czwartek, 6 sierpnia 2015

#11 A ona zobaczy, że jesteś dobrym człowiekiem.



- Francja od zawsze mnie ciekawiła. To nie jest kwestia Wieży Eiffla czy innego charakterystycznego miejsca , ale... - mówiła Patrycja uzupełniając luki w ulotkach pizzerii, gdy ja przecierałam blaty ścierką. Kończyłyśmy pracę i czekając na nasze zmienniczki, postanowiłyśmy im trochę ulżyć w obowiązkach. Moja towarzyszka po raz kolejny opowiadała o krajach świata i planach na podróże. - Ostatnio znajoma opowiadała mi o Moulin Rouge, była zachwycona. Miałam wtedy jechać z nią, ale zostałam tutaj sama, gdy twoja poprzedniczka zaszła w ciążę...
Do świąt pozostał tylko jeden dzień; już jutro miałam zawitać w domu mojego kuzyna w dalekim Rzeszowie. Trzy tygodnie minęły mi jak z bicza strzelił. Zajęłam się pracą, domem (zaczęliśmy nareszcie gospodarować miejsce w mieszkaniu) i odnawianiem znajomości z Andrzejem.
- ...wciąż nie mogę przeboleć tego wyjazdu. Jeśli niedługo znajdę jakąś tanią ofertę, pakuję się i jadę!
- Bez żadnego zaplanowania? - zdziwiłam się.
- Oczywiście.- odpowiedziała lekko. - Trzeba być szalonym, co nie?
Przytaknęłam głową z uśmiechem i wróciłam do pracy, wciąż mając jej słowa w głowie. Ostatnimi czasy mam wszystko zaplanowane, zawsze informujemy się z Andrzejem o wszystkich spóźnieniach, planach... A gdyby tak coś zmienić?
- Patrycjo - przerwałam jej wciąż trwający opis wycieczki do Paryża.
- Tak? - zmarszczyła brwi. Chyba mój ton był zbyt oficjalny.
- Mam taką prośbę... Poleciłabyś mi jakiegoś fryzjera? Rzecz w tym, że potrzebuję go na dziś.
- Masz zadbane włosy, możesz spokojnie poczekać. - zaśmiała się.
- Nie chodzi mi o podcięcie końcówek, chciałam je pofarbować.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się. - Hmm, do miasta lepiej nie idź, bo zapiszą cię dopiero na Wielkanoc. Mogę cię zaprowadzić do mojej fryzjerki, może uda mi się ciebie dziś wcisnąć.
- Naprawdę?
- Jasne, koło przed czwartą powinna nas przyjąć. - rzuciła sprawdzając w lustrze swoją fryzurę. - Wybrałaś sobie idealny czas na pofarbowanie!
Zaśmiałam się. Nie minęła godzina, a odłożyłam firmowy uniform, ubrałam kurtkę i wyszłam przez tylne drzwi lokalu.
Z kieszeni wyjęłam telefon i przeczytałam sms-a:
"Dziś wrócę nieco później, muszę odwiedzić parę sklepów przed wyjazdem do domu. Nienawidzę przedświątecznych zakupów ;) Od: Andrzej"
Uśmiechnęłam się na myśl o obładowanym torbami wielkoludzie, który, obrażony na cały świat, chodzi po centrum handlowym. Andrzej wyglądał komicznie gdy się złościł.
- Jestem. - powiedziała Patka, wychodząc do mnie. - Pan Antoni jak zwykle znalazł temat, którym chciał mnie zagadać.
- Nie ma sprawy - rzuciłam, opatulając się kominem. - To co, idziemy?
- Pewnie! Powinnyśmy teraz skręcić w lewo, chyba że...
- Zdaję się dziś na ciebie. - uśmiechnęłam się do brunetki, co widocznie dodało jej odwagi.
- W takim razie idziemy prosto do Alicji!
W drodze rozglądałam się po Bełchatowie opatulonym śniegiem. Kolorowe wystawy zapowiadały święta, co jak najbardziej mnie cieszyło. W domu czekała na mnie zapakowana torba, prezenty dla Konarskich i rozkład jazdy pociągów. Co prawda, jechałam nimi tylko z Warszawy do Rzeszowa (Andrzej proponował mi zawiezienie pod sam dom mojego kuzyna, ale ostatecznie zgodził się na samotną podróż z stolicy),  ale potrzebowałam ich.
- Szef mówił mi o tobie. - odezwała się nagle.
- Naprawdę? - zdenerwowałam się. - Co powiedział?
- Jest bardzo zadowolony z twojej pracy. Zrobiłaś ogromne postępy, no i od kiedy zaczęłaś pracę, lokal się rozwinął.
- Och, przecież to nie jest moja zasługa!
- Po części, owszem. - uśmiechnęła się smutno. - Boją się, że uciekniesz do większego lokalu, ale w końcu taka jest praca w tej branży.
- Nic takiego nie planowałam. - powiedziałam ostrożnie.
- Podobno pytają o ciebie, ile jeszcze trwa twoja umowa. To nie zdarza się często...
- Ale zostało mi jeszcze trochę, prawda?
- Dokładnie nie wiem, ale chyba pan Antoni będzie chciał z tobą porozmawiać o tym.
Na chwilę zapadła cisza, ale w odpowiednim momencie została przerwana.
- Powiedz, dlaczego właściwie wybrałaś pracę kelnerki?
- Szukałam czegokolwiek, właściwie jestem tylko po liceum, nie mam zawodu i przerwałam studia. Tylko tutaj przyjęli mnie bez doświadczenia.
- Uwierz, nie żałują tego. O, już jesteśmy na miejscu, chodź!
Weszłyśmy do jasnego budynku i wielkim szyldem, w którym trafił do mnie zapach farby do włosów wymieszany z kwiatami.
Zaczerpnęłam głęboko powietrza i niepewnym krokiem ruszyłam za Patrycją.



