- Jak to wszystko przyjęła? Tak jak poprzednim razem?
- Nie do końca. Podejrzewam, że to wszystko jeszcze do końca do niej nie dotarło. - powiedziałem, zgodnie z moimi przypuszczeniami. Konarski nie odpowiedział od razu.
- Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. - w jego głosie wyczułem niespotykaną dawno bezsilność. - No trudno, musimy sobie jakoś z tym poradzić, odkręcić tę całą sytuację...
- Odkręcić? - zdziwiłem się. - Jak niby chcesz to zrobić, skoro wszystkie wspomnienia wracają do niej z taką szybkością, że aż boi się zasnąć?
Westchnął głośno, a ja przetarłem oczy. Nie zmrużyłem oka ani na chwilę, całą noc czuwając nad jej snem. Nie mogłem zasnąć ze świadomością, że nie pomógłbym jej na czas.
- Stary, naprawdę jestem w rozsypce, chciałbym ci odpowiedzieć na pytanie co robić, ale sam nie znam odpowiedzi.
- Zgadzasz się na szybsze przywrócenie wspomnień? - owijanie w bawełnę nigdy mi się nie udawało, teraz nie było to wyjątkiem. - Chcę opowiadać jej o tym, co się działo w jej życiu, nie okłamywać w żadnej kwestii.
- Nawet odnośnie Olka?
- O nim wie już od wczoraj, nie miałem wyboru, pytała o powód depresji.
- Rozumiem. - zamyślił się. - W takim razie to chyba jedyne rozwiazanie, aby do końca nie zwariowała.
- Odwiedzisz ją? - zapytałem nieco ciszej, słysząc odgłosy wychodzące z mojej sypialni.
- Pewnie, nie widzę innej opcji, ale jeszcze nie wiem kiedy dokładnie będę miał dłużej wolne, sam dobrze wiesz, Plusliga nie ma przerwy.
- Tak, ale... ona cię potrzebuje.
- Nie tak bardzo jak ciebie. - westchnąłem na te słowa. Spodziewałem się wykrętów. - Jutro wylatujemy z Warszawy do Paryża, jak wrócimy, wytłumaczę jej parę spraw.
- Obawiam się, że może być już za późno. - mruknąłem, ale dobrze wiedziałem, że nie uda mi się zmienić sytuacji. - W takim razie będę próbował przywrócić ją do... normalności.
- To może śmieszne, ale po tym całym praniu mózgu... Wydawała się taka szczęśliwa, pełna życia... Jak dawniej przy tobie.
- Ale nie była sobą, tylko kimś wykreowanym przez tego psychiatrę. Nie chcę, żeby znów taka była, wolę prawdziwą Nel, chamską, kapryśną, ale za razem delikatną. Taką, która dla mnie wielką zagadką i...
- W takim razie zrób co tylko możesz, żeby wróciła. - powiedział. - Muszę kończyć, podjechałem pod halę. Daj mi później znać jak się czuje.
- Jasne.
- Dzięki, że jesteś przy niej, jestem twoim dłużnikiem.
- Przecież robię tylko to, co powinienem. - wzruszyłem ramionami.
- Nie, robisz o wiele więcej. - odrzekł. - Trzymaj się.
Usłyszałem odgłos zakończonego połączenia. Odłożyłem telefon na stół i w łazience opłukałem twarz zimną wodą. Próbowałem wziąć się w garść, dodać sobie potrzebnej dziś odwagi.
Gdy wyszedłem, wciąż była w pokoju. Zbliżała się dziewiąta, nie uwierzyłbym, że jeszcze śpi.
Starając się nie narobić hałasu, otworzyłem drzwi sypialni. W półmroku dostrzegłem jej postać; siedziała na łóżku z podkulonymi nogami, wpatrując się przed siebie.
- Przeszkadzam? - zapytałem, a ona pokręciła głową, nawet nie mnie nie patrząc. - Jak się czujesz? - wzruszyła ramionami, a mnie ścisnęło w piersi na widok jej zastygniętej twarzy. - Słuchaj, rozumiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale...
- Wiesz, że nie czuję się dobrze. - spojrzała na mnie, siadając na skraju łóżka. Nie była najwidoczniej chętna do rozmów.
- Masz rację, wiem. - odpowiedziałem, opierając się o futrynę. - Chodź do salonu, porozmawiamy.
- Czy musimy teraz?
- Chcę coś ci pokazać. - wyjaśniłem przyczynę, czym najwyraźniej ją przekonałem. Wstała, ale złapała się za głowę. Chwyciłem jej ramię. - Wszystko okej?
- Tak, tylko zakręciło mi się w głowie. - powiedziała, ale zaniepokoił mnie ta nagła słabość. Narzuciłem jej na ramiona swoją szarą bluzę i wyszedłem. Podążyła za mną.
Kiedy usiadła na kanapie podałem jej starą gazetę regionalną. Chwyciła ją w dłonie, ale spoglądała na mnie pytająco.
- W środku znajduje się artykuł odnośnie Olka. Zachowałem ją, żeby nigdy nie zapomnieć kto cię tak zranił.
