środa, 31 grudnia 2014

#9 Ale zanim zobaczymy kolor spłynie tu łez sporo.




Od kiedy pamiętam, wpajano mi, że rodzina jest najważniejszą wartością. Cokolwiek by się nie działo, trzeba bronić swoich bliskich i nigdy się od nich nie odwracać.
Moi rodzic, kiedy jeszcze żyli, pozwalali mi spędzać mnóstwo czasu u Konarskich. Dawid stał się dla mnie drugim starszym bratem, a od kiedy skończyłam 15 lat, został jedynie on. Nikodem musiał zostać w Gdańsku, gdy ja przeprowadziłam się do wujostwa. Już nigdy nie było tak jak dawniej, straciliśmy dobry kontakt. To Dawid zawsze się mną opiekował, a w późniejszym czasie przygarnął pod swój dach, aż do czasu mojego przyjazdu do Bełchatowa.
Jego wizyta była dla mnie  ważnym wydarzeniem. Od kiedy się o tym dowiedziałam, nie było godziny, bym o tym nie myślała. Wszystko wypadało mi z rąk, nie potrafiłam się na niczym skupić i śmiałam się do wszystkiego co mnie otaczało.
I nastał ten cudowny, wyczekiwany dzień...
- Nel, mogę wiedzieć, co właściwie robisz? - odezwał się podczas śniadania Andrzej. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Czy to było do mnie? - Włosy.
Skierowałam wzrok na dół i zaczęłam się śmiać. Wyjęłam zamoczone w płatkach kosmyki.
- Chcesz trochę mleka?
- Może innym razem. - zawtórował mi w śmiechu. - O czym rozmyślasz, skoro nawet na to nie zwracasz uwagi? Chyba nie o nowej mlecznej odżywce?
- Nie, myślami jestem już na hali. - Jak myślisz, co powinnam ubrać?
Kanapka znalazła się w połowie drogi do jego ust, gdy spojrzał na mnie, czy mówię na serio.
- Wiesz... - uśmiechnął się. - Osobiście ucieszyłbym się z zółto-czarnych barw, ale chyba ze względu na Konara, nie mam na co liczyć.
- Będę bezstronna! - oburzyłam się.
- Oczywiście. - powiedział unosząc brwi.
- Przekonasz się. - wzięłam w dłonie kubek z herbatą. - A czy warkocz będzie mi pasował?
- Proszę cię. - Andrzej schował twarz w dłoniach, a po chwili zaczął zgarniać po sobie resztę z śniadania.
- Chcę po prostu dobrze wyglądać.
Będąc przy stole, spojrzał na mnie i ledwo udawaną powagą.
- Według mnie mogłabyś tam przyjść nawet w piżamie, ale tylko w tej z reniferami. - roześmiałam się, a on dodał: - we wszystkim wyglądałabyś pięknie.
Poczułam jak na twarz wstępuje mi rumieniec, więc ruszyłam się z miejsca i pomogłam mu sprzątać.
- Dzięki. - powiedziałam między wkładaniem talerza do zmywarki a starciem okruchów ze stołu. Spojrzałam na niego, gdy już usiadł; kończył pić kawę, lekko się uśmiechając.
- Idziesz dziś odwiedzić Anię, tak? - zapytał.
- Tak, są niedaleko w hotelu, ale wrócę szybko. Ogólnie szkoda, że nie chciała zatrzymać się  u nas, mogłybyśmy spędzić więcej czasu razem. - powiedziałam, ale chciałam zmienić temat: - Na którą dziś masz?
- Jedenastą, dziś będzie nietypowo, czuję to.
- I wstałeś tak wcześnie? - zerknęłam na zegar, wskazujący dopiero dziewiątą. - Przecież lubisz spać długo, to dziwne.
- Może chciałem rano z tobą zjeść? - spojrzał na mnie tak, że aż zawirowało mi w brzuchu.
- To miłe. - uniosłam jeden kącik ust w górę, patrząc w swój kubek.
Zaległa cisza, którą zakłócała tylko muzyka lecąca z radia. Zamknęłam oczy i zamyśliłam się. Dzień wolnego od pracy na pewno dobrze mi zrobi; powoli zaczynało mi brakować sił. Klientów przybywało z każdym dniem, a szefostwo nie miało zamiaru nikogo zatrudnić. Tak bardzo chciałabym się teraz znaleźć w gdańskim lesie lub na plaży... Dawniej to tam odpoczywałam najlepiej. Spacerowałam po brzegu, a morze delikatnie pieściło moje stopi zimnymi falami. Mewy śpiewały na tle pięknego szumu, a czas nagle ustawał. Kochałam te czasy z całego serca.
Gdy uniosłam powieki, zobaczyłam rozbawionego Wronę.
- O co chodzi? - zapytałam.
- O nic. - próbował spoważnieć, ale mu to nie wychodziło.
- Nie kłam. - poprosiłam - Inaczej byś się tak nie uśmiechał.
- Tylko się uśmiechałem. - usprawiedliwiał się.
- Tak? To co takiego zobaczyłeś?
- Ciebie. - ponowne motyle.
- Widzisz mnie codziennie.
- Ale nie pamiętam dnia, w którym byłabyś równie szczęśliwa.
Miał rację, czułam się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Och, bo to jest takie cudowne! - nie wytrzymałam. - Muszę już iść, pewnie Ania już czeka. Do później!
Wypadłam na korytarz, gdzie szybko ubrałam kurtkę i buty, po czym wyszłam z domu.
Dojście do hotelu zajęło mi około pół godziny.
