środa, 22 lipca 2015

#10 Jeśli jestem potworem, skąd wiem czym jest miłość?





Każdy z nas popełnia błędy.
Niekiedy jest to zwykły brak dostatecznej wiedzy lub chęci, ale także kilka za dużo wypowiedzianych słów. No, może kilkadzieścia.
Przez kolejny tydzień co chwilę wyrzucałem sobie to, co zrobiłem po meczu. Jak mogłem ją tak potraktować? Wyrzucać jej coś, czego nie była winna? Żałosne co zazdrość potrafi zrobić z człowiekiem.
Najgorsze było jednak było to, że ona nie miała zamiaru mi tego wybaczyć. Wciąż mnie omijała, wychodziła z pokoju, do którego wchodziłem, a do domu wracała coraz później. Gdy próbowałem nawiązać rozmowę, udawała, że mnie nie słyszy i ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w telewizor lub wczytywała w książkę, a z Konarem rozmawiała tylko wychodząc na zewnątrz. Nie przeszkadzał jej panujący chłód, zrobiłaby wszystko byle nie mieć ze mną nic wspólnego.
Nie mogłem pozwolić, by trwało to dłużej. Następnego dnia nie poszedłem na popołudniowy trening, tłumacząc, że potrzebuję wolnego na wypoczynek, a ćwiczenia nadrobię innego dnia.
Wiedziałem, że dzisiaj miała wcześniejszą zmianę, wracała około 15 do domu. Przemyślałem dobrze, co powiedzieć i wyczekiwałem piętnastej.
Kiedy usłyszałem trzask drzwi, chwyciłem w dłonie kupiony rano bukiet niebieskich róż i wyszedłem jej na spotkanie.
Jak zwykle, udawała zajętą czymś błahym, tym razem rozwiązywaniem sznurówek u butów. Gdy skończyła, spojrzała na mnie ze zdziwieniem w oczach, ale później od razu opuściła wzrok i próbowała mnie wyminąć. Chwyciłem lekko jej ramiona i spojrzałem w twarz.
- Zostaw mnie, Andrzej.
- Wysłuchaj mnie w końcu. - powiedziałem z prośbą w głosie, a ona otarła oczy. - Proszę, wszystko ci wyjaśnię...
- Nie wiem czy chcę wyjaśnień.
- Daj mi chociaż spróbować!
Nabrała głośno powietrza. Czułem, że prowadzi w sobie zaciętą walkę. Zielone zaszklone oczy spojrzały w moje szukając w nich czegoś, czego nie potrafiłem określić, po czym powiedziała:
- W porządku, usiądźmy. Zrobię herbaty - spojrzałem na nią zdziwiony. - Każda poważna rozmowa powinna być prowadzona przy herbacie, najlepiej z malinami.
- No dobrze, niech tak będzie. - uśmiechnąłem się z ulgą; Jej dziwactwa niekiedy naprawdę potrafiły mnie rozbawić. Dałem jej kwiaty, które przyjęła niechętnie. - Poczekam w salonie.
- Dzięki. - rzuciła i poszła do kuchni.
Usiadłem na kanapie i zamyśliłem na moment. Pierwsza część planu jest już za mną, teraz muszę skupić się na tym, żeby nie zaprzepaścić tej szansy. Nim się obejrzałem, Ona znalazła się obok z dwoma kubkami parującego napoju. Milczała, ale zrozumiałem, że tym samym daje mi prawo do wypowiedzi.
- Po pierwsze - zacząłem. - chciałem powiedzieć, że jestem kompletnym idiotą i...
- Racja, jesteś. - przerwała, a ja zaśmiałem się cicho pod nosem.
-... i nie rozumiem swojego zachowania. Nie wiem dlaczego byłem tak zazdrosny, i to w dodatku o twojego kuzyna. Przecież spędziłaś z nim całe dzieciństwo, a mnie znasz od niecałego roku. Chyba za dużo wymagam od ciebie w stosunku do mnie, kiedyś myślałem o tym zupełnie inaczej niż teraz...
- Andrzej, nie chodzi o to. Rozumiem, że miałeś dość mojego gadania, w końcu nie myślałam o niczym innym tylko o spotkaniu z Dawidem i Anią. Po prostu mogłeś nie nazywać mnie "pieprzoną sklerotyczką", cokolwiek miało to oznaczać.
Tylko tyle, że nie pamiętasz tego wszystkiego, co razem przeżyliśmy, nic więcej.
- Długo się nie widzieliśmy, pamiętam nieco więcej szczegółów z naszej znajomości niż ty. Wiem, że przesadziłem, naprawdę mocno przepraszam.
Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Na jej policzkach znajdowały się mokre ślady, ale tym razem lekko się uśmiechała. Uniosłem rękę i kciukiem starłem prawą część jej twarzy. Wiedziała, że żałuję tego, co zrobiłem. Ten moment ciszy wystarczył.
Zbliżyła się i położyła głowę na moim ramieniu. Początkowo zdziwiłem się, że nie wybuchnęła krzykiem, ale właściwie nie wyobrażałem sobie jej w takiej sytuacji. Objąłem ją lekko i wsłuchiwałem w oddech. Przymknąłem oczy i zaciągnąłem się zapachem jej włosów. Tak jak dawniej, pachniały zielonymi jabłkami.
- To co, wybaczysz mi? - powiedziałem po chwili, na co zareagowała śmiechem. Tęskniłem za nim.
- Oczywiście - odpowiedziała. - ale musisz mi odpowiedzieć na dwa pytania.
- W takim razie czekam. - naprawdę, zrobiłbym wszytko.
- Tego dnia, kiedy był mecz, wspominałeś o jakimś Kipku, kto to?
- Marcin Waliński, zawodnik Bydgoszczy. Dawniej oboje mieliśmy z nim dobry kontakt, ale gdy poszłaś do szpitala, praktycznie się urwał.
- Ale czemu to się zmieniło?
"Bo w tym czasie nie potrafiłem normalnie funkcjonować"? Nie, nie zrozumiałaby...
- Ciężko powiedzieć, po prostu przestaliśmy rozmawiać i nie czułem potrzeby, żeby do tego wrócić. A kiedy już za tym zatęskniłem, było za późno, on nawet nie zwracał na mnie uwagi.
- Może warto spróbować jeszcze raz nawiązać z nim kontakt? - zadała pytanie, które mogłem zadać sobie już dawno temu. - Jeśli to była prawdziwa przyjaźń, powinniście ją bez problemów odbudować.
- Właściwie dlaczego nie - wzruszyłem ramionami. - Niedługo mamy mecz z Transferem w Bełchatowie, wtedy postaram się jakoś mu wszystko wytłumaczyć.
- Trzymam za słowo! Muszę go spotkać i podziękować za troskę.
- Na pewno się ucieszy. To jakie jest to drugie pytanie? - niecierpliwiłem się.
Odsunęła się nieco i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Naprawdę byłeś o mnie zazdrosny?
Zmieszałem się nie na żarty. Miałem wielką nadzieję, że te słowa umkną jej wśród innych w trakcie przeprosin.
- Wiesz… Na początku tak o tym nie myślałem, ale gdy o tym później przypomniałem sobie moje zachowanie… W sumie nie wiem czy tak do końca mógłbym to tak określić, ale… - spojrzała na mnie rozbawionym wzrokiem, przez co nie dałem rady więcej kręcić. – Okej, tak, byłem o ciebie strasznie zazdrosny. To nie moja wina, że jesteś dla mnie… kimś wyróżniającym się od reszty!
- No tak, mieszkanie pod jednym dachem do tego zobowiązuje. – czy mi się zdaje, czy jej mina zmarkotniała, gdy z powrotem oparła się o kanapę?
- Być może to nie kwestia mieszkania pod jednym dachem? – powiedziałem, nim zdążyłem ugryźć się w język.
- To znaczy? – teraz już nie miałem drogi powrotu.
- To znaczy, że może naprawdę cię lubię na tyle, żeby mi… na tobie zależało?
- Mówisz szczerze?
Przełknąłem ślinę; wiedziałem, że ten moment może być najważniejszym spośród naszej dotychczasowej znajomości.
- Jak najbardziej – patrzyłem przed siebie, unikając  niezręcznego kontaktu wzrokowego. – Wiem, że brzmi to dziwnie i niedorzecznie, zwłaszcza po tym wszystkim, ale…
- Nieprawda, to całkiem miłe. – powiedziała, a gdy na nią spojrzałem, zacisnęła wargi i spojrzała w dół. - Jesteś chyba pierwszą taką osobą.
- Gdybym to powiedział Dawidowi, ukatrupiłby mnie za to, że dopuszczam do tego, że tak myślisz. - uśmiechnąłem się, a ona mi zawtórowała. - Nie powinnaś tak sądzić, na pewno wielu osobom na tobie zależy.
Zapadło chwilowe milczenie. Nie było ono jednak męczące. Chwyciłem kubek z herbatą, ale nie wyczułem malin. Być może nasza rozmowa nie była wcale najważniejszą w jej życiu, pomyślałem z uśmiechem.
- Musisz teraz odpocząć po pracy, bo na pewno jesteś zmęczona, widzę to. Możemy później spędzić jeszcze trochę czasu razem?
- Jasne. – odpowiedziała cicho, po czym poszła do siebie. Wiedziałem jednak, że nie była już zła, przez co odetchnąłem głęboko.  Chwila z nią sprawiła, że miałem ochotę zacząć cieszyć się w głos. Naprawdę mocno  potrzebowałem jej w moim życiu.



