sobota, 24 października 2015

#17 Czy czujesz to co ja?




- Jak to wszystko przyjęła? Tak jak poprzednim razem?
- Nie do końca. Podejrzewam, że to wszystko jeszcze do końca do niej  nie dotarło. - powiedziałem, zgodnie z moimi przypuszczeniami. Konarski nie odpowiedział od razu.
- Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. - w jego głosie wyczułem niespotykaną dawno bezsilność. - No trudno, musimy sobie jakoś z tym poradzić, odkręcić tę całą sytuację...
- Odkręcić? - zdziwiłem się. - Jak niby chcesz to zrobić, skoro wszystkie wspomnienia wracają do niej z taką szybkością, że aż boi się zasnąć?
Westchnął głośno, a ja przetarłem oczy. Nie zmrużyłem oka ani na chwilę, całą noc czuwając nad jej snem. Nie mogłem zasnąć ze świadomością, że nie pomógłbym jej na czas.
- Stary, naprawdę jestem w rozsypce, chciałbym ci odpowiedzieć na pytanie co robić, ale sam nie znam odpowiedzi. 
- Zgadzasz się na szybsze przywrócenie wspomnień? - owijanie w bawełnę nigdy mi się nie udawało, teraz nie było to wyjątkiem. - Chcę opowiadać jej o tym, co się działo w jej życiu, nie okłamywać w żadnej kwestii.
- Nawet odnośnie Olka?
- O nim wie już od wczoraj, nie miałem wyboru, pytała o powód depresji.
- Rozumiem. - zamyślił się. - W takim razie to chyba jedyne rozwiazanie, aby do końca nie zwariowała.
- Odwiedzisz ją? - zapytałem nieco ciszej, słysząc odgłosy wychodzące z mojej sypialni.
- Pewnie, nie widzę innej opcji, ale jeszcze nie wiem kiedy dokładnie będę miał dłużej wolne, sam dobrze wiesz, Plusliga nie ma przerwy.
- Tak, ale... ona cię potrzebuje.
- Nie tak bardzo jak ciebie. - westchnąłem na te słowa. Spodziewałem się wykrętów. - Jutro wylatujemy z Warszawy do Paryża, jak wrócimy, wytłumaczę jej parę spraw.
- Obawiam się, że może być już za późno. - mruknąłem, ale dobrze wiedziałem, że nie uda mi się zmienić sytuacji. - W takim razie będę próbował przywrócić ją do... normalności.
- To może śmieszne, ale po tym całym praniu mózgu... Wydawała się taka szczęśliwa, pełna życia... Jak dawniej przy tobie.
- Ale nie była sobą, tylko kimś wykreowanym przez tego psychiatrę. Nie chcę, żeby znów taka była, wolę prawdziwą Nel, chamską, kapryśną, ale za razem delikatną. Taką, która dla mnie wielką zagadką i...
- W takim razie zrób co tylko możesz, żeby wróciła. - powiedział. - Muszę kończyć, podjechałem pod halę. Daj mi później znać jak się czuje.
- Jasne.
- Dzięki, że jesteś przy niej, jestem twoim dłużnikiem.
- Przecież robię tylko to, co powinienem. - wzruszyłem ramionami.
- Nie, robisz o wiele więcej. - odrzekł. - Trzymaj się.
Usłyszałem odgłos zakończonego połączenia. Odłożyłem telefon na stół i w łazience opłukałem twarz zimną wodą. Próbowałem wziąć się w garść, dodać sobie potrzebnej dziś odwagi.
Gdy wyszedłem, wciąż była w pokoju. Zbliżała się dziewiąta, nie uwierzyłbym, że jeszcze śpi.
Starając się nie narobić hałasu, otworzyłem drzwi sypialni. W półmroku dostrzegłem jej postać; siedziała na łóżku z podkulonymi nogami, wpatrując się przed siebie.