- Tu jestem! - krzyknęła Ania, gdy tylko mnie ujrzała. Podbiegłam i uściskałam ją z całych sił. Dopiero po chwili zauważyłam wózek, który znajdował się obok nas.
- Witaj, Marysiu. - powiedziałam na mocno opatuloną kocykiem dziewczynkę. Spoza czapeczki spoglądały na mnie błyszczące, niebieskie oczy.
Wyglądała naprawdę uroczo.
- Jest piękna! - powiedziałam, a Ania uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję. Może wejdziemy do środka? Nie chciałabym, żeby Marysia się przeziębiła, nie powinna jeszcze przebywać długo na dworze.
- Oczywiście. - powiedziałam i weszłyśmy do środka, a tam do kawiarni, znajdującej się na parterze.
Zamówiłyśmy po kawie, a czekając na nie, zaczęłam rozmowę:
- Dziękuję, że chciałaś mnie odwiedzić. Z tego co wiem, jeszcze nigdy nie jeździłaś za Dawidem na żaden mecz?
- Nie, ale tym razem też nie będę na meczu. Chciałam, żebyś poznała naszą córkę, Swoją drogą, mocno zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania.
- Mój terapeuta to prawdziwy cudotwórca. - zaśmiałam się. - Ale Andrzej także pomógł mi, już w Bełchatowie.
- Nawet nie wiesz jak się z tego powodu cieszę. On tak strasznie przeżywał waszą rozłąkę... Nie odzywał się prawie do nikogo, nawet do Dawida. Na szczęście znów macie... dobry kontakt.
Zmarszczyłam brwi. Z tego co pamiętałam, zniknął nagle, z własnej woli.
- Ale... - zaczęłam, ale w tym momencie usłyszałam płacz dochodzący z wózka.- Co jej się stało? - powiedziałam zaniepokojona, gdy Ania wzięła ją na ręce. - Niech ona przestanie.
- Spokojnie, takie są dzieci . - odrzekła, kołysząc nią, ale nie mogłam przestać patrzeć na dziecko. - I dlatego właśnie nie mogę iść z nią na dzisiejszy mecz, jest za delikatna.
- Racja, jest jak śnieżynka. - powiedziałam cicho.
- Następnym razem na pewno pójdziemy razem.
Uśmiechnęłam się do niej i nastała cisza.
- Oby tylko była spokojna w drodze.
- Kiedy wyjeżdżacie? - zapytałam.
- Dziś w nocy, rano musimy być w Rzeszowie.
- Och, szkoda. - powiedziałam. - A jak ci się podoba nowe miasto?
- Jest wspaniałe, Dawidowi też przypadło do gustu, choć wciąż tęskni za Bydgoszczą.
- To tak samo jak ja! - wyznałam. - Mimo tego, Bełchatów ma w sobie wiele piękna.
Reszta rozmów nie dotyczyła niczego ważnego, choć była sympatyczna. Anka pozostała taką, jaką ją pamiętałam.
Po mniej więcej dwóch godzinach zdecydowałam się wrócić do domu, więc pożegnałam się z nimi.
- Dawid musi ci coś przekazać,  przypilnuj go, proszę.
- Zapamiętam. - zaśmiałam się i pomachałam na odchodne.
Na zewnątrz pojawiły się ciemne chmury, nie zwiastujące niczego dobrego. Przyspieszyłam kroku i podążyłam ku domowi. Drzwi były zamknięte, więc Andrzej był już na treningu. Znalazłam klucz i weszłam do domu.
Tam zaczęłam się przygotowywać. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i nałożyłam delikatny makijaż. W swoim pokoju wybrałam ubrania na dzisiejsze popołudnie. Jeansowe spodnie, biała koszulka i czarna marynarka nie zostaną, mam nadzieję, odebrane jako faworyzowanie jednej z drużyn. Przednie kosmyki upięłam, a resztę pozostawiłam rozpuszczoną. Zegar wskazywał 12:10; zostało mało czasu. Zaczęłam się denerwować. Poszłam do kuchni, gdzie odgrzałam obiad i czekałam na Andrzeja. Kiedy pojawił się w domu, wszedł do kuchni i wydał z siebie jęk zawodu:
- A miały renifery...
Roześmiałam się w głos.
- Niestety, przylecą z Laponii dopiero za miesiąc. - powiedziałam, stawiając na stole posiłek. Zajęliśmy się jedzeniem. - Jak atmosfera w drużynie?
- Przyjemna, wierzymy w zwycięstwo. - odpowiedział krótko, nawet na mnie nie patrząc.
- Dacie z siebie wszystko. - na moje słowa uśmiechnął się nieznacznie. - Denerwujesz się?
- Trochę, tak jest zawsze. - skwitował, kończąc jeść. - Wybacz, ale muszę się położyć na chwilę.
- Pewnie. - powiedziałam i spoglądałam już tylko na jego plecy, znikające za rogiem.
Posprzątałam po obiedzie i usiadłam na kanapie w salonie. Włączyłam cicho telewizor, gdzie natrafiłam na reklamę dzisiejszego meczu. Tak jak mówił Andrzej, nawet speaker mówił, że ten mecz jest bardzo ważny. Już nie mogłam się doczekać spotkania z kuzynem...
Byłam w trakcie oglądania jednego z seriali (widziałam go chyba pierwszy raz w życiu, ale musiałam jakoś zająć ten czas), gdy z hukiem otworzyły się drzwi od pokoju Andrzeja. Po chwili biegał po domu, niczym poparzony.