Czy można tęsknić za kimś, kogo widuje się codziennie?
Jakiś czas temu ze stanowczością powiedziałabym, że to niemożliwe; przecież widzisz tę osobę, masz ją teoretycznie na wyciągnięcie ręki, możesz patrzeć na nią ile tylko chcesz.
Jednak nie chodzi tylko o fizyczność. Uśmiech, rozmowa czy choćby wymiana spojrzeń - tego nie zastąpi nawet bliskość ciał.
Tak, zdecydowanie tęskniłam za Andrzejem. Kilkukrotne spoglądanie na niego w ciągu dnia nie było w stanie zaspokoić mojej chęci rozmowy z nim. Niestety, gdy tylko się zbliżał, przypominałam sobie dzień meczu, kawałek po kawałku, co sprawiało, że uciekałam od kontaktu.
Teraz jednak zauważyłam, że jest mu z tego powodu źle i nie miałam sumienia złościć się nie niego.
Leżałam na swoim łóżku z słuchawkami w uszach i cichą muzyką, gdy spostrzegłam Andrzeja w progu drzwi.
- Długo tu stoisz? - zapytałam, siadając po turecku i wyjmując słuchawki z uszu.
- Jakieś pół godziny - rzucił lekko.
- Serio?
- Coś ty, ledwo co przyszedłem. - zaśmiał się. - Nie mogę znaleźć dla siebie miejsca, więc przyszedłem tutaj.
- Siadaj, nie krępuj się. - wskazałam głową na fotel naprzeciw łóżka, ale on nie ruszał się z miejsca.
- A może... może wyjdziemy na zewnątrz?
- Nie jest za późno? - zmarszyczłam brwi i spojrzałam na zegar ścienny; wskazywał dziewiętnastą trzydzieści, a na zewnątrz od jakiejś godziny było ciemno.
- Skąd, spacery zimą o tej godzinie mają swój urok.
- Niech ci będzie, daj mi chwilę. - uśmiechnęłam się, po czym narzuciłam na siebie ciepły sweter i ułożyłam włosy.
Ubrałam płaszcz, buty i wyszliśmy z domu. Wzięłam wdech zimnego powietrza.
- To gdzie mnie prowadzisz? - odezwałam się, gdy Wrona zakluczył dom i znalazł się koło mnie na chodniku.
- Przed siebie, tak będzie najlepiej.
- W porządku, dziś zdaję się tylko na ciebie. - jego szare oczy wpatrywały się w moje, co po raz kolejny mnie zawstydziło. Uniosłam nieco kąciki ust i spojrzałam przed siebie. Szliśmy chwilę w ciszy, wsłuchując się jedynie w swoje kroki. Faktycznie, Bełchatów wyglądał pięknie również teraz.
- To skoro już ze sobą rozmawiamy, możesz mi opowiedzieć co działo się przez ten tydzień. - odezwał się gdy byliśmy już nieco oddaleni od domu.
- Nic ciekawego, naprawdę. Rozmawiałam kilka razy z Konarskimi, chodziłam do pracy i siedziałam w domu. - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. - Teraz twoja kolej.
- Na treningach dostaliśmy nieco luzu po wygranym meczu, poza tym wyjazd do Kielc mamy dopiero za tydzień. Szczerze powiedziawszy też nigdzie nie wychodziłem, jakoś nie miałem chęci wiedziąc, że ty siedzisz sama i prawdopodobnie smutna z mojego powodu...
- Nie musisz się tak mną przejmować, spokojnie dałabym sobie radę.
- Wiem, ale ja chcę się tobą przejmować. - uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy chwilę wcześniej, momentalnie zniknął. Wrona najwyraźniej nie uznał tego za dobry przejaw, bo ujrzawszy to, momentalnie podjął nowy temat. - Może opowiesz mi coś o sobie? Wciąż nie znamy się za dobrze...
- W porządku. Nazywam się Anastazja Filip, pochodzę z Gdańska, z którego przeprowadziłam się do Bydgoszczy do rodziny Konarskich po śmierci moich rodziców. Mam brata Nikodema, ale od dobrych kilku lat nie mamy kontaktu. Wiosną byłam w szpitalu psychiatrycznym, lecząc się z depresji. Miałam tam przyjaciółkę imieniem Kinga, ale z nią także straciłam kontakt. Studiowałam sztukę, a w międzyczasie pracowałam dorywczo w kilku miejscach. - mówiłam, wpatrując się przez siebie. - Jakiś czas przed wizytą w szpitalu miałam wypadek, przez co czasami dokucza mi ból nogi i mam blizny na przedramionach, wypadłam przez szybę i poharatałam sobie ręce.
Po moich ostatnich słowach spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
- Czyli szpital naprawdę ci pomógł. - powiedział, jakby z przekąsem.
- Tak, ci ludzie to prawdziwe anioły. Za jakiś czas powinnam zgłosić się na kontrolę.
- Może pojedziesz w tym czasie, gdy my będziemy grali z Transferem? Pojechałbym z tobą samochodem, moglibyśmy poodwiedzać stare miejsca...
- Bardzo chętnie! - ucieszyłam się. - Najpierw Rzeszów, potem Bydgoszcz; czeka mnie dużo podrózy!
- Jak to?
- No tak, zapomniałam ci powiedzieć. Dostałam zaproszenie na święta do Konarskich w dzień meczu.
- I zamieszasz jechać?
- Och, oczywiście! Ale, jeśli pozwolisz, będę tam tylko dwa dni, bo od razu po Bożym Narodzeniu muszę wrócić do pracy, więc drugiego dnia świąt wrócę do domu.
- Nie ma problemu. - zaśmiał się pod nosem. - Jak widać twój kuzyn był ode mnie szybszy z zaproszeniem. Też planowałem cię zabrać ze sobą do rodzinnego domu.
- Być może innym razem. - uśmiechnęłam się.
- Zapamiętam.
Szliśmy już ponad pół godziny, a mnie robiło się coraz zimniej. Mimowolnie zaczęłam się trząść.
Kątem oka zaczęłam obserwować bacznie jego oświetlaną światłem latarni postać. Kroczył zamyślony z rękoma w kieszeniach Jego twarz zdobił zarost, który na bladej skórze był jeszcze mocniej uwidoczniony niż dawniej. Jasne oczy patrzyły w dół; nie były takie jak zawsze, z łatwością dostrzegłam w nich smutek.
Gdy odwrócił głowę w moją stronę, spojrzałam na swoje buty.
- Wiesz, lubię zimę właśnie za takie momenty. - odezwał się. - Nie ma prawie nikogo na ulicach, możesz spokojnie wyjść, odetchnąć mroźnym powietrzem. Teraz brakuje mi tylko śniegu i gorącej czekolady.
- Gdyby jeszcze nie było tak zimno...
- Och, nie przesadzaj. - powiedział z uśmiechem i objął mnie ramieniem. - To też ma swoje uroku.
- Możliwe - powiedziałam cicho. Wsłuchiwałam się w nasze kroki, a po kwadransie zwróciłam się do mojego nowarzysza: - Spójrz w niebo.
- Co?
-No spójrz!
Na czarnym tle pojawiły się białe elemenciki, które spadały na nasze głowy.
- Tergo się nie spodziewałem. - zaśmiał się Wrona, po czym spojrzał na mnie - Czyli teraz idziemy po czekoladę, tak?
- Niech ci będzie. - odwzajemniłam uśmiech, którym mnie obdarzył. - Ale tylko i wyłącznie na stację!
- Nie ma najmniejszego problemu.
Przez całą drogę delikatnie prószyło.
- Powiedz mi coś jeszcze o sobie. - poprosił.
- Nie mam za wiele do opowiadania, prowadzę nudne życie. Za to twoje na pewno nie jest nudne!
- Momentami wręcz monotonne. Przychodzi taki czas, gdy mam dość rozgrywek, chciałbym odpocząć od siatkówki, gdzieś wyjechać, ale nie mogę tego zrobić. W tym roku byłem w reprezenacji, a wolny tydzień spędziłem z rodzicami, mój ojciec jest coraz starszy i był w bardzo złym stanie. Nie mogłem cieszyć się z wygranych jak wszyscy, miałem w głowie za dużo myśli...
- Ojej, nie wiedziałam o tym... Przykro mi
- Dzięki. - powiedział. - Na szczęście już jest lepiej.
- W takim razie dlaczego wciąż jesteś czymś zasmucony?- wypaliłam, nim ugryzłam się w język. Usmiechął się lekko.
- Mam wrażenie... że choćbyśmy nie wiem jak się bronili, niektórzy ludzie wkraczają w nasze życie, mocno się w nim zagnieżdżają na pewien czas, po czym znikają pozostawiając po sobie pustkę, którą staramy się czymś zapełnić, najczęsciej wspomnieniami. Wtedy jednak, gdy ponownie go spotykamy, doznajemy pewnego rodzaju zawodu; przecież nie tak sobie wyobrażaliśmy tę osobę. Rzeczywistość, której nie możemy zmienić bywa naprawdę bolesna.
- Czyli... tęsknisz za kimś, kogo kiedyś poznałeś, a teraz powrócił, gorszy?
- Nie wiem, czy gorszy... "Inny będzie lepszym słowem.
- Przywiązałeś się do tej osoby?
- Tak, zdecydowanie.
- Być może jest jeszcze nadzieja, że wróci taka, jaką była?
- Bardzo bym tego chciał.
- Trzeba liczyć, że tak się stanie. Będę za to mocno trzymać kciuki.
- Uwierz, że będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. - ukazał w uśmiechu zęby, a na horyzoncie ukazałą się stacja paliw. - Chodź, chociaż na chwilę będzie ci cieplej.
Chiwlę póxniej siedzieliśmy na krzesłach w korytarzyku stacji, popijając gorącą czekoladę.
- Ile miałeś lat, gdy zacząłeś grać w siatkówkę? - powiedziałam, nieco szokując jego oraz siebie tą ciekawością.
- Chyba czternaście, dość późno, ale polubiłem grę w zespole od samego początku.
- Na pewno dużo zwiedzałeś?
- Kawałek świata, ale na większości zgrupowań czy wyjazdów nie mam siły zwiedzać. Za to znam prawie każde większe lotnisko w Europie!
- Lepsze to od spędzenia całego życia w Gdańsku i Bydgoszczy.
- Jeśli będziesz chciała, kiedyś zabiorę cię w podróż gdzie tylko będziesz chciała. - powiedział, patrząc mi w oczy. Na moment powietrze w moich płucach nie chciało uciec. Szare źrenice zrobiły się nieco mniejsze.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Co ty takiego w sobie masz? - wyszeptał.
- Słucham? - w tym momencie natychniast otrzeźwiał.
- Coś jest ze mną nie tak. - rozmasował skroń ze śmiechem. - Powiedziałem to na głos, prawda?
- Tak. - zawtórowałam mu. - Chyba jesteś już po prostu zmęczony, wracajmy do domu.
Widocznie zmieszany, wstał z krzesełka, skierował ku mnie dłoń i po chwili oboje ruszyliśmy w drogę powrotną.
- Może teraz ty powiesz coś o sobie, czego nie wiem?
- A co wiesz do tej pory?
- Nazywasz się Andrzej, masz 25 lat, jesteś siatkarzem, słuchamy podobnej muzyki, dużo podróżujesz, wychowałeś się w Warszawie i mieszkałeś w Bydgoszczy. - wyliczałam na palcach.
- Całkiem, całkiem. - uśmiechnął się. - Mam... Słabość do zwierząt.
- Naprawdę?
- Tak, zwłaszcza do psów. W Bydgoszczy odwiedzałem schronisko, a jednego szczeniaka nawet stamtąd zabrałem.
- To piękne! Kiedyś też chciałam mieć psa, ale nigdy nie udało mi się przekonać do tego Dawida; zawsze wyprowadzał je z mieszkania.
- W Bełchatowie jest nawet kilka schronisk, ale nie byłem jeszcze w żadnym z nich. W Warszawie miałem swój prywatny zwierzyniec!
- Twoja mama musi być bardzo cierpliwą kobietą.
- Tak, podziwiam ją.
Nim się obejrzałam, byliśmy już na naszym osiedlu. W domu, gdy pozbyliśmy butów i kurtek, zrobiłam herbaty, które wspólnie wypiliśmy w czasie oglądania "Przyjaciół". Zegar wskazywał dwudziestą trzecią.
- Na mnie już czas, idę na rano do pracy. - odezwałam się wstając.
Wzięłam prysznic, a w czasie rozczesywania włosów przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Andrzej - zwróciłam się do niego, ponownie wchodząc do salonu.
- Tak?
- Jak myslisz, powinnam zmienić kolor włosów?
- Na jaki? - ziewnął.
- Na przykład... czerwień? - na te słowa ożywił się i lekko uśmiechnął.
- Cóż... Sądzę, że wyglądałabyś dobrze w czerwieni. - powiedział. - Według mnie możesz spróbować, może akurat będzie to m... to znaczy, twój kolor.
- Przemyślę to. - mruknęłam cicho. - Dobranoc.
- Śpij dobrze.
Poszłam do swojego pokoju, gdzie napisałam sms-a do Dawida odnośnie dzisiejszego dnia, po czym odpłynęłam do świata snów.