- Przeszkadzam? - zapytałem, a ona pokręciła głową, nawet nie mnie nie patrząc. - Jak się czujesz? - wzruszyła ramionami, a mnie ścisnęło w piersi na widok jej zastygniętej twarzy. - Słuchaj, rozumiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale...
- Wiesz, że nie czuję się dobrze. - spojrzała na mnie, siadając na skraju łóżka. Nie była najwidoczniej chętna do rozmów.
- Masz rację, wiem. - odpowiedziałem, opierając się o futrynę. - Chodź do salonu, porozmawiamy.
- Czy musimy teraz?
- Chcę coś ci pokazać. - wyjaśniłem przyczynę, czym najwyraźniej ją przekonałem. Wstała, ale złapała się za głowę. Chwyciłem jej ramię. - Wszystko okej?
- Tak, tylko zakręciło mi się w głowie. - powiedziała, ale zaniepokoił mnie ta nagła słabość. Narzuciłem jej na ramiona swoją szarą bluzę i wyszedłem. Podążyła za mną.
Kiedy usiadła na kanapie podałem jej starą gazetę regionalną. Chwyciła ją w dłonie, ale spoglądała na mnie pytająco.
- W środku znajduje się artykuł odnośnie Olka. Zachowałem ją, żeby nigdy nie zapomnieć kto cię tak zranił.
Brukowiec był ze stycznia, na okładce znajdował się numer strony, który napisałem czarnym mazakiem. Otworzyła na niej i zaczęła czytać.
"HISTORIA MROŻĄCA KREW W ŻYŁACH NA PERYFERIACH BYDGOSZCZY.
Około godziny dwudziestej 4 lutego b.r. komisariat policji w Bydgoszczy otrzymał zawiadomienie o znalezieniu ciała Aleksandra R.  w jednym z domów na przedmieściach. Po przybyciu na miejsce, funkcjonariusze zaczęli badać przyczyny oraz czas śmierci mężczyzny. Znaleziono odciski palców oraz wiele dowodów na pojawienie się przy zmarłym w tym czasie Anastazji F., lecz po dalszej analizie i przesłuchaniach jako genezę zgonu uznano samobójstwo, co wykluczyło ją jako jedyną osobę podejrzaną o morderstwo. Sprawa została wyjaśniona drogą sądową trzy tygodnie później. Co stało się przyczyną zbrodni Aleksandra? Według zeznań, powoływał się na silne emocje dotyczące kobiety oraz niechęć do świata.
Coraz więcej młodych osób..."
dalsza część nie dotyczyła już owej sprawy, redakcja nawiązała do wzrastającej liczby śmierci młodych.
- Rzeczywiście coś do mnie czuł. - powiedziała, po czym zapytała: - Nie uczestniczyłam w żadnym wypadku drogowym, który wmawiał mi Bronkiewicz, prawda?
- Nie. - odpowiedziałem. - Twoje rany powstały właśnie czwartego lutego w domu Olka.
Zamknęła oczy.
- Właśnie to mi się dziś śniło, jego dom, jakieś ciemne pomieszczenie...
- Przykro mi, że musisz do tego wszystkiego wracać. - wyznałem po chwili, a ona uśmiechnęła się nikle.
- Wolę bolesną prawdę niż cukierkowe, wymyślone historie o moim zyciu.
Odwzajemniłem uśmiech; jej podejście do tej sprawy bardzo mi się spodobało. Byłem pewny, że dalsze historie przyjmie jak najpoważniej jak potrafi.
Udałem się do kuchni, gdzie zrobiłem nam herbaty i czym prędzej wróciłem do niej. Po raz kolejny przyglądała się zdjęciom na ścianie; zauważyłem, że dziś zachowuje się inaczej, jest lepiej przygotowana psychicznie, choć zapewne wie, jak ciężki będzie ten dzień.
