piątek, 25 lipca 2014

#3 Zaczekaj na mnie, udowodnię Ci, że warto.




Ludzie potrafią obdarzyć nienawiścią praktycznie wszystko: psa sąsiada, biegające dzieci czy choćby pomocną dłoń drugiego człowieka. Istnieje jednak pewien odgłos, którego nie trawią wszyscy znani mi ludzie: dźwięk porannego budzika.
Otworzyłem leniwie oczy i wyłączyłem drażniący alarm, po czym jednak zasłoniłem je przedramionami . Sobotnie treningi nigdy nie przychodziły mi z łatwością. Odsłoniłem twarz i wstałem z łóżka. Przeciągnąłem się leniwie i ruszyłem ku kuchni.
Kiedy, ziewając, wchodziłem do pomieszczenia, na moment stanąłem jak wryty.
Siedziała na drewnianym krześle z lekko pochyloną głową. Dłonie spoczywały splecione na udach, a czubki palców u stóp dotykały lekko brązowych płytek.
Wyglądała jak postać ze snu; brązowe lekko kręcące się włosy układały się na lewym ramieniu, oczy miała przymknięte. Ubrana była w czerwoną, luźną koszulkę na szerokich ramiączkach  i krótkie, jeansowe spodenki. Jej blada cera wydawała mi się jeszcze bledsza, a usta czerwieńsze niż zwykle. Sprawiała wrażenie kruchej, bojaźliwej istotki.
 Usłyszawszy, że ktoś się zbliża, spojrzała w górę, a na mój widok uniosła lekko jeden kącik ust. Zastanawiałem się, czy powinienem podejść, czy może nie, a w końcu zdecydowałem się na włączenie ekspresu do kawy.
- I jak, wyspałaś się? - odezwałem się nasypując brązowego proszku do sprzętu.
- Tak, bardzo szybko usnęłam. - odpowiedziała, wodząc dłuższą chwilę wzrokiem po stole. - A ty?
- Też. - wyłożyłem na stół wszystko, czego można było użyć do śniadania, po czym oparłem się o blat i czekałem na kawę. - Dawno wstałaś?
- Tak, jakiś czas temu, ale nie patrzyłam na zegarek. - patrzyła na mnie z poważnym wyrazem twarzy. - Którą mamy godzinę?
- Siódmą. - odpowiedziałem, zalewając dwa kubki czarnym napojem. Jeden z nich postawiłem przed nią, a drugi wziąłem w dłonie i usiadłem naprzeciw niej. Zacząłem przygotowywać sobie jedzenie, a ona patrzyła tylko na moje ruchy. - Nie jesz?
- Nie mam ochoty.
- Powinnaś coś zjeść. - podałem jej świeżo zrobioną kanapkę.
- No dobrze. - chwyciła ją w drobne dłonie i po chwili z grymasem ją ugryzła. Nie potrafiłem się nie uśmiechnąć, a ona od razu to zauważyła. - Zrobiłam coś nie tak?
- Nie, wszystko jest w porządku! - uniosłem dłonie w górę.
- W takim razie co cię śmieszy? - ściągnęła brwi.
- Nic mnie nie śmieszy. - mówiłem, patrząc jej w oczy. - Po prostu cieszę się, że tu jesteś.
Kiwnęła tylko głową i kontynuowała jedzenie, a między nami zapadła cisza.
Gdy oboje kończyliśmy śniadanie, odezwałem się:
- Masz jakieś plany na dziś?
- Chciałam zobaczyć miasto. - powiedziała. - A ty?
- Poza treningami żadnych.
- To musi być ciężkie, prawda?
- Treningi?
- Wszystko. Cały czas musicie być w formie,  wygrywać spotkania, podróżować... Nie wyobrażam sobie tego.
- Każdy zawód wymaga poświęceń. - powiedziałem upijając ostatni łyk kawy. - Podwieźć cię gdzieś?
- Pojadę tylko z tobą. - mruknęła, po czym wstała. Zrobiłem to samo i zacząłem sprzątać ze stołu.