----------------------------------------------------------------
Ktoś w ogóle tu jeszcze jest? Wątpię.
Mimo wszystko: wracam, może kogoś na nowo zainteresuję :)

środa, 31 grudnia 2014

#9 Ale zanim zobaczymy kolor spłynie tu łez sporo.




Od kiedy pamiętam, wpajano mi, że rodzina jest najważniejszą wartością. Cokolwiek by się nie działo, trzeba bronić swoich bliskich i nigdy się od nich nie odwracać.
Moi rodzic, kiedy jeszcze żyli, pozwalali mi spędzać mnóstwo czasu u Konarskich. Dawid stał się dla mnie drugim starszym bratem, a od kiedy skończyłam 15 lat, został jedynie on. Nikodem musiał zostać w Gdańsku, gdy ja przeprowadziłam się do wujostwa. Już nigdy nie było tak jak dawniej, straciliśmy dobry kontakt. To Dawid zawsze się mną opiekował, a w późniejszym czasie przygarnął pod swój dach, aż do czasu mojego przyjazdu do Bełchatowa.
Jego wizyta była dla mnie  ważnym wydarzeniem. Od kiedy się o tym dowiedziałam, nie było godziny, bym o tym nie myślała. Wszystko wypadało mi z rąk, nie potrafiłam się na niczym skupić i śmiałam się do wszystkiego co mnie otaczało.
I nastał ten cudowny, wyczekiwany dzień...
- Nel, mogę wiedzieć, co właściwie robisz? - odezwał się podczas śniadania Andrzej. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Czy to było do mnie? - Włosy.
Skierowałam wzrok na dół i zaczęłam się śmiać. Wyjęłam zamoczone w płatkach kosmyki.
- Chcesz trochę mleka?
- Może innym razem. - zawtórował mi w śmiechu. - O czym rozmyślasz, skoro nawet na to nie zwracasz uwagi? Chyba nie o nowej mlecznej odżywce?
- Nie, myślami jestem już na hali. - Jak myślisz, co powinnam ubrać?
Kanapka znalazła się w połowie drogi do jego ust, gdy spojrzał na mnie, czy mówię na serio.
- Wiesz... - uśmiechnął się. - Osobiście ucieszyłbym się z zółto-czarnych barw, ale chyba ze względu na Konara, nie mam na co liczyć.
- Będę bezstronna! - oburzyłam się.
- Oczywiście. - powiedział unosząc brwi.
- Przekonasz się. - wzięłam w dłonie kubek z herbatą. - A czy warkocz będzie mi pasował?
- Proszę cię. - Andrzej schował twarz w dłoniach, a po chwili zaczął zgarniać po sobie resztę z śniadania.
- Chcę po prostu dobrze wyglądać.
Będąc przy stole, spojrzał na mnie i ledwo udawaną powagą.
- Według mnie mogłabyś tam przyjść nawet w piżamie, ale tylko w tej z reniferami. - roześmiałam się, a on dodał: - we wszystkim wyglądałabyś pięknie.
Poczułam jak na twarz wstępuje mi rumieniec, więc ruszyłam się z miejsca i pomogłam mu sprzątać.
- Dzięki. - powiedziałam między wkładaniem talerza do zmywarki a starciem okruchów ze stołu. Spojrzałam na niego, gdy już usiadł; kończył pić kawę, lekko się uśmiechając.
- Idziesz dziś odwiedzić Anię, tak? - zapytał.
- Tak, są niedaleko w hotelu, ale wrócę szybko. Ogólnie szkoda, że nie chciała zatrzymać się  u nas, mogłybyśmy spędzić więcej czasu razem. - powiedziałam, ale chciałam zmienić temat: - Na którą dziś masz?
- Jedenastą, dziś będzie nietypowo, czuję to.
- I wstałeś tak wcześnie? - zerknęłam na zegar, wskazujący dopiero dziewiątą. - Przecież lubisz spać długo, to dziwne.
- Może chciałem rano z tobą zjeść? - spojrzał na mnie tak, że aż zawirowało mi w brzuchu.
- To miłe. - uniosłam jeden kącik ust w górę, patrząc w swój kubek.
Zaległa cisza, którą zakłócała tylko muzyka lecąca z radia. Zamknęłam oczy i zamyśliłam się. Dzień wolnego od pracy na pewno dobrze mi zrobi; powoli zaczynało mi brakować sił. Klientów przybywało z każdym dniem, a szefostwo nie miało zamiaru nikogo zatrudnić. Tak bardzo chciałabym się teraz znaleźć w gdańskim lesie lub na plaży... Dawniej to tam odpoczywałam najlepiej. Spacerowałam po brzegu, a morze delikatnie pieściło moje stopi zimnymi falami. Mewy śpiewały na tle pięknego szumu, a czas nagle ustawał. Kochałam te czasy z całego serca.
Gdy uniosłam powieki, zobaczyłam rozbawionego Wronę.
- O co chodzi? - zapytałam.
- O nic. - próbował spoważnieć, ale mu to nie wychodziło.
- Nie kłam. - poprosiłam - Inaczej byś się tak nie uśmiechał.
- Tylko się uśmiechałem. - usprawiedliwiał się.
- Tak? To co takiego zobaczyłeś?
- Ciebie. - ponowne motyle.
- Widzisz mnie codziennie.
- Ale nie pamiętam dnia, w którym byłabyś równie szczęśliwa.
Miał rację, czułam się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Och, bo to jest takie cudowne! - nie wytrzymałam. - Muszę już iść, pewnie Ania już czeka. Do później!
Wypadłam na korytarz, gdzie szybko ubrałam kurtkę i buty, po czym wyszłam z domu.
Dojście do hotelu zajęło mi około pół godziny.
- Tu jestem! - krzyknęła Ania, gdy tylko mnie ujrzała. Podbiegłam i uściskałam ją z całych sił. Dopiero po chwili zauważyłam wózek, który znajdował się obok nas.
- Witaj, Marysiu. - powiedziałam na mocno opatuloną kocykiem dziewczynkę. Spoza czapeczki spoglądały na mnie błyszczące, niebieskie oczy.
Wyglądała naprawdę uroczo.
- Jest piękna! - powiedziałam, a Ania uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję. Może wejdziemy do środka? Nie chciałabym, żeby Marysia się przeziębiła, nie powinna jeszcze przebywać długo na dworze.
- Oczywiście. - powiedziałam i weszłyśmy do środka, a tam do kawiarni, znajdującej się na parterze.
Zamówiłyśmy po kawie, a czekając na nie, zaczęłam rozmowę:
- Dziękuję, że chciałaś mnie odwiedzić. Z tego co wiem, jeszcze nigdy nie jeździłaś za Dawidem na żaden mecz?
- Nie, ale tym razem też nie będę na meczu. Chciałam, żebyś poznała naszą córkę, Swoją drogą, mocno zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania.
- Mój terapeuta to prawdziwy cudotwórca. - zaśmiałam się. - Ale Andrzej także pomógł mi, już w Bełchatowie.
- Nawet nie wiesz jak się z tego powodu cieszę. On tak strasznie przeżywał waszą rozłąkę... Nie odzywał się prawie do nikogo, nawet do Dawida. Na szczęście znów macie... dobry kontakt.
Zmarszczyłam brwi. Z tego co pamiętałam, zniknął nagle, z własnej woli.
- Ale... - zaczęłam, ale w tym momencie usłyszałam płacz dochodzący z wózka.- Co jej się stało? - powiedziałam zaniepokojona, gdy Ania wzięła ją na ręce. - Niech ona przestanie.
- Spokojnie, takie są dzieci . - odrzekła, kołysząc nią, ale nie mogłam przestać patrzeć na dziecko. - I dlatego właśnie nie mogę iść z nią na dzisiejszy mecz, jest za delikatna.
- Racja, jest jak śnieżynka. - powiedziałam cicho.
- Następnym razem na pewno pójdziemy razem.
Uśmiechnęłam się do niej i nastała cisza.
- Oby tylko była spokojna w drodze.
- Kiedy wyjeżdżacie? - zapytałam.
- Dziś w nocy, rano musimy być w Rzeszowie.
- Och, szkoda. - powiedziałam. - A jak ci się podoba nowe miasto?
- Jest wspaniałe, Dawidowi też przypadło do gustu, choć wciąż tęskni za Bydgoszczą.
