niedziela, 15 listopada 2015

#18 Ten chłód jest nie do opisania.




Jak wiele razy zdarzało Ci się być w sytuacji, mającej dwa różne wyjścia, które w konsekwencji miały zarówno plusy, jak i minusy? Założę się, że nie potrafisz tego zliczyć. Na dodatek, pamiętasz tylko te ważniejsze, których niekiedy żałujesz. To ludzkie, człowiek popełnia przecież błędy, choć stara się ich unikać za wszelką cenę. Jak zatem sprawić, by nie wypominać sobie tego, co się robi? Czy pozostawienie przeszłości jest dobrym wyjściem? Lub, co ważniejsze, realnym?
Człowiek momentami chce zapomnieć o tym, co tak naprawdę w nim drzemie; za wszelką cenę uśpić koszmary, które go nawiedzają. Kiedy jednak już wydostaną się spod owej bariery, nie potrafisz nad nimi zapanować. W moim przypadku, z odsieczą przybył Wrona, starając się mnie z tego wszystkiego wyciągnąć. Choć trwało to dopiero kilka dni, widziałam jego zmęczenie całą sytuacją.
Kiedy zaczęłam już powoli przyzwyczajać się do myśli, że moje całe dotychczasowe życie było jedynie abstrakcją, pojawił się kolejny dylemat. Własne myśli momentami pochłaniały mnie w całości, by po pewnym czasie ustąpić. Miałam możliwość powrotu do wspomnień, które mnie niszczyły lub próbę odtworzenia na ich podstawie starego życia. Druga opcja wymagała ode mnie wiele, lecz nie chciałam jej definitywnie odrzucać.
Po długich przemyśleniach doszłam do wniosku, że muszę walczyć. Skoro Andrzej zrobił dla mnie tak wiele, nie mogłam zaprzepaścić jego czynów, nie po odkryciu prawdy o naszej znajomości…
Następnego dnia udało mi się przekonać siatkarza, by zostawił mnie samą w domu. Waliński potrzebował odpoczynku przez meczem, a wizja spotkania się z wspólnymi znajomymi, którzy w tym momencie byli dla mnie zupełnie obcy, niezbyt przypadła mi do gustu. Zrozumiał to, choć kazał co pół godziny dawać znak sms-em, że wszystko jest w porządku.


