środa, 30 grudnia 2015

#19 Ale wiem, że mogła bym być szczęśliwa w ten sposób

Bardzo wielu ludzi nie wierzy w siebie, swoje zdolności, siłę woli. Z tego powodu rezygnują z wszelkiego ryzyka, nie chcąc utracić tego co posiadają. Czy myślą jednak o tym, jak wyglądałoby ich życie, gdyby jednak wszystko się powiodło? Ile mogliby zyskać?
Spojrzenie na świat w ten sposób nie jest czymś łatwym, dobrze o tym wiem. Wielokrotnie w ciągu zaledwie kilku godzin zmieniałam swoje nastawienie do świata, ale ostatecznie wjeżdżając do Bełchatowa utwierdziłam się w tym, że warto chociaż spróbować być jak dawniej.
Jakie było ryzyko, że nie dam sobie rady? Dość wysokie, lecz nie zamierzałam zaprzątać sobie tym głowy, póki nie będzie takiej potrzeby.

Dwa tygodnie. Dokładnie tyle minęło od naszego powrotu.
Ze wszystkich sił starałam się zapewniać Wronę, że daję sobie radę i nie musi już się o mnie martwić. W głębi siebie jednak czułam się lepiej gdy kilka razy dziennie upewniał się, że czuję się dobrze i często spędzał ze mną całe wieczory.
Wzięłam się w garść; po dwóch dniach zaczęłam wychodzić z domu, spotkałam się z Patrycją i zgłosiłam się do lokalu, który proponował mi nową pracę. Już następnego dnia przyszłam na przeszkolenie, które zaliczyłam bardzo dobrze. Lokal był o wiele większy i piękniejszy niż Amigo, ale nie chciałam pokazywać swojej słabości i bez problemu sama opanowałam całą salę.
- Właśnie tego się po pani spodziewaliśmy. - usłyszałam na koniec od szefa lokalu. Byłm pewna, że robię to, co powinnam.
Jak radziłam sobie z emocjami i wspomnieniami? Cóż, będąc przy Andrzeju starałam się mówić tylko i wyłącznie o tym, co trwa teraz; wiedziałam, że musi on wrócić do treningów i jeszcze cięższej pracy, a moje powroty do przeszłości mu w tym nie pomogą. Kiedy jednak zostawałam sama, często rozmyślałam o tym, co przeżyłam, ile w tym wszystkim jest prawdy, a ile zostało mi wmówione.
Co dziwne, miałam wrażenie, że wracają do mnie wspomnienia, których nie wywoływałam. Przykładowo, w czasie pobytu w Bełchatowie nie wiedziałam nic o żadnym psie; któregoś dnia po przebudzeniu zaczęłam się zastanawiać gdzie on tak właściwie się teraz znajduje... Nie miałam odwagi pytać o to Wrony, lecz podobne sny-wspomnienia zdarzały się częściej.
Nie udawałam szczęścia. Tak naprawdę byłam obojętnie nastawiona do większości spraw, które mnie dotyczyły. Wciąż przecież nie wiedziałam do końca jak powinnam się zachowywać, skoro postanowiłam już wrócić do dawnego życia.
Ciężka sytuacja, prawda? Zdawałam sobie z tego sprawę. Dlaczego zatem nie miałam zamiaru zaprzestać? Być może upartość nigdy mnie nie opuściła.


Skończyłam pracę o 17, zimą podobno nigdy w Ambrozji nie było wielkiego ruchu, zwłaszcza w tygodniu. Owinęłam szyję grubym szalem i wyszłam z lokalu, uprzednio żegnając się ze współpracownikami.
Zahaczyłam o spożywczak, w którym kupiłam podstawowe produkty, których zabrakło w domu, po czym ruszyłam właśnie do niego. Droga nie zajęła mi dużo czasu; miałam o wiele bliżej niż z poprzedniego lokalu. Po mniej więcej dwudziestu minutach wdrapałam się na schodki, po czym położyłam zakupy i rozpoczęłam poszukiwania kluczy od drzwi. Kiedy brałam się za przetrząsanie kieszeni, drzwi otworzyły się same, a w nich stanął siatkarz.
- Och, cześć. - powiedziałam wyjmując ręce z kieszeni i biorąc torby z zakupami, które po chwili zabrał z moich rąk, uśmiechnął się i wszedł do mieszkania bez słowa. Zdjęłam buty i płaszcz, po czym poszłam do kuchni. Woda w czajniku już od pewnego czasu była gotowana. - Wróciliście wcześniej niż zapowiadałeś
- Tak, wczoraj szybko wygraliśmy, więc mogliśmy szybciej wyjechać. - mówił Wrona wkładając karton mleka do lodówki, po czym spojrzał na mnie. - Dałaś sobie radę?
- Skoro stoję tu w całości, na to wygląda. - oparłam się o ścianę i odwzajemniłam posłany mi uśmiech. - Oglądałam mecz, gratuluję MVP.
- Dziękuję. - zamknął szafkę, chowając ostatni kupiony artykuł, jakim była puszka z herbatą. - Chodźmy do salonu.
Zalałam dwa kubki, a kuchnię wypełnił zapach kawy. Wrona zabrał je ze sobą do sąsiedniego pomieszczenia. Będąc blisko sofy, padłam na nią i na moment zasłoniłam oczy przedramieniem.
- Zmęczona?
- No cóż, nogi odmawiają mi dziś posłuszeństwa. - zaśmiałam się cicho i spojrzałam na pokój. Andrzej wpatrywał się we mnie ze spokojem wypisanym na twarzy; udało się, nie zamartwiał się o mnie. - Jak minęła podróż?
- Nic przyjemnego, naprawdę. - powiedział, ale najwyraźniej nie miał zamiaru rozwijać tego wątku. - A co u ciebie? W Ambrozji wciąż mały ruch? - kiwnęłam twierdząco głową. - Rozmawiałem z Dawidem, dopytywał o ciebie.
Wystarczyło kilka słów, aby w mojej głowie zakotłowało się od pytań.
- To... to miłe. - powiedziałam cicho.
- Coś nie tak?
- Nie, ja...
- Anastazjo. - Andrzej spojrzał ma mnie wnikliwie, nie miałam już innego wyjścia niż opowieść o tym, co mnie gnębi.
- Przez ten czas... dużo myślałam, w mojej głowie powstało wiele pytań, które...
- Chcesz mi zadać? Nie krępuj się. - usiadł niego wygodniej obok mnie. 
- Możesz opowiedzieć mi trochę więcej o początku naszej znajomości?
- Obawiałem się czegoś o wiele gorszego. - odetchnął głęboko. - Poznaliśmy się wiosną, byłem wtedy u Dawida; ja, początkujący gracz, który przyszedł do drużyny w trakcie sezonu chciał załapać kontakt z ludźmi. Takim oto sposobem siedziałem u was w domu kiedy do niego weszłaś. - Z zamkniętymi oczyma próbowałam sobie wyobrażać całą akcję. - Pamiętam, ze miałaś na sobie wytarte jeansy, dużą granatową bluzę i niezadowolenie wypisane na twarzy. Dawid przedstawił cię jako swoją kuzynkę, wymieniłaś z niektórymi kilka słów, po czym wzięłaś whisky i poszłaś do siebie. Towarzystwo było już nieco wesołe, ale Konarski wytłumaczył mi, że jeszcze nigdy w życiu nie rozmawiałaś z nimi, zawsze omijałaś ich szerokim łukiem. Nie wiem dlaczego, ale chyba to mnie najbardziej w tobie zaciekawiło. - upił nieco z białego kubka i kontynuował: - Potem odszedłem pod jakąś przykrywką i poszedłem do ciebie. Z tego co pamiętam zapytałem cię gdzie jest łazienka, oczywiście próbując w jakikolwiek sposób złapać z tobą kontakt. Od tego momentu zaczęła się nasza znajomość.
Spokojnie zakończył swoją wypowiedź, na którą nie miałam żadnej odpowiedzi. Zapytał mnie wtedy o drogę do kuchni, nie łazienki. Milczeliśmy dłuższą chwilę, po czym znów odezwał się:
- Dlaczego właściwie o to pytasz?
Zawahałam się; czy na pewno był w stanie uwierzyć mi we wszystko co powiem?
- Od pewnego czasu... Mam wrażenie, że wracają do mnie wspomnienia, o których nikt wcześniej mi nie opowiadał. Nie wiem dokładnie dlaczego tak się dzieje, ale...
- Przestałaś brać leki? - wtrącił.
- Tak, podejrzewam, że to właśnie dlatego; ostatni raz brałam przed wyjazdem, będąc już w domu wyrzuciłam wszystkie zapasy tabletek jakie miałam.
- Naprawdę? Nic o tym nie wspominałaś. - powiedział zdziwiony, lecz szybko dodał: - To... To świetnie, bardzo się cieszę.
- Nie to jest teraz najważniejsze. - nie dałam się zwieść. - Czy to jest możliwe, żeby... No wiesz, leki działały na zasadzie muru, który został teraz zburzony i wszystko, co rzekomo zapomniałam, wraca?
Zamyślił się na chwilę i odpowiedział:
- Myślę, że tak, nie widzę innej możliwości. - pokiwałam głową ze zrozumieniem i utkwiłam wzrok w czarnym napoju. Musiał uznać to za zły znak, bo najwyraźniej zaniepokoił się tą reakcją. - Spokojnie, wieczorem mogę sprawdzić na jakiej zasadzie działa ten lek.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko. - Nie mówmy już o mnie, coś ciekawego było w czasie wyjazdu?
Upił łyk kawy i z uśmiechem zaczął opowiadać. Wpatrywałam się w niego, próbując zrozumieć sens słów płynących z jego ust, za razem chłonąc ich wygląd i ruch.
Kilkudniowa rozłąka nie zdarzyła się po raz pierwszy. Pierwszy raz jednak tak naprawdę za nim zatęskniłam. Nie było to, tak jak wcześniej, spowodowane potrzebą ochrony; teraz wierzyłam w swoje siły, a na jego wygląd nie poczułam ulgi tylko najprawdziwszą radość.
Patrzyłam na niego, słuchając o tym, co działo się podczas meczu. Kiedy Wrona był w domu, nie znajdowało się w nim miejsca na smutek ani czasu na zbyt wiele rozmyślań.
Był On. To wystarczy.