- To tak samo jak ja! - wyznałam. - Mimo tego, Bełchatów ma w sobie wiele piękna.
Reszta rozmów nie dotyczyła niczego ważnego, choć była sympatyczna. Anka pozostała taką, jaką ją pamiętałam.
Po mniej więcej dwóch godzinach zdecydowałam się wrócić do domu, więc pożegnałam się z nimi.
- Dawid musi ci coś przekazać,  przypilnuj go, proszę.
- Zapamiętam. - zaśmiałam się i pomachałam na odchodne.
Na zewnątrz pojawiły się ciemne chmury, nie zwiastujące niczego dobrego. Przyspieszyłam kroku i podążyłam ku domowi. Drzwi były zamknięte, więc Andrzej był już na treningu. Znalazłam klucz i weszłam do domu.
Tam zaczęłam się przygotowywać. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i nałożyłam delikatny makijaż. W swoim pokoju wybrałam ubrania na dzisiejsze popołudnie. Jeansowe spodnie, biała koszulka i czarna marynarka nie zostaną, mam nadzieję, odebrane jako faworyzowanie jednej z drużyn. Przednie kosmyki upięłam, a resztę pozostawiłam rozpuszczoną. Zegar wskazywał 12:10; zostało mało czasu. Zaczęłam się denerwować. Poszłam do kuchni, gdzie odgrzałam obiad i czekałam na Andrzeja. Kiedy pojawił się w domu, wszedł do kuchni i wydał z siebie jęk zawodu:
- A miały renifery...
Roześmiałam się w głos.
- Niestety, przylecą z Laponii dopiero za miesiąc. - powiedziałam, stawiając na stole posiłek. Zajęliśmy się jedzeniem. - Jak atmosfera w drużynie?
- Przyjemna, wierzymy w zwycięstwo. - odpowiedział krótko, nawet na mnie nie patrząc.
- Dacie z siebie wszystko. - na moje słowa uśmiechnął się nieznacznie. - Denerwujesz się?
- Trochę, tak jest zawsze. - skwitował, kończąc jeść. - Wybacz, ale muszę się położyć na chwilę.
- Pewnie. - powiedziałam i spoglądałam już tylko na jego plecy, znikające za rogiem.
Posprzątałam po obiedzie i usiadłam na kanapie w salonie. Włączyłam cicho telewizor, gdzie natrafiłam na reklamę dzisiejszego meczu. Tak jak mówił Andrzej, nawet speaker mówił, że ten mecz jest bardzo ważny. Już nie mogłam się doczekać spotkania z kuzynem...
Byłam w trakcie oglądania jednego z seriali (widziałam go chyba pierwszy raz w życiu, ale musiałam jakoś zająć ten czas), gdy z hukiem otworzyły się drzwi od pokoju Andrzeja. Po chwili biegał po domu, niczym poparzony.
- Coś się stało? - zapytałam, wstając, by mu pomóc.
- Jestem spóźniony, zasnąłem! - krzyknął biegnąc już do wieszaka z kurtkami, - Bądź na hali po 14, na pewno będzie już Dawid.
- W porządku. - uśmiechnęłam się do niego, a on wykrzywił lekko usta, kiwnął na pożegnanie i zniknął za drzwiami.
Spojrzałam na zegar, wskazujący trzynastą. Poszłam do kuchni, gdzie wypiłam szklankę wody, patrząc na lekko kołyszące się od wiatru ostatnie liście na drzewach.
Nawet nie wiem czemu, na myśl przyszła mi rozmowa z Anią, zwłaszcza fragment dotyczący Andrzeja.
" On tak strasznie przeżywał waszą rozłąkę..." - rozłąkę, która trwała ponad rok? Przecież mógł się zawsze do mnie odezwał, a sam zadecydował mnie zignorować. Pamiętam, że było mu z tego powodu przykro, aktualnie nie wyciągaliśmy tej sprawy na wierzch. O co zatem chodziło Ani? Może nie widziałam o wszystkim, jeśli chodzi o niego?
Nim się obejrzałam, minęło pół godziny, więc chwyciłam przygotowaną wcześniej torbę, po czym gdy już ubrałam buty, kurtkę i szal, wyszłam na mroźne powietrze. Coraz mocniej odczuwałam nadchodzącą zimę, choć dopiero kończył się listopad.
Po mniej więcej pół godzinie dotarłam przed halę, przy której już gromadzili się ubrani na żółto-czarno kibice. Od razu można było wyczytać z ich twarzy podminowanie i radość z nadchodzącego wydarzenia.
Podeszłam do kolejki przy kasie i cierpliwie czekałam na wpuszczenie do hali.
Gdy to nastąpiło, nie zważając na pędzących ludzi, powoli skierowałam się ku wejściu.
Przestąpiwszy próg, otworzyłam szeroko oczy. Hala była ogromna, wypełniona plastikowymi krzesełkami i boiskiem. Poza energiczną muzyką lecącą z głośników, słychać było odgłosy odbijanych piłek.
Spojrzałam na boisko, gdzie znajdował się zespół Skry. Zauważyłam znajome twarze w; Wrona pokiwał mi ręką, co odwzajemniłam z uśmiechem i zaczęłam wypatrywać Resovii.
- Dotarłaś bez problemu? - nawet się nie zorientowałam, gdy Andrzej do mnie przybiegł.
- Bez najmniejszego. - odpowiedziałam. - A ty, dostałeś mocną burę?
- Nie, tylko na następnym treningu robię dodatkowe 3 serie powtórzeń. - zaśmiał się.
- Nie jest aż tak źle. - pocieszyłam go, wciąż się rozglądając.
- Jeszcze nie wyszli. - odpowiedział na moje niewypowiedziane pytanie. Spojrzałam na jego nieprzyjemny uśmiech; sama nie wiedziałam jak się zachować.
- Mam nadzieję, że to niedługo nastąpi.
- Tak, ja też, nie wiesz jak bardzo. - uciął, po czym spojrzał na swoją drużynę. - Lepiej już pójdę na rozgrzewkę. - rzucił i odszedł ode mnie. Przez chwilę spoglądałam na niego, póki speaker nie poprosił o przywitanie drużyny gości. Momentalnie moja głowa odwróciła się w stronę drugiego wejścia, przez które wchodziła Resovia, klaszcząc w dłonie. Kiedy tylko Dawid pochwycił moje spojrzenie, przybiegł szybko i mocno mnie przytulił przez bandy reklamowe.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem. - powiedział, gdy stanęłam krok dalej od niego. - Ładnie wyglądasz.
- Ja za tobą też! - odpowiedziałam, nieco zbyt emocjonalnie, ale nie potrafiłam powstrzymać uczuć.
- Jak ci się żyje w Bełchatowie?
- Bardzo dobrze, to piękne miasto. A jaki jest Rzeszów?
- Cóż, nie narzekam. - uśmiechnął się. - Mieszkanie z Andrzejem wciąż bez zarzutu?
- Tak, jest dla mnie naprawdę miły. - spojrzałam ukradkiem na wspominanego, który także od czasu do czasu rzucał na nas spojrzenie. - Idealnie cię zastępuje.
- No wiesz! - obruszył się. - Myślałem, że nikt nie jest w stanie mnie zastąpić.
- Nie powiedziałam, że jest od ciebie lepszy - usprawiedliwiałam się. - Czasem brakuje mi twojej stanowczości, na przykład przy pobudce, gdy wyciągałeś mnie za nogę z łóżka.
- Piękne czasy. - zaśmiał się, a jeden z rozgrzewających się mężczyzn krzyknął coś w jego kierunku. - Muszę już iść, widzimy się po meczu, tak?
- Poczekaj - powiedziałam. - Ania kazała ci przypomnieć, żebyś mi coś przekazał.
- No tak, prawie zapomniałem - uderzył się otwartą dłonią głowę. - Nie chciałabyś spędzić świąt z nami, w Rzeszowie?
Otworzyłam usta, przez moment nie wiedząc co powiedzieć.
- Oczywiście, z przyjemnością! - odrzekłam. - Dziękuję za zaproszenie.
- W takim razie będziemy na ciebie czekać. - powiedział i z uśmiechem odszedł do reszty zawodników.
Znalazłam swoje miejsce na trybunach, znajdujące się blisko boiska i na nim wyczekiwałam na spotkanie.