W międzyczasie  zdążyłam jeszcze kilka razy przeczytać artykuł o Olku i starannie przejrzeć wszystkie kąty salonu, które przyczyniły się do powrotu wspomnień. Kilka z nich rzeczywiście znów pojawiły się w mojej głowie, co było dla mnie niemałą uciechą; nocą nawiedzały mnie wizje z dalekiej przeszłości. Gdy się obudziłam, pamiętałam o wiele więcej niż przed położeniem się spać, lecz o dziwo, nie przytłaczało mnie to aż tak, jak poprzedniego dnia. Dzieciństwo, pierwsze lata w domu Konarskich, rozpoczęcie studiów… Mimo, że dawniej narzekałam na te momenty, teraz wydawały mi się jednymi z najlepszych w ciągu mojego życia. Wszystkie te dobre aspekty motywowały mnie do poznania całej prawdy.
W ciągu dnia starałam się jak najrzadziej prosić o cokolwiek Andrzeja, wiedząc jaki jest nerwowy przed meczami, choć próbował to ukryć.
Kiedy wrócił z porannego treningu, siedziałam właśnie w salonie, przeglądając zdjęcia ze ślubu. Swoją drogą, teraz wiedziałam dlaczego Bronkiewicz zadbał o to, bym zapomniała o tym wydarzeniu. Na prawie każdym zdjęciu, na którym się znajdowałam, był też Wrona. Wyglądałam wtedy na naprawdę szczęśliwą, zwłaszcza podczas tańca lub po prostu rozmowy przy stole.
Początkowo czułam się dziwnie ze świadomością, że on wiedział o tym wszystkim od początku i musiał przy mnie udawać niedoinformowanego. Z czasem jednak doszłam do wniosku, że odegrał swoją rolę niesamowicie i nie muszę się tym martwić. Zastanawiałam się jedynie, czy pomimo upływu czasu wciąż tliła się w nim choćby część uczucia...
Wszedłszy do salonu, uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Widzę, że nie przestajesz szukać? - rzucił na ziemię torbę i podszedł bliżej. - Wesele? Muszę przyznać, że Konar znalazł świetny lokal, dobrze go wspominam.
- Wywnioskowałam po zdjęciach, że było całkiem przyjemnie. - odezwałam się, a on przytaknął.
- Nawet bardzo, z początku nie potrafiłaś się odnaleźć w wesołej atmosferze, ale z czasem udało mi się doprowadzić cię do porządku, co zapewne także zobaczyłaś przy oglądaniu zdjęć. - zaśmiał się, a ja nieco skrzywiłam.
- To musiało być męczące, cały czas martwić się o mnie i...
- Żartujesz, prawda? - zszokowana spojrzałam na jego wesołą twarz. - Czułem się wyjątkowo ze świadomością, że ufasz mi na tyle, żeby pozwolić mi być przy sobie cały czas mimo lęku, który odczuwałaś w stosunku do ludzi.
Początkowo nie docierało do mnie co powiedział, a kiedy już to nastąpiło, poczułam napływające na policzki gorąco; wtedy też spanikowana zaczęłam szukać innego tematu rozmowy, który nie dotyczyłby mojego zaufania do niego.
- Czyli... aż tak bałam się ludzi?
- Z czasem radziłaś sobie coraz lepiej, ale aż do dnia, w którym trafiłaś do szpitala zachowywałaś dystans do prawie wszystkich. Wtedy straciłem dostęp do informacji i nie widziałem co się z tobą działo. 
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. On w tym czasie zniknął na chwilę w "swoim" pokoju, a gdy wrócił, usiadł obok mnie. Wstrzymałam na moment oddech, sama nie wiedząc co się ze mną dzieje. Odwróciłam wzrok, uciekając od jego szarych oczu.
- Na pewno wszystko gra? - zapytał zdezorientowany moim zachowaniem.
- Tak, wszystko. - uniosłam jeden kącik ust w górę; karcąc się w duchu, przybrałam bardziej obojętny ton. - Jak było na treningu?
- W porządku, jestem w wyjściowej szóstce, ale nie czuję się dziś na siłach, chyba będę zdjęty po kilku akcjach. - przejechał dłonią po karku. - Nie spałem dziś na wiele, może to dlatego.
- Może powinieneś odpocząć przed meczem?
- Miałem niedawno przygodę związaną ze odpoczywaniem przed meczem, nie chciałbym znów spóźnić się na odprawę.
- Obudzę cię o której tylko mi powiesz.
Po krótkim przeliczeniu ile czasu mu pozostało zgodził się, lecz będąc w progu obrócił się i zwrócił do mnie:
- A właśnie, wybierasz się ze mną na mecz, prawda? -  Zawahałam się, ale ostatecznie przytaknęłam skinięciem głowy. Jeśli chciałam jak najszybciej wrócić do normalności, musiałam wykorzystać tę okazję. - Cieszę się, Marcin załatwił Ci jedne z lepszych miejsc.
Dopiero teraz zobaczyłam leżący na stole bilet.
Nie byłam do końca przekonana czy postępuję dobrze, ale na rezygnację było już za późno. Mimo stanu w którym byłam, nie potrafiłam nie dotrzymać danego komuś słowa.