- Poważnie, wyglądasz cudownie! - mówiła Patrycja, gdy byłyśmy w drodze do centrum, gdzie miałyśmy się rozstać. - Przekonasz się do tego koloru, aktualnie to dla ciebie za duża zmiana.
- Mam nadzieję, nie chcę wciąż unikać lustra. - zaśmiałam się, choć wcale nie miałam ku temu nastroju. W czasie nakładania farby odebrało mi chęci do zmian.
- Jestem tego wręcz pewna! - poklepała mnie po ramieniu. - Czyli jutro wyjeżdżasz do rodziny, tak?
- Tak, nad ranem wyjeżdżam z przyjacielem do Warszawy, a stamtąd do Rzeszowa.
- Z przyjacielem, powiadasz? - spojrzała na mnie wymownie - Tylko przyjacielem?
- Och, nie, nie jesteśmy razem! - zaprzeczyłam od razu jej rozumowaniu. - Tylko razem mieszkamy.
- No proszę! - zaśmiała się, ale musiałam mieć żałosną minę, bo zmieniła temat. - Zazdroszczę ci wyjazdu, ja po raz kolejny zostaję w Bełchatowie.
- Przynajmniej wypoczniesz, a ja wracam pierwszego dnia Bożego Narodzenia.
- Nie jestem tego pewna, moje rodzeństwo, mimo tego, że są dorośli, jest bardzo denerwujące. - powiedziała, po czym zadzwonił jej telefon. - Tak?... Och, serio? Nie mogę tego zrobić później?... No dobra, już idę! - rozłączyła się. - To mój brat, muszę zabrać jego dzieci ze szkoły. Przepraszam, ale to jest na drugim końcu miasta, muszę się pospieszyć. Miłego wyjazdu!
- Dziękuję. - odpowiedziałam i patrzyłam tylko na jej plecy, póki nie zniknęły mi całkowicie z widoku. Wtedy też zdecydowałam się wrócić do domu, co zajęło mi około pół godziny.
Andrzeja jeszcze nie było więc na spokojnie spojrzałam jeszcze w lustro. Ciemnoczerwone włosy spadały lekko na moje ramiona.. Właściwie... Nie jest aż tak źle, pomyślałam, obracając się i spinając je w luźną kitkę. Faktycznie, powinnam się przyzwyczaić.
Weszłam do kuchni, gdzie wyjęłam zarobione wcześniej ciasto piernikowe (myślałam o tych świętach bardzo często), mąkę i zaczęłam działać. Muzyka happysadu niezbyt pasowała do świątecznej atmosfery, którą tworzył zapach przyprawy korzennej, ale nie przejmowałam się tym śpiewając wraz z wokalistą "Manewry szczęścia".
Gdy byłam przy wkładaniu blachy do piekarnika, usłyszałam trzaśnięcie drzwi, więc przyciszyłam muzykę.
- Nie masz nawet pojęcia, jacy ludzie potrafią być denerwujący! - krzyczał z przedpokoju Wrona. - Wejdzie taki jeden z drugim, narobią awantury, bo karp był o 100 g lżejszy niż zamawiali, przy okazji wstrzymując kolejkę przy kasie. A ekspedientki w jubilerskim powinny chyba wypić po dzbanku melisy! Pójdź, człowieku, do sklepu sportowego po rakietę tenisową dla brata, to... - w tym momencie wszedł do kuchni i stanął w progu jak wryty. - Naprawdę to zrobiłaś...
- Jest aż tak źle? - jęknęłam, gdy przez dobrych kilka sekund nic nie mówił.
- Źle?! Skądże, podoba mi się! - usprawiedliwiał się.
- Właśnie wzięłam się za pierniki. - zmieniłam niewygodny dla mnie temat.
- Daj, pomogę ci. - powiedział i zabrał mi z ręki wałek. Spoglądałam jak zajmuje się piernikami ze skupieniem wypisanym na twarzy, a po chwili przyłączyłam się do niego.
- Gotowa na podróż? - odezwał się po kwadransie pracy.
- Chyba jeszcze nie do końca, denerwuję się.  - wyznałam zgodnie z prawdą.
- Spokojnie, Konar na pewno odbierze cię z dworca, zadbamy o to. - uśmiechnął się. - A po dwóch dniach znów trafisz do mnie.
- Dwa dni to zdecydowanie za krótko, powinieneś zostać jeszcze trochę z rodzicami. - mówiłam wycinając ludziki z ciasta, - Nie kieruj się mną, pojadę pociągiem do końca.
- Możesz pomarzyć! Moja rodzina zrozumie moją sytuację, wracasz ze mną,
- Andrzej, musisz wypocząć, opieka nade mną jest męcząca!
- To dla mnie czysta przyjemność, moja droga. poza tym nie opiekuję się już tobą, po prostu spędzamy razem czas.
Wzięłam w rękę blachę z zamiarem włożenia jej do piekarnika, a w tym samym momencie Andrzej odwracał się, by na inną ułożyć gwiazdki.
- Uwaga! - krzyknęłam i ręką przytrzymałam jego tułów. Szybko zrobiłam co musiałam i spojrzałam na niego. Dopiero teraz zauważyłam, że zrobiłam mu biały ślad od mąki, którą miałam na dłoni.