-...i wtedy mała zrobiła taką minę, że biedny Jochen nie wiedział co zrobić. - opowiadałam, śmiejąc się mimowolnie. Kolejny wieczór z rzędu spędzaliśmy razem w domu, tym razem zaprosiliśmy Karola z Olą. Siedzieliśmy razem od jakiegoś czasu przy butelce wina i piwie pitym przez chłopaków.
- Konar zapewne prawie leżał ze śmiechu? - wtrącił Kłos.
- Żebyś wiedział! Opowiadając mi to też nie powstrzymywał się od dokładnych opisów jego twarzy.
- Potwierdzam, byłem przy tej rozmowie. - Andrzej pokiwał głową, a mnie zrobiło się cieplej na sercu. Szybko jednak zganiłam się za to, nie chcąc dać po sobie znać, że liczyłam na jego reakcję.
Po kilki godzinach mogłam spokojnie przyznać, że para przypadła mi do gustu; bez trudu znajdowaliśmy wspólne tematy, czego nie mogłam powiedzieć na naszym ostatnim spotkaniu. Od tego czasu wszystko obróciło się o 180 stopni.
Gdy Ola była w trakcie opowieści o studiach, telefon Andrzeja zaczął dawać o sobie wyraźne znaki. Przeprosił i wyszedł, a blondynka kontynuowała.Tak, zdecydowanie mogłybyśmy być przyjaciółkami...
- To Kamil, ten z Bydgoszczy. - wyjaśnił, blokując ekran. - Szykuje nam się wizytacja, chętnie was z nimi zapoznam!
- Z nimi? - zdziwiłam się.
- No tak, przyjadą całą grupą, która była wtedy na meczu. - powiedział patrząc na mnie. Nastała chwila niezręcznej ciszy.
- Nowych znajomości nigdy za wiele! - Karol potarł teatralnie dłonie, a Ola wywróciła oczyma.
Spojrzałam na nich subiektywnym okiem; pasowali do siebie wręcz idealnie. Zachowywali się jak starzy znajomi, ale kiedy na siebie patrzyli, w ich oczach znajdowały się emocje, które mogliby ubrać w setki słów. Zarówno ja, jak i oni wiedzieliśmy, że nie potrzebowali tego.
Wrona usiadł obok mnie, lecz częściej niż wcześniej czułam na sobie jego spojrzenia. Po około pół godziny nie wytrzymałam i, gdy goście byli zajęci przekazywaniem "ważnych informacji" przez telefon, dyskretnie odwróciłam się w jego stronę.
- Coś się stało? - zapytałam cicho, a on zmarszczył brwi.
- Nie, dlaczego coś miałoby się stać?
- Odniosłam wrażenie, że patrzysz na mnie... No cóż, dziwnie.
Uśmiechnął się na dźwięk tych słów.
- Lubię na ciebie patrzeć, zwłaszcza teraz. Wyglądasz... cudownie gdy uśmiechasz się tak szeroko i...
- Andrzej, może odstaw już to piwo. - próbowałam żartobliwie odebrać mu pokal ze złotym napojem, ale on tylko przytrzymał moje palce swoimi. Chwilę patrzyłam na to co robi, po czym zabrałam je biorąc to wszystko jako żart, a przynajmniej sama tak sobie to tłumacząc.
Po chwili musieliśmy pożegnać gości, którzy zmierzali prosto do mieszkania Karola, gdzie czekała go rozmowa wychowawcza z młodszym bratem. Zostawienie nastolatka w niedzielnie popołudnie samego w domu nie zawsze daje dobre rezultaty.
Gdy drzwi za nimi się zamknęły, Wrona wrócił do salonu. Byłam w trakcie przeglądania programów kiedy poczułam ciężar przyklejający się do mojego prawego boku. Okazało się, że to głowa siatkarza. Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem, a on odpowiedział mi tylko szerokim uśmiechem.
Znalazłam program, który nie wytrąciłby mnie z równowagi i próbowałam się na nim skupić, gdy moja dłoń została zagarnięta przez niego i uważnie analizowana. Po kilku minutach wywróciłam oczyma i zaczęłam pierwszą rozmowę od wyjścia Kłosa:
- Słuchaj, jeśli czujesz się już... źle, nie wiem jakie są twoje granice, proponuję położyć się w swoim łóżku, godzina jest dość wczesna, więc...
- Nie chcę spać, czuję się dobrze. - odchylił głowę by na mnie spojrzeć.
- Przecież nie zachowujesz się tak na co dzień. - trwałam uparcie przy swoim, a wtedy wyprostował się i usiadł obok.
- Nel, nie jestem pijany. - spoważniał.
- Ale... W takim razie dlaczego patrzysz na moją rękę jakby była czymś niespotykanym na tej planecie?
- Wiesz, widziałem w tobie tę radość... A może spróbujmy dziś do końca dnia odpocząć, być tak naprawdę szczęśliwymi?
Zszokowana zareagowałam dopiero po dłuższej chwili.
- Właściwie... Dlaczego nie. - uśmiechnęłam się. Nie miał chyba zamiaru znów się położyć, więc wykorzystałam to i oparłam głowę o jego ramię. Zamknęłam oczy i poczułam woń jego pefum.
Jego ramię otoczyło mnie szczelnie i jeszcze mocniej przycisnęło do siebie.
Skupienie w trakcie programu odeszło w niepamięć; zamiast tego moje myśli powróciły do przeszłości...
Przed oczyma znów pojawił się Olek, jego wizerunek za sklepową ladą (swoją drogą, o jego pracy też nic nie wiedziałam) i szaleńczy uśmiech...
- Nie zamartwiaj się. - usłyszałam po chwili. - Dziś bądźmy szczęśliwi.
- Masz rację. - powiedziałam cicho.
Nie musimy nigdzie wychodzić, nie musimy o niczym myśleć - poudawajmy, że obecność drugiej osoby potrafi tak do końca życia nam wystarczyć.
Wtuliłam się w jego bluzę, uciekając od wszystkiego, co złe.
Ileż bym dała, żebyś nie musiał niczego udawać...