Cichy odgłos silnika mieszał się z muzyką lecącą z radia. Powoli dojeżdżalismy pod Łuczniczkę, a na telefonie Wrony wciąż widniał numer dobijającego się do niego trenera.
- Chyba więcej nie pozwoli mi na własny dojazd na mecze. - zaśmiał się, odłożywszy po raz trzeci aparat. - Gdyby był na moim miejscu, tez by tak postąpił. Każdy chciałby wrócić do swojego mieszkania, powspominać dobre czasy, odwiedzić starych znajomych... 
...i mieć na karku niepotrafiącą się sobą zająć psychopatką, dodałam w duchu.
Kiedy wyszliśmy już z auta, dostałam wskazówki którędy wejść do budynku i gdzie na niego czekać po zakończeniu meczu.
Niepewnym krokiem zmierzyłam tam, gdzie mi nakazał. Po sprawdzeniu biletu weszłam wgłąb budynku, a potem na halę. Trybuny powoli zapełniały się barwami obu drużyn, a w eterze można było odczuć zbliżające się emocje. Zajęłam swoje miejsce, które znajdowało się niedaleko boiska, lecz miałam na nie bardzo dobry widok. Rzeczywiście, patrząc na ludzi prężących szyje, trafiłam na bardzo dobre ulokowanie.
Przez następną godzinę bacznie obserwowałam ludzi, siatkarzy i słuchałam słów spikera. 
Spotkanie się rozpoczęło, a kilka miejsc obok mojego wciąż było pustych. Miałam wrażenie, że kilka par oczu prosto z boiska trafiało na mnie, lecz poza uśmiechem do Wrony i Walińskiego, nie zareagowałam w żaden inny sposób. 
Bydgoska publiczność z radością przywitała Wronę i Antigę ponownie na swoim terenie, za co obaj okazali wielką wdzięczność. Kilka razy w czasie serwów Andrzeja usłyszałam skandowanie jego imienia.
Obserwowałam zmagania na boisku,  gorąco dopingowane przez kibiców obu, sama nie odczuwając żadnych emocji. W trakcie pierwszej przerwy technicznej usłyszałam opadanie  na krzesełko obok, a zaraz po tym głos:
- Już myślałam, że nie zdążymy na tego seta. - westchnęła blondynka siadając obok. Tuż za nią spostrzegłam jeszcze czworo ludzi,  trzech mężczyzn i dziewczynę, którzy także zajęli wolne miejsca.
Jasnowłosa wyglądała młodo mimo rzucającego się w oczy makijażu na twarzy.
Patrzyłam przez chwilę jak poprawia blond fale na bordowym swetrze, a gdy pauza się zakończyła, zaczęłam śledzić dalszy bieg meczu, nie zwracając już na nich uwagi. Bełchatowianie przejęli znaczną przewagę, przy drugiej przerwie prowadząc pięcioma punktami.
- Za kim jesteś? - odezwała się kobieta.
- Właściwie... Za nikim. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i po krótkiej wewnętrznej walce, zdecydowałam się na prowadzenie dalszej rozmowy. - A ty?
- Ciężko mi wybrać. Niby mieszkając w Bydgoszczy powinnam być za tutejszymi, ale nie mogę być przeciwko Andrzejowi. - spojrzałam zdziwiona na kobietę, a ona na mnie. - No tak, zapomniałam nawet się przedstawić! Jestem Natalia, a ty zapewne Nel?
- Tak, zgadza się. - odpowiedziałam, a ona przedstawiła mnie swoim towarzyszom jako "ta" znajoma Wrony. - Andrzej opowiadał nam, że przyjechał z tobą do Bydgoszczy, ale nie było okazji, żeby się wspólnie spotkać. Jesteśmy jego starymi znajomymi, to dziwne, że nie poznaliśmy się wcześniej!
Słuchałam jej, zastanawiając się nad tym samym. Postanowiłam zapytać o to Andrzeja po meczu.
Punkty Bełchatowian zaczęły się zwiększać i zapowiadały koniec seta. Gdy środkowy schodził z boiska zmieniając się z libero, spojrzał w naszym kierunku z powagą wypisaną na twarzy; nie wiedziałam z jakiego powodu tak nagle zmienił mimikę. Gwizdy ludzi nagle stały się głośniejsze, głos speakera odległy, a ja czułam się jak w zupełnie nieznanym miejscu.
- Wszystko w porządku? - odezwał się jeden z mężczyzn siedzących obok Natalii.
Pokiwałam szybko głową, ale wstałam ze swojego miejsca i zaczęłam w panice szukać wyjścia z ogromnego pomieszczenia, z którego wręcz uciekłam, nie mogąc zrozumieć co się ze mną dzieje.



