz, odebrało jej mogę.
- Za pół godziny mam trening.
- W porządku. - nabrała powietrza w płuca. - Chodzi o to, że... Strasznie głupio wyszło wtedy, w tamtą niedzielę.
- W tę, w którą postanowiłaś się wyprowadzić i zniknąć bez śladu? - wtrąciłem. - Masz rację, całkiem niefortunnie.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - spuściła wzrok. - Dlatego... no cóż, chcę cię przeprosić.
Chwilę powstrzymywałem się od wybuchnięcia i wyrzucenia jej wszystkiego, co myślałem przez te 14 dni, ale ostatecznie powiedziałem jedynie:
- Nie ma o czym mówić, to już przeszłość.
- To świetnie! - uśmiechnęła się lekko. - Może pójdziemy kiedyś na kawę i...
- Wiesz, Anastazjo, chyba póki co musimy oboje odpocząć. - odparłem spokojnie, a ona otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Ale... jak to? Od czego?
- Od siebie. Nie mam siły na to wszystko, nie mogę przecież być dla ciebie chłopcem do bicia, nie sądzisz?
- Przecież wcale nim nie byłeś! - oburzyła się, a ja zaśmiałem się pod nosem.
- Tak ci się tylko wydaje. - odrzekłem, a gdy nie odpowiadała, dodałem: - Dajmy sobie czas, może kiedyś ta kawa będzie nam obojgu smakować, okej? Trzymaj się, Nastko.
Gdy zaakcentowałem ostatnie słowo, odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę mojego auta, zostawiając osłupiałą kobietę w tym samym miejscu.
Dopiero pod Energą odetchnąłem głęboko, oparłem głowę o kierownicę i przeanalizowałem całą sytuację. Jeszcze kilka dni temu nosiłbym ją na rękach gdyby postanowiła wrócić, ale dziś... To ja zakończyłem tę znajomość. Nie planowałem tego, lecz uznałem, że to było jedyne dobre rozwiązanie, dla nas obojga.
Nie ukrywam, mocno przeżywałem jej odejście. Cały tydzień czuwałem przy telefonie, wyczekiwałem otworzenia się drzwi frontowych i zobaczenia jej, ostatecznie pytałem Konarskiego co powinienem zrobić... Straciłem nadzieję, uświadamiając sobie, że definitywnie odeszła.
Po kilku minutach postanowiłem wyjść z auta i udać się na halę.
Tak, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło...


Na pewno kiedyś zdarzyło Ci się mieć tak zwanego kaca moralnego. Zdarza się, że czegoś mocno żałujemy, ale po pewnym czasie wszystko powinno przejść. Powinno...
Nie mogłam wybaczyć sobie odejścia z domu Wrony - to on był przy mnie w najgorszych momentach, wspierał w każdy możliwy sposób i nie zrażał się mimo moich zachowań. Kilka drinków za dużo sprawiło coś, co nawet nie pojawiało się w najgorszych koszmarach.
Namówiła mnie do tego Patrycja po usłyszeniu historii o tym, co wydarzyło się między Andrzejem a Natalią. Sama odczuwała niewytłumaczalną niechęć do mężczyzn i potrafiła mnie zabrać na swoją stronę.
Zdecydowałam się na ucieczkę od razu; zadzwoniłyśmy po Daniela, który podwiózł nas pod dom Wrony, a potem pod wynajmowane przez moją przyjaciółkę mieszkanie.
Już następnego dnia zaczęłam żałować tej decyzji, ale czułam, że nie ma już od niej odwrotu...

"To taka szkoda dla nas, że się rozdzielamy
Nikt nie powiedział, że to było łatwe
Nikt nigdy nie powiedział, że to może być tak trudne

Och, zabierz mnie do początku"

Jeden fragment piosenki potrafi doszczętnie rozbić człowieka. Wrócić do początku; znów znaleźć się w domu Konarskiego, wiosną dwa lata wstecz...