Postawiłem kubki na stole i usiadłem, patrząc na jej zachowanie.
W pewnym momencie dostrzegła opuszczoną ramkę. Uniosła ją, a na widok zdjęcia, odwróciła się, podeszła i usiadła obok.
- Dlaczego masz moje zdjęcie? - ukazała mi szklaną stronę, na której widniał Jej wizerunek. Uśmiechała się szeroko, siedząc na fotelu ze szkicownkiem w rękach, ubrana w zimową ciemnozieloną sukienkę. Pamiętam, że długo namawiałem Ją, by dała się sfotografować. W późniejszym czasie uznałem to za dobry wybór; tylko w ten sposób mogłem patrzeć na Jej osobę, gdy zdecydowała się na leczenie.
Odłożyłem obrazek i spojrzałem na nią z powagą.
- Musisz wiedzieć, że tak naprawdę nie zniknąłem z twojego życia tak, jak mówił psychiatra. To prawda, byłem przy tobie prawie cały czas, od kiedy się poznaliśmy, ale od grudnia zeszłego roku byliśmy razem. Trwało to dopóki nie trafiłaś do szpitala, później o nas zapomniałaś. Nie mogłem opowiedzieć ci co nas łączyło, bo nie wiedziałem jaka byłaby twoja reakcja. Wyobraź sobie, że ktoś nagle wmawia ci, że coś was łączyło...
Na początku patrzyła na mnie zszokowana przez dłuższą chwilę, a potem jeszcze raz spojrzała na zdjęcie i uśmiechnęła się.
- To właśnie o tym miałam zapomnieć za wszelką cenę, teraz już wiem. - pokręciła głową. - Jak on mógł mi to zrobić?
- O kim mówisz? - zapytałem zdezorientowany.
- O Bronkiewiczu, do teraz nie mogę tego pojąć. Wymazał z mojej pamięci najważniejsze momenty życia. Ślub Konarskiego zapewne też spędziłam z tobą?
Przytaknąłem. Podejrzewałem już wcześniej, że tak to zaplanował.
- Dlatego nie pamiętam nic oprócz mszy, na której zapewne nie zwracałam na ciebie aż tak dużo uwagi. - powiedziała, sam nie wiem czy do siebie czy do mnie.
- To możliwe, z tego co kojarzę, wpatrywałaś się w parę młodą prawie cały czas.
- Już rozumiem. - spuściła wzrok; czułem, że nie powinienem drążyć dalej tego tematu.
- Dziś do Bydgoszczy przyjeżdża Skra, muszę pojawić się na treningu. - powiedziałem. - Zgodzisz się na ten czas być z Kipkiem? Nie chciałbym cię zostawić samej, a na treningu będzie moja drużyna, na pewno będą chcieli z tobą porozmawiać i... Nie chciałbym, żebyś czuła się przytłoczona ich towarzystwem, to chyba jeszcze nie czas.
- Jestem tego samego zdania. - stwierdziła. - Marcin... Czy on już o wszystkim wie?
- Nie do końca - wyznałem. Wczorajszy dzień nie dał mi ani chwili spokoju, w której mógłbym mu wytłumaczyć co się stało. - Pogadam z nim, do tego czasu na pewno będzie poinformowany.
Pokiwała jedynie głową, jak gdyby bała się słów, które miałyby wypłynąć z jej ust.
Wypełniłem swoją obietnicę i poinformowałem Walińskiego o zaistniałej sytuacji, a on chętnie zgodził się na opiekę nad nią.
W międzyczasie zadzwonił Dawid , aby z Nią porozmawiać. Nie było mnie przy wymianie zdań, ale stała się jeszcze bardziej smutna niż przed nią.
W mojej głowie kiełkowała tylko jedna myśl: zrobię wszystko, byle tylko nie pozwolić jej znów zwariować.