Brukowiec był ze stycznia, na okładce znajdował się numer strony, który napisałem czarnym mazakiem. Otworzyła na niej i zaczęła czytać.
"HISTORIA MROŻĄCA KREW W ŻYŁACH NA PERYFERIACH BYDGOSZCZY.
Około godziny dwudziestej 4 lutego b.r. komisariat policji w Bydgoszczy otrzymał zawiadomienie o znalezieniu ciała Aleksandra R. w jednym z domów na przedmieściach. Po przybyciu na miejsce, funkcjonariusze zaczęli badać przyczyny oraz czas śmierci mężczyzny. Znaleziono odciski palców oraz wiele dowodów na pojawienie się przy zmarłym w tym czasie Anastazji F., lecz po dalszej analizie i przesłuchaniach jako genezę zgonu uznano samobójstwo, co wykluczyło ją jako jedyną osobę podejrzaną o morderstwo. Sprawa została wyjaśniona drogą sądową trzy tygodnie później. Co stało się przyczyną zbrodni Aleksandra? Według zeznań, powoływał się na silne emocje dotyczące kobiety oraz niechęć do świata.
Coraz więcej młodych osób..."
dalsza część nie dotyczyła już owej sprawy, redakcja nawiązała do wzrastającej liczby śmierci młodych.
- Rzeczywiście coś do mnie czuł. - powiedziała, po czym zapytała: - Nie uczestniczyłam w żadnym wypadku drogowym, który wmawiał mi Bronkiewicz, prawda?
- Nie. - odpowiedziałem. - Twoje rany powstały właśnie czwartego lutego w domu Olka.
Zamknęła oczy.
- Właśnie to mi się dziś śniło, jego dom, jakieś ciemne pomieszczenie...
- Przykro mi, że musisz do tego wszystkiego wracać. - wyznałem po chwili, a ona uśmiechnęła się nikle.
- Wolę bolesną prawdę niż cukierkowe, wymyślone historie o moim zyciu.
Odwzajemniłem uśmiech; jej podejście do tej sprawy bardzo mi się spodobało. Byłem pewny, że dalsze historie przyjmie jak najpoważniej jak potrafi.
Udałem się do kuchni, gdzie zrobiłem nam herbaty i czym prędzej wróciłem do niej. Po raz kolejny przyglądała się zdjęciom na ścianie; zauważyłem, że dziś zachowuje się inaczej, jest lepiej przygotowana psychicznie, choć zapewne wie, jak ciężki będzie ten dzień.
Postawiłem kubki na stole i usiadłem, patrząc na jej zachowanie.
W pewnym momencie dostrzegła opuszczoną ramkę. Uniosła ją, a na widok zdjęcia, odwróciła się, podeszła i usiadła obok.
- Dlaczego masz moje zdjęcie? - ukazała mi szklaną stronę, na której widniał Jej wizerunek. Uśmiechała się szeroko, siedząc na fotelu ze szkicownkiem w rękach, ubrana w zimową ciemnozieloną sukienkę. Pamiętam, że długo namawiałem Ją, by dała się sfotografować. W późniejszym czasie uznałem to za dobry wybór; tylko w ten sposób mogłem patrzeć na Jej osobę, gdy zdecydowała się na leczenie.
- Nie tak bardzo jak ciebie. - westchnąłem na te słowa. Spodziewałem się wykrętów. - Jutro wylatujemy z Warszawy do Paryża, jak wrócimy, wytłumaczę jej parę spraw.
- Obawiam się, że może być już za późno. - mruknąłem, ale dobrze wiedziałem, że nie uda mi się zmienić sytuacji. - W takim razie będę próbował przywrócić ją do... normalności.
- To może śmieszne, ale po tym całym praniu mózgu... Wydawała się taka szczęśliwa, pełna życia... Jak dawniej przy tobie.
- Ale nie była sobą, tylko kimś wykreowanym przez tego psychiatrę. Nie chcę, żeby znów taka była, wolę prawdziwą Nel, chamską, kapryśną, ale za razem delikatną. Taką, która dla mnie wielką zagadką i...
- W takim razie zrób co tylko możesz, żeby wróciła. - powiedział. - Muszę kończyć, podjechałem pod halę. Daj mi później znać jak się czuje.
- Jasne.
- Dzięki, że jesteś przy niej, jestem twoim dłużnikiem.
- Przecież robię tylko to, co powinienem. - wzruszyłem ramionami.
- Nie, robisz o wiele więcej. - odrzekł. - Trzymaj się.
Usłyszałem odgłos zakończonego połączenia. Odłożyłem telefon na stół i w łazience opłukałem twarz zimną wodą. Próbowałem wziąć się w garść, dodać sobie potrzebnej dziś odwagi.
Gdy wyszedłem, wciąż była w pokoju. Zbliżała się dziewiąta, nie uwierzyłbym, że jeszcze śpi.
Starając się nie narobić hałasu, otworzyłem drzwi sypialni. W półmroku dostrzegłem jej postać; siedziała na łóżku z podkulonymi nogami, wpatrując się przed siebie.