- Nastka!
Pospiesznie starłam ślady łez z policzków i wyjęłam słuchawki z uszu. Chwilę później do pokoju wparła Patrycja i usiadła na skraju łóżka na którym siedziałam.
- Dzisiaj gra ten twój zespół w Łodzi!
- Wiem, bilety wyprzedano trzy tygodnie temu. - chciałam zgasić jej zapał, ale nie byłam w stanie tego zrobić.
- Tak, mówiłaś o tym, ale... uważaj... Daniel ma dwa wolne miejsca!
- Jak to? - uniosłam się  do pozycji siedzącej.
- Miał jechać z kuzynostwem, ale coś im wypadło dzisiaj, zapytał czy nie chcemy jechać z nim. - powiedziała i otworzyła moją bardzo skromną szafę, wydobywając z niej czerwoną flanelową koszulę i jeansy. - No, ubieraj się, za pół godziny wyjeżdżamy.
- Pati, naprawdę oszalałaś. - spojrzałam podejrzliwie na blondynkę, a ta jedynie "pomogła" mi wstać. Mimowolnie zaczęłam się ubierać, w międzyczasie słuchając jej wywodu.
- Dowiedziałam się o tym w pracy, uznałam, że to nie przypadek, oczywiście od razu się zgodziłam. Nie spodziewałam się, że Danek aż tak bardzo ucieszy się z tego powodu!
Przytaknęłam jej kiwnięciem głowy i spakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy.
Dopiero gdy weszłam do auta chłopaka doszło do mnie to, gdzie właśnie jadę. Właściwie to jedno z niewielu samowolnych wyjść z domu od pewnego czasu. Gdyby nie moja współlokatorka, zapewne nie opuszczałabym swoich czterech ścian poza wyjściami do pracy.
Nie żyłam w luksusowych warunkach, w moim pokoiku znajdowały się łóżko, stara szafa na ubrania i szkolne biurko Patki. Byłam wdzięczna za wszystko, nie mając jej nic do zaoferowania w zamian.
-...zajechałem pod ten dom, wiecie, tego, który zawsze zamawia 39. - mówił blondyn zerkając to w bok na Patrycję, to w lusterko na mnie Uśmiechałam się udając zainteresowanie jego wypowiedzią; droga do Łodzi dłużyła się w nieskończoność. Gdy finalnie trafiliśmy pod lokal i odczekaliśmy w kolejce, mogliśmy wejść do środka. Na scenie grano jeszcze support, ale po zachowaniu ludzi można było stwierdzić, że główny zespół już niebawem się pojawi.
Po kwadransie cała kapela wyszła na scenę i zaczęła grać.
To był najlepszy koncert w moim życiu. Pod nosem cały czas śpiewałam utwory, tupałam nogą do rytmu. Nie mogłam przestać się uśmiechać - marzyłam o tym widowisku od dawna. Po prawie trzygodzinnym koncercie wyszliśmy z budynku, a ja przytuliłam moich towarzyszy, dziękując za wszystko co dla mnie zrobili.
Kierując się w stronę samochodu zorientowałam się, że nie mam ze sobą kurtki. Kazałam im iść i poczekać na mnie chwilę, po czym biegiem ruszyłam w stronę szatni. Powinnam już dawno ochłonąć!
Gdy stanęłam naprzeciw szatniarki poprosiłam o zwrot odzienia, zostałam otoczona przez dwóch mężczyzn. Przewyższali mnie o głowę, byli o wiele lepiej zbudowani, a na twarzach mieli nieprzyjemne uśmieszki.
- Ma pani podwózkę do domu? - zapytał jeden z nich, przytaknęłam. - Och, wielka szkoda, tak bardzo zależało nam, żeby panią ze sobą zabrać...
- Nie trzeba, ja... - zaczęłam, a wtedy poczułam skurcz na prawym ramieniu.
- Czyli pójdzie pani grzecznie z nami czy trzeba użyć siły? - spytał drugi, wzmacniając swój uścisk.
Zaczęłam się wycofywać, a oni podążali za mną. Po kilku większych krokach uderzyłam plecami w coś twardego. Oczekując najgorszego zamknęłam oczy, wtedy usłyszałam głos:
- Zostawcie ją, panowie.
Oboje jak na zawołanie parsknęli śmiechem i spojrzeli w bok, gdzie stał mężczyzna; zrobiłam to samo. Potrzebowałam chwili, żeby zrozumieć, że wysoka sylwetka i głos należą do Kłosa. Podszedł, stanął przede mną i popchnął w bok, przez co upadłam.
- Okej, nas jest dwóch. - powiedział napastnik. Usłyszałam odgłos zamachu, a potem chrzęst kości. Gdy uniosłam wzrok, Karol trzymał wykręcone ramię jednego, w czasie gdy drugi trzymał się mocno za głowę.
- Co się tu dzieje?! - odgłos biegu zapowiadał wizytę ochrony. Siatkarz odwrócił się do mnie i powiedział:
- Uciekaj, znajdę cię. - pokiwałam głową i wykonałam to, co zalecał. Opuściłam budynek, na szczęście niezauważona przez nikogo. Nie miałam zamiaru czekać tutaj na Karola, wyczuwałam za duże ryzyko kolejnego ataku. Pognałam do auta, gdzie czekali na mnie zdenerwowani przyjaciele.
- Aż taka kolejna się zrobiła?! - krzyknęła Patrycja, nie dając mi sposobu na wytłumaczenie się.
Ostatecznie dzięki pomocy Daniela udało mi się uspokoić kobietę i opowiedzieć o sytuacji przed kilku minut, omijając jednak fakt kto tak naprawdę mnie uratował.
Gdy wróciliśmy do domu, Patka zaproponowała chłopakowi "piwko- może dwa" i nocleg, na który zadziwiająco szybko się zgodził. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło.
Do później nocy siedzieliśmy, rozmawiając i słuchając muzyki. Dowiedziałam się sporo o obojgu, choć sama nie potrafiłam się otworzyć.
Gdy kładliśmy się spać, spojrzałam na telefon naiwnie oczekując na nim wiadomości.
Dawid przestał pisywać do mnie tak często jak kiedyś. Sms-y dostawałam raz na kilka dni, na dodatek ubogie w nowe wieści. Nie byłam pewna czy to kwestia (jak się tłumaczył) rozpędzonego sezonu, czy wolał utrzymywać dobry kontakt z Wroną.
Uświadamiając sobie, że znów o nim myślę skarciłam się w myślach i postanowiłam zmusić do snu, tym samym hamując kolejne wyrzuty sumienia.
W głowie zaczęłam obmyślać plan na kolejny dzień, który przeszkodziło mi pukanie w drzwi.
- Nastka, mogę wziąć z kąta poduszki? Patrycja mówiła, że tam są.
- Pewnie, nie krępuj się. - uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Kurczę, faktycznie żyjesz prawie ja na kartonach!
- Nie przesadzajmy, mam gdzie spać, to jest najważniejsze. - zaśmiałam się, okrywając szczelniej kołdrą. Blondyn stał w miejscu i najwyraźniej nie miał zamiaru wychodzić z pokoju. - Danek, jutro idziesz do pracy, porozmawiamy za kilka godzin.
- Jasne, wybacz. - skrzywił się, po czym rzucił: - Dobranoc! - i wyszedł do innego pomieszczenia.
Nie odpowiedziałam - zasnęłam prawie w tym samym momencie.

Następnego dnia rozpoczęłam pracę o 13.
Tradycyjnie sprawdziłam utarg z dnia poprzedniego, zapisałam polecane dziś danie i rozpoczęłam kolejny dzień w swojej branży.
Około 15, gdy zanosiłam zamówienie na kuchnię, zostałam zlecenie spisania kolejnego.
- Dziewiątka. - rzuciła Marta i sama ruszyła na drugi koniec sali. Podeszłam do stolika, po drodze poprawiając uniform.
- Witam, czy można złożyć...
- Zamówienie? - Karol poruszyła brwiami i spojrzał w kartkę. Zdążyłam otrząsnąć się z szoku. - Taak, poleca mi pani sałatkę szefa?
Obejrzałam się na boki i upewniwszy się, że koleżanka na mnie nie patrzy, przytuliłam go krótko.
- Zapomniałam podziękować za wczoraj, nie musiałeś mi pomagać, a...
- Ale to zrobiłem! - uśmiechnął się, odłożył kartkę i podał mi kurtkę. -To chyba należy do ciebie.
- Tak, dziękuję. - zabrałam ją i oczekiwałam na zamówienie.
- Jak ci się układa? - zadając to pytanie nieco spoważniał.
- Cóż, chyba dobrze, nie mieszkam pod mostem. - zaśmiałam się nerwowo. - A co u ciebie i Oli? Zdała ten egzamin, na który tak narzekała?
- Tak, bez problemów, zawsze tak mówi i zdaje na piątki. - wywrócił oczami.
Na chwilę zapanowała między nami niezręczna cisza, którą odważyłam się przerwać:
- A co... u Andrzeja? - zauważyłam zdziwienie na jego twarzy, które po chwili zniknęło. Kłos zdecydowanie niczym się nie zmienił.
- Żyje, czasami nawet mnie odwiedza, a w Rzeszowie byliśmy z Konarem na piwie, trochę żartował i...
- Och, nie wiedziałam nawet o tym. - mruknęłam pod nosem, wciąż próbując się uśmiechać. Zauważył to.
- Anastazjo, sama wiesz jak to jest. - powiedział spokojnie. - Andrzej miał małe problemy, ale podniósł się i próbuje żyć tak, jakby nic się nie zdarzyło. To znaczy... nie daje po sobie nic poznać, zupełnie tak jak ty.
- Rozumiem. Karol, nie zrozum mnie źle, ale... jestem w pracy... - zaśmiałam się bezsilnie. - Podać tę sałatkę?
- Nie, muszę jechać, trening zaczyna się za pół godziny.
- W porządku. - pokiwałam jedynie głową.
- Do zobaczenia. - uśmiechnął się i wyszedł z lokalu.
Gdy wróciłam za bar, musiałam wytłumaczyć się z odejścia klienta, po czym udałam się do toalety w celu opanowania emocji.
Kilka głębszych oddechów zdecydowanie poprawiło sytuację. Stanęłam twarzą do lustra, spojrzałam wprost w swoje oczy - bądź twarda, tak samo jak on...