Każdy czyn, który człowiek wykonał w ciągu życia można porównać do kropli wody. Kto przejmowałby się tak małą drobiną gdy powstają kolejne? Pozostawiasz ją w zbiorniku wraz z innymi. Z czasem gromadzi się ich coraz więcej, ale nie zwracasz na to wielkiej uwagi. Powoli powstaje morze, po którym plyniesz na niepewnej tratwie. Niektóre, kolejne wydarzenia są niczym podmuchy wiatru lub ogromne fale - stracają Cię ze stałej powierzchni. Zaczynasz tonąć w Twoim własnym oceanie wspomnień. Woda staje się nieznaną, wyjatkowo zimną. 
Będąc już przy dnie szukasz pomocy, ale nie widzisz ratunku.
 Wciąż zostajesz przy dnie, nie mogąc ani wypłynąć na powierzchnię, ani pozwolić pochłonąć się przez chłodne fale.
Czujesz tę bezsilność? Ona od teraz będzie Twoją przyjaciółką...



Od ponad godziny wpatrywałam się tępo w telewizor, w którym migały kolorowe reklamy. Zupełnie nie wiedziałam czego dotyczą, ale przynajmniej sprawiałam wrażenie zainteresowanej; Andrzej nie patrzył już na mnie podejrzanym wzrokiem.
Zżerały mnie wyrzuty sumienia: nie powinien tak się mną zamartwiać, ma w końcu swoje sprawy.
Dobrze wiedziałam, że świat nie kręci się wokół mnie, ale za każdym razem gdy próbowałam mu to delikatnie zasugerować, tym więcej uwagi mi poświęcał.
Gdy nadszedł wieczór, nerwowo zaczął wyczekiwać Walińskiego. Wrona owinął moje ramiona kocem i nie pozwolił spod niego wychodzić.
- Gdybyś poczuła się źle, Marcin ci pomoże, tylko mu o tym powiedz , okej? -zapytał, a ja przytaknęłam.
Kiedy spoglądał na mnie z uwagą (czekając na moją reakcję), po mieszkaniu rozszedł się dźwięk domofonu.
Wrona bez słowa otworzył drzwi do bloku, a potem wejściowe.
- Dzięki stary, ratujesz mi skórę. - Andrzej przywitał się z Kipkiem w przedpokoju, na który nie miałam widoku.
- To nic takiego, pomagałeś mi w gorszych sytuacjach. - odrzekł, po czym oboje przyszli do mnie.
Niebieskie oczy gościa emanowały radością. Nie mogłam ich tak po prostu zignorować.
-Cześć, Arielko. - uśmiechnął się szeroko, a ja zamrugałam szybko kilka razy. Czekał na moją odpowiedź, jednakże jej nie otrzymał. Andrzej spojrzał na niego wymownie. - Okej, już nie przesadzaj z tym powitaniem, ma gadanie mamy trochę czasu!
Unioslam jeden kącik ust, a gospodarz ubrał się do wyjścia.
- Powinienem wrócić za mniej więcej trzy godziny, chyba nie muszę mówić gdzie co jest? -  na jego słowa , oboje się roześmiali.
- Nie musisz, o ile nie przestawiałeś nic od kilku dni.
- Trzymajcie się. - po raz ostatni spojrzał na mnie i wyszedł. W mieszkaniu tylko przez następne dwie minuty panowała cisza.
- Niezły z niego panikarz, co nie? - ponownie usłyszałam jego śmiech. - Zawsze taki był, ale miało to też swoje plusy. Nie chcesz nawet wiedzieć ile razy pomagał mi wyjść z bagna, które sam stworzyłem.
Uśmiechnęłam się lekko; możliwe, że Andrzej był stworzony do pomocy innym.
- Tak więc, moja droga, jak się dziś czujesz? - wzruszyłam ramionami. - Och no proszę cię, nie można cały czas milczeć, opowiedz mi coś!
- Nie jestem pewna niczego, co dzieje się od dwóch dni, jak mogłabym o tym mówić?
- Nie musisz akurat tego poruszać. - usiadł obok mnie. - Opowiedz mi co działo się od czasu gdy wyszłaś z wariatkowa?
Zdecydowanie jego mocną cechą była szczerość. Przekonał mnie do tego, by nieco się otworzyć. Inaczej atmosfera byłaby co najmniej ciążąca.
Opowiedziałam mu okrojoną historię mojej pracy; nie była ona najciekawsza, lecz Waliński słuchał mnie z prawdziwym zainteresowaniem.
- ...Niekiedy musiałam zostać dłużej na zastępstwach, przez to nie poszłam na jeden z meczów Andrzeja, wtedy też pierwszy raz czułam, że się na mnie zawiódł, choć wmawiał mi coś zupełnie innego.
- A właśnie, jak to między wami jest? - przerwał mi.
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi, poprawiając na sobie koc.
- Dobrze wiesz - uśmiechnął się zawadiacko. - Jest między wami coś?
- Nie, skądże. - moje zaprzeczenia chyba niezbyt go przekonały.
- Odniosłem nieco inne wrażenie, myślałem, że wciąż jesteście razem, jeszcze od ślubu Konara.