------------------------------------------------------------------
Przepraszam, naprawdę...

niedziela, 15 listopada 2015

#18 Ten chłód jest nie do opisania.




Jak wiele razy zdarzało Ci się być w sytuacji, mającej dwa różne wyjścia, które w konsekwencji miały zarówno plusy, jak i minusy? Założę się, że nie potrafisz tego zliczyć. Na dodatek, pamiętasz tylko te ważniejsze, których niekiedy żałujesz. To ludzkie, człowiek popełnia przecież błędy, choć stara się ich unikać za wszelką cenę. Jak zatem sprawić, by nie wypominać sobie tego, co się robi? Czy pozostawienie przeszłości jest dobrym wyjściem? Lub, co ważniejsze, realnym?
Człowiek momentami chce zapomnieć o tym, co tak naprawdę w nim drzemie; za wszelką cenę uśpić koszmary, które go nawiedzają. Kiedy jednak już wydostaną się spod owej bariery, nie potrafisz nad nimi zapanować. W moim przypadku, z odsieczą przybył Wrona, starając się mnie z tego wszystkiego wyciągnąć. Choć trwało to dopiero kilka dni, widziałam jego zmęczenie całą sytuacją.
Kiedy zaczęłam już powoli przyzwyczajać się do myśli, że moje całe dotychczasowe życie było jedynie abstrakcją, pojawił się kolejny dylemat. Własne myśli momentami pochłaniały mnie w całości, by po pewnym czasie ustąpić. Miałam możliwość powrotu do wspomnień, które mnie niszczyły lub próbę odtworzenia na ich podstawie starego życia. Druga opcja wymagała ode mnie wiele, lecz nie chciałam jej definitywnie odrzucać.
Po długich przemyśleniach doszłam do wniosku, że muszę walczyć. Skoro Andrzej zrobił dla mnie tak wiele, nie mogłam zaprzepaścić jego czynów, nie po odkryciu prawdy o naszej znajomości…
Następnego dnia udało mi się przekonać siatkarza, by zostawił mnie samą w domu. Waliński potrzebował odpoczynku przez meczem, a wizja spotkania się z wspólnymi znajomymi, którzy w tym momencie byli dla mnie zupełnie obcy, niezbyt przypadła mi do gustu. Zrozumiał to, choć kazał co pół godziny dawać znak sms-em, że wszystko jest w porządku.


W międzyczasie  zdążyłam jeszcze kilka razy przeczytać artykuł o Olku i starannie przejrzeć wszystkie kąty salonu, które przyczyniły się do powrotu wspomnień. Kilka z nich rzeczywiście znów pojawiły się w mojej głowie, co było dla mnie niemałą uciechą; nocą nawiedzały mnie wizje z dalekiej przeszłości. Gdy się obudziłam, pamiętałam o wiele więcej niż przed położeniem się spać, lecz o dziwo, nie przytłaczało mnie to aż tak, jak poprzedniego dnia. Dzieciństwo, pierwsze lata w domu Konarskich, rozpoczęcie studiów… Mimo, że dawniej narzekałam na te momenty, teraz wydawały mi się jednymi z najlepszych w ciągu mojego życia. Wszystkie te dobre aspekty motywowały mnie do poznania całej prawdy.
W ciągu dnia starałam się jak najrzadziej prosić o cokolwiek Andrzeja, wiedząc jaki jest nerwowy przed meczami, choć próbował to ukryć.
Kiedy wrócił z porannego treningu, siedziałam właśnie w salonie, przeglądając zdjęcia ze ślubu. Swoją drogą, teraz wiedziałam dlaczego Bronkiewicz zadbał o to, bym zapomniała o tym wydarzeniu. Na prawie każdym zdjęciu, na którym się znajdowałam, był też Wrona. Wyglądałam wtedy na naprawdę szczęśliwą, zwłaszcza podczas tańca lub po prostu rozmowy przy stole.
Początkowo czułam się dziwnie ze świadomością, że on wiedział o tym wszystkim od początku i musiał przy mnie udawać niedoinformowanego. Z czasem jednak doszłam do wniosku, że odegrał swoją rolę niesamowicie i nie muszę się tym martwić. Zastanawiałam się jedynie, czy pomimo upływu czasu wciąż tliła się w nim choćby część uczucia...
Wszedłszy do salonu, uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Widzę, że nie przestajesz szukać? - rzucił na ziemię torbę i podszedł bliżej. - Wesele? Muszę przyznać, że Konar znalazł świetny lokal, dobrze go wspominam.
- Wywnioskowałam po zdjęciach, że było całkiem przyjemnie. - odezwałam się, a on przytaknął.
- Nawet bardzo, z początku nie potrafiłaś się odnaleźć w wesołej atmosferze, ale z czasem udało mi się doprowadzić cię do porządku, co zapewne także zobaczyłaś przy oglądaniu zdjęć. - zaśmiał się, a ja nieco skrzywiłam.
- To musiało być męczące, cały czas martwić się o mnie i...
- Żartujesz, prawda? - zszokowana spojrzałam na jego wesołą twarz. - Czułem się wyjątkowo ze świadomością, że ufasz mi na tyle, żeby pozwolić mi być przy sobie cały czas mimo lęku, który odczuwałaś w stosunku do ludzi.
Początkowo nie docierało do mnie co powiedział, a kiedy już to nastąpiło, poczułam napływające na policzki gorąco; wtedy też spanikowana zaczęłam szukać innego tematu rozmowy, który nie dotyczyłby mojego zaufania do niego.
- Czyli... aż tak bałam się ludzi?
- Z czasem radziłaś sobie coraz lepiej, ale aż do dnia, w którym trafiłaś do szpitala zachowywałaś dystans do prawie wszystkich. Wtedy straciłem dostęp do informacji i nie widziałem co się z tobą działo. 
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. On w tym czasie zniknął na chwilę w "swoim" pokoju, a gdy wrócił, usiadł obok mnie. Wstrzymałam na moment oddech, sama nie wiedząc co się ze mną dzieje. Odwróciłam wzrok, uciekając od jego szarych oczu.
- Na pewno wszystko gra? - zapytał zdezorientowany moim zachowaniem.
- Tak, wszystko. - uniosłam jeden kącik ust w górę; karcąc się w duchu, przybrałam bardziej obojętny ton. - Jak było na treningu?
- W porządku, jestem w wyjściowej szóstce, ale nie czuję się dziś na siłach, chyba będę zdjęty po kilku akcjach. - przejechał dłonią po karku. - Nie spałem dziś na wiele, może to dlatego.
- Może powinieneś odpocząć przed meczem?
- Miałem niedawno przygodę związaną ze odpoczywaniem przed meczem, nie chciałbym znów spóźnić się na odprawę.
- Obudzę cię o której tylko mi powiesz.
Po krótkim przeliczeniu ile czasu mu pozostało zgodził się, lecz będąc w progu obrócił się i zwrócił do mnie:
- A właśnie, wybierasz się ze mną na mecz, prawda? -  Zawahałam się, ale ostatecznie przytaknęłam skinięciem głowy. Jeśli chciałam jak najszybciej wrócić do normalności, musiałam wykorzystać tę okazję. - Cieszę się, Marcin załatwił Ci jedne z lepszych miejsc.
Dopiero teraz zobaczyłam leżący na stole bilet.
Nie byłam do końca przekonana czy postępuję dobrze, ale na rezygnację było już za późno. Mimo stanu w którym byłam, nie potrafiłam nie dotrzymać danego komuś słowa.



