piątek, 17 października 2014

#6 I żyć z tobą, być przy tobie, mieć coś, wiedzieć już.




-...a więc dlaczego chciałaby pani u nas pracować? - zapytał starszy mężczyzna siedzący za biurkiem, specyficznie się uśmiechając.
- Niedawno się tu przeprowadziłam, szukam po prostu zarobku, a wasza oferta mnie zaciekawiła.
Jego duże dłonie chwyciły moje CV, a wzrok szybko je omiótł.
- Nie ma pani żadnego doświadczenia w tej branży...
- Tak, wiem. - przyznałam, a on rzucił kartki tuż przede mnie. Wzięłam je do ręki. - Chciałabym spróbować czegoś nowego, nabrać tego doświadczenia...
- Proszę mi nie zawracać głowy, jestem zajęty.
- Ale... - dobrze wiedziałam ,że próby przekonania mężczyzny są bezsensowne, lecz nie chciałam tego pozostawić bez walki.
- Powiedziałem coś, niech pani opuści ten gabinet.
Jego srogi wyraz twarzy mówił, żebym zrobiła to natychmiast. Pospiesznie wstałam, zasunęłam za sobą krzesło i wyszłam. Po chwili byłam już na chodniku. Tak, pomyślałam, to dostateczny dowód, żeby wyrzucić z głowy pomysł pracy w jakimkolwiek biurze...
Westchnęłam głośno, włożyłam ręce do kieszeni kurtki i ruszyłam przed siebie. Dotarłam do parku (tego samego, w którym byłam drugiego dnia pobytu w Bełchatowie), w którym usiadłam na ławce i rozejrzałam się po rudo-czerwonym obszarze. Wyglądał niczym wyciągnięty z bajki; jedynie spacerujący ludzie odbierali mu tego nastroju, sprowadzając mnie na Ziemię z krainy marzeń.
Uśmiechnęłam się do mijającej mnie pary z owczarkiem podhalańskim.
Dlaczego wszędzie potrzebna jest praktyka lub konkretne, wyuczone już umiejętności? Pracodawcy powinni doceniać chęć pracy u nich!
Tego dnia byłam w siedmiu miejscach, których oferty pracy zaciekawiły mnie i prawdopodobnie dałabym sobie z nimi radę. Niestety, niektórzy uważali inaczej...
Źle się z tym czułam, ale obiecałam sobie, że znajdę pracę i tak musiało się stać.
Wstałam i podążyłam dróżką wyłożoną liśćmi w zupełnie inna stronę.
Byłam tu jedynie raz. Sama nie wiedziałam czemu, ale wyznaczałam sobie granice, do których mogłam się poruszać, a te okolice już po pierwszym spacerze z nich wykluczyłam.
Będąc już po stronie miasta, rozglądałam się po chodnikach, gdy mój wzrok trafił na białą kartkę przyczepioną do dużej szyby.
"Zatrudnię na pełen etat" - głosił ciemny napis. Spojrzałam tylko w górę, po czym weszłam szybko przez oszklone drzwi do środka. Od razu uderzyło mnie ciepło i przyjemny zapach pieczonej pizzy. Podeszłam do lady.