- Coś się stało? - zapytałam, wstając, by mu pomóc.
- Jestem spóźniony, zasnąłem! - krzyknął biegnąc już do wieszaka z kurtkami, - Bądź na hali po 14, na pewno będzie już Dawid.
- W porządku. - uśmiechnęłam się do niego, a on wykrzywił lekko usta, kiwnął na pożegnanie i zniknął za drzwiami.
Spojrzałam na zegar, wskazujący trzynastą. Poszłam do kuchni, gdzie wypiłam szklankę wody, patrząc na lekko kołyszące się od wiatru ostatnie liście na drzewach.
Nawet nie wiem czemu, na myśl przyszła mi rozmowa z Anią, zwłaszcza fragment dotyczący Andrzeja.
" On tak strasznie przeżywał waszą rozłąkę..." - rozłąkę, która trwała ponad rok? Przecież mógł się zawsze do mnie odezwał, a sam zadecydował mnie zignorować. Pamiętam, że było mu z tego powodu przykro, aktualnie nie wyciągaliśmy tej sprawy na wierzch. O co zatem chodziło Ani? Może nie widziałam o wszystkim, jeśli chodzi o niego?
Nim się obejrzałam, minęło pół godziny, więc chwyciłam przygotowaną wcześniej torbę, po czym gdy już ubrałam buty, kurtkę i szal, wyszłam na mroźne powietrze. Coraz mocniej odczuwałam nadchodzącą zimę, choć dopiero kończył się listopad.
Po mniej więcej pół godzinie dotarłam przed halę, przy której już gromadzili się ubrani na żółto-czarno kibice. Od razu można było wyczytać z ich twarzy podminowanie i radość z nadchodzącego wydarzenia.
Podeszłam do kolejki przy kasie i cierpliwie czekałam na wpuszczenie do hali.
Gdy to nastąpiło, nie zważając na pędzących ludzi, powoli skierowałam się ku wejściu.
Przestąpiwszy próg, otworzyłam szeroko oczy. Hala była ogromna, wypełniona plastikowymi krzesełkami i boiskiem. Poza energiczną muzyką lecącą z głośników, słychać było odgłosy odbijanych piłek.
Spojrzałam na boisko, gdzie znajdował się zespół Skry. Zauważyłam znajome twarze w; Wrona pokiwał mi ręką, co odwzajemniłam z uśmiechem i zaczęłam wypatrywać Resovii.
- Dotarłaś bez problemu? - nawet się nie zorientowałam, gdy Andrzej do mnie przybiegł.
- Bez najmniejszego. - odpowiedziałam. - A ty, dostałeś mocną burę?
- Nie, tylko na następnym treningu robię dodatkowe 3 serie powtórzeń. - zaśmiał się.
- Nie jest aż tak źle. - pocieszyłam go, wciąż się rozglądając.
- Jeszcze nie wyszli. - odpowiedział na moje niewypowiedziane pytanie. Spojrzałam na jego nieprzyjemny uśmiech; sama nie wiedziałam jak się zachować.
- Mam nadzieję, że to niedługo nastąpi.
- Tak, ja też, nie wiesz jak bardzo. - uciął, po czym spojrzał na swoją drużynę. - Lepiej już pójdę na rozgrzewkę. - rzucił i odszedł ode mnie. Przez chwilę spoglądałam na niego, póki speaker nie poprosił o przywitanie drużyny gości. Momentalnie moja głowa odwróciła się w stronę drugiego wejścia, przez które wchodziła Resovia, klaszcząc w dłonie. Kiedy tylko Dawid pochwycił moje spojrzenie, przybiegł szybko i mocno mnie przytulił przez bandy reklamowe.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem. - powiedział, gdy stanęłam krok dalej od niego. - Ładnie wyglądasz.
- Ja za tobą też! - odpowiedziałam, nieco zbyt emocjonalnie, ale nie potrafiłam powstrzymać uczuć.
- Jak ci się żyje w Bełchatowie?
- Bardzo dobrze, to piękne miasto. A jaki jest Rzeszów?
- Cóż, nie narzekam. - uśmiechnął się. - Mieszkanie z Andrzejem wciąż bez zarzutu?
- Tak, jest dla mnie naprawdę miły. - spojrzałam ukradkiem na wspominanego, który także od czasu do czasu rzucał na nas spojrzenie. - Idealnie cię zastępuje.
- No wiesz! - obruszył się. - Myślałem, że nikt nie jest w stanie mnie zastąpić.
- Nie powiedziałam, że jest od ciebie lepszy - usprawiedliwiałam się. - Czasem brakuje mi twojej stanowczości, na przykład przy pobudce, gdy wyciągałeś mnie za nogę z łóżka.
- Piękne czasy. - zaśmiał się, a jeden z rozgrzewających się mężczyzn krzyknął coś w jego kierunku. - Muszę już iść, widzimy się po meczu, tak?
- Poczekaj - powiedziałam. - Ania kazała ci przypomnieć, żebyś mi coś przekazał.
- No tak, prawie zapomniałem - uderzył się otwartą dłonią głowę. - Nie chciałabyś spędzić świąt z nami, w Rzeszowie?
Otworzyłam usta, przez moment nie wiedząc co powiedzieć.
- Oczywiście, z przyjemnością! - odrzekłam. - Dziękuję za zaproszenie.
- W takim razie będziemy na ciebie czekać. - powiedział i z uśmiechem odszedł do reszty zawodników.
Znalazłam swoje miejsce na trybunach, znajdujące się blisko boiska i na nim wyczekiwałam na spotkanie.