Idąc na zagrywkę czułem, że to ostatni punkt tego spotkania. W momencie, gdy wyrzuciłem piłkę w powietrze, po hali rozchodziło się głośno moje nazwisko skandowane przez ponad dwa tysiące osób. Igła bez problemu przyjął zagrywkę, przejął ją Drzyzga i rozegrał do Lotmana, który nadział się na potrójny blok. Koniec meczu został przywitany ogólną radością na trybunach, jak i w drużynie. Co prawda, mecz trwał aż pięć setów, ale pełnych walki z obu stron.
Ogólna euforia trwała jeszcze dłuższy moment, aż do wręczenia statuetki MVP (Mario) i podziękowaniu drużynie przeciwnej. Szczególnie miło patrzyło się na kadrowiczów, z którymi spędziłem nieco czasu.
- No, to pokazałeś się z dobrej strony. - zaśmiał się Kłos, gdy kończyliśmy się rozciągać. Uśmiechnąłem się, wymigując się od odpowiedzi. Poszliśmy rozdawać autografy. Zauważyłem, że Ona cały czas siedziała na swoim miejscu i patrzyła to na mnie, to na Konara.
- Gratuluję dwóch punktów, Panie Wrona. - powiedział Igła, mijając mnie w drodze do szatni.
- Jeden też nie jest taki zły, Krzysiu.
Kiedy już minęło sporo czasu i rozdałem dość podpisów, poszedłem do szatni. Wziąłem prysznic, przebrałem się i wyszedłem z powrotem na boisko.
Rozmawiała z Konarskim, uroczo się śmiejąc. Nie wiem dlaczego, nagle wstąpiła we mnie złość. Nie chciałem na nich patrzeć, ale oboje zwrócili się do mnie twarzami.
- Jesteś już - powiedział Dawid, gdy podszedłem bliżej. - Mogę zostawić ci moją kuzynkę? Muszę wracać do Ani i Marysi, już powinniśmy być w drodze.
- Pewnie, nie zatrzymuję cię. - powiedziałem, po czym ścisnęliśmy dłonie, przytulił ją i wyszedł z hali, dzwoniąc już z telefonu.
- Gratuluję wygranej. - powiedziała wesoło. - Jesteś naprawdę dobry.
- Dzięki. - powiedziałem, zdecydowanie zbyt chłodno, niż chciałem. - Idziemy?
- Tak. - powiedziała cicho i ruszyliśmy ku wyjściu.
Otworzyłem przed nią główne drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. Spadały na nas drobne krople deszczu, więc naciągnąłem jej, a potem sobie kaptur na głowę. Po przejściu jakiejś odległości w ciszy, odezwała się:
- Marysia jest naprawdę bardzo podobna do Dawida, wiesz? Ma dokładnie takie same oczy jak on, a...
- Cudownie. - przerwałem, a ona momentalnie stanęłam w miejscu.
- Andrzej, o co ci dzisiaj chodzi?! - wybuchnęła. - Cały dzień ograniczasz się do kilku rzucanych niechętnie słów, nawet na mnie nie patrzysz jak ze sobą rozmawiamy. Czy ja ci coś zrobiłam?!
- Nie. - odpowiedziałem.
- Może żałujesz, że mnie zaprosiłeś na ten mecz? Powinnam zostać w domu i czekać na ciebie aż nie wrócisz, tak?
- Nic takiego nie powiedziałem. - zacząłem spokojnie, ale później było o wiele gorzej. - Ale pewnie nie zauważyłaś, że od dwóch tygodni prawie jedynym tematem twoich rozmów był Konar? Nic, tylko jaki on był dla ciebie dobry, gdy z nim zamieszkałaś, jak o ciebie dbał, a na końcu jak dobrze podstąpił odsyłając cię do psychiatryka! Wspaniały ten twój kuzyn, prawda? Jaka szkoda, że nie był jedyną osobą, która się o ciebie martwiła!
W pierwszym momencie patrzyła na mnie zszokowana, z lekko otwartymi ustami, a potem zacisnęła je w linię, zmrużyła oczy i pokręciła głową.
- Co ty wygadujesz?
- Dokładnie to, co myślę. Pomyślałaś chociażby o Kipku?
- Kipek? - zdziwiła się.
- No tak, czego mógłbym się spodziewać - wywróciłem oczami. - Ty o niczym nie wiesz.
- Andrzej, przestań!
- Nie, to ty przestań grać pieprzoną sklerotyczkę. Przecież nie da się tego tak...
- Jak możesz?! - wykrzyknęła i szybko ruszyła przed siebie. Dopiero wtedy zrozumiałem co tak naprawdę powiedziałem.
- Zaczekaj! - krzyknąłem za nią, ale nawet nie zwolniła kroku. - No proszę cię! - wciąż to samo. - Nel, jest mi...
- Kim, do cholery jest Nel?! - odwróciła się z pretensją. Zauważyłem w jej oczach łzy. Podbiegłem do niej i próbowałem zetrzeć z jej twarzy mokre ślady.
- Przepraszam, nie chciałem, jestem...
- Zostaw mnie. - odtrąciła moją dłoń i ruszyła pędem. Stanąłem jak wryty, nie wiedząc co zrobić. Nawet jeśli ją dogonię, będzie uciekała, ile tylko znajdzie sił w nogach. W końcu zraniłem ją i to dość mocno.
Odchyliłem głowę i pozwoliłem, żeby deszcz, który przybierał na sile, padał na mnie. Jestem cholernym idiotą...
Po dłuższej chwili odnalazłem swój samochód i zdecydowałem się przejechać po mieście, by jej poszukać. A co jeśli ktoś ją dopadł..?
Starannie objeżdżałem wszystkie uliczki Bełchatowa, na które mogłem wjechać, ale bez skutku.  Serce biło mi coraz szybciej, denerwowałem się, że moje przypuszczenia okażą się trafne. W duchu modliłem się tylko, żeby zastać ją po drodze do domu; na marne.
Gdy otworzyłem jednak drzwi, od razu poszedłem do jej pokoju i odetchnąłem z ulgą. Leżała w swoim łóżku z zamkniętymi oczami, prawdopodobnie już spała.
Patrząc na jej delikatną twarz, dostałem jeszcze większych wyrzutów sumienia. Jak mogłem być dla niej tak okrutny?!
Westchnąłem i poszedłem do siebie.
Długo po tym nie mogłem zasnąć, martwiąc się, czy zdołam jej to wszystko wytłumaczyć...