- Gdy wróciłam ze szpitala... Nie wiedziałam, że kiedykolwiek byliśmy razem. - wyjaśniłam, choć czułam, że jedynie zgrywał niedoinformowanego.
- Wiesz, Nel, podziwiam cię. - odezwał się po chwili. - Pamiętam, że gdy byłaś w podobnym stanie kiedyś, nie wychodziłaś do nikogo, a jedynym co do mnie powiedziałaś, była prośba o fajki. Teraz siedzisz tu ze mną, rozmawiasz... Czuję, że teraz tak łatwo nie wpadniesz w depresję.
Spojrzał na mnie z powagą, ale też sympatią. To dzięki niemu dotarło do mnie, że jestem kimś innym niż myślałam. Byłam mu za to wdzięczna, choć całkowicie zniszczył mój światopogląd.
- Dzięki. - odpowiedziałam cicho, a jego mimika wykonała obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
- To co, jakiś meczyk? - chwycił pilota i przełączył na jeden ze sportowych kanałów. Na ekranie pojawiła się zielona murawa, a mężczyzna opowiadał mi co aktualnie dzieje się na boisku. Po kilkunastu minutach przestałam go słuchać i zaczęłam trawić naszą poprzednią rozmowę.
- Marcin. - wyrwałam go z monologu, co nieco go zszokowało.
- Tak?
- Czy Andrzej i ja... Byliśmy razem szczęśliwi? To znaczy, wiesz, do czasu śmierci z Olkiem.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedział lekko. - Opiekował się tobą gdy byłaś w rozsypce, wspierał cię zawsze i mimo wszystko. Dopełnialiście się; on zawsze uśmiechnięty, znajdował kontakt z każdym kogo spotykał, a ty... No cóż, uciekałaś od jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi; poza nim. Wyrzekałaś się uczuć przez długi czas, ale wiedziałaś, że bez niego nie byłabyś w stanie żyć, tak samo jak on bez ciebie. Szczęście to zbyt małe słowo by używać je przy opisie was dwojga.
Pokiwałam jedynie głową ze zrozumieniem; zamknął mi usta na dobre pół godziny.
Patrząc na niebo za oknem wywnioskowałam, że minęło już sporo czasu. Powoli zaczynało brakować mi samotności, ale nie wiedzieć czemu, nie mogłam ot tak opuścić Kipka.
Nim się obejrzałam, drzwi wejściowe otworzyły się, a po chwili do pokoju wszedł Wrona. Zaczerwienione policzki wskazywały na brak poprawy pogody. Ogarniał nas wzrokiem dobre kilka sekund, nim umiechnął się, w tym samym czasie mierzwiąc włosy.
-  Przerwa w treningach nigdy nie wpływała na mnie dobrze. - zaśmiał się. - Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak zmęczył się przy zagrywkach.
- Znając ciebie, do jutrzejszego wieczora dojdziesz do siebie. - Kipek wywrócił oczyma.
- Postaram się Ciebie nie zmiażdżyć. - Andrzej wyszczerzył się ku niemu.
- Żeby przypadkiem ciebie nie musieli znosić z boiska! - odwdzięczył się, wstając i udając się ku wyjściu. Przed tym odwrócił się jednak ku mnie. - Pamiętaj, Arielko, że zawsze możesz się do mnie zwrócić, w każdej sprawie. - mrugnął okiem. - Do zobaczenia niedługo.
Wrona odprowadził go, po czym usiadł w fotelu.
- Jak było? - zapytał, a ja nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa przez długą chwilę.
- D-dość dobrze. - wydukałam w końcu.
- Na pewno cały czas opowiadał ci o swoim życiu, jest okropnym gadułą. - uśmiechnął się szeroko. - Czujesz się choć trochę lepiej?
Przytaknęłam skinięciem głowy. Mężczyzna zaczął oglądać mecz, tym razem jedną z powtórek siatkówki. Patrzyłam na niego, myśląc o słowach Marcina. Wcześniej nie widziałam w nim kogoś, z kim łączyła mnie więź większa niż zwykła znajomość.
Do głowy wpłynęło kolejne wspomnienie; siedzieliśmy właśnie tutaj, w salonie. U moich nóg leżał pies, a ja sama opierałam głowę o jego ramię. Jego dłoń gładziła mój policzek gdy opowiadał o tym jak widzi naszą wspólną przyszłość. Czułam się wtedy jedną z najszczęśliwszych osób na Ziemi.
- Już odpływasz? - wyrwał mnie z zadumy z taką delikatnością, że miałam ochotę prosić, by mówił dalej o domu na obrzeżach miasta.
- Jestem trochę... zmęczona, ale nie chcę jeszcze iść spać. - powiedziałam, wywołując jego zdziwienie. - Czuję się tutaj dobrze, nie każ mi stąd odchodzić.
- Nie chcę, żebyś gdziekolwiek szła. - rzekł lekko. - Możemy tu siedzieć nawet do rana.
Uśmiechnęłam się, jeszcze bardziej zanurzając pod przykryciem.

