czwartek, 13 sierpnia 2015

#12 Tylko wtedy wyjdę do słońca, kiedy ty pójdziesz ze mną tak naprawdę do końca.




- Andrzej, podasz mi uszka z lodówki?
- Pewnie. - sięgnąłem po nie i wręczyłem mojej siostrze.
- Dzięki. - mówiła, wrzucając je do barszczu. - Dobrze, że przyjechałeś wcześniej, inaczej siedziałabym tutaj do północy. Jak się mieszka w Bełchatowie?
- Całkiem fajnie, na początku było mi ciężko się przyzwyczaić, ale teraz jest naprawdę dobrze.
- Nie czujesz się... samotny? - spojrzała na mnie przenikliwie przed zamieszaniem w garnku z pierogami.
- Nie, mam wielu przyjaciół. - posłałem jej uśmiech. - A tobie, jak żyje się w Olsztynie?
- Po tylu latach w Warszawie ciężko jest mi się przyzwyczaić. Mam wrażenie, że to małe miasto!
- W takim razie musicie odwiedzić mnie w Bełchatowie, zmienisz swój punkt widzenia.
- Bardzo chętnie, ale dopiero w lutym Witek dostanie wolne. - mruknęła cicho. - Od kiedy się przeprowadziliśmy, spędzamy ze sobą coraz mniej czasu...
- Martusiu, za godzinę przyjeżdża wujek Piotr z rodziną, na pewno nie trzeba wam pomóc? - mama wychyliła głowę z salonu i patrzyła z nadzieją.
- Nie. mamo, odpocznijcie z tatą, należy wam się. - poprosiła młodsza z kobiet, a gdy druga jej usłuchała, po chwili dodała: - Piotr jeszcze nie przyjechał, a już mam jego dość.
- Widocznie niektóre relacje nawet w święta się nie zmieniają. - zaśmiałem się, a w tym momencie do kuchni wpadł Igor.
- Cześć staruszki! - poklepał mnie po plecach i przytulił Martę. - Jak miło was w końcu zobaczyć.
- Koniec słodzenia, gdzie ty się podziewałeś?! - krzyknęła nasza siostra, a oboje z niepowodzeniem staraliśmy się zachować powagę.
- Oj, nie denerwuj się - uspokajał ją. - Musiałem pojechać do kumpla, jego rodzice się rozwodzą i miał właściwie nie mieć świąt. Zadzwonił jednak do rodziny z pomorza, która go zaprosiła do siebie, ale nie miał kasy na podróż, więc mu pożyczyłem.
- To jest akurat dobre wytłumaczenie. - zwróciłem się do szatynki.
- No dobra, jesteś usprawiedliwiony. - Marta zawsze najgłośniej krzyczała, ale nie potrafiła się długo gniewać. - Nakryj do stołu, na osiem osób.
- Robi się, siostro! - powiedział i wyleciał z kuchni równie szybko jak do niej przybył.
- Gdzie jest ten mały Igorek, którego uczyłam wiązać sznurowadła w zerówce?
- Racja, szybko dorósł. Kto by pomyślał, że jeszcze rok i on także nie będzie mieszkał z rodzicami...
- Podaj mi misę na pierogi. - powiedziała szybko, żeby się nie rozkleić. Zrobiłem co chciała z wielkim uśmiechem na ustach. - Andrzej, przestań się tak szczerzy, bo oberwiesz od kobiety!
- Przecież nic nie zrobiłem! - uniosłem dłonie ukazując, że jestem niewinny, ale oberwałem w brzuch. Po chwili oboje uspokoiliśmy się i kontynuowaliśmy rozmowę:
- Rodzice dostaną świra w tym wielkim mieszkaniu we dwoje.
- Możliwe, ale dobrze wiesz, że to musi nastąpić, a oni go nie sprzedają, są za bardzo przywiązani. - oparłem się o blat, gdy ona zaczęła przygotowywać na stole potrawy do wyniesienia; wolałem nie podchodzić do wzruszonej Marty.
- Racja. - westchnęła. - Wynieśmy to i przeżyjmy tę wigilię jak należy, okej?
Przytaknąłem i zaczęliśmy napełniać stół jadalniany.
Gdy zgromadziliśmy się przy stole, przebiegłem po szczęśliwych (momentami aż zapłakanych) twarzach bliskich.
To właśnie oni byli tymi, przy których potrafiłem być szczęśliwy. Do pełni tego uczucia brakowało mi tutaj tylko jednej osoby....
-... i jeszcze chciałbym ci życzyć powodzenia w pracy, szczęścia, cudownych wspomnień i wielkiej miłości. Wesołych świąt!
Podzieliłam się z kuzynem opłatkiem, przytuliłam go i wszyscy usiedliśmy do stołu. Zaczęliśmy zajadać się wigilijnymi przysmakami w większości przygotowanymi przez Anię.