---------------------------------------------------------------------------


Bezsensowne pieprzenie głupot tylko u mnie! Jak oni już mnie denerwują... :D
Jest 3:06, nie mam pojęcia czemu jeszcze tu siedzę, ale uparłam się na dodanie tego posta właśnie teraz.
Czy moje przeprosiny mają sens? Chyba już dawno straciły na wartości. :(

Korzystając z tego, że dziś Sylwester, chciałabym Wam życzyć szczęśliwego nowego roku, wielu nowych przeżyć, miłości, spełnienia najskrytszych marzeń! :)

Być może ktoś z Was już zobaczył, że rozpoczęłam tworzenie nowej historii: Prawdziwej Impretynencji, na którą już serdecznie zapraszam. Będzie... ciekawie! :>

Do następnego!
Wasza rołzi :*

niedziela, 7 grudnia 2014

#8 Moje życie bez Ciebie byłoby jak ogród bez kwiatów






Rozczarowanie. Jak często go doświadczasz?
Zapewne często, to cierpienie jest po prostu wpisane w nasze w życie.
Jeden człowiek potrafi, celowo bądź nie, zranić kogoś innego, a ten nie pojmie dlaczego tak się stało.
A wiesz co jest najgorsze? Że chociażby człowiek gryzł pięści do krwi, wypłakiwał morza łez i starał się zrobić wszystko, by zapomnieć o tym nawet na chwilę, i tak do końca będzie miał nadzieję...