Cichy odgłos silnika mieszał się z muzyką lecącą z radia. Powoli dojeżdżalismy pod Łuczniczkę, a na telefonie Wrony wciąż widniał numer dobijającego się do niego trenera.
- Chyba więcej nie pozwoli mi na własny dojazd na mecze. - zaśmiał się, odłożywszy po raz trzeci aparat. - Gdyby był na moim miejscu, tez by tak postąpił. Każdy chciałby wrócić do swojego mieszkania, powspominać dobre czasy, odwiedzić starych znajomych... 
...i mieć na karku niepotrafiącą się sobą zająć psychopatką, dodałam w duchu.
Kiedy wyszliśmy już z auta, dostałam wskazówki którędy wejść do budynku i gdzie na niego czekać po zakończeniu meczu.
Niepewnym krokiem zmierzyłam tam, gdzie mi nakazał. Po sprawdzeniu biletu weszłam wgłąb budynku, a potem na halę. Trybuny powoli zapełniały się barwami obu drużyn, a w eterze można było odczuć zbliżające się emocje. Zajęłam swoje miejsce, które znajdowało się niedaleko boiska, lecz miałam na nie bardzo dobry widok. Rzeczywiście, patrząc na ludzi prężących szyje, trafiłam na bardzo dobre ulokowanie.
Przez następną godzinę bacznie obserwowałam ludzi, siatkarzy i słuchałam słów spikera. 
Spotkanie się rozpoczęło, a kilka miejsc obok mojego wciąż było pustych. Miałam wrażenie, że kilka par oczu prosto z boiska trafiało na mnie, lecz poza uśmiechem do Wrony i Walińskiego, nie zareagowałam w żaden inny sposób. 
Bydgoska publiczność z radością przywitała Wronę i Antigę ponownie na swoim terenie, za co obaj okazali wielką wdzięczność. Kilka razy w czasie serwów Andrzeja usłyszałam skandowanie jego imienia.
Obserwowałam zmagania na boisku,  gorąco dopingowane przez kibiców obu, sama nie odczuwając żadnych emocji. W trakcie pierwszej przerwy technicznej usłyszałam opadanie  na krzesełko obok, a zaraz po tym głos:
- Już myślałam, że nie zdążymy na tego seta. - westchnęła blondynka siadając obok. Tuż za nią spostrzegłam jeszcze czworo ludzi,  trzech mężczyzn i dziewczynę, którzy także zajęli wolne miejsca.
Jasnowłosa wyglądała młodo mimo rzucającego się w oczy makijażu na twarzy.
Patrzyłam przez chwilę jak poprawia blond fale na bordowym swetrze, a gdy pauza się zakończyła, zaczęłam śledzić dalszy bieg meczu, nie zwracając już na nich uwagi. Bełchatowianie przejęli znaczną przewagę, przy drugiej przerwie prowadząc pięcioma punktami.
- Za kim jesteś? - odezwała się kobieta.
- Właściwie... Za nikim. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i po krótkiej wewnętrznej walce, zdecydowałam się na prowadzenie dalszej rozmowy. - A ty?
- Ciężko mi wybrać. Niby mieszkając w Bydgoszczy powinnam być za tutejszymi, ale nie mogę być przeciwko Andrzejowi. - spojrzałam zdziwiona na kobietę, a ona na mnie. - No tak, zapomniałam nawet się przedstawić! Jestem Natalia, a ty zapewne Nel?
- Tak, zgadza się. - odpowiedziałam, a ona przedstawiła mnie swoim towarzyszom jako "ta" znajoma Wrony. - Andrzej opowiadał nam, że przyjechał z tobą do Bydgoszczy, ale nie było okazji, żeby się wspólnie spotkać. Jesteśmy jego starymi znajomymi, to dziwne, że nie poznaliśmy się wcześniej!
Słuchałam jej, zastanawiając się nad tym samym. Postanowiłam zapytać o to Andrzeja po meczu.
Punkty Bełchatowian zaczęły się zwiększać i zapowiadały koniec seta. Gdy środkowy schodził z boiska zmieniając się z libero, spojrzał w naszym kierunku z powagą wypisaną na twarzy; nie wiedziałam z jakiego powodu tak nagle zmienił mimikę. Gwizdy ludzi nagle stały się głośniejsze, głos speakera odległy, a ja czułam się jak w zupełnie nieznanym miejscu.
- Wszystko w porządku? - odezwał się jeden z mężczyzn siedzących obok Natalii.
Pokiwałam szybko głową, ale wstałam ze swojego miejsca i zaczęłam w panice szukać wyjścia z ogromnego pomieszczenia, z którego wręcz uciekłam, nie mogąc zrozumieć co się ze mną dzieje.