- Przepraszam. - zwróciłam się do kobiety ubranej w pracowniczy mundurek, - Ja w sprawie pracy, chciałabym zostawić swoje...
- Zawołać szefa? - zapytała, przerywając mi w połowie zdania.
- Tak... Jeśli pani może to oczywiście. - posłałam jej uśmiech, a ona odwzajemniła go i poszła na zaplecze.
Chwilę później wyszła do mnie, a za nią nieco umorusany mąką, siwiejący mężczyzna. Nigdy nie powiedziałabym, że może być szefem tego lokalu.
- Dzień dobry. - powiedziałam, gdy tylko na mnie spojrzał.
- Dzień dobry, to pani chce u nas pracować?
- Tak, właściwie to...
- Proszę za mną. - powiedział i wszedł w jasny korytarz. Ruszyłam szybko za nim, a po jakimś czasie znaleźliśmy się przed, jak sądziłam, jego gabinetem. Otworzył drzwi i zaprosił mnie gestem, żebym weszła do środka. Było w surowym stanie, ale gdzieniegdzie znajdowały się detale mające nadać mu przytulności.
- Proszę. - powiedział wskazując na krzesło przed biurkiem. Usiadłam na nim, czując, że trzęsą mi się dłonie. - Mógłbym? - wyciągnął rękę, wskazując moje dokumenty.
- Tak, oczywiście. - powiedziałam i natychmiast mu je dałam. Natrafiłam wzrokiem na jego zdjęcie z kobietą w jego wieku i małą, na oko czteroletnią dziewczynką.
- Pani Filip, tak? - kiwnęłam głową, a on szybko przesuwał wzrokiem po kartkach. - Proszę mi wybaczyć mój wygląd, chodzi mi o pozostałości z kuchni. - zaśmiał się, strzepując z wąsów mąkę. - Dosłownie dwa tygodnie temu odeszła od nas jedna z pracownik. Jest w ciąży i, jak sama stwierdziła, nie chce nam zawadzać.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się do mężczyzny. Poczekałam jeszcze chwilę, aż on przeczyta cały tekst.
- Nie ma pani żadnego doświadczenia? Nawet wakacyjnej pracy w fast-foodzie?
- Niestety nie, nigdy nie musiałam na siebie zarabiać. - powiedziałam cicho. - ale szybko się uczę, a gotowanie idzie mi coraz lepiej.
- Hmm... - zamyślił się na moment, po czym spojrzał na mnie, zagryzającą usta ze zdenerwowania. - Niech będzie, przyjmę panią. I tak trafiały się o wiele gorsze kandydatki od pani.
Zamrugałam szybko oczyma.
- Bardzo panu dziękuję! Obiecuję, że nie zawiedzie się pan, będę się starać z całych sił!
- Słyszałem to już wiele razy. - zaśmiał się, wstając. - Od kiedy może pani zacząć?
- Nawet i od dzisiaj. - mówiłam rozpromieniona.
- W porządku. Pokazałbym dziś pani kuchnię, dobrze?
Kiwnęłam głową i po chwili znów na nim szłam do miejsca, gdzie miałam pracować. Poczułam się wspaniale z myślą, że teraz zacznę coraz bardziej wracać do normalnego życia...