Dziewczyna zaczęła zgarniać wszystko ze mną, lecz szybko wyjąłem Jej z rąk talerze.
Zaległa między nami męcząca cisza.
- Od razu chcesz się wybrać na miasto? - zagaiłem.
- A co w tym złego?
- No wiesz, myślałem, że będziesz chciała się najpierw tu zadomowić.
- Chcę się tylko nieco rozejrzeć, raczej nie będę długo.
- W porządku. - mruknąłem. - Może potrzebujesz czegoś?
- Chcę tylko porozmawiać z Dawidem. - powiedziała.
- Czyli mam cię zostawić samą, tak?
- Gdybyś mógł... - uśmiechnęła się lekko. - Byłabym wdzięczna.
Nie podobał mi się ten pomysł. Konar wiedział coś więcej niż ja, coś ważnego...
- Pewnie, nie będę przeszkadzał. - odwzajemniłem wygięcie warg i wyszedłem z pomieszczenia.
Wszedłem do łazienki i opłukałem twarz zimną wodą, po czym spojrzałem w swoje odbicie w lustrze. Odetchnąłem ciężko.
Od mojego przyjazdu do Bełchatowa minął mniej więcej miesiąc. Pierwszego dnia, gdy wszedłem do tego, pustego w ten czas, mieszkania, pomyślałem o Niej; o Jej pięknym uśmiechu, wiecznie zimnych dłoniach, rubinowych włosach... Myśl o niej towarzyszyła mi cały czas, aż do teraz, kiedy to znajduje się tuż za ścianą.
Nie tak jednak wyobrażałem sobie Jej pobyt. W głębi duszy liczyłem na to, że będzie jak dawniej. Miałem nadzieję, że znów będziemy mogli spędzać razem czas, nie czując upływu czasu, wspólnie spacerować w nieznanym nam kierunku... A Ona nawet dobrze mnie nie pamiętała...
Osuszyłem ręcznikiem twarz i poszedłem do siebie, gdzie przebrałem się i spakowałem na trening. Będąc już gotowy, położyłem torbę przy wyjściu i schowałem kluczyki od samochodu do kieszeni.
- Andrzej? - odezwał się głos z Jej pokoju, do którego od razu ruszyłem. Zastałem Ją siedzącą na brzegu łóżka.
- Tak?
- Byłeś dziś w moim pokoju?
- Nie. - zmarszczyłem brwi. - Dlaczego pytasz?
Uniosła dłoń, w której znajdowała się klasyczna, stara Nokia. Zbliżyłem się i spojrzałem w ekranik, przedstawiający listę kontaktów. Podświetlony napis ".Andrzej" najbardziej rzucał się w oczy.
- Mój numer. - powiedziałem, wpatrując się w ciąg cyfr pod spodem. - Co z nim nie tak?
- Nie przypominam sobie, żebym go zapisywała.
Spojrzałem na Jej zadziwioną twarz, która wręcz prosiła o wyjaśnienia.
- Może... Może to Konar, znaczy Dawid ci go zapisał?
- W sumie to bardzo prawdopodobne. - przyznała i przycisnęła aparacik do siebie. - Tęsknię za nim.
A pamiętasz w ogóle jak wygląda?, miałem na końcu języka, ale zrezygnowałem z tej uwagi.
- To nic dziwnego, jesteście dla siebie jak rodzeństwo.
- Masz rację. - przyznała smutno.
- Jestem pewny, że niedługo się spotkacie. - po tych słowach spojrzała na mnie z radością w oczach. - Ale teraz jedźmy, dobrze? Nie chciałbym się spóźnić na trening...
- Jasne. - odparła i uniosła się szybko. Chwyciła w rękę materiałową torbę (nigdy wcześniej jej nie widziałem, dawniej nie wzięłaby jej za żadne skarby...) i wyszła, wrzucając do niej komórkę.
Zabrałem swoją torbę i również wyszedłem z domu, znów szamotając się z drzwiami.
One muszą stąd jak najszybciej zniknąć...
Wychodząc, zaciągnąłem się powietrzem. Pachniało ozonem - padało, tak jak mówiła.