Idąc na zagrywkę czułem, że to ostatni punkt tego spotkania. W momencie, gdy wyrzuciłem piłkę w powietrze, po hali rozchodziło się głośno moje nazwisko skandowane przez ponad dwa tysiące osób. Igła bez problemu przyjął zagrywkę, przejął ją Drzyzga i rozegrał do Lotmana, który nadział się na potrójny blok. Koniec meczu został przywitany ogólną radością na trybunach, jak i w drużynie. Co prawda, mecz trwał aż pięć setów, ale pełnych walki z obu stron.
Ogólna euforia trwała jeszcze dłuższy moment, aż do wręczenia statuetki MVP (Mario) i podziękowaniu drużynie przeciwnej. Szczególnie miło patrzyło się na kadrowiczów, z którymi spędziłem nieco czasu.
- No, to pokazałeś się z dobrej strony. - zaśmiał się Kłos, gdy kończyliśmy się rozciągać. Uśmiechnąłem się, wymigując się od odpowiedzi. Poszliśmy rozdawać autografy. Zauważyłem, że Ona cały czas siedziała na swoim miejscu i patrzyła to na mnie, to na Konara.
- Gratuluję dwóch punktów, Panie Wrona. - powiedział Igła, mijając mnie w drodze do szatni.
- Jeden też nie jest taki zły, Krzysiu.
Kiedy już minęło sporo czasu i rozdałem dość podpisów, poszedłem do szatni. Wziąłem prysznic, przebrałem się i wyszedłem z powrotem na boisko.
Rozmawiała z Konarskim, uroczo się śmiejąc. Nie wiem dlaczego, nagle wstąpiła we mnie złość. Nie chciałem na nich patrzeć, ale oboje zwrócili się do mnie twarzami.
- Jesteś już - powiedział Dawid, gdy podszedłem bliżej. - Mogę zostawić ci moją kuzynkę? Muszę wracać do Ani i Marysi, już powinniśmy być w drodze.
- Pewnie, nie zatrzymuję cię. - powiedziałem, po czym ścisnęliśmy dłonie, przytulił ją i wyszedł z hali, dzwoniąc już z telefonu.
- Gratuluję wygranej. - powiedziała wesoło. - Jesteś naprawdę dobry.
- Dzięki. - powiedziałem, zdecydowanie zbyt chłodno, niż chciałem. - Idziemy?
- Tak. - powiedziała cicho i ruszyliśmy ku wyjściu.
Otworzyłem przed nią główne drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. Spadały na nas drobne krople deszczu, więc naciągnąłem jej, a potem sobie kaptur na głowę. Po przejściu jakiejś odległości w ciszy, odezwała się:
- Marysia jest naprawdę bardzo podobna do Dawida, wiesz? Ma dokładnie takie same oczy jak on, a...
- Cudownie. - przerwałem, a ona momentalnie stanęłam w miejscu.
- Andrzej, o co ci dzisiaj chodzi?! - wybuchnęła. - Cały dzień ograniczasz się do kilku rzucanych niechętnie słów, nawet na mnie nie patrzysz jak ze sobą rozmawiamy. Czy ja ci coś zrobiłam?!
- Nie. - odpowiedziałem.
- Może żałujesz, że mnie zaprosiłeś na ten mecz? Powinnam zostać w domu i czekać na ciebie aż nie wrócisz, tak?
- Nic takiego nie powiedziałem. - zacząłem spokojnie, ale później było o wiele gorzej. - Ale pewnie nie zauważyłaś, że od dwóch tygodni prawie jedynym tematem twoich rozmów był Konar? Nic, tylko jaki on był dla ciebie dobry, gdy z nim zamieszkałaś, jak o ciebie dbał, a na końcu jak dobrze podstąpił odsyłając cię do psychiatryka! Wspaniały ten twój kuzyn, prawda? Jaka szkoda, że nie był jedyną osobą, która się o ciebie martwiła!
W pierwszym momencie patrzyła na mnie zszokowana, z lekko otwartymi ustami, a potem zacisnęła je w linię, zmrużyła oczy i pokręciła głową.
- Co ty wygadujesz?
- Dokładnie to, co myślę. Pomyślałaś chociażby o Kipku?
- Kipek? - zdziwiła się.
- No tak, czego mógłbym się spodziewać - wywróciłem oczami. - Ty o niczym nie wiesz.
- Andrzej, przestań!
- Nie, to ty przestań grać pieprzoną sklerotyczkę. Przecież nie da się tego tak...
- Jak możesz?! - wykrzyknęła i szybko ruszyła przed siebie. Dopiero wtedy zrozumiałem co tak naprawdę powiedziałem.
- Zaczekaj! - krzyknąłem za nią, ale nawet nie zwolniła kroku. - No proszę cię! - wciąż to samo. - Nel, jest mi...
- Kim, do cholery jest Nel?! - odwróciła się z pretensją. Zauważyłem w jej oczach łzy. Podbiegłem do niej i próbowałem zetrzeć z jej twarzy mokre ślady.
- Przepraszam, nie chciałem, jestem...
- Zostaw mnie. - odtrąciła moją dłoń i ruszyła pędem. Stanąłem jak wryty, nie wiedząc co zrobić. Nawet jeśli ją dogonię, będzie uciekała, ile tylko znajdzie sił w nogach. W końcu zraniłem ją i to dość mocno.
Odchyliłem głowę i pozwoliłem, żeby deszcz, który przybierał na sile, padał na mnie. Jestem cholernym idiotą...
Po dłuższej chwili odnalazłem swój samochód i zdecydowałem się przejechać po mieście, by jej poszukać. A co jeśli ktoś ją dopadł..?
Starannie objeżdżałem wszystkie uliczki Bełchatowa, na które mogłem wjechać, ale bez skutku.  Serce biło mi coraz szybciej, denerwowałem się, że moje przypuszczenia okażą się trafne. W duchu modliłem się tylko, żeby zastać ją po drodze do domu; na marne.
Gdy otworzyłem jednak drzwi, od razu poszedłem do jej pokoju i odetchnąłem z ulgą. Leżała w swoim łóżku z zamkniętymi oczami, prawdopodobnie już spała.
Patrząc na jej delikatną twarz, dostałem jeszcze większych wyrzutów sumienia. Jak mogłem być dla niej tak okrutny?!
Westchnąłem i poszedłem do siebie.
Długo po tym nie mogłem zasnąć, martwiąc się, czy zdołam jej to wszystko wytłumaczyć...