- Powiedz - odezwała się kobieta. - Jak wpadłaś na to, żeby pofarbować się akurat na czerwień?
- Nie wiem, to pierwszy kolor, który przyszedł mi do głowy. Stwierdziłam, że czas na zmiany i muszę zacząć działać. - spojrzałam na Marysię, która siedziała tuż obok mnie: - Ale jesteś śliczna!
- Teraz owszem, gorzej wygląda jak już zacznie płakać. - Dawid aż chwycił się za skroń. - Dziś w nocy dała nam do wiwatu, i to porządnie.
- Och, nie przesadzaj, takie są dzieci. - żona złapała go za przegub. - Kiedy ostatnio się z nią bawiłeś, nie przeszkadzało ci, że zdarzało jej się krzyknąć.
- To była inna sytuacja, Aniu. - usprawiedliwił się, a potem spojrzał na mnie: - Masz już jakieś plany na przyszły rok?
- Zamierzam wraz z Andrzejem odwiedzić Bydgoszcz, iść na kontrolę do psychiatryka i... może poszukam nowego mieszkania.
Łyżka z makiełkami stanęła w połowie drogi do ust Dawida.
- W sensie... bez Andrzeja? - zdziwił się. - Dlaczego nie chcesz z nim mieszkać?
- To nie tak, że tego nie chcę. - mówiłam grzebiąc widelcem w bigosie. - Po prostu wiem, że on także chciałby żyć normalnie, nie mając mnie na karku.
- N...astka, proszę cię! - spojrzała na mnie pobłażliwie. - Może on chce, żebyś z nim mieszkała. Pogadaj z nim przed podjęciem jakichkolwiek kroków w tym kierunku, okej?
- Obaj zachowujecie się jakbym była dzieckiem potrzebującym specjalnej opieki. - wywróciłam oczami. - Andrzej naprawdę martwi się, jakby ktoś miał mnie porwać i zamordować, jeśli nie będzie wiedział gdzie jestem i jak się czuję!
Małżeństwo wymieniło uśmiechy.
- Po prostu cię lubi, dlatego chce wiedzieć o tobie jak najwięcej. - tłumaczyła go Ania. - Posłuchaj, Andrzej to cudowny mężczyzna, na pewno chce, żebyś była szczęśliwa i bezpieczna.
- Tak, na pewno. - mruknęłam cicho. - Okej, porozmawiam z nim.
- Skoro o nim mowa, jak zareagował na tę zmianę? - Konarski wskazał na moje włosy.
- Na początku był zszokowany, ale niby podobają mu się.
- Właściwie to nic dziwnego, mam przecież piękną kuzynkę! - objął mnie ramieniem.
- Ale mówił tylko o włosach.
- Oczywiście, o włosach. - zaśmiał się, a Ania zaczęła sprzątać ze stołu. Potem poszliśmy na pasterkę, na której pierwszy raz w życiu zachwyciłam się kościołem i nastrojem w nim panującym, a po niej siedzieliśmy długo rozmawiając na wciąż napływające nowe tematy.
- Tak więc, droga Marto - powiedział poważnym tonem Igor rozkładając się na fotelu, na co ona zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem. - Powiedz co cię gryzie.
- Igorku, nie widzieliśmy się 3 miesiące, moja praca polega na załatwianiu ludziom dofinansowań i kredytów, nie chciałbyś wiedzieć co mi leży na sercu. - poklepała go po ramieniu. - Lepiej ty opowiedz, jak idą przygotowania do matury?
- Daj spokój. - zrobił markotną minę. - Zostało jeszcze pięć miesięcy, a  ja już mam dość tych wszystkich fakultetów, arkuszy z dalszych lat, odpowiedzi ustnych i... Nie mam już nawet czasu na gitarę!
- Po maturze czekają cię najdłuższe wakacje w życiu. - starałem się go pocieszyć. - Co ty na to, żebyśmy polecieli razem... do Hiszpanii?
- Pewnie, trzymam cię za słowo! - uśmiechnął się. - Niedługo studia, wyjazd do innego miasta... Nie mogę się już doczekać studenckiego życia.
- Jeszcze zatęsknisz za domem, zwłaszcza gdy skończy ci się jedzenie od mamy.
- Ty zawsze potrafiłaś wszystko zepsuć. - skwitował Igor. - No właśnie, a jak sobie radzicie z gotowaniem?
- Wspaniale, restauracja niedaleko mojej pracy serwuje pyszne dania obiadowe! Gotowanie dla jednej osoby jest bezsensowne.
- A ty? - brat zwrócił się do mnie.
- Czasem ja gotuję, czasem...
- Czasem kto?
- Przyjaciółka. - wiedziałem, że ten temat zostanie dziś poruszony.
- Przyjaciółka, jasne. - na jego twarz wpełzł zawadiacki uśmiech.
- Lepiej ty opowiedz mi o swoich podbojach, cwaniaku!