Gdy toniesz, szukasz jakiejkolwiek odsieczy z Twojej strasznej sytuacji.
Chwytasz się wszystkiego, co może Ci pomóc.
Powoli znikając do krainy Morfeusza miałam nadzieję, że obecność Wrony będzie dla mnie niczym zbawienna łódź na moim własnym oceanie.


-------------------------------------------------
Ojej, przepraszam! Po pierwsze, za tak długi odstęp czasowy od ostatniego wpisu, a po drugie za treść.
Chciałam dodać ten post koniecznie dziś, ponieważ w następnych dniach (mam nadzieję, że nie tygodniach!) nie będę miała zbyt dużo czasu.
Chyba powinnam nieco zmienić wygląd tej strony, co Wy na to?

Trzymajcie się ciepło :)
rołzi.

sobota, 3 października 2015

#16 Nie muszę się już bać, że wszystko przeze mnie.




Zimowy podmuch wiatru rozwiał moje włosy, dotykając też szyi. Wzdrygnęłam się, po czym schowałam dłonie do kieszeni i kark za kołnierz. W czasie jazdy zdążyłam przyzwyczaić się do ciepła samochodu, choć atmosfera w środku też nie należała do najcieplejszych.
Stojąc już przed autem, rozglądałam się po blokowisku, na którym mieszkałam. Było inne niż zapamiętałam, co wcale mnie nie zdziwiło. Poza grupką młodych mężczyzn z żarzącymi się papierosami i z drazniacymi  nie widziałam żywej duszy.
Andrzej w tym czasie podszedł juz do klatki, przy której bylo dobrze znane mi wejście. Zbliżyłam się.
- Przecież mówiłeś, że Dawid sprzedał to mieszkanie.
- Póki co dał je na wynajem mojemu znajomemu. - powiedział mi zadzwonił pod numer 14.
Wymienił kilka słów z niejakim Pawłem, w czasie gdy ja rozejrzałam się jeszcze raz wokół. Twarze ludzi zgromadzonych pod sąsiednią klatką patrzyły w moją stronę. Usłyszałam głos jednego z nich: "ej to jest ta spod 14, ta cała Nel!" Reszta potwierdziła lub dodała kilka słów od siebie. Nie chcąc ich słuchać, odwróciłam się i w tym samym momencie drzwi frontowe się otworzyły dzieki lokatorowi 14.
Weszliśmy do środka i podążyliśmy pod dane mieszkanie. W otwartych drzwiach stał uśmiechnięty młodszy chłopak. Zaprosił nas do środka miłym gestem.
- No cześć! - przywitał się z Andrzejem i wyciągnął ku mnie dłoń. - Paweł, miło cię poznać.
- Anastazja. - uścisnęłam ją.
- Napijecie się czegoś?
- Nie, jestesmy tylko na chwilę. - siatkarz uśmiechnął się do gospodarza. - Czy moglibyśmy się tylko rozejrzeć po jednym z pokoi? Anastazja kiedyś tu mieszkała i w jednym z zakamarków zostawiła coś bardzo dla niej ważnego, starą figurkę, którą dostała od rodziców. - wskazał na mój dawny pokój. Na sam widok drzwi ścisnęło mnie w gardle.
- Pewnie, nie krępujcie się, tego pokoju jeszcze nie zagospodarowałem.
Odważyłam się pierwsza pociągnąć za klamkę.
Moje oczy starały się chłonąć każdy najmniejszy fragment mojego starego miejsca.
Beżowe ściany pozostały nieruszone, tak jak stara szafa na całą ścianę. Łóżko stało w tym samym miejscu, niedaleko okna z widokiem miasto.
Gdy weszłam w głąb, ujrzałam odpryśniętą farbę na ścianie i rysy na drewnie szafy, które były coraz intensywniejsze im bliżej były drzwiczek.
Spojrzałam na Andrzeja, który zaplótł ręce na piersi.
- To tutaj wszystko się zaczęło. - powiedział, a po chwili usiadł na łóżku. - Tu uciekałaś przed światem, ludźmi, ale niestety nie przez swoimi myślami.
Przejechałam dłonią po szafie. Ślady nie były bardzo głębokie, a układały się idealnie w odległości, w jakiej znajdowały się od siebie moje paznokcie.
- Gdy dopadały cię wspomnienia, musiałaś jakoś je odreagować, przynajmniej w czasie gdy opiekował się tobą Konar. - wyjaśnił śledząc moje ruchy. - Kiedy przejąłem jego zadanie, starałem się kontrolować co robisz, spędzać z tobą jak najwięcej czasu. Niekiedy widziałem, że masz mnie dość, nic dziwnego, przesiadywałem z tobą całe dnie. - uśmiechnął się. - Nie mogłem cię zostawić gdy czułaś się źle.
Chwilowa radość zniknęła z momentem, z którym otworzyłam szafę.
W środku aż roiło się od białych kartek z czarnymi, wielokrotnie poprawianymi napisami.
"Jesteś nikim."
"Po co żyjesz?"
"On cię znajdzie."
"Zwykła szmata."
"Droga śmierci, przyjdź."
Ostatnie słowa powtórzyły się najwięcej razy. Złapałam się za głowę, nie mogąc wyrzucić z niej wracających wspomnień.