Widząc Ją wybiegająca w stronę wyjścia, poczułem jak wzbudza się we mnie okropny ból w klatce. Zacząłem zbliżać się ku bandom, przy których zaczęło gromadzić się małe zbiorowisko.
- Oszalałeś?! - Kłos, który chwilę wcześniej stał w kwadracie dla rezerwowych, zablokował mi drogę swoim ramieniem.
- Muszę się dowiedzieć co jej się stało. - oznajmiłem stanowczo, a on pokręcił głową. - No, przepuść mnie.
- Radziłbym ci się opanować, Falasca już i tak jest na ciebie wściekły.
- Ona sobie nie poradzi! - spojrzałem na przyjaciela z furią, a ten jedynie skierował mnie powoli ku reszcie drużyny.
- Oczywiście, że poradzi. - wziąłem głęboki oddech, żeby nie wybuchnąć gniewem. - Zaufaj jej; jak inaczej wróci do normalnego życia? Będziesz za nią chodził pytając czy aby nie ma napadu lęku?
- Dobrze wiesz, że to nie tak. - wyjaśniłem Karolowi całą sytuacje jedynie powierzchownie, w trakcie rozgrzewki.
- Andrzej, wyluzuj, masz jeszcze co najmniej dwa sety przed sobą, a ona potrzebuje świadomości, że nie będziesz przy niej cały czas.
Nie odpowiedziałem, choć po części zdawałem sobie sprawę, że Karol ma rację.
Przez całą przerwę czekałem aż jej sylwetka ukaże się w wejściu, lecz nastąpiło to dopiero na sam jej koniec, gdy wyszliśmy już na boisko. Dopiero wtedy byłem nieco bardziej spokojny.
Dwa sety przebiegły po naszej myśli, zdobyliśmy trzy punkty, ale ciężko było mi się pogodzić z myślą, że żegnam Łuczniczkę na kolejnych parę miesięcy. Kiedy już byliśmy wolni, wyszedłem z powrotem na halę, gdzie zobaczyłem siedem znajomych osób, spośród których sześć klaskało w dłonie. Podszedłem bliżej, nie mogąc przestać się uśmiechać.
Przywitałem się z nimi jak zawsze i od razu podszedłem do Nel, która jako jedyna siedziała na swoim stałym miejscu.
- Co się stało w końcówce pierwszego seta? - zapytałem, ale chyba nieco zbyt pretensjonalnym tonem. Zmarszczyła brwi i jedynie pokręciła lekko głową. - Ktoś ci coś zrobił?
- Nie, po prostu źle się poczułam, nic więcej. - odpowiedziała, choć wiedziałem, że to nieprawda. Spuściła wzrok i uśmiechnęła się kwaśno. - Dobrze grałeś. Porozmawiaj z przyjaciółmi, poczekam.
- Chodź ze mną. - wyciągnąłem do jej dłoń, na której po chwili wahania położyła swoją, lecz gdy wstała od razu ją puściła.
- To jest... - zacząłem, ale Hubert przerwał mi, przy okazji wywracając wcześniej oczami.
- Poznaliśmy się, nie przemęczaj swojego aparatu mowy, na boisku już i tak go nadwyrężałeś. - zaśmiałem się słysząc jego narzekanie.
- Przepraszam za to, że okazaliśmy się dzisiaj lepsi! - reszta zareagowała tak samo. - Następnym razem powiem Skrze, żebyśmy przegrali rewanż, bo mój kumpel jest za Transferem.
- Spróbujcie tylko wygrać! - zagroził mi palcem, ale sam nie mógł powstrzymać śmiechu.
Przypomniałem sobie czas, który spędzaliśmy wspólnie jeszcze nie tak dawno temu. Znaliśmy się od roku, ale to z nimi spędzałem czas gdy chciałem uciec od wszystkiego, co mnie przytłaczało przez dobrych kilka miesięcy.
Tak właściwie, mieszkając w Bełchatowie nie widywałem się zbyt często ze znajomymi, cały czas starając się uchronić ją przed powrotem złych wspomnień.
W (chwilami aż za bardzo) wesołej atmosferze spędziliśmy na rozmowach mniej więcej pół godziny. Zorientowałem się, że według wcześniejszych planowań powinniśmy już być drodze, więc pożegnałem się z każdym z nich.