Wziąłem głęboki oddech, którego od jakiegoś czasu pragnąłem. Tak, od zawsze najciężej było przyzwyczaić się do treningów.
- Na dzisiaj koniec.- powiedział trener, gdy stanęliśmy wokół niego. - Dobra robota. Pamiętajcie, sezon niedługo się zaczyna i odpuszczenie teraz nie miałoby najmniejszego sensu. Będziemy trenować coraz ciężej. Jutro zaczniemy od siłowni, potem potrenujemy zagrywkę i atak. Do widzenia, jesteście wolni.
Po około dwudziestu minutach wyszedłem z szatni w towarzystwie Karola.
- Nie czuję rąk. - skrzywił się, poruszając barkami.
- Spokojnie, jutro będzie gorzej. - powiedziałem. Miał rację, dzisiejsza siłownia była prawdziwą katorgą.
- Potrafisz pocieszyć. - zaśmiał się pod nosem, gdy wyszliśmy z budynku. Bez dalszych rozmów, doszliśmy do mojego samochodu.
- Słyszałeś, że na pierwszy mecz nie sprzedają już biletów? - odezwał się Kłos, gdy odpalałem silnik.
- Serio? - uniosłem brwi w wyrazie zszokowania. - A dla nasz jeszcze będą?
- Zapewne tak. - odpowiedział i spojrzał na mnie, marszcząc brwi. - Kogoś planujesz...?
- Zaprosiłem Nel na ten mecz.
- Kuzynkę Konara?
- Tak.
- Czyli cały czas zmierzacie do przodu? - uśmiechnął się
- To jest przecież tylko mecz, nic takiego.
- A jednak to coś oznacza!
- Pieprzysz głupoty. - skomentowałem krótko, choć dobrze wiedziałem, że ma rację.
- No pewnie. Jeszcze mi powiedz, że nie zależało ci na jej zgodzie?
- Sam nie wiem...
- Zależało ci, wiem o tym.
Przewróciłem oczyma i skręciłem w ulicę Kłosa.
- Możecie wpaść, Ola jutro przyjedzie. Może w końcu uda nam się lepiej zapoznać...
- Zapoznać? - zdziwiłem się.
- No tak, przecież mieszkacie ze sobą już chyba miesiąc, a nic o niej nie wiem, nie mówiąc już o Oli. Chcę tylko zobaczyć, co mogło ci się w niej tak spodobać! - powiedział szybko, bo, jak się domyśliłem, spojrzałem na niego nieco zbyt chłodno. - Nie mam zamiaru mieć z nią bardziej bliskiego kontaktu, niż powinienem.
- Jasne, pogadam z nią o tym. - odparłem, po czym zaparkowałem przy chodniku.
- Daj mi znać, na razie. - powiedział ściskając moją dłoń i wychodząc z samochodu.
Odjechałem spod jego bloku w stronę mojego domu. Po około dziesięciu minutach wysiadłem już z samochodu i otwierałem drzwi wejściowe.
- Wróciłaś już? - powiedziałem głośno, ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Poszedłem do kuchni, salonu i jej pokoju, ale nigdzie Jej nie zastałem. Wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem jej numer.
- Tak? - odezwał się kobiecy głos.
- Gdzie jesteś?
- Właśnie weszłam na osiedle, za chwilę będę.
- Okej, czekam. - powiedziałem, po czym rozłączyła się. Poszedłem do kuchni, gdzie odgrzałem dla nas jedzenie,
Po około pięciu minutach (nie, żebym co chwilę patrzył na zegar, czy coś...) usłyszałam otwierające się drzwi. Dziewczyna zdjęła buty i kurtkę, po czym weszła do salonu. Miała lekko rozwiane włosy i szeroki uśmiech na twarzy. Piękny uśmiech.
- Przepraszam, trochę za wolno wracałam.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedziałem spokojnie, choć nie było to łatwe. - Chodź, zjemy coś. Pewnie jesteś wykończona?
- Nie do końca. - powiedziała z wesołą nutą w głosie.
- Coś się stało? - zapytałem zaciekawiony jej odmiennością.
- Czemu pytasz?
- Zachowujesz się jakoś... inaczej.
- Za chwilę wszystko ci opowiem.
Przystałem na to i weszliśmy do kuchni, gdzie zjedliśmy w ciszy obiad, po czym zamknąłem oczy i przeciągnąłem się, czując wyraźne zmęczenie.
- Może przejdźmy się po okolicy? Jest przecież tak ładnie. - odezwała się, patrząc za okno. Było ponuro, a odgłos wiatru nie zachęcał do wychodzenia na dwór. Nie wróżyło to zbyt dobrze, ale skoro tego chciała...
- Pewnie. - odpowiedziałem i po chwili byliśmy na zewnątrz, gdzie walczyłem z szczęką, żeby nie zaczęła obijać moich zębów o siebie.
Przeszliśmy kawałek i Ona także odczuwała już zimno.
- Może wróćmy? Przecież widzę, że marzniesz. - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Nie, tak jest dobrze.
Zaśmiałem się pod nosem i zarzuciłem jej na plecy moją kurtkę. Podziękowała mi krótko; wyglądała jeszcze drobniej, niż zawsze.