- Przeszkadzam? - zapytałem, a ona pokręciła głową, nawet nie mnie nie patrząc. - Jak się czujesz? - wzruszyła ramionami, a mnie ścisnęło w piersi na widok jej zastygniętej twarzy. - Słuchaj, rozumiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale...
- Wiesz, że nie czuję się dobrze. - spojrzała na mnie, siadając na skraju łóżka. Nie była najwidoczniej chętna do rozmów.
- Masz rację, wiem. - odpowiedziałem, opierając się o futrynę. - Chodź do salonu, porozmawiamy.
- Czy musimy teraz?
- Chcę coś ci pokazać. - wyjaśniłem przyczynę, czym najwyraźniej ją przekonałem. Wstała, ale złapała się za głowę. Chwyciłem jej ramię. - Wszystko okej?
- Tak, tylko zakręciło mi się w głowie. - powiedziała, ale zaniepokoił mnie ta nagła słabość. Narzuciłem jej na ramiona swoją szarą bluzę i wyszedłem. Podążyła za mną.
Kiedy usiadła na kanapie podałem jej starą gazetę regionalną. Chwyciła ją w dłonie, ale spoglądała na mnie pytająco.
- W środku znajduje się artykuł odnośnie Olka. Zachowałem ją, żeby nigdy nie zapomnieć kto cię tak zranił.
Brukowiec był ze stycznia, na okładce znajdował się numer strony, który napisałem czarnym mazakiem. Otworzyła na niej i zaczęła czytać.
"HISTORIA MROŻĄCA KREW W ŻYŁACH NA PERYFERIACH BYDGOSZCZY.
Około godziny dwudziestej 4 lutego b.r. komisariat policji w Bydgoszczy otrzymał zawiadomienie o znalezieniu ciała Aleksandra R. w jednym z domów na przedmieściach. Po przybyciu na miejsce, funkcjonariusze zaczęli badać przyczyny oraz czas śmierci mężczyzny. Znaleziono odciski palców oraz wiele dowodów na pojawienie się przy zmarłym w tym czasie Anastazji F., lecz po dalszej analizie i przesłuchaniach jako genezę zgonu uznano samobójstwo, co wykluczyło ją jako jedyną osobę podejrzaną o morderstwo. Sprawa została wyjaśniona drogą sądową trzy tygodnie później. Co stało się przyczyną zbrodni Aleksandra? Według zeznań, powoływał się na silne emocje dotyczące kobiety oraz niechęć do świata.
Coraz więcej młodych osób..."
dalsza część nie dotyczyła już owej sprawy, redakcja nawiązała do wzrastającej liczby śmierci młodych.
- Rzeczywiście coś do mnie czuł. - powiedziała, po czym zapytała: - Nie uczestniczyłam w żadnym wypadku drogowym, który wmawiał mi Bronkiewicz, prawda?
- Nie. - odpowiedziałem. - Twoje rany powstały właśnie czwartego lutego w domu Olka.
Zamknęła oczy.
- Właśnie to mi się dziś śniło, jego dom, jakieś ciemne pomieszczenie...
- Przykro mi, że musisz do tego wszystkiego wracać. - wyznałem po chwili, a ona uśmiechnęła się nikle.
- Wolę bolesną prawdę niż cukierkowe, wymyślone historie o moim zyciu.
Odwzajemniłem uśmiech; jej podejście do tej sprawy bardzo mi się spodobało. Byłem pewny, że dalsze historie przyjmie jak najpoważniej jak potrafi.
Udałem się do kuchni, gdzie zrobiłem nam herbaty i czym prędzej wróciłem do niej. Po raz kolejny przyglądała się zdjęciom na ścianie; zauważyłem, że dziś zachowuje się inaczej, jest lepiej przygotowana psychicznie, choć zapewne wie, jak ciężki będzie ten dzień.
Postawiłem kubki na stole i usiadłem, patrząc na jej zachowanie.
W pewnym momencie dostrzegła opuszczoną ramkę. Uniosła ją, a na widok zdjęcia, odwróciła się, podeszła i usiadła obok.
- Dlaczego masz moje zdjęcie? - ukazała mi szklaną stronę, na której widniał Jej wizerunek. Uśmiechała się szeroko, siedząc na fotelu ze szkicownkiem w rękach, ubrana w zimową ciemnozieloną sukienkę. Pamiętam, że długo namawiałem Ją, by dała się sfotografować. W późniejszym czasie uznałem to za dobry wybór; tylko w ten sposób mogłem patrzeć na Jej osobę, gdy zdecydowała się na leczenie.
Odłożyłem obrazek i spojrzałem na nią z powagą.
- Musisz wiedzieć, że tak naprawdę nie zniknąłem z twojego życia tak, jak mówił psychiatra. To prawda, byłem przy tobie prawie cały czas, od kiedy się poznaliśmy, ale od grudnia zeszłego roku byliśmy razem. Trwało to dopóki nie trafiłaś do szpitala, później o nas zapomniałaś. Nie mogłem opowiedzieć ci co nas łączyło, bo nie wiedziałem jaka byłaby twoja reakcja. Wyobraź sobie, że ktoś nagle wmawia ci, że coś was łączyło...