Pakując torbę treningową, czułem znaczne zdenerwowanie. Nic dziwnego, w końcu to pierwszy mecz w nowej drużynie. Włożyłem właśnie na wierzch koszulkę, gdy poczułem własną słabość. Usiadłem na skraju łóżka i zamknąłem oczy. Muzyka lecąca z drugiego pokoju nie była w stanie uciszyć moich myśli. Oparłem łokcie o kolana i zwiesiłem głowę. Sam nie wiedziałem czy to kwestia meczu, czy jakiejś innej sprawy.
- Jeszcze buty. - usłyszałem Jej głos. Momentalnie otworzyłem oczy i spojrzałem w stronę, z której dochodził. Faktycznie, stała w progu, trzymając w rękach moje buty, których jeszcze nie spakowałem do torby.
- Prawie o nich zapomniałem. - uśmiechnąłem się. Podeszła bliżej i podała mi obuwie. - Dzięki.
- Śmiesznie wyglądałbyś będąc tylko w skarpetkach na boisku. - gdy buty znalazły się już w mojej torbie, usiadła koło mnie. - Nowa płyta?
- Co?
- Muzyka. - zaśmiała się.
- Nie, często jej słucham przed meczami. - powiedziałem, a ona wsłuchała się w nią jeszcze bardziej.
- Zdaje mi się, że kiedyś ją słyszałam.
Naprawdę? Ciekawe jak to się stało. Nie słuchałaś jej przecież nigdy ze mną, bo przecież nie byliśmy ze sobą, prawda?
Nie, ona nie zrozumie...
- To dość stara piosenka, pewnie puszczali ją w radiu.
Zauważyłem, że podejrzanie zamyśliła się. Może zaczęła wspominać przeszłość? Może... przypomni sobie o Olku?
- Patrycja na pewno dziś jedzie po siostrę? - zadałem pytanie, mając nadzieję, że odpowie inaczej, niż podejrzewałem.
- Tak, za godzinę mam ją zastąpić. Bardzo chciałabym być na tym meczu, uwierz mi.
- Wierzę. - wyznałem. - Być może innym razem się uda.
- Mam nadzieję, bo słyszałam, że siatkówka jest bardzo ciekawa, zwłaszcza tutaj. Przynajmniej tak mówiła Patrycja.
- Niedługo sama się przekonasz. - powiedziałam, patrząc jej w oczy.
Z dnia na dzień zdawały mi się coraz piękniejsze. Ba, ona cała piękniała. Powoli z jej wyglądu znikały ślady psychiatryka, ale nie stawała się tą dawną, moją Nel. Była inna, ale wciąż widziałem w Niej ideał.
- Do której masz zmianę?
- Do dziesiątej,
- Może przyjadę po ciebie do domu i spotkamy się z Karolem i Olą? Zapraszali nas niedawno.
- Chętnie. - powiedziała szybko, po czym spojrzała na zegarek. - Do zobaczenia później.
- Do wieczora. - powiedziałem, ale jej już nie było. Położyłem się na moment na łóżku i nawet nie wiem kiedy usnąłem. Gdy się obudziłem, było już po siedemnastej.
Zerwałem się szybko, w locie chwyciłem torbę i wyskoczyłem na korytarz. Tam ubrałem kurtkę, buty i pobiegłem do auta. Dopiero przy hali moje oczy otworzyły się szeroko. Nie pamiętam, żebym widział aż taką kolejkę na jakikolwiek z moich wcześniejszych meczów. Wychodząc z auta, poczułem w kieszeni mały kartonik. No tak, bilet. Zauważyłem, że przy kasie tworzy się dość długa kolejka, więc, idąc od tyłu, zbliżyłem się ku niej. Od razu rzuciła mi się w oczy na oko siedemnastoletnia dziewczyna, stojąca osobno.
- Nie masz biletu? - zapytałem.
- S-słucham? - otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, zadzierając głowę.
- Stoisz z boku, gdy kolejka się przesuwa. Nie masz, prawda?
- Tak, zabrakło ich.
- Trzymaj. - podałem jej bilet. - tylko nie rozpowiadaj o tym.
Dziewczyna stała jak osłupiała, nie wiedząc czy go wziąć.
- No dalej, spieszę się na rozgrzewkę. - zaśmiałem się. Wzięła go drżącymi rękoma, a ja bez słowa ruszyłem ku tylnemu wejściu.
- Niech pan zaczeka, zapłacę! - krzyknęła za mną, ale nie odwróciłem się, tylko kiwnąłem jej ręką.
Poszedłem do szatni, gdzie przywitałem się z całą drużyną, przebrałem się i wraz z innymi czekałem na trenera.
- Zdenerwowany? - zapytał Kłos, siadając koło mnie.
- Średnio. - wzruszyłem ramionami. - Zdaję sobie sprawę, że będzie gorzej, tak samo jak w Bydgoszczy.
- Tak to jest w tym zawodzie. - zaśmiał się. W ogóle nie widziałem w nim stresu.
- Jest u ciebie Ola?
- Tak, jutro rano wyjeżdża. Czemu pytasz?
- Wpadniemy do was, okej? Chciałeś Ją zapoznać z Olą.
- Pewnie, zapraszam, nawet dziś.- odpowiedział od razu.
Wyszliśmy na rozgrzewkę, powitani gromkimi brawami. Uśmiech sam zakradł się na twarz.
Spojrzałem ukradkiem w miejsce, gdzie Ona miała siedzieć, mając nadzieję, że Ją ujrzę. Nadzieja matką głupich.
Było jednak mnóstwo innych ludzi, którzy na nas liczyli.
Nie możemy dziś zawieźć tych ludzi...


