Doświadczyłaś kiedyś stanu, w którym wszystko wokół wydaje Ci się piękne, kolorowe i bez skazy? Budzisz się i zasypiasz z uśmiechem na ustach, często podśpiewujesz pod nosem...
Znajomi już od pewnego czasu spoglądają na Ciebie podejrzliwie, lecz tylko jedna osoba pyta, kto jest tym szczęściarzem. Rzecz jasna, wykręcasz się na wszelkie sposoby, by uniknąć odpowiedzi; przecież nic do nikogo nie czujesz! W głowie jednak pytanie to wywołuje wizerunek jednej osoby. Tej samej, o której nieświadomie rozmyślasz prawie cały czas.
Wieczorem, gdy jesteś sama i próbujesz zasnąć, wciąż widzisz jego spojrzenie, uśmiech, słyszesz jego głos...
Ile czasu potrafisz sama siebie oszukiwać, że nic do Niego nie czujesz? Cóż, mi zajęło to niecałe 2 tygodnie - sama nie wiem dlaczego tak szybko zgodziłam się z Patrycją, lecz, o dziwo, nie czułam się z tym bardzo źle. Przeciwnie, przyjęłam to jako coś, co w jakiś sposób pomaga mi wrócić do rzeczywistości.
Jeśli chodzi o ilość spędzanego razem czasu, nie było tu jakiegoś wielkiego przeskoku; częściej jednak zdarzały nam się spacery, wspólne wyjścia i zasypianie na kanapie podczas oglądania filmów. Budzenie się w nocy otulona kocem i jego ramieniem niespecjalnie mi przeszkadzało, choć nie powiedziałam mu tego wprost.
W tym samym czasie zyskałam jeszcze lepszy kontakt z Patrycją, odważyłabym się nawet powiedzieć, że stała się moją przyjaciółką. Odwiedzałyśmy się nawzajem w pracy, choć jej zdarzało się to częściej niż mi.
Tego dnia weszłam do ciepłego lokalu czując ten sam zapach pizzy, który towarzyszył mu gdy mnie tu zatrudniono.
Podeszłam do baru, przywitałam się z Patką i zaczęła zdawać mi raport z wizyty pewnego natrętnego faceta, który (z tego co było mi wiadomo od niej) zjawiał się tu dosyć regularnie.
- No mówię ci, jeszcze na odchodne odwrócił się i z tym przebrzydłym uśmiechem wycedził przez te pożółkłe zęby "do zobaczenia niebawem". Myślałam, że kolesiowi sprzedam jeszcze prawego sierpowego, ale...
- Patrycja, gdzie te trzy średnie miały jechać? - usłyszałam męski głos i zza rogu wyłoniła się jasna czupryna wystająca spod trzech kartonowych pudełek.
- Wodna 26, masz napisane na spodzie paragonu.
- Faktycznie, dzięki! - rzucił chłopak i już go nie było. Spojrzałam na blondynkę czekając na wyjaśnienia.
- Daniel, zaczął wczoraj pracę, nie wspominałam ci o tym? Firma rzekomo się rozwija...
- Nie przypominam sobie nic takiego. - odpowiedziałam, a ona obiecała zrobić to w niedalekiej przyszłości. Widząc zbliżającą się grupkę ludzi postanowiłam wrócić do domu i kontynuować rozmowę przez sms-y.
Niechętnie znów trafiłam na chłód i, dodatkowo zniechęcona
silnym wiatrem, przyspieszyłam kroku, aby znaleźć się jak najszybciej na naszym
osiedlu.
Kiedy już zmarznięta zamknęłam za sobą drzwi frontowe, do
moich uszu dotarły dźwięki „Thunderstruck” AC/DC; uśmiechnęłam się sama do siebie,
zdjęłam buty, kurtkę i wkroczyłam w głąb domu. W kuchni znalazłam też jedynego
poza mną mieszkańca.
- No dzień dobry. – Wrona odwrócił się do mnie z uśmiechem.
Miał na sobie bordowy fartuch, który przywiózł jeszcze z Bydgoszczy, a tuż za
nim na kuchence skwierczało kilka filetów z ryb. Oparłam się o stół i zaplotłam
ramiona na piersi.
- Cześć, o czymś nie wiem?