---------------------------------------------------------------------------


Bezsensowne pieprzenie głupot tylko u mnie! Jak oni już mnie denerwują... :D
Jest 3:06, nie mam pojęcia czemu jeszcze tu siedzę, ale uparłam się na dodanie tego posta właśnie teraz.
Czy moje przeprosiny mają sens? Chyba już dawno straciły na wartości. :(

Korzystając z tego, że dziś Sylwester, chciałabym Wam życzyć szczęśliwego nowego roku, wielu nowych przeżyć, miłości, spełnienia najskrytszych marzeń! :)

Być może ktoś z Was już zobaczył, że rozpoczęłam tworzenie nowej historii: Prawdziwej Impretynencji, na którą już serdecznie zapraszam. Będzie... ciekawie! :>

Do następnego!
Wasza rołzi :*

niedziela, 7 grudnia 2014

#8 Moje życie bez Ciebie byłoby jak ogród bez kwiatów






Rozczarowanie. Jak często go doświadczasz?
Zapewne często, to cierpienie jest po prostu wpisane w nasze w życie.
Jeden człowiek potrafi, celowo bądź nie, zranić kogoś innego, a ten nie pojmie dlaczego tak się stało.
A wiesz co jest najgorsze? Że chociażby człowiek gryzł pięści do krwi, wypłakiwał morza łez i starał się zrobić wszystko, by zapomnieć o tym nawet na chwilę, i tak do końca będzie miał nadzieję...