Otworzyłem przed Nią drzwi auta, a potem sam to niego wsiadłem. Podałem jej jeden z dwóch kluczy do drzwi frontowych, które dostałem kupując dom. Ruszyliśmy wgłąb Bełchatowa. Lecący z odtwarzacza Timberlake właśnie rozpoczynał pierwszą zwrotkę "Pusher Love Girl", gdy zdecydowałem się zagaić:
- Bełchatów jest naprawdę ładnym miastem. - mówiłem. - Różni się od Bydgoszczy, ale powinno ci się spodobać.
- Sprawdzę to. - powiedziała.
- Zamierzasz wrócić przed południem?
- Chyba nie.
- Mogę cię zabrać do domu samochodem. Będzie ci ciężko wrócić i...
- Powinnam dać sobie radę. - uśmiechnęła się, patrząc na mnie. - W razie czego mam twój numer.
Odwzajemniłem uśmiech, ale z innego powodu, niż mogła pomyśleć.
Przypomniałem sobie, w jaki sposób tak naprawdę go otrzymała. Przylepiłem kartkę z nim do Jej telefonu, po naszej pierwszej rozmowie na Łuczniczce. W tym momencie myślę, jakie to było banalne, lecz wtedy miałem nadzieję, że niedługo się odezwie. Zadzwoniła tego samego wieczoru. Dzięki temu zaczęła się nasza wspólna historia...
Dojechaliśmy na halę, a tam wysiedliśmy z auta.
- Gdyby coś się działo, daj znać, okej? - zawołałem za odchodzącą dziewczyną.
Ta odwróciła się z uśmiechem, przytaknęła i pomachała na pożegnanie.
Wszedłem do budynku, gdzie skierowałem się do szatni i przebrałem w strój treningowy. W międzyczasie przywitałem się w częścią drużyny. Ruszyłem na halę.
- Wrrona! - uniósł się krzyk Kłosa, który szedł przez korytarz. Kiwnąłem mu na powitanie i ponowiłem swój krok. Będąc na pomarańczowo - żółtym parkiecie, zacząłem się rozgrzewać.
Od razu pomyślałem o tym, gdzie może się Ona teraz znajdować. Jej krok był dość szybki i zdecydowany, lecz nie wiadomo, czy nie wystraszyła się czegoś, na przykład ludzi...
- Czemu tak szybko się wczoraj zmyliście? - zapytał odbijający Mikasę o parkiet Włodarczyk.
- Byliśmy po podróży. - wyjaśniłem, a ten prychnął teatralnie.
- Też mi podróż.
- Ona jechała pierwszy raz od bardzo dawna...
- Rozumiem. - powiedział, łapiąc piłkę w ręce. - Miłośniczka Bydgoszczy?
- Można tak powiedzieć. - o ile to, co Ją spotkało można podpiąć pod słowo "miłość"...
- Trafił swój na swego, co? - zaśmiał się i podszedł fizjoterapeuty, który właśnie wszedł na halę.
W sumie miał rację, Bydgoszcz była dla mnie naprawdę szczególnym miejscem. Tam zaprzyjaźniłem się z Konarem, rozwinąłem się sportowo i właśnie tam spotkałem Ją...
Zapragnąłem wyjechać, iść do przodu, rozwijać się. I tak też dotarłem aż tutaj, do Bełchatowa.
- Cienias. - usłyszałem za plecami głos Kłosa, który po chwili pojawił się koło mnie. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. - Pierwszy się wczoraj zmyłeś, powinno być ci wstyd.
- Wręcz płonę! - zironizowałem z uśmiechem. - Nie byłem przecież sam, a ona była już zmęczona.
- No tak, zapomniałem. - przyznał. - Właśnie, jak tam między wami?
- Karol, mówiłem ci, nie jesteśmy razem. - mówiłem, biorąc piłkę i stając kilka metrów naprzeciw mojego przyjaciela. Podbiłem piłkę i przekazałem mu ją.
- A nie chciałbyś, żeby tak było?
- Czy ja wiem... - próbowałem udać zamyślenie. - Może.