- Hmm znalazłoby się kilka spraw, a o co dokładnie chodzi? –
patrząc jak udaje niepojętnego nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Andrzej, nie pamiętam kiedy ostatni raz przygotowywałeś…
normalny obiad. – powiedziałam, a on, zachowując powagę, odpowiedział:
- Przepraszam bardzo, ostatnio zdarza mi się tu bywać coraz
częściej, czasami są nawet tego dobre skutki!
- Racja, trzy dni temu zrobiłeś idealny budyń, w życiu nie
jadłam lepszego. – teatralnie rozmarzyłam się zamykając oczy, a gdy je
otworzyłam, zadarłam głowę, by spojrzeć mężczyźnie w twarz.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – zapytał, a ja
roześmiałam się, sama nie wiedząc czemu.
- Przecież i tak nie zrobisz mi krzywdy.
-Skąd ta pewność? Może w rzeczywistości jestem złym
człowiekiem, a ty ufasz mi, nie znając moich okropnych zamiarów? – otworzył
szerzej jasne oczy, ale tym razem nawet
on nie potrafił się opanować.
- Oczywiście, od początku wiedziałam, że jesteś podły. –
skwitowałam. – pomóc ci jakoś?
- W kuchni póki co dam sobie radę, ale czy mogłabyś…
pościelić w gościnnym? - będąc już do niego plecami, odwróciłam się na moment i
z pytaniem wypisanym na twarzy, czekałam na odpowiedź. – Dostałem dziś telefon
od znajomych z Bydgoszczy, w przyszłym tygodniu nie mogą przyjechać, któreś z
nich ma ważny egzamin na uczelni i pytali czy mogą jednak odwiedzić nas w ten
weekend.
- Och, rozumiem… - rzuciłam i udałam się zrobić to, o co mnie
poprosił. Nie ukrywając, nie cieszyłam się na myśl o wizycie ludzi, których
widziałam raz w życiu. Ten tydzień nie należał do lekkich i choć dziś chciałam
odpocząć, zwłaszcza, że następnego dnia miałam spędzić pół nocy na nogach,
usługując na pierwszej karnawałowej zabawie w Ambrozji. Z tego co kojarzyłam,
znajomi Wrony nie należeli do spokojnych osób, więc ten wieczór na pewno nie
zakończy się szybko. Nie mogłam jednak wyjść; mimika Andrzeja była mieszanką
radości i zmęczenia. Wiedziałam, że tylko on może sprawić, bym mimo wszystko
poczuła się dobrze. Nie mogłam go zawieść.
Gdy skończyłam, wróciłam do Niego; kończył szykować jedzenie.
Przez chwilę stałam w progu i przyglądałam się jak starannie próbuje
przyozdobić półmisek z samodzielnie zrobioną sałatką.
- A mogłem zamówić pizzę, na cholerę mi to wszystko…
- Zamówione jedzenie nie zrobi na nich takiego wrażenia. –
skomentowałam, podchodząc bliżej.
- Chłopaki będą cieszyć się, że jest cokolwiek, a dziewczyny nie uwierzą, że sam zrobiłem coś zjadliwego.
-Właśnie, przepis z książki czy z Internetu? – wtrąciłam, ale
widząc jego zdegustowaną minę pojęłam, że to nie było na miejscu. – Wybacz. Aż
tak bardzo nie radziłeś sobie w Bydgoszczy?
- Sam nie wiem, zdarzało nam się razem gotować, ale ty także
nie paliłaś się to tego. – uśmiechnął się pod nosem.
- No spójrz, a teraz nawet pracuję w gastronomii.
- Rzecz w tym, że niepotrzebnie się staram. Cieszę się na ich
przyjazd, to oczywiste, ale…
- Wiem, Andrzej. – uśmiechnęłam się. – Mogę ci jakoś… pomóc?
- Możesz mi współczuć tego, że znajomi mnie nie doceniają. –
spojrzał na mnie rozbawiony.
- Chodź, wielkoludzie. – powiedziałam rozchylając ramiona i
już po chwili to on przytulał mnie, choć podobno miało być na odwrót. Do
rzeczywistości przywołał nas dopiero zapach przypalanego mięsa. Czując na
twarzy rumieńce postanowiłam przebrać się w coś wygodniejszego; ten wieczór nie
będzie lekki ani dla mnie, ani dla niego.