Widząc Ją wybiegająca w stronę wyjścia, poczułem jak wzbudza się we mnie okropny ból w klatce. Zacząłem zbliżać się ku bandom, przy których zaczęło gromadzić się małe zbiorowisko.
- Oszalałeś?! - Kłos, który chwilę wcześniej stał w kwadracie dla rezerwowych, zablokował mi drogę swoim ramieniem.
- Muszę się dowiedzieć co jej się stało. - oznajmiłem stanowczo, a on pokręcił głową. - No, przepuść mnie.
- Radziłbym ci się opanować, Falasca już i tak jest na ciebie wściekły.
- Ona sobie nie poradzi! - spojrzałem na przyjaciela z furią, a ten jedynie skierował mnie powoli ku reszcie drużyny.
- Oczywiście, że poradzi. - wziąłem głęboki oddech, żeby nie wybuchnąć gniewem. - Zaufaj jej; jak inaczej wróci do normalnego życia? Będziesz za nią chodził pytając czy aby nie ma napadu lęku?
- Dobrze wiesz, że to nie tak. - wyjaśniłem Karolowi całą sytuacje jedynie powierzchownie, w trakcie rozgrzewki.
- Andrzej, wyluzuj, masz jeszcze co najmniej dwa sety przed sobą, a ona potrzebuje świadomości, że nie będziesz przy niej cały czas.
Nie odpowiedziałem, choć po części zdawałem sobie sprawę, że Karol ma rację.
Przez całą przerwę czekałem aż jej sylwetka ukaże się w wejściu, lecz nastąpiło to dopiero na sam jej koniec, gdy wyszliśmy już na boisko. Dopiero wtedy byłem nieco bardziej spokojny.
Dwa sety przebiegły po naszej myśli, zdobyliśmy trzy punkty, ale ciężko było mi się pogodzić z myślą, że żegnam Łuczniczkę na kolejnych parę miesięcy. Kiedy już byliśmy wolni, wyszedłem z powrotem na halę, gdzie zobaczyłem siedem znajomych osób, spośród których sześć klaskało w dłonie. Podszedłem bliżej, nie mogąc przestać się uśmiechać.
Przywitałem się z nimi jak zawsze i od razu podszedłem do Nel, która jako jedyna siedziała na swoim stałym miejscu.
- Co się stało w końcówce pierwszego seta? - zapytałem, ale chyba nieco zbyt pretensjonalnym tonem. Zmarszczyła brwi i jedynie pokręciła lekko głową. - Ktoś ci coś zrobił?
- Nie, po prostu źle się poczułam, nic więcej. - odpowiedziała, choć wiedziałem, że to nieprawda. Spuściła wzrok i uśmiechnęła się kwaśno. - Dobrze grałeś. Porozmawiaj z przyjaciółmi, poczekam.
- Chodź ze mną. - wyciągnąłem do jej dłoń, na której po chwili wahania położyła swoją, lecz gdy wstała od razu ją puściła.
- To jest... - zacząłem, ale Hubert przerwał mi, przy okazji wywracając wcześniej oczami.
- Poznaliśmy się, nie przemęczaj swojego aparatu mowy, na boisku już i tak go nadwyrężałeś. - zaśmiałem się słysząc jego narzekanie.
- Przepraszam za to, że okazaliśmy się dzisiaj lepsi! - reszta zareagowała tak samo. - Następnym razem powiem Skrze, żebyśmy przegrali rewanż, bo mój kumpel jest za Transferem.
- Spróbujcie tylko wygrać! - zagroził mi palcem, ale sam nie mógł powstrzymać śmiechu.
Przypomniałem sobie czas, który spędzaliśmy wspólnie jeszcze nie tak dawno temu. Znaliśmy się od roku, ale to z nimi spędzałem czas gdy chciałem uciec od wszystkiego, co mnie przytłaczało przez dobrych kilka miesięcy.
Tak właściwie, mieszkając w Bełchatowie nie widywałem się zbyt często ze znajomymi, cały czas starając się uchronić ją przed powrotem złych wspomnień.
W (chwilami aż za bardzo) wesołej atmosferze spędziliśmy na rozmowach mniej więcej pół godziny. Zorientowałem się, że według wcześniejszych planowań powinniśmy już być drodze, więc pożegnałem się z każdym z nich.
- Nie zapomnij o nas, wielkoludzie! - mówiła Natalia, gdy żegnała się ze mną; poczułem wyrzuty sumienia, że odezwałem się do nich dopiero będąc w Bydgoszczy.
Na odchodne usłyszałem jeszcze wykrzyknięte "zdrajca", a potem szczery śmiech Huberta.
- Nie rozumiem dlaczego tak rzadko tutaj bywam. - powiedziałem, gdy zamykałem drzwi samochodu za Nel. - Zapomniałem jak dobrze się czuję w dawnym mieszkaniu, ze starymi znajomymi...
- Zawsze możesz znaleźć jeden dzień wolnego i odwiedzić Bydgoszcz. - odrzekła zapinając pas bezpieczeństwa.
- Właściwie masz rację, przyjedziemy tu niedługo, co ty na to?
Uśmiechnęła się półgębkiem; uznałem to za oznakę zmęczenia. Podjechaliśmy pod mieszkanie, gdzie ostatni raz weszliśmy do mieszkania. Rozejrzałem się po każdym z pomieszczeń, a w sypialni zastałem Ją siedzącą na łóżku i patrzącą na swoje stopy. Kiedy usłyszała moje kroki, odwróciła się gwałtownie, po czym spojrzała na mnie niepewnie.
- Widzę, że potrzebujesz odpoczynku. Na pewno chcesz dzisiaj wracać? - zapytała, a ja machnąłem ręką.
- Już nieraz wracałem po meczu od razu do domu, spokojnie. Gdybym poczuł się źle, po prostu się zatrzymamy.
- W porządku. - pokiwała głową ze zrozumieniem, po czym wzięła swoją niewielką torbę i postawiła ją w przedpokoju. - Jestem już gotowa.
- W takim razie chodźmy! - uśmiechnąłem się, a gdy Ona wyszła już na korytarz, wbiegłem jeszcze do salonu, gdzie znalazłem ramkę z Jej zdjęcie i wrzuciłem je do bagażu. Nie musiała o tym wiedzieć, a ja czułem się z nim bezpieczniej.
- Chcesz gdzieś jeszcze dziś pojechać? To ostatnia okazja! - próbowałem głosem naśladować często wydzwaniającego do mnie konsultanta, na którego nierzadziej przy Niej narzekałem. Uśmiechnęła się szeroko.
- Nie, na teraz starczy mi wszystkiego, wracajmy do Bełchatowa. - powiedziała, więc odpaliłem silnik i ruszyłem.
W czasie całej drogi odezwała się zaledwie kilka razy, często uporczywie wpatrywała się w obraz za oknem i zmieniała stacje radiowe.
Spoglądałem na Nią kątem oka; coś widocznie Ją męczyło, nie dawało spokoju, ale każdą próbę rozmowy o owym problemie odrzucała, tłumacząc się złym samopoczuciem.
Wiedziałem jednak, że było zupełnie inaczej; świadomie uciekała spojrzeniem, abym nic nie wyczytał z Jej oczu.
Cały czas nie mogłem jednak przestać myśleć o tym, co tak naprawdę się w nich kryło
Potrzebowałem wiele czasu, by tak naprawdę wszystko zrozumieć...



---------------------------------------
hejcia!
Przepraszam za to u góry, nawet tego nie sprawdzam, nie chcę się załamać :(

Motywujcie mnie, proszę! :)

Wydarzenia z ostatniego piątku jeszcze do końca do mnie nie docierają...

Trzymajcie się!
rołzi :)

sobota, 24 października 2015

#17 Czy czujesz to co ja?