Na początku patrzyła na mnie zszokowana przez dłuższą chwilę, a potem jeszcze raz spojrzała na zdjęcie i uśmiechnęła się.
- To właśnie o tym miałam zapomnieć za wszelką cenę, teraz już wiem. - pokręciła głową. - Jak on mógł mi to zrobić?
- O kim mówisz? - zapytałem zdezorientowany.
- O Bronkiewiczu, do teraz nie mogę tego pojąć. Wymazał z mojej pamięci najważniejsze momenty życia. Ślub Konarskiego zapewne też spędziłam z tobą?
Przytaknąłem. Podejrzewałem już wcześniej, że tak to zaplanował.
- Dlatego nie pamiętam nic oprócz mszy, na której zapewne nie zwracałam na ciebie aż tak dużo uwagi. - powiedziała, sam nie wiem czy do siebie czy do mnie.
- Musisz wiedzieć, że tak naprawdę nie zniknąłem z twojego życia tak, jak mówił psychiatra. To prawda, byłem przy tobie prawie cały czas, od kiedy się poznaliśmy, ale od grudnia zeszłego roku byliśmy razem. Trwało to dopóki nie trafiłaś do szpitala, później o nas zapomniałaś. Nie mogłem opowiedzieć ci co nas łączyło, bo nie wiedziałem jaka byłaby twoja reakcja. Wyobraź sobie, że ktoś nagle wmawia ci, że coś was łączyło...
Na początku patrzyła na mnie zszokowana przez dłuższą chwilę, a potem jeszcze raz spojrzała na zdjęcie i uśmiechnęła się.
- To właśnie o tym miałam zapomnieć za wszelką cenę, teraz już wiem. - pokręciła głową. - Jak on mógł mi to zrobić?
- O kim mówisz? - zapytałem zdezorientowany.
- O Bronkiewiczu, do teraz nie mogę tego pojąć. Wymazał z mojej pamięci najważniejsze momenty życia. Ślub Konarskiego zapewne też spędziłam z tobą?
Przytaknąłem. Podejrzewałem już wcześniej, że tak to zaplanował.
- Dlatego nie pamiętam nic oprócz mszy, na której zapewne nie zwracałam na ciebie aż tak dużo uwagi. - powiedziała, sam nie wiem czy do siebie czy do mnie.
- To możliwe, z tego co kojarzę, wpatrywałaś się w parę młodą prawie cały czas.
- Już rozumiem. - spuściła wzrok; czułem, że nie powinienem drążyć dalej tego tematu.
- Dziś do Bydgoszczy przyjeżdża Skra, muszę pojawić się na treningu. - powiedziałem. - Zgodzisz się na ten czas być z Kipkiem? Nie chciałbym cię zostawić samej, a na treningu będzie moja drużyna, na pewno będą chcieli z tobą porozmawiać i... Nie chciałbym, żebyś czuła się przytłoczona ich towarzystwem, to chyba jeszcze nie czas.
- Jestem tego samego zdania. - stwierdziła. - Marcin... Czy on już o wszystkim wie?
- Nie do końca - wyznałem. Wczorajszy dzień nie dał mi ani chwili spokoju, w której mógłbym mu wytłumaczyć co się stało. - Pogadam z nim, do tego czasu na pewno będzie poinformowany.
Pokiwała jedynie głową, jak gdyby bała się słów, które miałyby wypłynąć z jej ust.
Wypełniłem swoją obietnicę i poinformowałem Walińskiego o zaistniałej sytuacji, a on chętnie zgodził się na opiekę nad nią.
W międzyczasie zadzwonił Dawid , aby z Nią porozmawiać. Nie było mnie przy wymianie zdań, ale stała się jeszcze bardziej smutna niż przed nią.
W mojej głowie kiełkowała tylko jedna myśl: zrobię wszystko, byle tylko nie pozwolić jej znów zwariować.
Każdy czyn, który człowiek wykonał w ciągu życia można porównać do kropli wody. Kto przejmowałby się tak małą drobiną gdy powstają kolejne? Pozostawiasz ją w zbiorniku wraz z innymi. Z czasem gromadzi się ich coraz więcej, ale nie zwracasz na to wielkiej uwagi. Powoli powstaje morze, po którym plyniesz na niepewnej tratwie. Niektóre, kolejne wydarzenia są niczym podmuchy wiatru lub ogromne fale - stracają Cię ze stałej powierzchni. Zaczynasz tonąć w Twoim własnym oceanie wspomnień. Woda staje się nieznaną, wyjatkowo zimną.
- Już rozumiem. - spuściła wzrok; czułem, że nie powinienem drążyć dalej tego tematu.
- Dziś do Bydgoszczy przyjeżdża Skra, muszę pojawić się na treningu. - powiedziałem. - Zgodzisz się na ten czas być z Kipkiem? Nie chciałbym cię zostawić samej, a na treningu będzie moja drużyna, na pewno będą chcieli z tobą porozmawiać i... Nie chciałbym, żebyś czuła się przytłoczona ich towarzystwem, to chyba jeszcze nie czas.