Wydawało Ci się kiedyś, że jesteś silna? Że mimo każdego bólu i wyrzeczeń, ty i tak dasz wszystkiemu radę?
Jasne, w podstawówce było to zdarte na przerwie kolano, w późniejszym czasie namnażająca się ilość materiału w szkole, potem kilka fałszywych znajomości. Wtedy to równało się ze szczytem okrucieństwa.
Wiesz jednak co jest najgorsze? Kiedy tak naprawdę uświadamiasz sobie, że wcale nie jesteś niezniszczalna. Znasz swoją słabość, lęki i nie dajesz sobie z nimi rady, choć bardzo tego chcesz. Tak szybko nie możesz z tego wyjść - utonęłaś i potrzebujesz naprawdę dużo czasu, aby wybić się na powierzchnię, jeśli w ogóle Ci się to uda...
W czasie jednej nieprzespanej i przepłakanej nocy dociera do Ciebie naprawdę wiele. Ja dobrze wiedziałam, że nie mam innej możliwości: nie potrafiłam bez niego funkcjonować w tym świecie, a on... fantastycznie dawał sobie radę.
Wytaczając kolejne łzy uświadamiałam sobie coraz mocniej jak bardzo jestem na dnie...


----------------------------------------
Jak ja lubię takie klimaty!

https://www.youtube.com/watch?v=dp2po8HRC6k  <--- polecam, może jeszcze kogoś zauroczy tak jak mnie.

Tymczasem znikam do mojej niekończącej się nauki.

Do zobaczenia niebawem!
(w mojej głowie zaczynają kiełkować nowe pomysły na historie, mam nadzieję, że choć jeden z nich wykwitnie ;) )

środa, 20 stycznia 2016

#20 Miej litość. Ranisz mnie bardziej, niż zdajesz sobie z tego sprawę.





Doświadczyłaś kiedyś stanu, w którym wszystko wokół wydaje Ci się piękne, kolorowe i bez skazy? Budzisz się i zasypiasz z uśmiechem na ustach, często podśpiewujesz pod nosem...
Znajomi już od pewnego czasu spoglądają na Ciebie podejrzliwie, lecz tylko jedna osoba pyta, kto jest tym szczęściarzem. Rzecz jasna, wykręcasz się na wszelkie sposoby, by uniknąć odpowiedzi; przecież nic do nikogo nie czujesz! W głowie jednak pytanie to wywołuje wizerunek jednej osoby. Tej samej, o której nieświadomie rozmyślasz prawie cały czas.
Wieczorem, gdy jesteś sama i próbujesz zasnąć, wciąż widzisz jego spojrzenie, uśmiech, słyszesz jego głos...
Ile czasu potrafisz sama siebie oszukiwać, że nic do Niego nie czujesz? Cóż, mi zajęło to niecałe 2 tygodnie - sama nie wiem dlaczego tak szybko zgodziłam się z Patrycją, lecz, o dziwo, nie czułam się z tym bardzo źle. Przeciwnie, przyjęłam to jako coś, co w jakiś sposób pomaga mi wrócić do rzeczywistości.