- Nie zapomnij o nas, wielkoludzie! - mówiła Natalia, gdy żegnała się ze mną; poczułem wyrzuty sumienia, że odezwałem się do nich dopiero będąc w Bydgoszczy.
Na odchodne usłyszałem jeszcze wykrzyknięte "zdrajca", a potem szczery śmiech Huberta.
- Nie rozumiem dlaczego tak rzadko tutaj bywam. - powiedziałem, gdy zamykałem drzwi samochodu za Nel. - Zapomniałem jak dobrze się czuję w dawnym mieszkaniu, ze starymi znajomymi...
- Zawsze możesz znaleźć jeden dzień wolnego i odwiedzić Bydgoszcz. - odrzekła zapinając pas bezpieczeństwa.
- Właściwie masz rację, przyjedziemy tu niedługo, co ty na to?
Uśmiechnęła się półgębkiem; uznałem to za oznakę zmęczenia. Podjechaliśmy pod mieszkanie, gdzie ostatni raz weszliśmy do mieszkania. Rozejrzałem się po każdym z pomieszczeń, a w sypialni zastałem Ją siedzącą na łóżku i patrzącą na swoje stopy. Kiedy usłyszała moje kroki, odwróciła się gwałtownie, po czym spojrzała na mnie niepewnie.
- Widzę, że potrzebujesz odpoczynku. Na pewno chcesz dzisiaj wracać? - zapytała, a ja machnąłem ręką.
- Już nieraz wracałem po meczu od razu do domu, spokojnie. Gdybym poczuł się źle, po prostu się zatrzymamy.
- W porządku. - pokiwała głową ze zrozumieniem, po czym wzięła swoją niewielką torbę i postawiła ją w przedpokoju. - Jestem już gotowa.
- W takim razie chodźmy! - uśmiechnąłem się, a gdy Ona wyszła już na korytarz, wbiegłem jeszcze do salonu, gdzie znalazłem ramkę z Jej zdjęcie i wrzuciłem je do bagażu. Nie musiała o tym wiedzieć, a ja czułem się z nim bezpieczniej.
- Chcesz gdzieś jeszcze dziś pojechać? To ostatnia okazja! - próbowałem głosem naśladować często wydzwaniającego do mnie konsultanta, na którego nierzadziej przy Niej narzekałem. Uśmiechnęła się szeroko.
- Nie, na teraz starczy mi wszystkiego, wracajmy do Bełchatowa. - powiedziała, więc odpaliłem silnik i ruszyłem.
W czasie całej drogi odezwała się zaledwie kilka razy, często uporczywie wpatrywała się w obraz za oknem i zmieniała stacje radiowe.
Spoglądałem na Nią kątem oka; coś widocznie Ją męczyło, nie dawało spokoju, ale każdą próbę rozmowy o owym problemie odrzucała, tłumacząc się złym samopoczuciem.
Wiedziałem jednak, że było zupełnie inaczej; świadomie uciekała spojrzeniem, abym nic nie wyczytał z Jej oczu.
Cały czas nie mogłem jednak przestać myśleć o tym, co tak naprawdę się w nich kryło
Potrzebowałem wiele czasu, by tak naprawdę wszystko zrozumieć...



---------------------------------------
hejcia!
Przepraszam za to u góry, nawet tego nie sprawdzam, nie chcę się załamać :(

Motywujcie mnie, proszę! :)

Wydarzenia z ostatniego piątku jeszcze do końca do mnie nie docierają...

Trzymajcie się!
rołzi :)

4 komentarze:

  1. Rozdział świetny :) Czekam na następny, weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno, jak Ty piszesz... zazdroszczę, chciałabym tak :)
    Potrafisz wprowadzić taką atmosferę, że chciałoby się czytać i czytać. I ciągle siejesz kolejne ziarna niepewności w tej całej historii. Ale to jest właśnie najlepsze! Tak trzymaj :)

    Czekam na więcej!
    Pozdrawiam, Kaśka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczynam się bać, co Ty jeszcze wymyślisz, wiesz?
    Czekam na kolejny rozdział, a przy okazji zapraszam na coś, co znowu próbuję sama tworzyć.
    http://nie-powinnam.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Irmina

    OdpowiedzUsuń