- Chwila. - Marta uniosła dłoń i po chwili namysłu powiedziała: - Chodzi o tą Nel, prawda?
- Już wiem kto zawsze odgadywał moje hasła w telefonie. - podsumowałem.
- Naprawdę znowu ci na niej zależy?
- O kim mowa? Kim jest Nel? - Igor patrzył to na mnie, to na Martę.
- Od prawie dwóch lat punkt westchnień Andrzeja.
- Jak zwykle przesadzasz. - skomentowałem jej słowa z niesmakiem. - Zmam ją jeszcze z Bydgoszczy, pomagałem jej wyjść z depresji, a teraz pomagam wrócić do normalności, I, tak, zależy mi na niej wciąż tak samo mocno.
- Szlachetnie. - brat pokiwał z podziwem głową. - Fajna jest? I to dlatego nie miałeś formy na Lidze Światowej?
- Igor! - skarciła go kobieta.
- Tak, właśnie dlatego. - zaśmiałem się. - Ale tera już jest dobrze z moją dyspozycją?
- Pewnie, po ostatnich czterech asach nie mam ci nic do zarzucenia!
- I jak się teraz czuje? - Marta z uporem kierowała rozmowę właśnie na ten tor,
- Myślę, że dobrze. Znalazła pracę, zaufała mi, wszystko idzie w dobrym kierunku. Jeszcze trochę i może cokolwiek zrozumie...
- Ale jesteście razem? - zapytał Igor.
- Nie, póki co nie chcę tracić jej zaufania przez jakąś błahostkę. Pomyśli, że chciałem jej obecności tylko z tego jednego powodu. Chcę tylko jej szczęścia.
- Szkoda, że jesteś moim bratem. - Marta uśmiechnęła się nikle. - Mieć przy sobie kogoś o takim nastawieniu... Zazdroszczę tej dziewczynie.
- Przecież Witek chce waszego szczęścia, prawda? - ucieszyłem się, że przeszliśmy na inny, mniej krępujący dla mnie temat.
- Czasami mam wrażenie, że  chce tylko swojego szczęścia, a może nawet wyłącznie szczęścia tej całej przeklętej firmy.
- To znaczy? - zdecydowałem się drążyć temat.
- Od kiedy przeprowadziliśmy się do Olsztyna, coraz rzadziej bywa w domu, rozmawiamy ze sobą bardzo mało, w większości przez telefon. Rozumiem, że kariera jest dla niego ważna, ale chciałabym w końcu założyć rodzinę, mieć dzieci... Nie patrzcie się tak na mnie, mam prawie 30 lat!
- A czy on o tym wie?
- Nie do końca, ale chyba zmienił swoje zdanie w kwestii posiadania dzieci. Właściwie nie wiem o nim już prawie nic. - ujęła w dłonie kubek z herbatą i spuściła głowę.
- Powinnaś... - zacząłem, ale mój telefon dał o sobie głośno znać. "Jestem 30 minut drogi od Warszawy. Od: Nel" - Muszę się zbierać, gdzie są rodzice? Powinienem się z nimi pożegnać...
- A dlaczego nie przywieziesz jej tutaj?
- Właśnie, chętnie ją poznamy! - ucieszyła się Marta.
- Postaram się ją namówić, ale nic wam nie obiecuję. - uśmiechnąłem się do nich, chwyciłem kluczyki mojego samochodu. Po ubraniu kurtki i butów, pojechałem prosto na dworzec.
"Pociąg osobowy z Rzeszowa przybędzie na peron 2 tor 4 o godzinie 18:32" po tych słowach odetchnąłem; zdążyłem!
Gdy pociąg nadjechał, tłum ludzi wyszedł na peron, a ja zacząłem jej wypatrywać. Znalazłem ją, gdy zbliżała się do mnie z uśmiechem. Wyjąłem ręce z kieszeni i otworzyłem je do uścisku. Nie protestowała.
- Miło cię znów widzieć. - odezwałem się prosto w jej włosy.
- Ciebie również. - powiedziała kiedy już ją puściłem i ruszyliśmy w stronę parkingu. - Jak minęły ci święta?
- Dobrze było spotkać rodzinę, nieco powspominać, a tobie?
- Och, zdecydowanie za szybko, nie zdążyłam nacieszyć się bliskimi, a już musiałam wyjechać. - westchnęła gdy wsiadaliśmy do auta. - Wiedziałeś, że planują jeszcze dwójkę dzieci? Zostanę chrzestną!
- Gratuluję. - powiedziałem szczerze. - Zgodziłabyś się pojechać do mojego domu? Moje rodzeństwo chciałoby cię poznać.
- Naprawdę? - zdziwiła się. - Dlaczego? Powiedziałeś im coś o mnie?
- Nic złego, przysięgam! -spojrzałem na nią ukradkiem.
- No dobrze, w takim razie jedźmy. - uśmiechnęła się, a po chwili skręciłem w osiedlową ulice. Zaparkowałem auto i zaprowadziłem ją do mieszkania.