- Jak to wszystko przyjęła? Tak jak poprzednim razem?
- Nie do końca. Podejrzewam, że to wszystko jeszcze do końca do niej  nie dotarło. - powiedziałem, zgodnie z moimi przypuszczeniami. Konarski nie odpowiedział od razu.
- Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. - w jego głosie wyczułem niespotykaną dawno bezsilność. - No trudno, musimy sobie jakoś z tym poradzić, odkręcić tę całą sytuację...
- Odkręcić? - zdziwiłem się. - Jak niby chcesz to zrobić, skoro wszystkie wspomnienia wracają do niej z taką szybkością, że aż boi się zasnąć?
Westchnął głośno, a ja przetarłem oczy. Nie zmrużyłem oka ani na chwilę, całą noc czuwając nad jej snem. Nie mogłem zasnąć ze świadomością, że nie pomógłbym jej na czas.
- Stary, naprawdę jestem w rozsypce, chciałbym ci odpowiedzieć na pytanie co robić, ale sam nie znam odpowiedzi. 
- Zgadzasz się na szybsze przywrócenie wspomnień? - owijanie w bawełnę nigdy mi się nie udawało, teraz nie było to wyjątkiem. - Chcę opowiadać jej o tym, co się działo w jej życiu, nie okłamywać w żadnej kwestii.
- Nawet odnośnie Olka?
- O nim wie już od wczoraj, nie miałem wyboru, pytała o powód depresji.
- Rozumiem. - zamyślił się. - W takim razie to chyba jedyne rozwiazanie, aby do końca nie zwariowała.
- Odwiedzisz ją? - zapytałem nieco ciszej, słysząc odgłosy wychodzące z mojej sypialni.
- Pewnie, nie widzę innej opcji, ale jeszcze nie wiem kiedy dokładnie będę miał dłużej wolne, sam dobrze wiesz, Plusliga nie ma przerwy.
- Tak, ale... ona cię potrzebuje.
- Nie tak bardzo jak ciebie. - westchnąłem na te słowa. Spodziewałem się wykrętów. - Jutro wylatujemy z Warszawy do Paryża, jak wrócimy, wytłumaczę jej parę spraw.
- Obawiam się, że może być już za późno. - mruknąłem, ale dobrze wiedziałem, że nie uda mi się zmienić sytuacji. - W takim razie będę próbował przywrócić ją do... normalności.
- To może śmieszne, ale po tym całym praniu mózgu... Wydawała się taka szczęśliwa, pełna życia... Jak dawniej przy tobie.
- Ale nie była sobą, tylko kimś wykreowanym przez tego psychiatrę. Nie chcę, żeby znów taka była, wolę prawdziwą Nel, chamską, kapryśną, ale za razem delikatną. Taką, która dla mnie wielką zagadką i...
- W takim razie zrób co tylko możesz, żeby wróciła. - powiedział. - Muszę kończyć, podjechałem pod halę. Daj mi później znać jak się czuje.
- Jasne.
- Dzięki, że jesteś przy niej, jestem twoim dłużnikiem.
- Przecież robię tylko to, co powinienem. - wzruszyłem ramionami.
- Nie, robisz o wiele więcej. - odrzekł. - Trzymaj się.
Usłyszałem odgłos zakończonego połączenia. Odłożyłem telefon na stół i w łazience opłukałem twarz zimną wodą. Próbowałem wziąć się w garść, dodać sobie potrzebnej dziś odwagi.
Gdy wyszedłem, wciąż była w pokoju. Zbliżała się dziewiąta, nie uwierzyłbym, że jeszcze śpi.
Starając się nie narobić hałasu, otworzyłem drzwi sypialni. W półmroku dostrzegłem jej postać; siedziała na łóżku z podkulonymi nogami, wpatrując się przed siebie.
- Przeszkadzam? - zapytałem, a ona pokręciła głową, nawet nie mnie nie patrząc. - Jak się czujesz? - wzruszyła ramionami, a mnie ścisnęło w piersi na widok jej zastygniętej twarzy. - Słuchaj, rozumiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale...
- Wiesz, że nie czuję się dobrze. - spojrzała na mnie, siadając na skraju łóżka. Nie była najwidoczniej chętna do rozmów.
- Masz rację, wiem. - odpowiedziałem, opierając się o futrynę. - Chodź do salonu, porozmawiamy.
- Czy musimy teraz?
- Chcę coś ci pokazać. - wyjaśniłem przyczynę, czym najwyraźniej ją przekonałem. Wstała, ale złapała się za głowę. Chwyciłem jej ramię. - Wszystko okej?
- Tak, tylko zakręciło mi się w głowie. - powiedziała, ale zaniepokoił mnie ta nagła słabość. Narzuciłem jej na ramiona swoją szarą bluzę i wyszedłem. Podążyła za mną.
Kiedy usiadła na kanapie podałem jej starą gazetę regionalną. Chwyciła ją w dłonie, ale spoglądała na mnie pytająco.
- W środku znajduje się artykuł odnośnie Olka. Zachowałem ją, żeby nigdy nie zapomnieć kto cię tak zranił.
Brukowiec był ze stycznia, na okładce znajdował się numer strony, który napisałem czarnym mazakiem. Otworzyła na niej i zaczęła czytać.
"HISTORIA MROŻĄCA KREW W ŻYŁACH NA PERYFERIACH BYDGOSZCZY.