- Jestem tego samego zdania. - stwierdziła. - Marcin... Czy on już o wszystkim wie?
- Nie do końca - wyznałem. Wczorajszy dzień nie dał mi ani chwili spokoju, w której mógłbym mu wytłumaczyć co się stało. - Pogadam z nim, do tego czasu na pewno będzie poinformowany.
Pokiwała jedynie głową, jak gdyby bała się słów, które miałyby wypłynąć z jej ust.
Wypełniłem swoją obietnicę i poinformowałem Walińskiego o zaistniałej sytuacji, a on chętnie zgodził się na opiekę nad nią.
W międzyczasie zadzwonił Dawid , aby z Nią porozmawiać. Nie było mnie przy wymianie zdań, ale stała się jeszcze bardziej smutna niż przed nią.
W mojej głowie kiełkowała tylko jedna myśl: zrobię wszystko, byle tylko nie pozwolić jej znów zwariować.
Każdy czyn, który człowiek wykonał w ciągu życia można porównać do kropli wody. Kto przejmowałby się tak małą drobiną gdy powstają kolejne? Pozostawiasz ją w zbiorniku wraz z innymi. Z czasem gromadzi się ich coraz więcej, ale nie zwracasz na to wielkiej uwagi. Powoli powstaje morze, po którym plyniesz na niepewnej tratwie. Niektóre, kolejne wydarzenia są niczym podmuchy wiatru lub ogromne fale - stracają Cię ze stałej powierzchni. Zaczynasz tonąć w Twoim własnym oceanie wspomnień. Woda staje się nieznaną, wyjatkowo zimną.
Będąc już przy dnie szukasz pomocy, ale nie widzisz ratunku.
Wciąż zostajesz przy dnie, nie mogąc ani wypłynąć na powierzchnię, ani pozwolić pochłonąć się przez chłodne fale.
Czujesz tę bezsilność? Ona od teraz będzie Twoją przyjaciółką...
Od ponad godziny wpatrywałam się tępo w telewizor, w którym migały kolorowe reklamy. Zupełnie nie wiedziałam czego dotyczą, ale przynajmniej sprawiałam wrażenie zainteresowanej; Andrzej nie patrzył już na mnie podejrzanym wzrokiem.
Zżerały mnie wyrzuty sumienia: nie powinien tak się mną zamartwiać, ma w końcu swoje sprawy.
Dobrze wiedziałam, że świat nie kręci się wokół mnie, ale za każdym razem gdy próbowałam mu to delikatnie zasugerować, tym więcej uwagi mi poświęcał.
Zżerały mnie wyrzuty sumienia: nie powinien tak się mną zamartwiać, ma w końcu swoje sprawy.
Dobrze wiedziałam, że świat nie kręci się wokół mnie, ale za każdym razem gdy próbowałam mu to delikatnie zasugerować, tym więcej uwagi mi poświęcał.
Gdy nadszedł wieczór, nerwowo zaczął wyczekiwać Walińskiego. Wrona owinął moje ramiona kocem i nie pozwolił spod niego wychodzić.
- Gdybyś poczuła się źle, Marcin ci pomoże, tylko mu o tym powiedz , okej? -zapytał, a ja przytaknęłam.
Kiedy spoglądał na mnie z uwagą (czekając na moją reakcję), po mieszkaniu rozszedł się dźwięk domofonu.
Wrona bez słowa otworzył drzwi do bloku, a potem wejściowe.
- Dzięki stary, ratujesz mi skórę. - Andrzej przywitał się z Kipkiem w przedpokoju, na który nie miałam widoku.
- To nic takiego, pomagałeś mi w gorszych sytuacjach. - odrzekł, po czym oboje przyszli do mnie.
- To nic takiego, pomagałeś mi w gorszych sytuacjach. - odrzekł, po czym oboje przyszli do mnie.
Niebieskie oczy gościa emanowały radością. Nie mogłam ich tak po prostu zignorować.
-Cześć, Arielko. - uśmiechnął się szeroko, a ja zamrugałam szybko kilka razy. Czekał na moją odpowiedź, jednakże jej nie otrzymał. Andrzej spojrzał na niego wymownie. - Okej, już nie przesadzaj z tym powitaniem, ma gadanie mamy trochę czasu!
Unioslam jeden kącik ust, a gospodarz ubrał się do wyjścia.
- Powinienem wrócić za mniej więcej trzy godziny, chyba nie muszę mówić gdzie co jest? - na jego słowa , oboje się roześmiali.
- Nie musisz, o ile nie przestawiałeś nic od kilku dni.
- Trzymajcie się. - po raz ostatni spojrzał na mnie i wyszedł. W mieszkaniu tylko przez następne dwie minuty panowała cisza.
- Niezły z niego panikarz, co nie? - ponownie usłyszałam jego śmiech. - Zawsze taki był, ale miało to też swoje plusy. Nie chcesz nawet wiedzieć ile razy pomagał mi wyjść z bagna, które sam stworzyłem.
Uśmiechnęłam się lekko; możliwe, że Andrzej był stworzony do pomocy innym.