Pakując torbę treningową, czułem znaczne zdenerwowanie. Nic dziwnego, w końcu to pierwszy mecz w nowej drużynie. Włożyłem właśnie na wierzch koszulkę, gdy poczułem własną słabość. Usiadłem na skraju łóżka i zamknąłem oczy. Muzyka lecąca z drugiego pokoju nie była w stanie uciszyć moich myśli. Oparłem łokcie o kolana i zwiesiłem głowę. Sam nie wiedziałem czy to kwestia meczu, czy jakiejś innej sprawy.
- Jeszcze buty. - usłyszałem Jej głos. Momentalnie otworzyłem oczy i spojrzałem w stronę, z której dochodził. Faktycznie, stała w progu, trzymając w rękach moje buty, których jeszcze nie spakowałem do torby.
- Prawie o nich zapomniałem. - uśmiechnąłem się. Podeszła bliżej i podała mi obuwie. - Dzięki.
- Śmiesznie wyglądałbyś będąc tylko w skarpetkach na boisku. - gdy buty znalazły się już w mojej torbie, usiadła koło mnie. - Nowa płyta?
- Co?
- Muzyka. - zaśmiała się.
- Nie, często jej słucham przed meczami. - powiedziałem, a ona wsłuchała się w nią jeszcze bardziej.
- Zdaje mi się, że kiedyś ją słyszałam.
Naprawdę? Ciekawe jak to się stało. Nie słuchałaś jej przecież nigdy ze mną, bo przecież nie byliśmy ze sobą, prawda?
Nie, ona nie zrozumie...
- To dość stara piosenka, pewnie puszczali ją w radiu.
Zauważyłem, że podejrzanie zamyśliła się. Może zaczęła wspominać przeszłość? Może... przypomni sobie o Olku?
- Patrycja na pewno dziś jedzie po siostrę? - zadałem pytanie, mając nadzieję, że odpowie inaczej, niż podejrzewałem.
- Tak, za godzinę mam ją zastąpić. Bardzo chciałabym być na tym meczu, uwierz mi.
- Wierzę. - wyznałem. - Być może innym razem się uda.
- Mam nadzieję, bo słyszałam, że siatkówka jest bardzo ciekawa, zwłaszcza tutaj. Przynajmniej tak mówiła Patrycja.
- Niedługo sama się przekonasz. - powiedziałam, patrząc jej w oczy.
Z dnia na dzień zdawały mi się coraz piękniejsze. Ba, ona cała piękniała. Powoli z jej wyglądu znikały ślady psychiatryka, ale nie stawała się tą dawną, moją Nel. Była inna, ale wciąż widziałem w Niej ideał.
- Do której masz zmianę?
- Do dziesiątej,
- Może przyjadę po ciebie do domu i spotkamy się z Karolem i Olą? Zapraszali nas niedawno.
- Chętnie. - powiedziała szybko, po czym spojrzała na zegarek. - Do zobaczenia później.
- Do wieczora. - powiedziałem, ale jej już nie było. Położyłem się na moment na łóżku i nawet nie wiem kiedy usnąłem. Gdy się obudziłem, było już po siedemnastej.
Zerwałem się szybko, w locie chwyciłem torbę i wyskoczyłem na korytarz. Tam ubrałem kurtkę, buty i pobiegłem do auta. Dopiero przy hali moje oczy otworzyły się szeroko. Nie pamiętam, żebym widział aż taką kolejkę na jakikolwiek z moich wcześniejszych meczów. Wychodząc z auta, poczułem w kieszeni mały kartonik. No tak, bilet. Zauważyłem, że przy kasie tworzy się dość długa kolejka, więc, idąc od tyłu, zbliżyłem się ku niej. Od razu rzuciła mi się w oczy na oko siedemnastoletnia dziewczyna, stojąca osobno.
- Nie masz biletu? - zapytałem.
- S-słucham? - otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, zadzierając głowę.
- Stoisz z boku, gdy kolejka się przesuwa. Nie masz, prawda?
- Tak, zabrakło ich.
- Trzymaj. - podałem jej bilet. - tylko nie rozpowiadaj o tym.
Dziewczyna stała jak osłupiała, nie wiedząc czy go wziąć.
- No dalej, spieszę się na rozgrzewkę. - zaśmiałem się. Wzięła go drżącymi rękoma, a ja bez słowa ruszyłem ku tylnemu wejściu.
- Niech pan zaczeka, zapłacę! - krzyknęła za mną, ale nie odwróciłem się, tylko kiwnąłem jej ręką.
Poszedłem do szatni, gdzie przywitałem się z całą drużyną, przebrałem się i wraz z innymi czekałem na trenera.
- Zdenerwowany? - zapytał Kłos, siadając koło mnie.
- Średnio. - wzruszyłem ramionami. - Zdaję sobie sprawę, że będzie gorzej, tak samo jak w Bydgoszczy.
- Tak to jest w tym zawodzie. - zaśmiał się. W ogóle nie widziałem w nim stresu.
- Jest u ciebie Ola?
- Tak, jutro rano wyjeżdża. Czemu pytasz?
- Wpadniemy do was, okej? Chciałeś Ją zapoznać z Olą.
- Pewnie, zapraszam, nawet dziś.- odpowiedział od razu.
Wyszliśmy na rozgrzewkę, powitani gromkimi brawami. Uśmiech sam zakradł się na twarz.
Spojrzałem ukradkiem w miejsce, gdzie Ona miała siedzieć, mając nadzieję, że Ją ujrzę. Nadzieja matką głupich.
Było jednak mnóstwo innych ludzi, którzy na nas liczyli.
Nie możemy dziś zawieźć tych ludzi...