Około godziny dwudziestej 4 lutego b.r. komisariat policji w Bydgoszczy otrzymał zawiadomienie o znalezieniu ciała Aleksandra R.  w jednym z domów na przedmieściach. Po przybyciu na miejsce, funkcjonariusze zaczęli badać przyczyny oraz czas śmierci mężczyzny. Znaleziono odciski palców oraz wiele dowodów na pojawienie się przy zmarłym w tym czasie Anastazji F., lecz po dalszej analizie i przesłuchaniach jako genezę zgonu uznano samobójstwo, co wykluczyło ją jako jedyną osobę podejrzaną o morderstwo. Sprawa została wyjaśniona drogą sądową trzy tygodnie później. Co stało się przyczyną zbrodni Aleksandra? Według zeznań, powoływał się na silne emocje dotyczące kobiety oraz niechęć do świata.
Coraz więcej młodych osób..."
dalsza część nie dotyczyła już owej sprawy, redakcja nawiązała do wzrastającej liczby śmierci młodych.
- Rzeczywiście coś do mnie czuł. - powiedziała, po czym zapytała: - Nie uczestniczyłam w żadnym wypadku drogowym, który wmawiał mi Bronkiewicz, prawda?
- Nie. - odpowiedziałem. - Twoje rany powstały właśnie czwartego lutego w domu Olka.
Zamknęła oczy.
- Właśnie to mi się dziś śniło, jego dom, jakieś ciemne pomieszczenie...
- Przykro mi, że musisz do tego wszystkiego wracać. - wyznałem po chwili, a ona uśmiechnęła się nikle.
- Wolę bolesną prawdę niż cukierkowe, wymyślone historie o moim zyciu.
Odwzajemniłem uśmiech; jej podejście do tej sprawy bardzo mi się spodobało. Byłem pewny, że dalsze historie przyjmie jak najpoważniej jak potrafi.
Udałem się do kuchni, gdzie zrobiłem nam herbaty i czym prędzej wróciłem do niej. Po raz kolejny przyglądała się zdjęciom na ścianie; zauważyłem, że dziś zachowuje się inaczej, jest lepiej przygotowana psychicznie, choć zapewne wie, jak ciężki będzie ten dzień.
Postawiłem kubki na stole i usiadłem, patrząc na jej zachowanie.
W pewnym momencie dostrzegła opuszczoną ramkę. Uniosła ją, a na widok zdjęcia, odwróciła się, podeszła i usiadła obok.
- Dlaczego masz moje zdjęcie? - ukazała mi szklaną stronę, na której widniał Jej wizerunek. Uśmiechała się szeroko, siedząc na fotelu ze szkicownkiem w rękach, ubrana w zimową ciemnozieloną sukienkę. Pamiętam, że długo namawiałem Ją, by dała się sfotografować. W późniejszym czasie uznałem to za dobry wybór; tylko w ten sposób mogłem patrzeć na Jej osobę, gdy zdecydowała się na leczenie.
Odłożyłem obrazek i spojrzałem na nią z powagą.
- Musisz wiedzieć, że tak naprawdę nie zniknąłem z twojego życia tak, jak mówił psychiatra. To prawda, byłem przy tobie prawie cały czas, od kiedy się poznaliśmy, ale od grudnia zeszłego roku byliśmy razem. Trwało to dopóki nie trafiłaś do szpitala, później o nas zapomniałaś. Nie mogłem opowiedzieć ci co nas łączyło, bo nie wiedziałem jaka byłaby twoja reakcja. Wyobraź sobie, że ktoś nagle wmawia ci, że coś was łączyło...
Na początku patrzyła na mnie zszokowana przez dłuższą chwilę, a potem jeszcze raz spojrzała na zdjęcie i uśmiechnęła się.
- To właśnie o tym miałam zapomnieć za wszelką cenę, teraz już wiem. - pokręciła głową. - Jak on mógł mi to zrobić?
- O kim mówisz? - zapytałem zdezorientowany.
- O Bronkiewiczu, do teraz nie mogę tego pojąć. Wymazał z mojej pamięci najważniejsze momenty życia. Ślub Konarskiego zapewne też spędziłam z tobą?
Przytaknąłem. Podejrzewałem już wcześniej, że tak to zaplanował.
- Dlatego nie pamiętam nic oprócz mszy, na której zapewne nie zwracałam na ciebie aż tak dużo uwagi. - powiedziała, sam nie wiem czy do siebie czy do mnie.
- To możliwe, z tego co kojarzę, wpatrywałaś się w parę młodą prawie cały czas.
- Już rozumiem. - spuściła wzrok; czułem, że nie powinienem drążyć dalej tego tematu.
- Dziś do Bydgoszczy przyjeżdża Skra, muszę pojawić się na treningu. - powiedziałem. - Zgodzisz się na ten czas być z Kipkiem? Nie chciałbym cię zostawić samej, a na treningu będzie moja drużyna, na pewno będą chcieli z tobą porozmawiać i... Nie chciałbym, żebyś czuła się przytłoczona ich towarzystwem, to chyba jeszcze nie czas.
- Jestem tego samego zdania. - stwierdziła. - Marcin... Czy on już o wszystkim wie?
- Nie do końca - wyznałem. Wczorajszy dzień nie dał mi ani chwili spokoju, w której mógłbym mu wytłumaczyć co się stało. - Pogadam z nim, do tego czasu na pewno będzie poinformowany.
Pokiwała jedynie głową, jak gdyby bała się słów, które miałyby wypłynąć z jej ust.
Wypełniłem swoją obietnicę i poinformowałem Walińskiego o zaistniałej sytuacji, a on chętnie zgodził się na opiekę nad nią.
W międzyczasie zadzwonił Dawid , aby z Nią porozmawiać. Nie było mnie przy wymianie zdań, ale stała się jeszcze bardziej smutna niż przed nią.
W mojej głowie kiełkowała tylko jedna myśl: zrobię wszystko, byle tylko nie pozwolić jej znów zwariować.