Jeśli chodzi o ilość spędzanego razem czasu, nie było tu jakiegoś wielkiego przeskoku; częściej jednak zdarzały nam się spacery, wspólne wyjścia i zasypianie na kanapie podczas oglądania filmów. Budzenie się w nocy otulona kocem i jego ramieniem niespecjalnie mi przeszkadzało, choć nie powiedziałam mu tego wprost.
W tym samym czasie zyskałam jeszcze lepszy kontakt z Patrycją, odważyłabym się nawet powiedzieć, że stała się moją przyjaciółką. Odwiedzałyśmy się nawzajem w pracy, choć jej zdarzało się to częściej niż mi.
Tego dnia weszłam do ciepłego lokalu czując ten sam zapach pizzy, który towarzyszył mu gdy mnie tu zatrudniono.
Podeszłam do baru, przywitałam się z Patką i zaczęła zdawać mi raport z wizyty pewnego natrętnego faceta, który (z tego co było mi wiadomo od niej) zjawiał się tu dosyć regularnie.
- No mówię ci, jeszcze na odchodne odwrócił się i z tym przebrzydłym uśmiechem wycedził przez te pożółkłe zęby "do zobaczenia niebawem". Myślałam, że kolesiowi sprzedam jeszcze prawego sierpowego, ale...
- Patrycja, gdzie te trzy średnie miały jechać? - usłyszałam męski głos i zza rogu wyłoniła się jasna czupryna wystająca spod trzech kartonowych pudełek.
- Wodna 26, masz napisane na spodzie paragonu.
- Faktycznie, dzięki! - rzucił chłopak i już go nie było. Spojrzałam na blondynkę czekając na wyjaśnienia.
- Daniel, zaczął wczoraj pracę, nie wspominałam ci o tym? Firma rzekomo się rozwija...
- Nie przypominam sobie nic takiego. - odpowiedziałam, a ona obiecała zrobić to w niedalekiej przyszłości. Widząc zbliżającą się grupkę ludzi postanowiłam wrócić do domu i kontynuować rozmowę przez sms-y.
Niechętnie znów trafiłam na chłód i, dodatkowo zniechęcona silnym wiatrem, przyspieszyłam kroku, aby znaleźć się jak najszybciej na naszym osiedlu.
Kiedy już zmarznięta zamknęłam za sobą drzwi frontowe, do moich uszu dotarły dźwięki „Thunderstruck” AC/DC; uśmiechnęłam się sama do siebie, zdjęłam buty, kurtkę i wkroczyłam w głąb domu. W kuchni znalazłam też jedynego poza mną mieszkańca.
- No dzień dobry. – Wrona odwrócił się do mnie z uśmiechem. Miał na sobie bordowy fartuch, który przywiózł jeszcze z Bydgoszczy, a tuż za nim na kuchence skwierczało kilka filetów z ryb. Oparłam się o stół i zaplotłam ramiona na piersi.
- Cześć, o czymś nie wiem?
- Hmm znalazłoby się kilka spraw, a o co dokładnie chodzi? – patrząc jak udaje niepojętnego nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Andrzej, nie pamiętam kiedy ostatni raz przygotowywałeś… normalny obiad. – powiedziałam, a on, zachowując powagę, odpowiedział:
- Przepraszam bardzo, ostatnio zdarza mi się tu bywać coraz częściej, czasami są nawet tego dobre skutki!
- Racja, trzy dni temu zrobiłeś idealny budyń, w życiu nie jadłam lepszego. – teatralnie rozmarzyłam się zamykając oczy, a gdy je otworzyłam, zadarłam głowę, by spojrzeć mężczyźnie w twarz.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – zapytał, a ja roześmiałam się, sama nie wiedząc czemu.
- Przecież i tak nie zrobisz mi krzywdy.
-Skąd ta pewność? Może w rzeczywistości jestem złym człowiekiem, a ty ufasz mi, nie znając moich okropnych zamiarów? – otworzył szerzej jasne oczy, ale tym razem nawet on nie potrafił się opanować.
- Oczywiście, od początku wiedziałam, że jesteś podły. – skwitowałam. – pomóc ci jakoś?
- W kuchni póki co dam sobie radę, ale czy mogłabyś… pościelić w gościnnym? - będąc już do niego plecami, odwróciłam się na moment i z pytaniem wypisanym na twarzy, czekałam na odpowiedź. – Dostałem dziś telefon od znajomych z Bydgoszczy, w przyszłym tygodniu nie mogą przyjechać, któreś z nich ma ważny egzamin na uczelni i pytali czy mogą jednak odwiedzić nas w ten weekend.
- Och, rozumiem… - rzuciłam i udałam się zrobić to, o co mnie poprosił. Nie ukrywając, nie cieszyłam się na myśl o wizycie ludzi, których widziałam raz w życiu. Ten tydzień nie należał do lekkich i choć dziś chciałam odpocząć, zwłaszcza, że następnego dnia miałam spędzić pół nocy na nogach, usługując na pierwszej karnawałowej zabawie w Ambrozji. Z tego co kojarzyłam, znajomi Wrony nie należeli do spokojnych osób, więc ten wieczór na pewno nie zakończy się szybko. Nie mogłam jednak wyjść; mimika Andrzeja była mieszanką radości i zmęczenia. Wiedziałam, że tylko on może sprawić, bym mimo wszystko poczuła się dobrze. Nie mogłam go zawieść.
Gdy skończyłam, wróciłam do Niego; kończył szykować jedzenie. Przez chwilę stałam w progu i przyglądałam się jak starannie próbuje przyozdobić półmisek z samodzielnie zrobioną sałatką.
- A mogłem zamówić pizzę, na cholerę mi to wszystko…
- Zamówione jedzenie nie zrobi na nich takiego wrażenia. – skomentowałam, podchodząc bliżej.
- Chłopaki będą cieszyć się, że jest cokolwiek, a dziewczyny nie uwierzą, że sam zrobiłem coś zjadliwego.
-Właśnie, przepis z książki czy z Internetu? – wtrąciłam, ale widząc jego zdegustowaną minę pojęłam, że to nie było na miejscu. – Wybacz. Aż tak bardzo nie radziłeś sobie w Bydgoszczy?
- Sam nie wiem, zdarzało nam się razem gotować, ale ty także nie paliłaś się to tego. – uśmiechnął się pod nosem.
- No spójrz, a teraz nawet pracuję w gastronomii.
- Rzecz w tym, że niepotrzebnie się staram. Cieszę się na ich przyjazd, to oczywiste, ale…
- Wiem, Andrzej. – uśmiechnęłam się. – Mogę ci jakoś… pomóc?
- Możesz mi współczuć tego, że znajomi mnie nie doceniają. – spojrzał na mnie rozbawiony.
- Chodź, wielkoludzie. – powiedziałam rozchylając ramiona i już po chwili to on przytulał mnie, choć podobno miało być na odwrót. Do rzeczywistości przywołał nas dopiero zapach przypalanego mięsa. Czując na twarzy rumieńce postanowiłam przebrać się w coś wygodniejszego; ten wieczór nie będzie lekki ani dla mnie, ani dla niego.
Z racji  przyjazdu gości nie zamierzałam zrezygnować z ukochanego swetra i starych jeansów.  Rozpuściłam spięte wcześniej włosy, rozczesałam je i wróciłam do Wrony, który w tym samym momencie rozmawiał przez telefon, udzielając wskazówek jak trafić na nasze osiedle. Gdy skończył, uśmiechnął się do mnie lekko; pomogłam mu rozkładać ostatnie talerze na stole.
- Właśnie, nie miałabyś nic przeciwko, gdybym te dwie noce przespał u ciebie w pokoju? Spokojnie, mam stary materac i postaram się nie chrapać.
- Tylko pod warunkiem, że będziesz się trzymał tego drugiego! – zaśmiałam się wspominając jak nieraz z tego samego powodu budził mnie gdy zasypialiśmy na kanapie.
- Obiecuję. – uśmiechnął się i usłyszawszy dźwięk dzwonka, poszedł do przedpokoju. Po chwili po domu rozniosło się kilka śmiechów.