Po hali rozszedł się głośny okrzyk publiczności, zwiastujący piłkę meczową. Zaserwowana przez Karola piłka poszybowała na drugą stronę, ale wróciła do nas. Przyjęcie, rozegranie i atak. Mario zakończył to, dość łatwe, spotkanie.
- Jak na rozpoczęcie sezonu, całkiem nieźle. - powiedział z uśmiechem trener, gdy wróciliśmy do szatni.
- Staraj się, a i tak powiedzą, że za mało! - odpowiedział mu tak samo Antiga.
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś? - odezwał się Miguel, po czym dodał: - Jutro bez porannego treningu. Do zobaczenia.
Wzięliśmy prysznic i w radosnej atmosferze wyszliśmy z szatni. Pożegnałem się z wszystkimi, przypomniałem o sobie Kłosowi i szybko znalazłem swój samochód. Po pięciu minutach byłem pod domem. Jeszcze nie zdążyła wrócić.
Oparłem się o samochód, a po chwili zobaczyłem Ją biegnącą w moją stronę.
- Przepraszam, miałam mnóstwo ludzi, aż do dziesiątej! - powiedziała, gdy już do mnie dotarła.
- Nie szkodzi, chwilę temu przyjechałem. - uśmiechnąłem się. W świetle latarni na jej policzku zobaczyłem pyłek. Dotknąłem go i wziąłem nieco na palce.
- Mąka. - zaśmiała się głośno. - Sam widzisz, że nie kłamię.
- Nawet tak nie pomyślałem.
- To jedziemy, tak?
- Tak, tak. - powiedziałem, po czym otworzyłem przed nią drzwi auta. Gdy już oboje siedzieliśmy, a ja odpalałem silnik, ona włączyła odtwarzacz.
- Wygraliście?
- Trzy-zero.
- Gratuluję. - uśmiechnęła się.
 Przewijała listę, aż natrafiła na "Zanim pójdę". Zaczęła śpiewać.
Pierwszy raz w życiu usłyszałem jej głos, był piękny. Miała zamknięte oczy i uśmiech na twarzy. Zwolniłem nieco auto, by przedłużyć tę przyjemność. Niestety, po dłuższym niż zwykle czasie, przyjechaliśmy na miejsce.
Wysiedliśmy i podążyliśmy ku blokowi. Wpisałem znany mi kod na klatkę schodową i weszliśmy na drugie piętro. Zadzwoniłem do drzwi. Przez chwilę nie było żadnej odpowiedzi.
- Czy oni są mili? - zapytała mnie szeptem.
- Bardzo. Powinnaś ich polubić, Karola już zresztą znasz. - odpowiedziałem, po czym zstępując z nogi na nogę "przypadkowo" dotknąłem Jej ramienia.
W tym momencie drzwi się otworzyły. Stał w nich Kłos, jak zwykle się uśmiechając.
- No cześć. - przywitał się, odsuwając się w bok. - Zapraszam.
Weszła pierwsza, rozglądając się od razu po przedpokoju.
- Kiedy ostatni raz przyszedłem do ciebie o tej godzinie? - zapytałem ze śmiechem.
- Chyba graliśmy jeszcze w Metrze. - odpowiedział tym samym.
Zdjęliśmy kurtki i buty, po czym poszliśmy do salonu, gdzie czekała już Ola.
- Hej, Ola. - powiedziała, podchodząc do Niej.
- Anastazja. - szepnęła cicho.
- Miło cię w końcu poznać, słyszałam o tobie.
Jej przerażona twarz spojrzała na mnie, ale pokręciłem głową.
- Od Karola. - dodała.
- To... chyba dobrze. - powiedziała zdezorientowana.
- To co, usiądźmy. - powiedział Kłos, więc zrobiliśmy, co powiedział. - Coś pijecie?
- Nie, jestem autem. - powiedziałem.
- A ty? - zapytał ją.
- Nie, ja nie piję. - odpowiedziała, a on uniósł brwi.
- No okej. Ola?
Pokręciła głową.
- Bądźmy dobrymi gospodarzami. - uśmiechnęła się do niego.
- Jak uważasz. - powiedział, siadając.
- Więc, Anastazjo, skąd właściwie jesteś? - zagaiła Ją Ola.
- Z Gdańska, ale większość życia spędziłam w Bydgoszczy.
- Bydgoszcz, piękne miasto, prawda?
- Tak, najpiękniejsze. Ale Bełchatów też mi się podoba.
- Nic dziwnego. - powiedziała. - Na co dzień mieszkam w Warszawie i przyjeżdżam tu odpocząć od hałasu. Co prawda to nie to samo co na wsi, ale...
- No wiesz! - żachnął się Karol, a ja roześmiałem się.
- Oj wiesz, że to tylko dodatek od przyjazdu do ciebie. - odpowiedziała mu, po czym znowu zwróciła się do Niej. - A, wybacz, że spytam, ile masz lat?
- Dwadzieścia cztery.