- Jesteśmy. - odezwałem się na wejściu, a zza rogu wychylił się mój ojciec. - Tato, to jest Anastazja, moja współlokatorka w Bełchatowie.
- Miło mi, Ksawery. - ucałował jej dłoń. - Podziwiam cię, że z nim wytrzymujesz, okropny z niego bałaganiarz!
- Cóż, przy mnie zawsze po sobie sprząta. - zachichotała, a ja wywróciłem oczami. - Póki co żyje nam się dobrze.
- Poczekaj jeszcze miesiąc, wtedy zobaczysz o co mi chodziło. - roześmial się i do przedpokoju weszła Marta.
- O, kogo ja widzę! - uśmiechnęła się szeroko. - Marta, siostra Andrzeja.
- Anastazja. - przywitały się, po czym w trójkę poszliśmy do salonu.
- Usiądź, nie będziemy przecież tak cały czas. - szatynka wskazała ręką fotele i kanapę. - Ogórki, wstaw wodę na kawę! No i przynieś makowiec i sernik, Anastazja na pewno jest głodna po podróży.
- Och nie, kuzyn zaopatrzył mnie w prowiant na drogę. Tylko po świętach ludzie nie patrzą na ciebie dziwnie gdy jesz barszcz z uszkami z plastikowego pojemnika.
- To musiało wyglądać zabawnie. - Marta lustrowała ją spojrzeniem zielonych oczu, które odziedziczyła po ojcu. - Powiedz, jak znalazłaś się w Bełchatowie?
Przecież doskonale wiesz jak!, krzyczałem w myślach, ale jedynie wstałem i poszedłem pomóc przy napojach.
- Wywiad trwa? - zapału, ustawiając identyczne kubki niedaleko czajnika
- Tak, nie mogłem dłużej słuchać jak gra niedoinformowaną.
- Oj wiesz jaka ona jest, prawdziwa manipulantka. - uśmiechnął się. - Mama wciąż u sąsiadki?
- Chyba tak, nie rób jej kawy. Poczekaj chwilę. - udałem się do salonu i zapytałem: - Czy obie chcecie kawę? Dzisiaj serdecznie polecamy kakao szefa kuchni, wielkiego Ajgora.
- Udajmy, że to było zabawne. - Marta pokazała mi język. - Tak, ja proszę o kawę.
- A ja chętnie skuszę się na specjał szefa. - uśmiechnęła się promiennie, a gdy odchodziłem, wznowiły rozmowę: - Takim oto sposobem przeprowadziłam się do Bydgoszczy.,.
- Masz zadanie bojowe, zrób najlepsze kakao jakie tylko się da.
- Robi się. - wyjął puszkę z brązowym proszkiem i zaczął działać w czasie gdy ja zalewałem kubki wrzątkiem. - Jak im idzie?
- Nie wiem jakim cudem Marta to zrobiła, ale Nel po pięciu minutach znajomości obdarzyła ją zaufaniem, na jakie ja pracowałem trzy miesiące!
- Tak, nasza siostra potrafi wydusić z człowieka naprawdę wszystko.
- Inaczej nie dowiedzielibyśmy się, że podobała ci się Magda ze szkolnej grupy muzycznej ani, że w zeszłym roku na ognisku razem z Frankiem wypiliście kilka piw za dużo i prawie zgubiliście się w lesie, szukając driad.
- To było dawno temu. - powiedział, ale zauważyłem na jego twarzy lekki uśmiech. - Ja tobie nie wypominam jak zaprosiłeś na studniówkę swoją nauczycielkę ze szkoły językowej.
- Znałem ją od trzech lat i musisz przyznać, że była ładna! - powiedziałem z powagą, ale po chwili obaj wybuchnęliśmy śmiechem. - Okej, zrobiłem z siebie pośmiewisko, ale myślałem, że ona też mnie... lubi bardziej niż innych uczniów.
- Tak, to pewnie dlatego musiałeś szukać innego nauczyciela. - kontynuował, kładąc na tacy kubki, a na talerzu kilka kawałków ciasta. - Chodź, uwolnijmy Nel od Ciekawskiej Marty.
- Jeszcze jedno, ona nie pamięta tego, że ludzie mówią na nią Nel... Kiedyś wytłumaczę ci dlaczego.
- Nie ma sprawy, zapamiętam.- Igor uniósł brwi. - Życie z nią musi być ciężkie, prawda?
- Nie, gdyby nie ona, mój dom byłby pusty i smutny. - przeszliśmy do salonu. - Czy już spytałaś ją o numer konta bankowego i rozmiar buta?
- Bardzo śmieszne. - Marta żartobliwie zmrużyła oczy. - Anastazja sama chętnie mi o sobie opowiedziała.
- Całkiem fajnie rozmawiało się o przeszłości. - wyznała czerwonowłosa. Przeszłości, którą pamiętasz czy może tą, którą ci wmówili? - Nie wiem jednak jeszcze nic o was; zamieniam się w słuch!