- No to co takiego ci się przydarzyło? - zacząłem temat, który mnie męczył.
- Znalazłam pracę. - spojrzała na mnie, chyba wdzięczna, że w końcu to poruszyłem.
- Jak to, już? - otworzyłem szerzej oczy. - Przecież od wczoraj jej szukasz?
- Tak, racja. Właściwie sama traciłam już nadzieję, że cokolwiek znajdę, aż nie trafiłam do tej pizzerii...
- Jakiej?
- "Amigo".
- Nie kojarzę.
- W sumie jest daleko położona i, z tego co zauważyłam, nie mają zbyt wielu klientów.
- Zapewne dlatego. - powiedziałem. - Naprawdę chcesz tam pracować?
- Tak,  - odpowiedziała stanowczo.
- Ale naprawdę nie musisz...
- Już chyba o tym rozmawialiśmy? - uniosła brwi, cały czas się uśmiechając. - Uwierz mi, naprawdę tego chcę.
Spojrzała mi w oczy, lekko się uśmiechając. Nie mógłbym się z nią o to kłócić.
- W takim razie spodziewaj się mnie któregoś dnia. I niech tylko ciasto będzie niedopieczone! - zaśmiałem się.
- Postaram się. - spuściła wzrok na swoje buty. - Jeszcze raz dziękuję ci, że się na to zgodziłeś.
- Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa. - powiedziałem.
- Chyba już jestem. - powiedziała cicho.
Zerknąłem na jej zamyślony profil. Znowu zauważyłem, jak bardzo zmieniła się przez te kilka-kilkanaście miesięcy. Poznałem ją jako rozkapryszoną, tajemniczą dziewczynę, z którą ciężko było nawiązać jakikolwiek kontakt. Depresja, którą przeżyła, bardzo ją zniszczyła. Pokochałem ją i chciałem być przy niej cały czas. A kiedy już staliśmy się parą, ona znów nie potrafiła żyć, trafiła do szpitala. Byłem głupi, nie mogąc zdobyć się na spotkanie z nią. Dlaczego tak było? Nie wiem, być może bałem się, że mnie to przerośnie. I dopiero, gdy znów ją spotkałem, zrozumiałem, że powinienem być przy niej nawet w czasie prania mózgu, które zrobili jej w psychiatryku.
A teraz? Teraz jest zupełnie inna, pozytywna jak nigdy. I mimo tej zmiany, dalej pragnąłem widywać ją co dzień, przeżywać z nią najważniejsze momenty życia...
Nie byłem jednak pewny, czy ona czuje to samo.
- Spójrz. - wskazała na drzewo, z którego dzięki wiatrowi, zaczęły opadać liście. - Piękne, prawda?
- Tak. - nie skończyłem nawet tego słowa, a ona już przyspieszyła kroku i zbliżyła się do tego miejsca. Podążyłem za nią.
Wydawało mi się nierealne, żeby tak cieszyć się z liści, ale ona po prostu... była sobą.
Przykucnąłem i zebrałem większe liście, tworząc z nich bukiet.
- Weź je do domu. - podałem je jej, a ona po raz pierwszy dotknęła mojej dłoni. Delikatne opuszki na moment połączyły się z moją skórą, wywołując u mnie ciarki. W tej samej, jakby zwolnionej chwili, spojrzała w moje oczy ze zdziwieniem.
- Dziękuję. - wypowiedziała.
Na moment zabrakło mi powietrza.
Taka krucha, taka idealna...
Zapragnąłem być bliżej niej, dotknąć chociażby jej twarzy, włosów...
Ona jednak spuściła wzrok. Puściłem liście.
- Może idźmy już do domu? - zaproponowałem, a ona przytaknęła. Ruszyliśmy w powrotną drogę, nie mówiąc nic.
Będąc już w domu, znaleźliśmy wazon i postawiliśmy w salonie bukiet. Uśmiech na Jej twarzy sprawiał mi wielką przyjemność, a w brzuchu wirowały motyle. Tak, zdecydowanie wciąż była dla mnie kimś wyjątkowym.
- Chciałabym kiedyś zobaczyć jesień w górach. - powiedziała nagle, gdy siedzieliśmy w salonie, pijąc herbatę.
- Kiedyś możemy tam pojechać - powiedziałem. - oczywiście, jeśli będziesz chciała tam być ze mną...
- Oczywiście, chciałabym. - odparła. - Ale póki co, muszę dobrze poznać Bełchatów, a to takie piękne miejsce...
Masz rację, pomyślałem, a z Tobą u boku z każdym dniem staje się coraz piękniejszym...




----------------------------------------
Jest jeszcze piątek (23:54!), tak jak obiecałam, dodaję.

To jest głupie, ja jestem głupia, przykro mi....

Przepraszam, że tu się nie odzywam, najzwyczajniej w świecie nie mam czasu.

Tyle na ten temat...


Swoją drogą, czy jest jeszcze ktoś, kto oglądał "Miasto44" i do teraz ryczy jak o tym filmie pomyśli, czy tylko ja jestem taka nienormalna? ;__;


Ściskam, Misu :*

PS. Zapraszam na aska ;)