- Stary, gdzie ty się wyniosłeś! – rozpoznałam głos Huberta, jedynej osoby, którą dobrze zapamiętałam. – Dwie godziny jazdy tuż obok Patryka… Nie życzę tego nikomu.
- Chyba zapomniałeś kto prowadzi w drodze powrotnej. – odezwał się wywołany chłopak, ściągając czarną czapkę z głowy i dłonią przejeżdżając po jasnych włosach, dodał z chytrym uśmieszkiem na twarzy: – I ta sama osoba może cię wyrzucić przy pierwszej lepszej okazji.
- Oj już się tak nawzajem nie męczcie, wszyscy wiedzą, że się kochacie. – powiedziała ciemnowłosa kobieta przeglądając się w lustrze. – Nie powiemy nic Kamilowi, bądźcie spokojni. - jej ciemne oczy spojrzały na mnie. – O, witaj… Anastazjo? Dobrze pamiętam, prawda?
Przytaknęłam z uśmiechem, a wszystkie oczy skupiły się na mnie. Nie miałam zamiaru tym razem siedzieć cichutko jak podczas meczu. Podeszłam bliżej.
- Jak minęła podróż? – zapytałam, przez chwilę nie otrzymując żadnej odpowiedzi; jako pierwszy ocknął się Maciej, stojący najbliżej wyjścia.
- Całkiem nieźle, bałem się, że dziś nie uda nam się przyjechać, ale Natka wyrobiła się szybciej niż zapowiadała.
- Już tak nie narzekaj, to ty chciałeś na mnie czekać! – blondynka pokazała mu język i zwróciła się ku Wronie: - Gdzie mogę zostawić torbę?
- Zaprowadzę was. – powiedział i ruszyło za nim 5 osób.
Przez następne kilka godzin w większości przysłuchiwałam się wspomnieniom znajomych. Dawałam jednak im do zrozumienia, że ich rozmowa jak najbardziej mnie interesuje.
- A Ty, Anastazjo, mieszkałaś w Bydgoszczy? – zapytała druga kobieta, Lidia.
- Tak, prawie 10 lat, ale chyba nie studiowałam na tych uczelniach co wy ani nie pracowałam w tych miejscach. – ich spojrzenia mówiły mi, że powinnam kontynuować rozmowę na mój temat. – Studiowałam na ASP, a zatrudnienie miewałam tylko dorywcze, nie szukałam stałej pracy.
-ASP? – odezwała się Natalia. – Musisz być uzdolniona.
- Och, od pewnego czasu nie miałam ołówka w ręku, ale mam zamiar kontynuować studia.
- Widziałem jej szkice, powinna do tego wrócić. – powiedział Andrzej, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Na szczęście, rozmowa zbiegła na inny tor, a ja nie musiałam „chwalić się” tym, co potrafię. Około jedenastej część z nich była już nieco podchmielona, a atmosfera zrobiła się luźniejsza. Co chwilę spoglądałam na siatkarza, obserwując szczęście na jego twarzy; naprawdę dobrze czuł się w ich towarzystwie. Zastanawiałam się czy kiedykolwiek aż tak ucieszył się na mój widok, jak na ich. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, pokręcił głową przysłuchując się opowieści Huberta o swojej pracy.
- Nie obrazicie się, jeśli pójdziemy z Lidką wcześniej spać? – mówiła Natalia ziewając.
- Szczerze powiedziawszy ja także robię się śpiący. – Wojtek uderzył się otwartą dłonią w twarz. – Rok temu o tej godzinie dopiero wychodziłem na miasto, czuję się już stary.
- Jutro z pewnością to nadrobicie. – powiedziałam podnosząc się z miejsca. Jak się okazało, nikt nie zamierzał zostawać dłużej. Sprzątanie zostawiłam na następny dzień i zajęłam ostatnie miejsce w kolejce do łazienki. Zdążyłam przygotować piżamę, ustawić budzik i napisać sms-a do Dawida (codziennie raporty były już czymś na porządku codziennym), kiedy kolejna przesunęła się o dwa miejsca.
- Rozdałeś wszystkim ręczniki? – zapytałam Wronę, który trudził się z materacem.
- Nie, zapomniałem, chłopaki z tego co wiem zabrali swoje.
Wstałam z łóżka i, zabierając kilka sztuk kolorowych grubych materiałów, przeszłam się do pokoju gościnnego i sypialni Andrzeja. Będąc pod nią usłyszałam dość głośną rozmowę dwóch kobiet.
-…ładnie tu mieszka, nie powiem, że nie. – rozpoznałam Natalię po chichocie. – Wronka się wyrobił, trochę zmienił z wyglądu i…
- No nie mów, że ci się podoba! – wręcz krzyknęła druga.
- Ciszej, zaraz cały dom się dowie. – zasyczała blondynka i dodała nieco ciszej. – Wiesz, jest niezły, a z tej perspektywy wydaje się całkiem… ciekawy.
- Natka, na serio oszalałaś! – zaśmiała się Lidia.
- Jutro dwa piwa mniej. – odpowiedziała jej tym samym. Nie miałam zamiaru dłużej przysłuchiwać się tej rozmowie, zapukałam w drzwi i weszłam do środka.
- Mam dla was ręczniki. – powiedziałąm z przesłodzonym uśmiechem, po czym rzuciłam je na fotel i wyszłam, rzucając na odchodne: - Dobrej nocy.
Wróciłam do swojego pokoju, gdzie Andrzej wciąż próbował znaleźć miejsca, przez które uciekało powietrze.
- Och, zostaw już go, zmieścimy się na tym łóżku we dwoje, a jutro i tak nie będzie mnie prawie do rana. – mruknęłam siadając na wcześniej wspomnianym meblu. Siatkarz patrzył na mnie przez chwilę zdziwiony, po czym wzruszył ramionami i odłożył karton z materacem w kąt.
- Dzięki, gdybym musiał na nim spać, jutro nie ruszyłbym się przez obolałe stawy. – odetchnął teatralnie i zmienił temat. – Wiesz co, spodziewałem się, że będzie dzisiaj gorzej, liczyłem na chociaż jedną kłótnię, a tu nic.
Uśmiechnęłam się, ale nie podjęłam rozmowy. Miałam szczęście, że dosłownie kilka sekund później pojawiła się postać Huberta zawiadamiająca mnie o wolnej łazience. Wzięłam prysznic i dosyć szybko wróciłam do pokoju, z którego po chwili wyszedł Wrona. Kąpiel nie zajęła też jemu dużo czasu; wszedł do pokoju i wyszczerzył się w taki sposób, że nie umiałam go zignorować.
- Wolisz od ściany czy od pokoju?
- Od ściany. – mruknęłam i chwilę później położył się obok mnie. Lampka nocna pozostała zapalona (zarzekał się, że później ją zgasi), a ja zaczęłam powoli odpływać w sen. Będąc już na granicy świadomości poczułam lekki dotyk na policzku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz Andrzeja, po sekundzie dosyć zdezorientowaną.
- Obudziłem się, wybacz. – powiedział cicho, zabierając dłoń. – Zdawało mi się, że będzie tu więcej miejsca.
- Nie szkodzi, ale za chwilę spadniesz, lepiej się przysuń. – wygięłam kąciki ust jak tylko potrafiłam. Słyszałam dobrze jego oddech i właśnie z nim zniknęłam do krainy Morfeusza.


Większość następnego dnia mogłam spędzić z gośćmi, przygotowywałam posiłki, lecz około godziny osiemnastej zaczęłam szykować się do pracy. Miałam szczęście, że zabawa zaczynała się o dwudziestej. Kiedy byłam już gotowa, zeszłam na dół, gdzie zdziwiona zauważyłam, że większość jest już, delikatnie mówiąc, pijana.
Próbowałam porozmawiać z którymkolwiek z chłopaków , ale rozbawiona uznałam, że to nie ma większego sensu. Zaczęłam szukać Wrony i wtedy usłyszałam jego głos z jego sypialni. Podążyłam tam i przez szczelinę w drzwiach zaczęłam obserwować całą sytuację. Natalia leżała na jednej części łóżka, a on spacerował po pokoju nerwowo.
- Chodź, podobno źle się czułaś, ale nie możesz tu leżeć cały wieczór.
- Ale dlaczegoo? – blondynka, zdaje się, nie zamierzała szybko odpuścić.
- Natka, naprawdę nie mam teraz humoru na tego typu gierki. – siatkarz zaśmiał się; wiedziałam, że niedługo puszczą mu nerwy.
- Oj, ze mną nie chcesz spędzić trochę czasu? – zapytała, ale nim zdołał odpowiedzieć, wstała i kontynuowała swoją wypowiedź: - Wiesz, Andrzej, ostatnio zauważyłam, że się zmieniłeś. Wydoroślałeś, wiesz? I naprawdę mocno cię lubię.
- Wiesz co, może faktycznie tu zostań, a jak poczujesz się lepiej to…
- Co cię powstrzymuje?
-Niby przed czym?
- Przed spróbowaniem; wiesz, ja, ty, kto powiedział, że to się nie uda?
- Natalia, nie rozumiesz, to jest…
Widziałam jak kobieta zbliża swoją twarz do jego i dłuższą chwilę jej nie odrywa. Potem dłońmi zaczęła błądzić po jego karku, a mój żołądek zrobił fikołka. Siatkarz odsunął się błyskawicznie od niej, najwidoczniej nie do końca pojmując co się stało.
Nie chciałam obserwować dalszego ciągu wydarzeń, a nawet słyszeć ich słów. Bezszelestnie wycofałam się do głośniejszej części domu. W kuchni zostawiłam jedynie kartkę informując Wronę o swoim wyjściu.