- Naprawdę ci się dziwię. Mieszka u ciebie dziewczyna, która ci się podoba; nawet nie próbuj zaprzeczyć, widzę to. - powiedział szybko wiedząc, że będę chciał mu zaprzeczyć. - Za długo cię znam. Jak dawno temu się rozstaliście?
- W lutym.
- Mamy wrzesień, minęło już sporo czasu. Nad czym jeszcze się wahasz?
- Ona potrzebuje czasu. - powiedziałem.
- Czasu na co?
- Na znalezienie się w Bełku. - i w całym swoim życiu, dodałem w myślach.
Kłos kiwnął głową i w tym samym momencie zawołał nas Miguel. Ruszyliśmy w stronę trenera.
"Potrzebuje trochę czasu", ale czy na pewno jedynie Ona?



Przyjdziesz dzisiaj wieczorem z Anastazją? - zapytał Karol, gdy zarzucałem na ramię torbę.
- Już się za nią stęskniłeś? - zaśmiałem się, ale w brzuchu poczułem nieprzyjemne ukłucie.
- Pewnie, wręcz nie mogę zasnąć przez brak jej obecności. - rzekł wsuwając lewą stopę w buta. - Przyjeżdża dzisiaj Ola, może razem gdzieś wyjdziemy albo...
- Ostatni raz w czasie jej wizyty spędziłem z wami naprawdę dużo czasu, aż mi było głupio z tego powodu.
- Przecież my sami ciebie zaprosiliśmy. - oburzył się.
- Racja, ale nie na cały weekend. Przecież wy przeze mnie nie mogliście prawie porozmawiać na osobności. Poza tym chciałbym spędzić z nią trochę czasu, wiesz, sam na sam.
- Chyba rozumiem. - zaśmiał się. - W takim razie gdyby wam się odmieniło i chcielibyście wpaść, zapraszam.
- Dzięki. - uśmiechnąłem się do przyjaciela. Mogłem na niego zawsze liczyć. - Trzymaj się.
Wyszedłem z szatni. Byliśmy już po popołudniowym treningu, zatem odetchnąłem głęboko. Mija ulga nie trwała jednak zbyt długo. Ponownie tego dnia pomyślałem o Niej. Była już osiemnasta, a ona nie dawała oznak życia. Oczywiście miałem wielką nadzieję na to, że sama wróciła do domu albo czeka na mnie przy samochodzie, ale lęk cały czas się wzmagał.
Wyszedłem na zewnątrz i rozejrzałem się wokół; ani śladu Jej postaci. Cóż, może wróciła do domu sama, o drogę na osiedle zawsze można zapytać przechodniów.
Wszedłem do auta, odpaliłem silnik i ruszyłem. Chyba pierwszy raz od kiedy przyjechałem do Bełchatowa spieszyłem się do domu.
Gdy byłem już przed drzwiami i pociągnąwszy za klamkę poczułem opór, zacząłem się zastanawiać, gdzie ona jest. Otworzyłem drzwi, po czym wszedłem do środka.
Rzuciłem torbę treningową na podłogę i od razu skierowałem się do Jej pokoju. Nie różnił się on niczym od tego, co zastałem rano.
Z lekkim zawodem wrzuciłem ubrania z treningu do prania i usiadłem na kanapie w salonie.
Przez jakiś czas obracałem telefon w rękach. Spojrzałem na zegar, który wskazywał godzinę osiemnastą czternaście.
Wyszukałem wśród kontaktów numer do Konarskiego i wybrałem opcję "zadzwoń"
- Halo? - nie musiałem długo czekać na odebranie połączenia.
- Cześć. - powiedziałem.
- No siema. - w jego głosie wyczułem wesoły ton. - Co u ciebie?
- W sumie nic ciekawego. - mruknąłem. - A u ciebie?
- Wszystko w porządku, Ania niedługo jedzie do szpitala. Cholera, nie podejrzewałbym, że będę się tak stresować jej porodem. - zaśmiał się.
- Szybko minęło. - skwitowałem radośnie, po czym spoważniałem. - Wiesz w jakim celu dzwonię, tak?