Ciemny parking... Potem nagły ból, sparaliżowane ciało, cudzy oddech na mojej przyciśniętej do ziemi szyi... Bezwład, strach, szok.
Potem osamotnienie, które nie chciało mnie opuścić, zwłaszcza w tych czterech ścianach.
Chciałam umrzeć, o niczym innym nie marzyłam, pamiętam to.
Sięgałam nawet po żyletkę, chciałam popełnić samobójstwo, wciąż myślałam o odejściu z tego świata. Nigdy jednak się na to nie odważyłam.
Wykrzywiona w smutku twarz Dawida i złość Ani pojawiły się przed moimi oczyma. Zadałam im tyle bólu...
- Anastazjo? - głos Andrzeja wydobywał się jakby zza szyby.
Andrzej... Teraz widziałam jego szare oczy patrzące na mnie z uśmiechem i nadzieją. To było tak niedawno... Poczułam ciepło na sercu; teraz już wiedziałam to, co najważniejsze.
To on starał się miesiącami poskładać moje zniszczone wnętrze. Jego ciepłe ramiona trzymały mnie, gdy nie miałam siły i walczyłam ze sobą, by nie zrobić sobie krzywdy. Jego słowa zawsze potrafiły do mnie dotrzeć, nawet gdy broniłam się przed nimi rękami i nogami.
Był przy mnie wtedy, gdy potrzebowałam pomocy.
Zobaczyłam go w tym pokoju, trzymającego w rękach płytę z muzyką, której słuchaliśmy razem, potem przeglądającego moje prace, kładącego mnie do łóżka i przykrywającego kołdrą.
Opiekun, mój anioł...