Po hali rozszedł się głośny okrzyk publiczności, zwiastujący piłkę meczową. Zaserwowana przez Karola piłka poszybowała na drugą stronę, ale wróciła do nas. Przyjęcie, rozegranie i atak. Mario zakończył to, dość łatwe, spotkanie.
- Jak na rozpoczęcie sezonu, całkiem nieźle. - powiedział z uśmiechem trener, gdy wróciliśmy do szatni.
- Staraj się, a i tak powiedzą, że za mało! - odpowiedział mu tak samo Antiga.
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś? - odezwał się Miguel, po czym dodał: - Jutro bez porannego treningu. Do zobaczenia.
Wzięliśmy prysznic i w radosnej atmosferze wyszliśmy z szatni. Pożegnałem się z wszystkimi, przypomniałem o sobie Kłosowi i szybko znalazłem swój samochód. Po pięciu minutach byłem pod domem. Jeszcze nie zdążyła wrócić.
Oparłem się o samochód, a po chwili zobaczyłem Ją biegnącą w moją stronę.
- Przepraszam, miałam mnóstwo ludzi, aż do dziesiątej! - powiedziała, gdy już do mnie dotarła.
- Nie szkodzi, chwilę temu przyjechałem. - uśmiechnąłem się. W świetle latarni na jej policzku zobaczyłem pyłek. Dotknąłem go i wziąłem nieco na palce.
- Mąka. - zaśmiała się głośno. - Sam widzisz, że nie kłamię.
- Nawet tak nie pomyślałem.
- To jedziemy, tak?
- Tak, tak. - powiedziałem, po czym otworzyłem przed nią drzwi auta. Gdy już oboje siedzieliśmy, a ja odpalałem silnik, ona włączyła odtwarzacz.
- Wygraliście?
- Trzy-zero.
- Gratuluję. - uśmiechnęła się.
 Przewijała listę, aż natrafiła na "Zanim pójdę". Zaczęła śpiewać.
Pierwszy raz w życiu usłyszałem jej głos, był piękny. Miała zamknięte oczy i uśmiech na twarzy. Zwolniłem nieco auto, by przedłużyć tę przyjemność. Niestety, po dłuższym niż zwykle czasie, przyjechaliśmy na miejsce.
Wysiedliśmy i podążyliśmy ku blokowi. Wpisałem znany mi kod na klatkę schodową i weszliśmy na drugie piętro. Zadzwoniłem do drzwi. Przez chwilę nie było żadnej odpowiedzi.
- Czy oni są mili? - zapytała mnie szeptem.
- Bardzo. Powinnaś ich polubić, Karola już zresztą znasz. - odpowiedziałem, po czym zstępując z nogi na nogę "przypadkowo" dotknąłem Jej ramienia.
W tym momencie drzwi się otworzyły. Stał w nich Kłos, jak zwykle się uśmiechając.
- No cześć. - przywitał się, odsuwając się w bok. - Zapraszam.
Weszła pierwsza, rozglądając się od razu po przedpokoju.
- Kiedy ostatni raz przyszedłem do ciebie o tej godzinie? - zapytałem ze śmiechem.
- Chyba graliśmy jeszcze w Metrze. - odpowiedział tym samym.
Zdjęliśmy kurtki i buty, po czym poszliśmy do salonu, gdzie czekała już Ola.
- Hej, Ola. - powiedziała, podchodząc do Niej.
- Anastazja. - szepnęła cicho.
- Miło cię w końcu poznać, słyszałam o tobie.
Jej przerażona twarz spojrzała na mnie, ale pokręciłem głową.
- Od Karola. - dodała.
- To... chyba dobrze. - powiedziała zdezorientowana.
- To co, usiądźmy. - powiedział Kłos, więc zrobiliśmy, co powiedział. - Coś pijecie?
- Nie, jestem autem. - powiedziałem.
- A ty? - zapytał ją.
- Nie, ja nie piję. - odpowiedziała, a on uniósł brwi.
- No okej. Ola?
Pokręciła głową.
- Bądźmy dobrymi gospodarzami. - uśmiechnęła się do niego.
- Jak uważasz. - powiedział, siadając.
- Więc, Anastazjo, skąd właściwie jesteś? - zagaiła Ją Ola.
- Z Gdańska, ale większość życia spędziłam w Bydgoszczy.
- Bydgoszcz, piękne miasto, prawda?
- Tak, najpiękniejsze. Ale Bełchatów też mi się podoba.
- Nic dziwnego. - powiedziała. - Na co dzień mieszkam w Warszawie i przyjeżdżam tu odpocząć od hałasu. Co prawda to nie to samo co na wsi, ale...
- No wiesz! - żachnął się Karol, a ja roześmiałem się.
- Oj wiesz, że to tylko dodatek od przyjazdu do ciebie. - odpowiedziała mu, po czym znowu zwróciła się do Niej. - A, wybacz, że spytam, ile masz lat?
- Dwadzieścia cztery.
- Tyle samo co ja! A jaką szkołę kończyłaś?
- Piąte liceum, sportowe.
- Że też cię nigdy nie spotkałam; często jeździłam na zawody, nawet tam.
- Nie udzielałam się tam zbytnio, może dlatego. - uśmiechnęła się skromnie.
- No, ale teraz już się znamy!
- Tak, poznamy się na ulicy.
- Oczywiście, ale nie w tym miesiącu, jutro wyjeżdżam.
- A byłaś tu zaledwie dwa dni! - odezwał się Kłos.
- Taką mam pracę. - tłumaczyła się, a on objął ją ramieniem. Uśmiechnąłem się do nich. Znałem ich od dawna i wciąż miło mi się patrzyło na nich razem.
- Z tego co wiem, nie mogłaś być na dzisiejszym meczu, prawda? - odezwała się ponownie Ola.
- Tak, zastępowałam koleżankę w pracy, musiała odebrać siostrę z lotniska.
- Podziwiam cię. Ale skoro macie dobre kontakty, to dość normalne. U mnie pracują same... no, niemiłe kobiety. - zaśmiała się. - Ale na następnym meczu zapewne będziesz?
- O ile Andrzej będzie tego chciał, to tak.
- Też mi pytanie. - skomentowałem. - Tym razem będziesz siedziała w najlepszym z możliwych miejsc.
- W porządku. - spojrzała mi w oczy. Zielone tęczówki otaczało zaczerwienienie, zapewne ze zmęczenia.
- Żałuję, że mam wtedy pilny wyjazd. Przegapić coś takiego...
- Przesadzasz. - powiedziałem, a ona uniosła brwi.
- Chciałabym przesadzać.
Gdy zaległa chwilowa cisza, Ona ziewnęła.
- Zmęczona? - zapytał Kłos.
- Troszkę, - odpowiedziała.
- Może lepiej już jedźmy? - zaproponowałem.
- Porozmawiamy dłużej przy innej okazji, mam nadzieję, że niedługo.
Wstaliśmy i ponownie ubraliśmy odzież wierzchnią.
- Naprawdę cieszę się, że cię poznałam. - powiedziała Olka, gdy wychodziliśmy. - Do następnego razu!
Uśmiechnąłem się do nich i zeszliśmy po schodach na zewnątrz.
- Podobało ci się? - zapytałem, gdy jechaliśmy w stronę domu.
- Tak, ale nie jestem przyzwyczajona do takich godzin odwiedzin.
- Ja też, ale też słyszałaś, że Ola jutro jedzie do siebie.
- Rozumiem. Cieszę się, że mnie do nich zawiozłeś.
Kiedy byliśmy już w domu, poszedłem do kuchni. Nalałem szklankę wody i pijąc ją, oparłem się o blat, w czasie gdy ona brała prysznic.
- Andrzej? - odezwała się mniej więcej po kwadransie, stojąc z progu.
- Tak?
- O co chodziło Oli, gdy mówiła, że żałuje, że nie może być na waszym następnym meczu?
Uśmiechnąłem się. Liczyłem, że o to spyta.
- Następny mecz w Bełchatowie gramy z Rzeszowem.
- Naprawdę?! - ożywiła się.
- Tak, za dwa tygodnie. - dodałem, patrząc jak się cieszy.
- Tym razem na pewno dostanę wolne, może nawet dwa dni! Dawid, Ania... tak dawno ich nie widziałam... i Marysia! Ciekawe jak wygląda.
- Niedługo się dowiesz. - powiedziałem. - A teraz idź już spać, masz ciężki dzień za sobą.
- Nie wiem czy zasnę. - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Taka wiadomość... Idealna na zakończenie dnia. Dobranoc. - rzuciła, wychodząc z kuchni.
- Tak, dobranoc. - powiedziałem, po czym sam wziąłem prysznic i położyłem się w swoim łóżku.
Od jakiegoś czasu chciałem jej powiedzieć o tym meczu, o przyjeździe Konara, ale... teraz nie czułem się z tym tak, jak sobie wyobrażałem. Coś kuło moje wnętrze.
Zazdrość? Czy to realne? Nie powinienem niczego zazdrościć. Czemu więc dochodzi do tego złość?
Być może to przez emocje z meczu, przynajmniej z taką myślą zasnąłem.


------------------------------------------------------------

Nie wiem czemu to u góry tak wygląda, gdzie się podziała moja wena... po prostu nie wiem.
Przepraszam za ten jednodniowy poślizg, choć gdyby spojrzeć na to, że wczoraj 3/4 dnia przeryczałam, nie jest chyba aż tak źle.
Mimo wszystko przepraszam, że kolejny raz Was zawiodłam.
Następny rozdział pojawi się na 100% w tym miesiącu, może i dwa, zależy jak często będę musiała uciekać w świat Nel. ;)

wasza rołzi.