- Tak... -zamyślił się na chwilę. - Chciałbyś się dowiedzieć czegoś na ten trudny temat.
- Więc uchylisz mi rąbka tajemnicy?
- Prawdę powiedziawszy sam o tym nie wiem za dużo. Lekarz tłumaczył mi, że zapomni ona o gwałcie, o depresji, która jej po nim towarzyszyła, w skrócie o całym złu, które ją męczyło. Podobno rozmawiała z nim o tym, co uważa w życiu za dobre, a co złe. To, czego nie chciałaby pamiętać, zapomniała przez jakąś terapię.
- Czyli związek ze mną uważała za coś złego? - westchnąłem, a on zamilkł na chwilę.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. - wydukał po chwili.
- Nel nie pamięta, że byliśmy razem. Kojarzy tylko fakt, że się poznaliśmy, spędzaliśmy trochę czasu razem, a potem rzekomo zniknąłem. Odnosi się do mnie z takim chłodem, jakbym co najmniej ją kiedyś zdradził. A tak właściwie, widziałeś ją w jasnych włosach?
- Pofarbowała się?!
- Tak. To znaczy ona uważa, że już bardzo długo ma ten kolor.
- Ostatni raz, gdy ją widziałem, miała jeszcze czerwone. - wziął głośny wdech. - Może miała jakieś złe skojarzenia z tym kolorem?
- Coś w tym może być. - przyznałem. - Będąc na policji po tej sprawie z Olkiem, mówiła o tym, że wąchał jej włosy, twierdząc, że one go do niej przyciągnęły... Wciąż nie mogę uwierzyć, że ona się z nim zadawała.
- Ten psychopata zniszczył jej życie, ale ona i tak czuła smutek po jego śmierci.
- Dawid, a czy jest jakiś sposób, żeby ona... no wiesz, odzyskała pamięć? - zapytałem z nadzieją, a jego westchnięcie mnie zaniepokoiło.
- Obawiam się, że nie.
- W takim razie co ja mam zrobić? Ona mi nie ufa, o ile się mnie nie boi...
- Już nieraz udało ci się odzyskać jej zaufanie, musisz walczyć. - powiedział Konar, a po chwili dodał: - A, tak swoją drogą, gdzie ona teraz jest?
- Gdzieś w mieście. - wypowiedziałem to bardzo szybko, bo wiedziałem jaka będzie jego reakcja.
- Jak to "gdzieś w mieście", nie wiesz gdzie ona teraz jest?! - krzyczał, a gdy nie odpowiedziałem, kontynuował, nieco spokojniejszym tonem: - Powiedz, proszę, że w tym momencie żartowałeś.
- Nie, stwierdziła, że chce dziś zobaczyć miasto, więc pojechała ze mną rano...
- Andrzej, ona jeszcze wczoraj rano siedziała w psychiatryku!
- Uspokój się, zaraz ją znajdę, jasne?!
- Innej opcji nie widzę. - mówił przez zaciśnięte zęby. - Daj znać jak już ci się to uda.
Po tych słowach rozłączył się, a ja ponownie przyłożyłem słuchawkę do ucha, tym razem wybierając jej numer.
Zamarłem; Jej telefon nie odpowiadał.
Nie czekając dłużej, chwyciłem kluczyki od samochodu, zamknąłem dom i zbiegłem do pojazdu.
Odpaliłem silnik i wyjechałem. Pomyśl, gdzie ona mogła pójść, mówiłem do siebie w myślach... Dawniej na pewno wybrałaby jakieś odludzie, ale teraz... Kto wie, gdzie może przebywać? To stosunkowo małe miasto, ale nigdy nic nie wiadomo.
Jeździłem powoli po całym mieście, nieraz przez to wytrąbywany przez innych kierowców. Kiedy nie spotkałem Jej w większości znanych miejsc w mieście, zaparkowałem samochód w samym centrum. Przeszedłem się kawałek wzdłuż głównej ulicy, obserwując bacznie wszystkie okna sklepów i kawiarni.