- Tak na czarnej koszulce? - Wrona pokręcił głową ze złowieszczym uśmiechem.
- To było niechcący!
Po chwili na moim swetrze pojawił się jasny ślad po białym proszku.
- Oj, to też. - wzruszył niewinnie ramionami. Nie mogłam tak tego pozostawić!
Takim oto sposobem po chwili byliśmy cali od mąki. Rzucaliśmy nią, nie przejmując się brudem, czekającymi piernikami ani krzykami, które wydawaliśmy.
Kiedy otrzymał kolejną dawkę, a ja próbowałam uciec, złapał mnie w pasie i posadził na blacie.
- Nie zapomniała pani przypadkiem o przypudrowaniu nosa? - zapytał, po czym zabrał mąkę z nadgarstka i założył na mój nos, a resztę roztarł na policzkach. Spoglądał na mnie jakbym miała na sobie diamentowy pył, a nie skrobię. Uśmiechnęłam się i spuściłam wzrok.
- Zachowujemy się jak dzieci - powiedziałam. - Może... może skończymy piec.
- Dobry pomysł. - pomógł mi stanąć na ziemi.
Posyłając sobie kilka wymownych spojrzeń, dokończyliśmy wypieki. Zegar wskazywał godzinę dziewiętnastą.
Wzięłam prysznic, przebrałam się w sweter, który nie miał na sobie śladów walki i jeansowe spodenki. W czasie gdy Andrzej był w łazience, zrobiłam nam gorącej czekolady i wystawiłam świeże pierniczki na stół. Ze swojego pokoju przyniosłam też kartonik zawinięty w świąteczny papier.
- Już jestem. - powiedział wchodząc, także odświeżony. - Pachnie nieziemsko!
- Tak, powinniśmy ich spróbować.
Usiadł obok mnie i skosztował ciastka.
- Muszę przyznać, że jesteśmy bardzo dobrymi piekarzami!
- Oczywiście, najlepszymi! - zaśmiałam się, a po chwili podałam mu pudełko. - To dla ciebie.
- Serio? - zdziwił się. - Mogę je teraz otworzyć?
- Jak najbardziej!
Obserwowałam jak wyciąga szklaną kulę i malutką maskotkę.
- Kula ze śniegiem. - uśmiechnąć się szeroko, potrząsając nią.
- Sam mówiłeś, że często nie możesz być tam, gdzie chcesz, a na dodatek uwielbiasz śnieg... Ta chatka w środku wygląda na przytulne miejsce. A przynajmniej lepsze niż hotelowy pokój lub hala odlotów, prawda?
- Zdecydowanie. - wziął w ręce granatowe zwierzątko. - Sowa?
- To brelok, zrobiłam ją własnoręcznie gdy byłeś z Kielcach. - wyznałam. - Chciałam, żebyś miał ją przy sobie, może czasami o mnie myślał, a...
Nie udało mi się skończyć zdania, bo siatkarz zamknął mnie w szczelnym uścisku.
- Jesteś najlepsza, wiesz o tym? - powiedział i zniknął z pokoju, by po chwili wrócić  torbą prezentową w Mikołaje. - Też o tobie nie zapomniałem.
Wzięłam od niego torb, z której wyjęłam niewielki notatnik. Na okładce znajdował się pozłacany kwiecisty motyw na bordowym tle. Otworzyłam go i na pierwszej stronie przeczytałam: "Gromadź tu najlepsze wspomnienia, na pewno nie pożałujesz :)"
- Andrzej, jest piękny! - powiedziałam oglądając żółtawe strony, czekające na moje zapiski.
- Cieszę się, że ci się spodobał - uśmiechnął się. - W torbie coś jeszcze zostało.
Zanurzyłam dłoń i wyjęłam jasnofioletowe pudełeczko. Po otworzeniu górnego wieka, ujrzałam bransoletkę, Ujęłam ją i dokładnie obejrzałam. Na sznureczku w tym samym kolorze znajdowało się delikatne miedziane piórko.
- Jest... ojej, naprawdę urocze. - wydukałam, zakładając je na dłoń.
- Motywem bransoletki jest pióro ze skrzydeł anioła. - powiedział patrząc jak ponownie dokładnie ją oglądam. - To chyba nie przypadek, że wpadła mi w oko akurat wtedy, gdy myślałem o tobie.
- Bardzo dziękuję, trafiłeś w mój gust. Cudowne prezenty.
- Sówki nie przebiję, za nic w świecie! - zaśmiał się obracając ją w palcach.
- Och, to tylko brelok.
- Tylko ?! W tym momencie uraziłaś zarówno mnie i Irminę!
- Irminę?!
- Tak, nasza sowa ma na imię Irmina! - powiedział, po czym sięgnął po piernika. - Będzie najszczęśliwszą sową na świecie!
- W porządku, wychowajmy ją na porządne leśne zwierzę. - roześmiałam się w głos.
Ten wieczór minął nam bardzo szybko, w większości na rozmowach, oglądaniu jednego ze świątecznych hitów, a mimo cudownego nastroju, szybko odpłynęłam w sen, jak się potem okazało, na ramieniu drzemiącego też Wrony.