- Tak więc, moja droga, jak się dziś czujesz? - wzruszyłam ramionami. - Och no proszę cię, nie można cały czas milczeć, opowiedz mi coś!
- Nie jestem pewna niczego, co dzieje się od dwóch dni, jak mogłabym o tym mówić?
- Nie musisz akurat tego poruszać. - usiadł obok mnie. - Opowiedz mi co działo się od czasu gdy wyszłaś z wariatkowa?
Zdecydowanie jego mocną cechą była szczerość. Przekonał mnie do tego, by nieco się otworzyć. Inaczej atmosfera byłaby co najmniej ciążąca.
Opowiedziałam mu okrojoną historię mojej pracy; nie była ona najciekawsza, lecz Waliński słuchał mnie z prawdziwym zainteresowaniem.
- ...Niekiedy musiałam zostać dłużej na zastępstwach, przez to nie poszłam na jeden z meczów Andrzeja, wtedy też pierwszy raz czułam, że się na mnie zawiódł, choć wmawiał mi coś zupełnie innego.
- A właśnie, jak to między wami jest? - przerwał mi.
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi, poprawiając na sobie koc.
- Dobrze wiesz - uśmiechnął się zawadiacko. - Jest między wami coś?
- Nie, skądże. - moje zaprzeczenia chyba niezbyt go przekonały.
- Odniosłem nieco inne wrażenie, myślałem, że wciąż jesteście razem, jeszcze od ślubu Konara.
- Gdy wróciłam ze szpitala... Nie wiedziałam, że kiedykolwiek byliśmy razem. - wyjaśniłam, choć czułam, że jedynie zgrywał niedoinformowanego.
- Wiesz, Nel, podziwiam cię. - odezwał się po chwili. - Pamiętam, że gdy byłaś w podobnym stanie kiedyś, nie wychodziłaś do nikogo, a jedynym co do mnie powiedziałaś, była prośba o fajki. Teraz siedzisz tu ze mną, rozmawiasz... Czuję, że teraz tak łatwo nie wpadniesz w depresję.
Spojrzał na mnie z powagą, ale też sympatią. To dzięki niemu dotarło do mnie, że jestem kimś innym niż myślałam. Byłam mu za to wdzięczna, choć całkowicie zniszczył mój światopogląd.
- Dzięki. - odpowiedziałam cicho, a jego mimika wykonała obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
- To co, jakiś meczyk? - chwycił pilota i przełączył na jeden ze sportowych kanałów. Na ekranie pojawiła się zielona murawa, a mężczyzna opowiadał mi co aktualnie dzieje się na boisku. Po kilkunastu minutach przestałam go słuchać i zaczęłam trawić naszą poprzednią rozmowę.
- Marcin. - wyrwałam go z monologu, co nieco go zszokowało.
- Tak?
- Czy Andrzej i ja... Byliśmy razem szczęśliwi? To znaczy, wiesz, do czasu śmierci z Olkiem.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedział lekko. - Opiekował się tobą gdy byłaś w rozsypce, wspierał cię zawsze i mimo wszystko. Dopełnialiście się; on zawsze uśmiechnięty, znajdował kontakt z każdym kogo spotykał, a ty... No cóż, uciekałaś od jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi; poza nim. Wyrzekałaś się uczuć przez długi czas, ale wiedziałaś, że bez niego nie byłabyś w stanie żyć, tak samo jak on bez ciebie. Szczęście to zbyt małe słowo by używać je przy opisie was dwojga.
Pokiwałam jedynie głową ze zrozumieniem; zamknął mi usta na dobre pół godziny.
Patrząc na niebo za oknem wywnioskowałam, że minęło już sporo czasu. Powoli zaczynało brakować mi samotności, ale nie wiedzieć czemu, nie mogłam ot tak opuścić Kipka.
Nim się obejrzałam, drzwi wejściowe otworzyły się, a po chwili do pokoju wszedł Wrona. Zaczerwienione policzki wskazywały na brak poprawy pogody. Ogarniał nas wzrokiem dobre kilka sekund, nim umiechnął się, w tym samym czasie mierzwiąc włosy.
- Przerwa w treningach nigdy nie wpływała na mnie dobrze. - zaśmiał się. - Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak zmęczył się przy zagrywkach.
- Znając ciebie, do jutrzejszego wieczora dojdziesz do siebie. - Kipek wywrócił oczyma.
- Postaram się Ciebie nie zmiażdżyć. - Andrzej wyszczerzył się ku niemu.
- Żeby przypadkiem ciebie nie musieli znosić z boiska! - odwdzięczył się, wstając i udając się ku wyjściu. Przed tym odwrócił się jednak ku mnie. - Pamiętaj, Arielko, że zawsze możesz się do mnie zwrócić, w każdej sprawie. - mrugnął okiem. - Do zobaczenia niedługo.
Wrona odprowadził go, po czym usiadł w fotelu.
- Jak było? - zapytał, a ja nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa przez długą chwilę.
- D-dość dobrze. - wydukałam w końcu.