- Tyle samo co ja! A jaką szkołę kończyłaś?
- Piąte liceum, sportowe.
- Że też cię nigdy nie spotkałam; często jeździłam na zawody, nawet tam.
- Nie udzielałam się tam zbytnio, może dlatego. - uśmiechnęła się skromnie.
- No, ale teraz już się znamy!
- Tak, poznamy się na ulicy.
- Oczywiście, ale nie w tym miesiącu, jutro wyjeżdżam.
- A byłaś tu zaledwie dwa dni! - odezwał się Kłos.
- Taką mam pracę. - tłumaczyła się, a on objął ją ramieniem. Uśmiechnąłem się do nich. Znałem ich od dawna i wciąż miło mi się patrzyło na nich razem.
- Z tego co wiem, nie mogłaś być na dzisiejszym meczu, prawda? - odezwała się ponownie Ola.
- Tak, zastępowałam koleżankę w pracy, musiała odebrać siostrę z lotniska.
- Podziwiam cię. Ale skoro macie dobre kontakty, to dość normalne. U mnie pracują same... no, niemiłe kobiety. - zaśmiała się. - Ale na następnym meczu zapewne będziesz?
- O ile Andrzej będzie tego chciał, to tak.
- Też mi pytanie. - skomentowałem. - Tym razem będziesz siedziała w najlepszym z możliwych miejsc.
- W porządku. - spojrzała mi w oczy. Zielone tęczówki otaczało zaczerwienienie, zapewne ze zmęczenia.
- Żałuję, że mam wtedy pilny wyjazd. Przegapić coś takiego...
- Przesadzasz. - powiedziałem, a ona uniosła brwi.
- Chciałabym przesadzać.
Gdy zaległa chwilowa cisza, Ona ziewnęła.
- Zmęczona? - zapytał Kłos.
- Troszkę, - odpowiedziała.
- Może lepiej już jedźmy? - zaproponowałem.
- Porozmawiamy dłużej przy innej okazji, mam nadzieję, że niedługo.
Wstaliśmy i ponownie ubraliśmy odzież wierzchnią.
- Naprawdę cieszę się, że cię poznałam. - powiedziała Olka, gdy wychodziliśmy. - Do następnego razu!
Uśmiechnąłem się do nich i zeszliśmy po schodach na zewnątrz.
- Podobało ci się? - zapytałem, gdy jechaliśmy w stronę domu.
- Tak, ale nie jestem przyzwyczajona do takich godzin odwiedzin.
- Ja też, ale też słyszałaś, że Ola jutro jedzie do siebie.
- Rozumiem. Cieszę się, że mnie do nich zawiozłeś.
Kiedy byliśmy już w domu, poszedłem do kuchni. Nalałem szklankę wody i pijąc ją, oparłem się o blat, w czasie gdy ona brała prysznic.
- Andrzej? - odezwała się mniej więcej po kwadransie, stojąc z progu.
- Tak?
- O co chodziło Oli, gdy mówiła, że żałuje, że nie może być na waszym następnym meczu?
Uśmiechnąłem się. Liczyłem, że o to spyta.
- Następny mecz w Bełchatowie gramy z Rzeszowem.
- Naprawdę?! - ożywiła się.
- Tak, za dwa tygodnie. - dodałem, patrząc jak się cieszy.
- Tym razem na pewno dostanę wolne, może nawet dwa dni! Dawid, Ania... tak dawno ich nie widziałam... i Marysia! Ciekawe jak wygląda.
- Niedługo się dowiesz. - powiedziałem. - A teraz idź już spać, masz ciężki dzień za sobą.
- Nie wiem czy zasnę. - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Taka wiadomość... Idealna na zakończenie dnia. Dobranoc. - rzuciła, wychodząc z kuchni.
- Tak, dobranoc. - powiedziałem, po czym sam wziąłem prysznic i położyłem się w swoim łóżku.
Od jakiegoś czasu chciałem jej powiedzieć o tym meczu, o przyjeździe Konara, ale... teraz nie czułem się z tym tak, jak sobie wyobrażałem. Coś kuło moje wnętrze.
Zazdrość? Czy to realne? Nie powinienem niczego zazdrościć. Czemu więc dochodzi do tego złość?
Być może to przez emocje z meczu, przynajmniej z taką myślą zasnąłem.


------------------------------------------------------------

Nie wiem czemu to u góry tak wygląda, gdzie się podziała moja wena... po prostu nie wiem.
Przepraszam za ten jednodniowy poślizg, choć gdyby spojrzeć na to, że wczoraj 3/4 dnia przeryczałam, nie jest chyba aż tak źle.
Mimo wszystko przepraszam, że kolejny raz Was zawiodłam.
Następny rozdział pojawi się na 100% w tym miesiącu, może i dwa, zależy jak często będę musiała uciekać w świat Nel. ;)

wasza rołzi.