Z bloku wyszliśmy po północy. Nie spodziewałem się, że wszystkim nam będzie tak przyjemnie tego wieczoru. Nel dogadywała się doskonale z całą moją rodziną, co w głębi duszy znacząco mnie ucieszyło.
Wychodząc, ojciec uścisnął mi dłoń nieco mocniej niż zwykle, mama ucałowała nas oboje, a rodzeństwo odprowadziło nas pod sam samochód.
Jechaliśmy już drugą godzinę z krótką przerwą na stacji, kiedy obudziła się.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała zaspanym głosem.
- Już niedaleko, zdrzemnij się jeszcze.
- Nie trzeba. - powiedziała, szukając w odtwarzaczu swoich ulubionych piosenek.
- W takim razie mam do ciebie pytanie. 
- Jakie?
- Dzwoniłem do Kipka, Marcina z Bydgoszczy, wiesz o kogo chodzi.
- No pewnie! - ożywiła się. - I jak wam się rozmawiało?
- O dziwo, bardzo dobrze. Jak już ci mówiłem, mecz z Transferem gramy trzeciego stycznia... - mówiłem, a ona patrzyła na mnie uważnie. - Zaprosił nas na sylwestra, organizuje przyjęcie z kilkoma znajomymi z zeszłego sezonu. Chciałabyś pojechać i załatwić od razu kontrolę w szpitalu?
- Oczywiście, że tak! - ucieszyła się. - To świetny pomysł.
- Liczyłem na taką reakcję. - zawtórowałem jej radością. - W takim razie jutro potwierdzę naszą obecność.
- Nie wiesz jak bardzo się cieszę! - opadła głowę na dłoni i wpatrywała się w świecącą w oddali Łódź. - Wizyta u Dawida, poznanie twojej rodziny i teraz sylwester w Bydgoszczy, mojej Bydgoszczy! To musi być moja fantazja...
- Mam wielką nadzieję, że jednak rzeczywistość. - zaśmiałem się.
Gdy wróciliśmy i wniosłem bagaże do domu, usłyszałem za sobą:
- Andrzej?
- Tak?
- Naprawdę miło było poznać twoich bliskich, chciałabym być kiedyś tak zgrana z Nikodemem jak ty ze swoim rodzeństwem. Dzisiejszy dzień na pewno opiszę w notatniku od ciebie. - objęła mnie ramionami w tułowiu. Położyłem dłoń na jej włosach i uśmiechnąłem się pod nosem. Kiedy odsunęła się, zauważyłem na jej twarzy lekki rumieniec: - Dziękuję za wszystko, dobranoc.
- Śpij dobrze. - powiedziałem, a ona udała się do swojego pokoju. Patrzyłem na drobną sylwetkę, póki nie zamknęły się za nią drzwi.