- Na pewno cały czas opowiadał ci o swoim życiu, jest okropnym gadułą. - uśmiechnął się szeroko. - Czujesz się choć trochę lepiej?
Przytaknęłam skinięciem głowy. Mężczyzna zaczął oglądać mecz, tym razem jedną z powtórek siatkówki. Patrzyłam na niego, myśląc o słowach Marcina. Wcześniej nie widziałam w nim kogoś, z kim łączyła mnie więź większa niż zwykła znajomość.
Do głowy wpłynęło kolejne wspomnienie; siedzieliśmy właśnie tutaj, w salonie. U moich nóg leżał pies, a ja sama opierałam głowę o jego ramię. Jego dłoń gładziła mój policzek gdy opowiadał o tym jak widzi naszą wspólną przyszłość. Czułam się wtedy jedną z najszczęśliwszych osób na Ziemi.
- Już odpływasz? - wyrwał mnie z zadumy z taką delikatnością, że miałam ochotę prosić, by mówił dalej o domu na obrzeżach miasta.
- Jestem trochę... zmęczona, ale nie chcę jeszcze iść spać. - powiedziałam, wywołując jego zdziwienie. - Czuję się tutaj dobrze, nie każ mi stąd odchodzić.
- Nie chcę, żebyś gdziekolwiek szła. - rzekł lekko. - Możemy tu siedzieć nawet do rana.
Uśmiechnęłam się, jeszcze bardziej zanurzając pod przykryciem.
Gdy toniesz, szukasz jakiejkolwiek odsieczy z Twojej strasznej sytuacji.
Chwytasz się wszystkiego, co może Ci pomóc.
Powoli znikając do krainy Morfeusza miałam nadzieję, że obecność Wrony będzie dla mnie niczym zbawienna łódź na moim własnym oceanie.
-------------------------------------------------
Ojej, przepraszam! Po pierwsze, za tak długi odstęp czasowy od ostatniego wpisu, a po drugie za treść.
Chciałam dodać ten post koniecznie dziś, ponieważ w następnych dniach (mam nadzieję, że nie tygodniach!) nie będę miała zbyt dużo czasu.
Chyba powinnam nieco zmienić wygląd tej strony, co Wy na to?
Trzymajcie się ciepło :)
rołzi.
- Powinienem wrócić za mniej więcej trzy godziny, chyba nie muszę mówić gdzie co jest? - na jego słowa , oboje się roześmiali.
- Nie musisz, o ile nie przestawiałeś nic od kilku dni.
- Trzymajcie się. - po raz ostatni spojrzał na mnie i wyszedł. W mieszkaniu tylko przez następne dwie minuty panowała cisza.
- Niezły z niego panikarz, co nie? - ponownie usłyszałam jego śmiech. - Zawsze taki był, ale miało to też swoje plusy. Nie chcesz nawet wiedzieć ile razy pomagał mi wyjść z bagna, które sam stworzyłem.
Uśmiechnęłam się lekko; możliwe, że Andrzej był stworzony do pomocy innym.
- Tak więc, moja droga, jak się dziś czujesz? - wzruszyłam ramionami. - Och no proszę cię, nie można cały czas milczeć, opowiedz mi coś!
- Nie jestem pewna niczego, co dzieje się od dwóch dni, jak mogłabym o tym mówić?
- Nie musisz akurat tego poruszać. - usiadł obok mnie. - Opowiedz mi co działo się od czasu gdy wyszłaś z wariatkowa?
Zdecydowanie jego mocną cechą była szczerość. Przekonał mnie do tego, by nieco się otworzyć. Inaczej atmosfera byłaby co najmniej ciążąca.
Opowiedziałam mu okrojoną historię mojej pracy; nie była ona najciekawsza, lecz Waliński słuchał mnie z prawdziwym zainteresowaniem.
- ...Niekiedy musiałam zostać dłużej na zastępstwach, przez to nie poszłam na jeden z meczów Andrzeja, wtedy też pierwszy raz czułam, że się na mnie zawiódł, choć wmawiał mi coś zupełnie innego.
- A właśnie, jak to między wami jest? - przerwał mi.
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi, poprawiając na sobie koc.
- Dobrze wiesz - uśmiechnął się zawadiacko. - Jest między wami coś?
- Nie, skądże. - moje zaprzeczenia chyba niezbyt go przekonały.
- Odniosłem nieco inne wrażenie, myślałem, że wciąż jesteście razem, jeszcze od ślubu Konara.
- Gdy wróciłam ze szpitala... Nie wiedziałam, że kiedykolwiek byliśmy razem. - wyjaśniłam, choć czułam, że jedynie zgrywał niedoinformowanego.
- Wiesz, Nel, podziwiam cię. - odezwał się po chwili. - Pamiętam, że gdy byłaś w podobnym stanie kiedyś, nie wychodziłaś do nikogo, a jedynym co do mnie powiedziałaś, była prośba o fajki. Teraz siedzisz tu ze mną, rozmawiasz... Czuję, że teraz tak łatwo nie wpadniesz w depresję.
Spojrzał na mnie z powagą, ale też sympatią. To dzięki niemu dotarło do mnie, że jestem kimś innym niż myślałam. Byłam mu za to wdzięczna, choć całkowicie zniszczył mój światopogląd.