- Okej, na pewno poinformowałaś Konarskiego o której będziesz? - zapytałem po raz kolejny, a ona przytaknęła. Staliśmy na peronie od dziesięciu minut i z każdym momentem denerwowałem się coraz mocniej. - Napisałaś, że dokładnie 13:41?
- Andrzej, zaufaj mi, pytasz o to już piąty raz!
- Och, musisz mnie zrozumieć, martwię się! - tłumaczyłem swoje postępowanie, gdy nagle usłyszeliśmy głos mówiący o przyjeździe pociągu jadącego do Rzeszowa.
- Pamiętaj, żeby nie zostawiać torby, nie zasypiać i zjedz coś w czasie jazdy.
- Dobrze, tato - roześmiała się uroczo. - Dam ci znać jak będę na miejscu.
- Jeszcze czego! - żachnąłem się. - Masz pisać co pół godziny jak się czujesz i gdzie jesteś, no i czy nie masz kogoś podejrzanego w przedziale. Inaczej Konarski się o tym dowie jak tylko przyjedziesz do Rzeszowa!
- Nawet od tak nie panikuje jak ty. - śmiejąc się, zrobiła błagalną minę, na moment wytrącając mnie z równowagi. - Widzimy się przecież jutro wieczorem!
- Ale ja... Och, dobra, leć już. - powiedziałem, lekko pchając ją do pociągu. Odwróciła się i przytuliła do mnie, przez co zapomniałem po co tu jesteśmy i przygarnąłem do siebie. - Ale odzywać się musisz!
- Już się nie mogę doczekać końca podróży... Wesołych świąt! Nie znam twojej rodziny, ale pozdrów wszystkich! - zachichotała nim drzwi się zamknęły. Machała z okna, póki pociąg nie zniknął mi z widoku. W dłoni lekko ściskałem niebieską sówkę.
Po 5 minutach dostałem sms-a: " Dziękuję za pomoc, jesteś dla mnie naprawdę niezastąpiony :) Od: Nel"
Mojej Nel...
Teraz byłem przekonany, że po raz kolejny w moim życiu, pokochałem ją z całego serca i nie mogłem niczym na to zaradzić. Właściwie, nawet mi na tym nie zależało...