- Wszystko okej? - jego twarz znalazła się nagle blisko mojej, patrząc na nią z niepokojem. Zdałam sobie sprawę, że opieram się o mebel, siedząc na podłodze.
- To wszystko prawda. - wyszeptałam cicho, a moje oczy się zaszkliły. - Naprawdę byłeś przy mnie, pomagałeś mi...
- Tak jak mówiłem. - przyznał, dotykając mojego ramienia. - Czy teraz...?
- Chyba część mojej pamięci wróciła. - odpowiedziałam i zakryłam twarz w dłoniach.
- Co dokładniej? - domagał się bardziej szczegółowej odpowiedzi. Nie widziałam przeciwwskazań, by mu jej nie udzielić.
- Ten gwałt, odizolowanie, depresja, potem Dawid, Ania. - spojrzałam na mężczyznę, który usiadł naprzeciw mnie. - I ty, twoja opieka nade mną... Nasza przyjaźń.
- Przyjaźń. - powtórzył cicho. - Zgadza się, była piękna. Zrobiłbym dla ciebie...
- Coś się stało? - w drzwiach pokoju pojawił się Paweł, patrząc na nas podejrzliwie.
- Nie, skądże. Jednak nie ma tutaj tej figurki, musimy jej poszukać gdzieś indziej. - powiedział Wrona, pomagając mi wstać, gdy sam to zrobił. - Chodź, Nastka, obiecuję ci, że ją znajdziemy.
Objął mnie ramionami i pomógł wyjść.
- Badź silna, proszę. - szeptał, gdy żegnaliśmy się z chłopakiem.
Wsiadłam do auta niczym kukła kierowana przez Andrzeja.
Kiedy oboje siedzieliśmy w środku, spojrzał na mnie wnikliwie.
- Masz już dość?
- Nie. - odpowiedziałam. - Daj mi chwilę, muszę dojść do siebie.
Kilka głębokich oddechów pomogło mi nad sobą zapanować. Zdecydowałaś się na poznanie prawdy, więc nie przeciągaj tego w niekończoność.
- Wracamy do mojego mieszkania?
- Jeszcze nie teraz, zawieź mnie jeszcze w jedno miejsce, proszę.
Patrzył na mnie długo, najwyraźniej chcąc mi odmówić, ale odpalił silnik i ruszył.
- Tylko w jedno, jest już późno.
Miał rację, zaczynało się ściemniać; nie wiedziałam nawet która jest godzina, ale to nie miało żadnego znaczenia.
Po kwadransie byliśmy na miejscu; znaleźliśmy się na parkingu niedaleko cmentarza.
- Dlaczego jesteśmy akurat tutaj?
- Chodź. - podążył ku wejściu. Szłam za nim, póki nie stanął. Na nagrobku znajdował się napis "Aleksander Redmann" oraz data narodzin i zgonu. - To on stoi za tym wszystkim, przez niego miałaś depresję, przez tego jednego, nic nie wartego szczeniaka tyle cierpiałaś.
Ponownie w głowie pojawił się obraz uśmiechniętego Olka; czarne włosy zasłaniały mu oczy, ale mimo tego mogłam w nich zobaczyć obłąkanie. To samo, które dołączyło do paniki w momencie jego śmierci. Widziałam wszystko, choć bardzo tego żałowałam; Bronkiewicz musiał dość długo wymazywać mi to z pamięci, prawie tak długo jak inną sprawę, na którą jeszcze nie trafiłam...
Długo po tym obwiniałam siebie za jego samobójstwo, pogłębiając stan w jakim juz byłam.
- Był podobno moim przyjacielem. - powiedziałam, a Wrona westchnął głośno.
- Był psychopatą, wiesz o tym. - schował zamarznięte dłonie do kieszeni. - Przywiozłem cię tutaj, zeby udowodnić ci, że nie wymyślam tego wszystkiego, mówię czystą prawdę.
- Wierzę we wszystko co mówisz, Andrzej. - wyznałam; nastała cisza. - Chodźmy już, nie marznijmy.
Kiwnął głową i poszliśmy do auta.
Będąc już w domu, wzięłam prysznic i wciąż rozmyślając, usiadłam w sypialni Andrzeja na łóżku.
Jak ciężkim byłam przypadkiem skoro zdecydowali się na taką formę leczenia? Czy mocno broniłam się przez terapią?
Na pewno byłam w złym stanie, nie wszystkich muszą zmieniać w innych ludzi.
Chciałam poznać swoją historię w całości, zrozumieć co przeżyłam... ale skąd pewność, że byłam w stanie to wszystko przyjąć? Nie miałam żadnego zapewnienia.
Skulilam się na łóżku; wspomnienia bombardowały moją świadomość z ogromną szybkością. Dziesiątki głosów zaczęły do mnie mówić, niektóre rzucając we mnie licznymi obelgami. Dziesiątki, może wręcz setki twarzy...
Zatkałam uszy dłońmi; nawet nie wiedziałam kiedy krzyk wydobył się z mojego gardła.
Andrzej pojawił się przy mnie w kilka sekund.
- Spokojnie, jestem przy tobie - mówił cicho, biorąc moje dłonie w swoje. - Nie denerwuj się, dobrze?
Moja szczęka zaczęła się trząść. Nie kontrolowałam tego, co się ze mną działo, co momentalnie zauważył; objął mnie ramionami.
Długo do mnie mówił na różnego rodzaju tematy. Wspominał dzieciństwo, rozwój kariery, starych przyjaciół, podróż do Stanów Zjednoczonych na mecze, wakacje z rodziną nad morzem, omawiał taktykę na mecz z Transferem. Działał na mnie lepiej niż leki uspokajające. Kiedy sam zaczął odpływać w sen, próbował mnie delikatnie puścić, by iść do siebie. 
- Nie zostawiaj mnie dziś samej. - powiedziałam, łapiąc go za nadgarstek.
Spojrzał na mnie zaskoczony, ale powrócił. - Boję się samej siebie, Andrzej.
- Niepotrzebnie, dasz sobie radę ze wszystkim, co cię spotka, pomogę ci ile tylko będę mógł.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
Położył moją głowę na poduszce, przykrył kołdrą, a sam ułożył się obok.Oparłam głowę o jego ramię i wsłuchałam się w oddech. Dziwnym sposobem, gdy byłam przy nim, znikał cały lęk, który wcześniej mnie nie opuszczał.
Zdecydowanie, był jak mój anioł stróż.


-------------------

Skończyłam pisać to po trzeciej nad ranem, przepraszam za błędy.


Uwielbiam tu wracać, naprawdę.
Chciałbym, żeby ta historia stała się prawdziwą kontynuacją Magii, do której (mimo krytycznego oka na wszystko, co robię) często chętnie wracam.


Do następnego,
rołzi

PS. Dodaję post drugi raz, coś najwidoczniej namieszałam .-.