Zauważyłem jedną z bocznych uliczek, która prowadziła do niewielkiego parku. Pobiegłem do niego ile miałem sił w nogach.
Kierując się jasnymi, piaskowymi drogami, szedłem przez zadrzewiony teren i wciąż Jej nie widziałem.
Koniec drogi doprowadził mnie nad jezioro.
Siedziała na ławce, od razu rozpoznałem Jej postać. Poszedłem cicho i dosiadłem się.
- O, cześć. - powiedziała cicho, gdy mnie zauważyła.
- Miałaś zamiar wrócić dziś do domu?
- Tak, oczywiście, ale... - spojrzała na jezioro. - Tu jest tak wyjątkowo.
- Masz rację. - uśmiechnąłem się, patrząc na jej twarz. Była pełna radości, jak dawniej. - Martwiłem się o ciebie.
- Dlaczego? - zmarszczyła brwi.
- Długo nie wracałaś, a twój telefon nie odpowiadał. - mówiłem. - Bałem się, że coś ci się stało.
- Wybacz, nie naładowałam go. - spojrzała mi w oczy. - Ale nic mi się nie stało.
- Wiem. - tonąłem w jej tęczówkach coraz bardziej. - I bardzo się z tego powodu cieszę.
Między nami nastała cisza, w czasie której nieprzerwanie wpatrywaliśmy się w siebie. Była taka piękna, taka delikatna...
Bałem się jednak chociażby złapać Ją za rękę. Nie wiedziałem jak zareaguje, a nie chciałem już kompletnie stracić jej zaufania.
- Może moglibyśmy już wrócić do domu? - odezwała się.
- Tak, chodźmy. - wstałem z ławki i po chwili szliśmy już powoli w stronę samochodu. Gdy byliśmy w drodze, zacząłem rozmowę: - Gdzie byłaś przez te wszystkie godziny?
- Zwiedzałam miasto. Jest naprawdę piękne, zwłaszcza sztuka, którą tu widać.
- Wciąż interesujesz się nią?
- Tak i bardzo żałuję, że musiałam przerwać studia.
- Być może kiedyś je kontynuujesz?
- Możliwe, ale... w sumie to przez nie trafiłam do szpitala.
Zdębiałem. To tak Jej wytłumaczyli to wszystko...
- Przez studia?
- Tak, przez nie. - mówiła poważnie. - Ludzie byli okropni, a ilość nagromadzonego materiału mnie przerastała. Wpadłam w depresję, z której mnie po prostu wyciągnęli.
Kiwnąłem głową na znak zrozumienia. Zbliżyliśmy się do auta, toteż otworzyłem przed Nią drzwi, wsiadłem sam i włączyłem silnik.
Po jakimś czasie byliśmy już pod domem. Weszliśmy do środka, a ona od razu poszła do siebie.
"Jesteśmy już w domu" napisałem do Konara, mając nadzieję, że od naszej rozmowy nie powypadały mu wszystkie włosy na głowie.
"Całe szczęście. Trzymaj ją blisko przy sobie, bo długo tak nie uciągnę :D"
Zaśmiałem się pod nosem. Dawid zawsze był dla niej nadopiekuńczy i to się nigdy nie zmieni.
Spojrzałem ukradkiem do Jej pokoju. Siedziała na łóżku, w rękach trzymając swój szkicownik. Widziałem w jej oczach wzruszenie.
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę w głębi jest tą samą Nel, którą znałem wcześniej.
Być może uda mi się chociaż w części Ją odzyskać?
Pewnym krokiem ruszyłem ku Niej. Stojąc w miejscu tego nie dokonam...


---------------------------------
Halo, jest tu ktoś?
Jest piątek, 27 lipca, a ja dodaję rozdział po dwumiesięcznej przerwie, spowodowanej brakiem weny i chęci, przepraszam.

Jak Wam mijają wakacje? Mam nadzieję, że dobrze. :>

(Nawet już zapomniałam co powinno się tu pisać -_-)

Moje obietnice odnośnie szybkich powrotów są zwykle niedotrzymywane, ale teraz naprawdę postaram się ją spełnić.

Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam,
Misu.