- Dzięki. - odpowiedziałam cicho, a jego mimika wykonała obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
- To co, jakiś meczyk? - chwycił pilota i przełączył na jeden ze sportowych kanałów. Na ekranie pojawiła się zielona murawa, a mężczyzna opowiadał mi co aktualnie dzieje się na boisku. Po kilkunastu minutach przestałam go słuchać i zaczęłam trawić naszą poprzednią rozmowę.
- Marcin. - wyrwałam go z monologu, co nieco go zszokowało.
- Tak?
- Czy Andrzej i ja... Byliśmy razem szczęśliwi? To znaczy, wiesz, do czasu śmierci z Olkiem.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedział lekko. - Opiekował się tobą gdy byłaś w rozsypce, wspierał cię zawsze i mimo wszystko. Dopełnialiście się; on zawsze uśmiechnięty, znajdował kontakt z każdym kogo spotykał, a ty... No cóż, uciekałaś od jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi; poza nim. Wyrzekałaś się uczuć przez długi czas, ale wiedziałaś, że bez niego nie byłabyś w stanie żyć, tak samo jak on bez ciebie. Szczęście to zbyt małe słowo by używać je przy opisie was dwojga.
Pokiwałam jedynie głową ze zrozumieniem; zamknął mi usta na dobre pół godziny.
Patrząc na niebo za oknem wywnioskowałam, że minęło już sporo czasu. Powoli zaczynało brakować mi samotności, ale nie wiedzieć czemu, nie mogłam ot tak opuścić Kipka.
Nim się obejrzałam, drzwi wejściowe otworzyły się, a po chwili do pokoju wszedł Wrona. Zaczerwienione policzki wskazywały na brak poprawy pogody. Ogarniał nas wzrokiem dobre kilka sekund, nim umiechnął się, w tym samym czasie mierzwiąc włosy.
- Przerwa w treningach nigdy nie wpływała na mnie dobrze. - zaśmiał się. - Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak zmęczył się przy zagrywkach.
- Znając ciebie, do jutrzejszego wieczora dojdziesz do siebie. - Kipek wywrócił oczyma.
- Postaram się Ciebie nie zmiażdżyć. - Andrzej wyszczerzył się ku niemu.
- Żeby przypadkiem ciebie nie musieli znosić z boiska! - odwdzięczył się, wstając i udając się ku wyjściu. Przed tym odwrócił się jednak ku mnie. - Pamiętaj, Arielko, że zawsze możesz się do mnie zwrócić, w każdej sprawie. - mrugnął okiem. - Do zobaczenia niedługo.
Wrona odprowadził go, po czym usiadł w fotelu.
- Jak było? - zapytał, a ja nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa przez długą chwilę.
- D-dość dobrze. - wydukałam w końcu.
- Na pewno cały czas opowiadał ci o swoim życiu, jest okropnym gadułą. - uśmiechnął się szeroko. - Czujesz się choć trochę lepiej?
Przytaknęłam skinięciem głowy. Mężczyzna zaczął oglądać mecz, tym razem jedną z powtórek siatkówki. Patrzyłam na niego, myśląc o słowach Marcina. Wcześniej nie widziałam w nim kogoś, z kim łączyła mnie więź większa niż zwykła znajomość.
Do głowy wpłynęło kolejne wspomnienie; siedzieliśmy właśnie tutaj, w salonie. U moich nóg leżał pies, a ja sama opierałam głowę o jego ramię. Jego dłoń gładziła mój policzek gdy opowiadał o tym jak widzi naszą wspólną przyszłość. Czułam się wtedy jedną z najszczęśliwszych osób na Ziemi.
- Już odpływasz? - wyrwał mnie z zadumy z taką delikatnością, że miałam ochotę prosić, by mówił dalej o domu na obrzeżach miasta.
- Jestem trochę... zmęczona, ale nie chcę jeszcze iść spać. - powiedziałam, wywołując jego zdziwienie. - Czuję się tutaj dobrze, nie każ mi stąd odchodzić.
- Nie chcę, żebyś gdziekolwiek szła. - rzekł lekko. - Możemy tu siedzieć nawet do rana.
Uśmiechnęłam się, jeszcze bardziej zanurzając pod przykryciem.
Gdy toniesz, szukasz jakiejkolwiek odsieczy z Twojej strasznej sytuacji.
Chwytasz się wszystkiego, co może Ci pomóc.
Powoli znikając do krainy Morfeusza miałam nadzieję, że obecność Wrony będzie dla mnie niczym zbawienna łódź na moim własnym oceanie.
-------------------------------------------------
Ojej, przepraszam! Po pierwsze, za tak długi odstęp czasowy od ostatniego wpisu, a po drugie za treść.
Chciałam dodać ten post koniecznie dziś, ponieważ w następnych dniach (mam nadzieję, że nie tygodniach!) nie będę miała zbyt dużo czasu.
Chyba powinnam nieco zmienić wygląd tej strony, co Wy na to?
Trzymajcie się ciepło :)
rołzi.