Płaszcz i buty wskoczyły na właściwe miejsce na moim ciele szybciej niż zazwyczajHu, toteż nie zwalniając tempa wyszłam z domu i ruszyłam do pracy. Co jakiś czas przecierałam jedynie coraz nowsze, mokre ślady na policzkach.


Ciemne niebo za oknem nie wróżyło zbyt dobrze, zwłaszcza gdy siedzisz i wpatrujesz się w krajobraz za oknem już trzecią godzinę. Goście już dawno wyjechali, a jej wciąż nie było w domu. Ponownie próbowałem dodzwonić się do Nel, lecz nawet nie odrzucała połączenia, kiedy ja odchodziłem od zmysłów. Pracę powinna skończyć maksymalnie o czwartej nad ranem, ewentualnie spała u którejś z koleżanek, ale do osiemnastej nie dała nawet znaku, że żyje. Zrezygnowany zacząłem przygotowywać w głowie zeznanie na policji w sprawie zaginięcia, kiedy to usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. W przedpokoju nie zastałem nikogo, lecz hałasy wychodziły z Jej pokoju.
- Czy ty wiesz która jest godzina? – odezwałem się, a ona odwróciła się ku mnie z niepojmującym nic wyrazem twarzy.
- A ty wiesz, że mnie to nie obchodzi? – zachichotała; ciekaw byłem kto doprowadził ją do takiego stanu.
- Nieważne, mogę chociaż wiedzieć do robisz?
- Pakuję się. – rzuciła, wracając do upychania części ubrań do torby na ramię. – Wynoszę się stąd.
Uniosłem brwi, starając się nie wybuchnąć śmiechem.
- Niby dokąd? – skrzyżowałem ramiona na piersi.
- To tajemnica! – ponownie wydała z siebie nienormalny dla niej chichot, po czym prawie się wywróciła.
- W takim stanie nigdzie nie wyjdziesz. – próbowałem skierować ją na fotel, ale wyszarpnęła się. – Najpierw wytrzeźwiej, potem podejmuj decyzje.
- Ale to tylko na kilka dni, Asia mnie zapraszała, nie denerwuj się. – chwyciła mnie lekko za ramię, prawdopodobnie po to, by nie stracić równowagi.
- Ani mi się śni. – powiedziałem spokojnie, tym razem chcąc chwycić ją w pasie i wynieść jak najdalej od drzwi frontowych, ale wymykała się jak tylko mogła. Nie chciałem zrobić jej krzywdy, więc ją puściłem. – Zastanów się nad tym wszystkim, to nie ma sensu.
Wtedy uniosła się na palcach, złapała mojej koszulki i pocałowała mnie krótko, po czym przysunęła usta niedaleko ucha.
- Pomyśl o swojej zdzirowatej Natalce, od razu zrobi ci się lepiej. – wyszeptała i nim zdążyłem się pozbierać, była już przy wyjściu. Złapałem ją za przegub, a ona wtedy odwróciła się i z nienawiścią w oczach wysyczała:
- Spróbuj mnie powstrzymać, a nie odnajdziesz mnie żywej.
W normalnej sytuacji nie przejąłbym się tymi słowami; wiedziałem jednak, że nie były one rzucone na wiatr.
- Żegnaj, Andrzej. – powiedziała i zeszła po schodach, a ja kompletnie zamurowany wpatrywałem się jak wsiada do auta i odjeżdża z piskiem opon.
Modliłem się, żeby to wszystko okazało się tylko głupim snem. Na marne…



--------------------------
No, to jesteśmy bliżej końca niż dalej (ale to nie jest koniec!), a akcja będzie coraz szybsza.
Nawet już nie wiem co tutaj napisać...

Trzymajmy kciuki za naszych szczypiornistów! :)
Nie mam dziś na to sił. Sprawdzę to kiedy już będę w pełni świadoma tego, co napisałam.

Do następnego, koty!

środa, 30 grudnia 2015

#19 Ale wiem, że mogła bym być szczęśliwa w ten sposób

Bardzo wielu ludzi nie wierzy w siebie, swoje zdolności, siłę woli. Z tego powodu rezygnują z wszelkiego ryzyka, nie chcąc utracić tego co posiadają. Czy myślą jednak o tym, jak wyglądałoby ich życie, gdyby jednak wszystko się powiodło? Ile mogliby zyskać?
Spojrzenie na świat w ten sposób nie jest czymś łatwym, dobrze o tym wiem. Wielokrotnie w ciągu zaledwie kilku godzin zmieniałam swoje nastawienie do świata, ale ostatecznie wjeżdżając do Bełchatowa utwierdziłam się w tym, że warto chociaż spróbować być jak dawniej.
Jakie było ryzyko, że nie dam sobie rady? Dość wysokie, lecz nie zamierzałam zaprzątać sobie tym głowy, póki nie będzie takiej potrzeby.

Dwa tygodnie. Dokładnie tyle minęło od naszego powrotu.
Ze wszystkich sił starałam się zapewniać Wronę, że daję sobie radę i nie musi już się o mnie martwić. W głębi siebie jednak czułam się lepiej gdy kilka razy dziennie upewniał się, że czuję się dobrze i często spędzał ze mną całe wieczory.
Wzięłam się w garść; po dwóch dniach zaczęłam wychodzić z domu, spotkałam się z Patrycją i zgłosiłam się do lokalu, który proponował mi nową pracę. Już następnego dnia przyszłam na przeszkolenie, które zaliczyłam bardzo dobrze. Lokal był o wiele większy i piękniejszy niż Amigo, ale nie chciałam pokazywać swojej słabości i bez problemu sama opanowałam całą salę.
- Właśnie tego się po pani spodziewaliśmy. - usłyszałam na koniec od szefa lokalu. Byłm pewna, że robię to, co powinnam.
Jak radziłam sobie z emocjami i wspomnieniami? Cóż, będąc przy Andrzeju starałam się mówić tylko i wyłącznie o tym, co trwa teraz; wiedziałam, że musi on wrócić do treningów i jeszcze cięższej pracy, a moje powroty do przeszłości mu w tym nie pomogą. Kiedy jednak zostawałam sama, często rozmyślałam o tym, co przeżyłam, ile w tym wszystkim jest prawdy, a ile zostało mi wmówione.
Co dziwne, miałam wrażenie, że wracają do mnie wspomnienia, których nie wywoływałam. Przykładowo, w czasie pobytu w Bełchatowie nie wiedziałam nic o żadnym psie; któregoś dnia po przebudzeniu zaczęłam się zastanawiać gdzie on tak właściwie się teraz znajduje... Nie miałam odwagi pytać o to Wrony, lecz podobne sny-wspomnienia zdarzały się częściej.
Nie udawałam szczęścia. Tak naprawdę byłam obojętnie nastawiona do większości spraw, które mnie dotyczyły. Wciąż przecież nie wiedziałam do końca jak powinnam się zachowywać, skoro postanowiłam już wrócić do dawnego życia.
Ciężka sytuacja, prawda? Zdawałam sobie z tego sprawę. Dlaczego zatem nie miałam zamiaru zaprzestać? Być może upartość nigdy mnie nie opuściła.