Każdy czyn, który człowiek wykonał w ciągu życia można porównać do kropli wody. Kto przejmowałby się tak małą drobiną gdy powstają kolejne? Pozostawiasz ją w zbiorniku wraz z innymi. Z czasem gromadzi się ich coraz więcej, ale nie zwracasz na to wielkiej uwagi. Powoli powstaje morze, po którym plyniesz na niepewnej tratwie. Niektóre, kolejne wydarzenia są niczym podmuchy wiatru lub ogromne fale - stracają Cię ze stałej powierzchni. Zaczynasz tonąć w Twoim własnym oceanie wspomnień. Woda staje się nieznaną, wyjatkowo zimną. 
Będąc już przy dnie szukasz pomocy, ale nie widzisz ratunku.
 Wciąż zostajesz przy dnie, nie mogąc ani wypłynąć na powierzchnię, ani pozwolić pochłonąć się przez chłodne fale.
Czujesz tę bezsilność? Ona od teraz będzie Twoją przyjaciółką...



Od ponad godziny wpatrywałam się tępo w telewizor, w którym migały kolorowe reklamy. Zupełnie nie wiedziałam czego dotyczą, ale przynajmniej sprawiałam wrażenie zainteresowanej; Andrzej nie patrzył już na mnie podejrzanym wzrokiem.
Zżerały mnie wyrzuty sumienia: nie powinien tak się mną zamartwiać, ma w końcu swoje sprawy.
Dobrze wiedziałam, że świat nie kręci się wokół mnie, ale za każdym razem gdy próbowałam mu to delikatnie zasugerować, tym więcej uwagi mi poświęcał.
Gdy nadszedł wieczór, nerwowo zaczął wyczekiwać Walińskiego. Wrona owinął moje ramiona kocem i nie pozwolił spod niego wychodzić.
- Gdybyś poczuła się źle, Marcin ci pomoże, tylko mu o tym powiedz , okej? -zapytał, a ja przytaknęłam.
Kiedy spoglądał na mnie z uwagą (czekając na moją reakcję), po mieszkaniu rozszedł się dźwięk domofonu.
Wrona bez słowa otworzył drzwi do bloku, a potem wejściowe.
- Dzięki stary, ratujesz mi skórę. - Andrzej przywitał się z Kipkiem w przedpokoju, na który nie miałam widoku.
- To nic takiego, pomagałeś mi w gorszych sytuacjach. - odrzekł, po czym oboje przyszli do mnie.
Niebieskie oczy gościa emanowały radością. Nie mogłam ich tak po prostu zignorować.
-Cześć, Arielko. - uśmiechnął się szeroko, a ja zamrugałam szybko kilka razy. Czekał na moją odpowiedź, jednakże jej nie otrzymał. Andrzej spojrzał na niego wymownie. - Okej, już nie przesadzaj z tym powitaniem, ma gadanie mamy trochę czasu!
Unioslam jeden kącik ust, a gospodarz ubrał się do wyjścia.
- Powinienem wrócić za mniej więcej trzy godziny, chyba nie muszę mówić gdzie co jest? -  na jego słowa , oboje się roześmiali.
- Nie musisz, o ile nie przestawiałeś nic od kilku dni.
- Trzymajcie się. - po raz ostatni spojrzał na mnie i wyszedł. W mieszkaniu tylko przez następne dwie minuty panowała cisza.
- Niezły z niego panikarz, co nie? - ponownie usłyszałam jego śmiech. - Zawsze taki był, ale miało to też swoje plusy. Nie chcesz nawet wiedzieć ile razy pomagał mi wyjść z bagna, które sam stworzyłem.
Uśmiechnęłam się lekko; możliwe, że Andrzej był stworzony do pomocy innym.
- Tak więc, moja droga, jak się dziś czujesz? - wzruszyłam ramionami. - Och no proszę cię, nie można cały czas milczeć, opowiedz mi coś!
- Nie jestem pewna niczego, co dzieje się od dwóch dni, jak mogłabym o tym mówić?
- Nie musisz akurat tego poruszać. - usiadł obok mnie. - Opowiedz mi co działo się od czasu gdy wyszłaś z wariatkowa?
Zdecydowanie jego mocną cechą była szczerość. Przekonał mnie do tego, by nieco się otworzyć. Inaczej atmosfera byłaby co najmniej ciążąca.
Opowiedziałam mu okrojoną historię mojej pracy; nie była ona najciekawsza, lecz Waliński słuchał mnie z prawdziwym zainteresowaniem.
- ...Niekiedy musiałam zostać dłużej na zastępstwach, przez to nie poszłam na jeden z meczów Andrzeja, wtedy też pierwszy raz czułam, że się na mnie zawiódł, choć wmawiał mi coś zupełnie innego.
- A właśnie, jak to między wami jest? - przerwał mi.
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi, poprawiając na sobie koc.
- Dobrze wiesz - uśmiechnął się zawadiacko. - Jest między wami coś?
- Nie, skądże. - moje zaprzeczenia chyba niezbyt go przekonały.
- Odniosłem nieco inne wrażenie, myślałem, że wciąż jesteście razem, jeszcze od ślubu Konara.
- Gdy wróciłam ze szpitala... Nie wiedziałam, że kiedykolwiek byliśmy razem. - wyjaśniłam, choć czułam, że jedynie zgrywał niedoinformowanego.
- Wiesz, Nel, podziwiam cię. - odezwał się po chwili. - Pamiętam, że gdy byłaś w podobnym stanie kiedyś, nie wychodziłaś do nikogo, a jedynym co do mnie powiedziałaś, była prośba o fajki. Teraz siedzisz tu ze mną, rozmawiasz... Czuję, że teraz tak łatwo nie wpadniesz w depresję.
Spojrzał na mnie z powagą, ale też sympatią. To dzięki niemu dotarło do mnie, że jestem kimś innym niż myślałam. Byłam mu za to wdzięczna, choć całkowicie zniszczył mój światopogląd.
- Dzięki. - odpowiedziałam cicho, a jego mimika wykonała obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
- To co, jakiś meczyk? - chwycił pilota i przełączył na jeden ze sportowych kanałów. Na ekranie pojawiła się zielona murawa, a mężczyzna opowiadał mi co aktualnie dzieje się na boisku. Po kilkunastu minutach przestałam go słuchać i zaczęłam trawić naszą poprzednią rozmowę.
- Marcin. - wyrwałam go z monologu, co nieco go zszokowało.
- Tak?
- Czy Andrzej i ja... Byliśmy razem szczęśliwi? To znaczy, wiesz, do czasu śmierci z Olkiem.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedział lekko. - Opiekował się tobą gdy byłaś w rozsypce, wspierał cię zawsze i mimo wszystko. Dopełnialiście się; on zawsze uśmiechnięty, znajdował kontakt z każdym kogo spotykał, a ty... No cóż, uciekałaś od jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi; poza nim. Wyrzekałaś się uczuć przez długi czas, ale wiedziałaś, że bez niego nie byłabyś w stanie żyć, tak samo jak on bez ciebie. Szczęście to zbyt małe słowo by używać je przy opisie was dwojga.
Pokiwałam jedynie głową ze zrozumieniem; zamknął mi usta na dobre pół godziny.
Patrząc na niebo za oknem wywnioskowałam, że minęło już sporo czasu. Powoli zaczynało brakować mi samotności, ale nie wiedzieć czemu, nie mogłam ot tak opuścić Kipka.
Nim się obejrzałam, drzwi wejściowe otworzyły się, a po chwili do pokoju wszedł Wrona. Zaczerwienione policzki wskazywały na brak poprawy pogody. Ogarniał nas wzrokiem dobre kilka sekund, nim umiechnął się, w tym samym czasie mierzwiąc włosy.
-  Przerwa w treningach nigdy nie wpływała na mnie dobrze. - zaśmiał się. - Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak zmęczył się przy zagrywkach.
- Znając ciebie, do jutrzejszego wieczora dojdziesz do siebie. - Kipek wywrócił oczyma.
- Postaram się Ciebie nie zmiażdżyć. - Andrzej wyszczerzył się ku niemu.
- Żeby przypadkiem ciebie nie musieli znosić z boiska! - odwdzięczył się, wstając i udając się ku wyjściu. Przed tym odwrócił się jednak ku mnie. - Pamiętaj, Arielko, że zawsze możesz się do mnie zwrócić, w każdej sprawie. - mrugnął okiem. - Do zobaczenia niedługo.
Wrona odprowadził go, po czym usiadł w fotelu.
- Jak było? - zapytał, a ja nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa przez długą chwilę.
- D-dość dobrze. - wydukałam w końcu.
- Na pewno cały czas opowiadał ci o swoim życiu, jest okropnym gadułą. - uśmiechnął się szeroko. - Czujesz się choć trochę lepiej?
Przytaknęłam skinięciem głowy. Mężczyzna zaczął oglądać mecz, tym razem jedną z powtórek siatkówki. Patrzyłam na niego, myśląc o słowach Marcina. Wcześniej nie widziałam w nim kogoś, z kim łączyła mnie więź większa niż zwykła znajomość.
Do głowy wpłynęło kolejne wspomnienie; siedzieliśmy właśnie tutaj, w salonie. U moich nóg leżał pies, a ja sama opierałam głowę o jego ramię. Jego dłoń gładziła mój policzek gdy opowiadał o tym jak widzi naszą wspólną przyszłość. Czułam się wtedy jedną z najszczęśliwszych osób na Ziemi.
- Już odpływasz? - wyrwał mnie z zadumy z taką delikatnością, że miałam ochotę prosić, by mówił dalej o domu na obrzeżach miasta.
- Jestem trochę... zmęczona, ale nie chcę jeszcze iść spać. - powiedziałam, wywołując jego zdziwienie. - Czuję się tutaj dobrze, nie każ mi stąd odchodzić.
- Nie chcę, żebyś gdziekolwiek szła. - rzekł lekko. - Możemy tu siedzieć nawet do rana.
Uśmiechnęłam się, jeszcze bardziej zanurzając pod przykryciem.

Gdy toniesz, szukasz jakiejkolwiek odsieczy z Twojej strasznej sytuacji.
Chwytasz się wszystkiego, co może Ci pomóc.
Powoli znikając do krainy Morfeusza miałam nadzieję, że obecność Wrony będzie dla mnie niczym zbawienna łódź na moim własnym oceanie.


-------------------------------------------------
Ojej, przepraszam! Po pierwsze, za tak długi odstęp czasowy od ostatniego wpisu, a po drugie za treść.
Chciałam dodać ten post koniecznie dziś, ponieważ w następnych dniach (mam nadzieję, że nie tygodniach!) nie będę miała zbyt dużo czasu.
Chyba powinnam nieco zmienić wygląd tej strony, co Wy na to?

Trzymajcie się ciepło :)
rołzi.