Jeśli to naprawdę tylko sen, nie pozwól, moja Nel, żebym kiedykolwiek się zbudził...




------------------------------------------------------------------
Hejcia!
To znów ja, moja wena póki co trzyma się blisko mnie, więc z niej korzystam :D
Gdzie jest, ja się pytam, deszcz? Przecież w takim upale nie można wypocząć ;__;

Zostawiam Was z tym u góry, właściwie za jakość nie odpowiadam :D

Niedługo pojawię się tu znów! ♥

rołzi

4 komentarze:

  1. Człowiek wyjeżdża na 2 tygodnie, a tutaj dwa nowe rozdziały :)
    Sowa Irmina mnie urzekła, bo naprawdę rzadko gdziekolwiek widzę swoje imię :)
    I tak bardzo czekam na kolejny rozdział, lubię Nel i Wronkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w ciągu najbliższych dwóch tygodni będzie jeszcze więcej! ♥
      Masz przepiękne imię, naprawdę zazdroszczę! Moje jest też niespotykane, ale nie przepadam za nim :D
      Miło Cię znów spotkać, Imbirku :*

      Usuń
  2. Ale radocha gdy zaglądając tu ponownie zobaczyłam nowy wpis!
    Fajna ta rodzina Andrzeja, cudowna atmosfera świąt - aż się zatęskniło za tym czasem :)

    A teraz czekam na Sylwestra w Bydgoszczy, gdzie wszystko się kiedyś zaczęło!
    Kaśka

    OdpowiedzUsuń
  3. Postaram się bywać tu coraz częściej, bo ja także widzę w tym plusy :D
    Gdyby świat Nel i Andrzeja był wyimaginowany, śnieg byłby tam cały rok i pierniki byłyby pieczone co tydzień!
    Bydgoszcz, miasto w którym dzieje się wiele (przynajmniej u mnie) ^^

    OdpowiedzUsuń