Skończyłam pracę o 17, zimą podobno nigdy w Ambrozji nie było wielkiego ruchu, zwłaszcza w tygodniu. Owinęłam szyję grubym szalem i wyszłam z lokalu, uprzednio żegnając się ze współpracownikami.
Zahaczyłam o spożywczak, w którym kupiłam podstawowe produkty, których zabrakło w domu, po czym ruszyłam właśnie do niego. Droga nie zajęła mi dużo czasu; miałam o wiele bliżej niż z poprzedniego lokalu. Po mniej więcej dwudziestu minutach wdrapałam się na schodki, po czym położyłam zakupy i rozpoczęłam poszukiwania kluczy od drzwi. Kiedy brałam się za przetrząsanie kieszeni, drzwi otworzyły się same, a w nich stanął siatkarz.
- Och, cześć. - powiedziałam wyjmując ręce z kieszeni i biorąc torby z zakupami, które po chwili zabrał z moich rąk, uśmiechnął się i wszedł do mieszkania bez słowa. Zdjęłam buty i płaszcz, po czym poszłam do kuchni. Woda w czajniku już od pewnego czasu była gotowana. - Wróciliście wcześniej niż zapowiadałeś
- Tak, wczoraj szybko wygraliśmy, więc mogliśmy szybciej wyjechać. - mówił Wrona wkładając karton mleka do lodówki, po czym spojrzał na mnie. - Dałaś sobie radę?
- Skoro stoję tu w całości, na to wygląda. - oparłam się o ścianę i odwzajemniłam posłany mi uśmiech. - Oglądałam mecz, gratuluję MVP.
- Dziękuję. - zamknął szafkę, chowając ostatni kupiony artykuł, jakim była puszka z herbatą. - Chodźmy do salonu.
Zalałam dwa kubki, a kuchnię wypełnił zapach kawy. Wrona zabrał je ze sobą do sąsiedniego pomieszczenia. Będąc blisko sofy, padłam na nią i na moment zasłoniłam oczy przedramieniem.
- Zmęczona?
- No cóż, nogi odmawiają mi dziś posłuszeństwa. - zaśmiałam się cicho i spojrzałam na pokój. Andrzej wpatrywał się we mnie ze spokojem wypisanym na twarzy; udało się, nie zamartwiał się o mnie. - Jak minęła podróż?
- Nic przyjemnego, naprawdę. - powiedział, ale najwyraźniej nie miał zamiaru rozwijać tego wątku. - A co u ciebie? W Ambrozji wciąż mały ruch? - kiwnęłam twierdząco głową. - Rozmawiałem z Dawidem, dopytywał o ciebie.
Wystarczyło kilka słów, aby w mojej głowie zakotłowało się od pytań.
- To... to miłe. - powiedziałam cicho.
- Coś nie tak?
- Nie, ja...
- Anastazjo. - Andrzej spojrzał ma mnie wnikliwie, nie miałam już innego wyjścia niż opowieść o tym, co mnie gnębi.
- Przez ten czas... dużo myślałam, w mojej głowie powstało wiele pytań, które...
- Chcesz mi zadać? Nie krępuj się. - usiadł niego wygodniej obok mnie. 
- Możesz opowiedzieć mi trochę więcej o początku naszej znajomości?
- Obawiałem się czegoś o wiele gorszego. - odetchnął głęboko. - Poznaliśmy się wiosną, byłem wtedy u Dawida; ja, początkujący gracz, który przyszedł do drużyny w trakcie sezonu chciał załapać kontakt z ludźmi. Takim oto sposobem siedziałem u was w domu kiedy do niego weszłaś. - Z zamkniętymi oczyma próbowałam sobie wyobrażać całą akcję. - Pamiętam, ze miałaś na sobie wytarte jeansy, dużą granatową bluzę i niezadowolenie wypisane na twarzy. Dawid przedstawił cię jako swoją kuzynkę, wymieniłaś z niektórymi kilka słów, po czym wzięłaś whisky i poszłaś do siebie. Towarzystwo było już nieco wesołe, ale Konarski wytłumaczył mi, że jeszcze nigdy w życiu nie rozmawiałaś z nimi, zawsze omijałaś ich szerokim łukiem. Nie wiem dlaczego, ale chyba to mnie najbardziej w tobie zaciekawiło. - upił nieco z białego kubka i kontynuował: - Potem odszedłem pod jakąś przykrywką i poszedłem do ciebie. Z tego co pamiętam zapytałem cię gdzie jest łazienka, oczywiście próbując w jakikolwiek sposób złapać z tobą kontakt. Od tego momentu zaczęła się nasza znajomość.
Spokojnie zakończył swoją wypowiedź, na którą nie miałam żadnej odpowiedzi. Zapytał mnie wtedy o drogę do kuchni, nie łazienki. Milczeliśmy dłuższą chwilę, po czym znów odezwał się:
- Dlaczego właściwie o to pytasz?
Zawahałam się; czy na pewno był w stanie uwierzyć mi we wszystko co powiem?
- Od pewnego czasu... Mam wrażenie, że wracają do mnie wspomnienia, o których nikt wcześniej mi nie opowiadał. Nie wiem dokładnie dlaczego tak się dzieje, ale...
- Przestałaś brać leki? - wtrącił.
- Tak, podejrzewam, że to właśnie dlatego; ostatni raz brałam przed wyjazdem, będąc już w domu wyrzuciłam wszystkie zapasy tabletek jakie miałam.
- Naprawdę? Nic o tym nie wspominałaś. - powiedział zdziwiony, lecz szybko dodał: - To... To świetnie, bardzo się cieszę.
- Nie to jest teraz najważniejsze. - nie dałam się zwieść. - Czy to jest możliwe, żeby... No wiesz, leki działały na zasadzie muru, który został teraz zburzony i wszystko, co rzekomo zapomniałam, wraca?
Zamyślił się na chwilę i odpowiedział:
- Myślę, że tak, nie widzę innej możliwości. - pokiwałam głową ze zrozumieniem i utkwiłam wzrok w czarnym napoju. Musiał uznać to za zły znak, bo najwyraźniej zaniepokoił się tą reakcją. - Spokojnie, wieczorem mogę sprawdzić na jakiej zasadzie działa ten lek.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko. - Nie mówmy już o mnie, coś ciekawego było w czasie wyjazdu?
Upił łyk kawy i z uśmiechem zaczął opowiadać. Wpatrywałam się w niego, próbując zrozumieć sens słów płynących z jego ust, za razem chłonąc ich wygląd i ruch.
Kilkudniowa rozłąka nie zdarzyła się po raz pierwszy. Pierwszy raz jednak tak naprawdę za nim zatęskniłam. Nie było to, tak jak wcześniej, spowodowane potrzebą ochrony; teraz wierzyłam w swoje siły, a na jego wygląd nie poczułam ulgi tylko najprawdziwszą radość.
Patrzyłam na niego, słuchając o tym, co działo się podczas meczu. Kiedy Wrona był w domu, nie znajdowało się w nim miejsca na smutek ani czasu na zbyt wiele rozmyślań.
Był On. To wystarczy.