--------------------------------------------------------
Hejcia!
Tak, to nie sen, napisałam coś i nie potrzebowałam do tego półrocznej przerwy! :D
Cudownie jest wrócić do atmosfery świąt. Nie mówię tu tylko o rozdziale, kto powiedział, że nie można piec pierników na początku sierpnia?

Cieszę się, że ktoś tu jeszcze pozostał, jesteście najlepsze ♥

To tyle! Następny post także postaram się dodać niebawem :)
Trzymajcie cię ciepło! :*

wasza rołzi

PS. Czy ktoś z tutaj obecnych jest może też szaleńczo zakochany w niejakim Geralcie z Rivii? .-.

2 komentarze:

  1. Gdy na zewnątrz taki skwar, to z chęcią czyta się o świętach, piernikach i śniegu, chociaż przez chwilę jest chłodniej ;)
    Cieszę się, że teraz zaglądając na bloga można trafić na nowiutki wpis, tak jak to się stało tym razem. Oby tak dalej!
    Uwielbiam Twój styl pisania, zakochałam się w Magii Rubinu, później z radością przeniosłam się tutaj, do kontynuacji historii, dlatego cieszę się, że znów rubinowy kolor (ten kolor to symbol tej historii, dosłownie jest magią!) pojawił się na głowie Nel <3

    Pozdrawiam,
    Kaśka

    P.S. Oczywiście czekam i będę tu zaglądać licząc na kolejną niespodziankę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden komentarz, a potrafi wywołać tyle radości!
    Póki mogę, mam zamiar tutaj często zaglądać ♥

    OdpowiedzUsuń