-...i wtedy mała zrobiła taką minę, że biedny Jochen nie wiedział co zrobić. - opowiadałam, śmiejąc się mimowolnie. Kolejny wieczór z rzędu spędzaliśmy razem w domu, tym razem zaprosiliśmy Karola z Olą. Siedzieliśmy razem od jakiegoś czasu przy butelce wina i piwie pitym przez chłopaków.
- Konar zapewne prawie leżał ze śmiechu? - wtrącił Kłos.
- Żebyś wiedział! Opowiadając mi to też nie powstrzymywał się od dokładnych opisów jego twarzy.
- Potwierdzam, byłem przy tej rozmowie. - Andrzej pokiwał głową, a mnie zrobiło się cieplej na sercu. Szybko jednak zganiłam się za to, nie chcąc dać po sobie znać, że liczyłam na jego reakcję.
Po kilki godzinach mogłam spokojnie przyznać, że para przypadła mi do gustu; bez trudu znajdowaliśmy wspólne tematy, czego nie mogłam powiedzieć na naszym ostatnim spotkaniu. Od tego czasu wszystko obróciło się o 180 stopni.
Gdy Ola była w trakcie opowieści o studiach, telefon Andrzeja zaczął dawać o sobie wyraźne znaki. Przeprosił i wyszedł, a blondynka kontynuowała.Tak, zdecydowanie mogłybyśmy być przyjaciółkami...
- To Kamil, ten z Bydgoszczy. - wyjaśnił, blokując ekran. - Szykuje nam się wizytacja, chętnie was z nimi zapoznam!
- Z nimi? - zdziwiłam się.
- No tak, przyjadą całą grupą, która była wtedy na meczu. - powiedział patrząc na mnie. Nastała chwila niezręcznej ciszy.
- Nowych znajomości nigdy za wiele! - Karol potarł teatralnie dłonie, a Ola wywróciła oczyma.
Spojrzałam na nich subiektywnym okiem; pasowali do siebie wręcz idealnie. Zachowywali się jak starzy znajomi, ale kiedy na siebie patrzyli, w ich oczach znajdowały się emocje, które mogliby ubrać w setki słów. Zarówno ja, jak i oni wiedzieliśmy, że nie potrzebowali tego.
Wrona usiadł obok mnie, lecz częściej niż wcześniej czułam na sobie jego spojrzenia. Po około pół godziny nie wytrzymałam i, gdy goście byli zajęci przekazywaniem "ważnych informacji" przez telefon, dyskretnie odwróciłam się w jego stronę.
- Coś się stało? - zapytałam cicho, a on zmarszczył brwi.
- Nie, dlaczego coś miałoby się stać?
- Odniosłam wrażenie, że patrzysz na mnie... No cóż, dziwnie.
Uśmiechnął się na dźwięk tych słów.
- Lubię na ciebie patrzeć, zwłaszcza teraz. Wyglądasz... cudownie gdy uśmiechasz się tak szeroko i...
- Andrzej, może odstaw już to piwo. - próbowałam żartobliwie odebrać mu pokal ze złotym napojem, ale on tylko przytrzymał moje palce swoimi. Chwilę patrzyłam na to co robi, po czym zabrałam je biorąc to wszystko jako żart, a przynajmniej sama tak sobie to tłumacząc.
Po chwili musieliśmy pożegnać gości, którzy zmierzali prosto do mieszkania Karola, gdzie czekała go rozmowa wychowawcza z młodszym bratem. Zostawienie nastolatka w niedzielnie popołudnie samego w domu nie zawsze daje dobre rezultaty.
Gdy drzwi za nimi się zamknęły, Wrona wrócił do salonu. Byłam w trakcie przeglądania programów kiedy poczułam ciężar przyklejający się do mojego prawego boku. Okazało się, że to głowa siatkarza. Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem, a on odpowiedział mi tylko szerokim uśmiechem.
Znalazłam program, który nie wytrąciłby mnie z równowagi i próbowałam się na nim skupić, gdy moja dłoń została zagarnięta przez niego i uważnie analizowana. Po kilku minutach wywróciłam oczyma i zaczęłam pierwszą rozmowę od wyjścia Kłosa:
- Słuchaj, jeśli czujesz się już... źle, nie wiem jakie są twoje granice, proponuję położyć się w swoim łóżku, godzina jest dość wczesna, więc...
- Nie chcę spać, czuję się dobrze. - odchylił głowę by na mnie spojrzeć.
- Przecież nie zachowujesz się tak na co dzień. - trwałam uparcie przy swoim, a wtedy wyprostował się i usiadł obok.
- Nel, nie jestem pijany. - spoważniał.
- Ale... W takim razie dlaczego patrzysz na moją rękę jakby była czymś niespotykanym na tej planecie?
- Wiesz, widziałem w tobie tę radość... A może spróbujmy dziś do końca dnia odpocząć, być tak naprawdę szczęśliwymi?
Zszokowana zareagowałam dopiero po dłuższej chwili.
- Właściwie... Dlaczego nie. - uśmiechnęłam się. Nie miał chyba zamiaru znów się położyć, więc wykorzystałam to i oparłam głowę o jego ramię. Zamknęłam oczy i poczułam woń jego pefum.
Jego ramię otoczyło mnie szczelnie i jeszcze mocniej przycisnęło do siebie.
Skupienie w trakcie programu odeszło w niepamięć; zamiast tego moje myśli powróciły do przeszłości...
Przed oczyma znów pojawił się Olek, jego wizerunek za sklepową ladą (swoją drogą, o jego pracy też nic nie wiedziałam) i szaleńczy uśmiech...
- Nie zamartwiaj się. - usłyszałam po chwili. - Dziś bądźmy szczęśliwi.
- Masz rację. - powiedziałam cicho.
Nie musimy nigdzie wychodzić, nie musimy o niczym myśleć - poudawajmy, że obecność drugiej osoby potrafi tak do końca życia nam wystarczyć.
Wtuliłam się w jego bluzę, uciekając od wszystkiego, co złe.
Ileż bym dała, żebyś nie musiał niczego udawać...



------------------------------------------------------------------
Przepraszam, naprawdę...