Z racji przyjazdu
gości nie zamierzałam zrezygnować z ukochanego swetra i starych jeansów. Rozpuściłam spięte wcześniej włosy,
rozczesałam je i wróciłam do Wrony, który w tym samym momencie rozmawiał przez
telefon, udzielając wskazówek jak trafić na nasze osiedle. Gdy skończył,
uśmiechnął się do mnie lekko; pomogłam mu rozkładać ostatnie talerze na stole.
- Właśnie, nie miałabyś nic przeciwko, gdybym te dwie noce
przespał u ciebie w pokoju? Spokojnie, mam stary materac i postaram się nie
chrapać.
- Tylko pod warunkiem, że będziesz się trzymał tego drugiego!
– zaśmiałam się wspominając jak nieraz z tego samego powodu budził mnie gdy zasypialiśmy
na kanapie.
- Obiecuję. – uśmiechnął się i usłyszawszy dźwięk dzwonka, poszedł
do przedpokoju. Po chwili po domu rozniosło się kilka śmiechów.
- Stary, gdzie ty się wyniosłeś! – rozpoznałam głos Huberta,
jedynej osoby, którą dobrze zapamiętałam. – Dwie godziny jazdy tuż obok
Patryka… Nie życzę tego nikomu.
- Chyba zapomniałeś kto prowadzi w drodze powrotnej. –
odezwał się wywołany chłopak, ściągając czarną czapkę z głowy i dłonią przejeżdżając
po jasnych włosach, dodał z chytrym uśmieszkiem na twarzy: – I ta sama osoba
może cię wyrzucić przy pierwszej lepszej okazji.
- Oj już się tak nawzajem nie męczcie, wszyscy wiedzą, że się
kochacie. – powiedziała ciemnowłosa kobieta przeglądając się w lustrze. – Nie
powiemy nic Kamilowi, bądźcie spokojni. - jej ciemne oczy spojrzały na mnie. –
O, witaj… Anastazjo? Dobrze pamiętam, prawda?
Przytaknęłam z uśmiechem, a wszystkie oczy skupiły się na
mnie. Nie miałam zamiaru tym razem siedzieć cichutko jak podczas meczu.
Podeszłam bliżej.
- Jak minęła podróż? – zapytałam, przez chwilę nie otrzymując
żadnej odpowiedzi; jako pierwszy ocknął się Maciej, stojący najbliżej wyjścia.
- Całkiem nieźle, bałem się, że dziś nie uda nam się
przyjechać, ale Natka wyrobiła się szybciej niż zapowiadała.
- Już tak nie narzekaj, to ty chciałeś na mnie czekać! –
blondynka pokazała mu język i zwróciła się ku Wronie: - Gdzie mogę zostawić
torbę?
- Zaprowadzę was. – powiedział i ruszyło za nim 5 osób.
Przez następne kilka godzin w większości przysłuchiwałam się
wspomnieniom znajomych. Dawałam jednak im do zrozumienia, że ich rozmowa jak
najbardziej mnie interesuje.
- A Ty, Anastazjo, mieszkałaś w Bydgoszczy? – zapytała druga
kobieta, Lidia.
- Tak, prawie 10 lat, ale chyba nie studiowałam na tych
uczelniach co wy ani nie pracowałam w tych miejscach. – ich spojrzenia mówiły
mi, że powinnam kontynuować rozmowę na mój temat. – Studiowałam na ASP, a
zatrudnienie miewałam tylko dorywcze, nie szukałam stałej pracy.
-ASP? – odezwała się Natalia. – Musisz być uzdolniona.
- Och, od pewnego czasu nie miałam ołówka w ręku, ale mam
zamiar kontynuować studia.
- Widziałem jej szkice, powinna do tego wrócić. – powiedział
Andrzej, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Na szczęście, rozmowa zbiegła na inny
tor, a ja nie musiałam „chwalić się” tym, co potrafię. Około jedenastej część z
nich była już nieco podchmielona, a atmosfera zrobiła się luźniejsza. Co chwilę
spoglądałam na siatkarza, obserwując szczęście na jego twarzy; naprawdę dobrze
czuł się w ich towarzystwie. Zastanawiałam się czy kiedykolwiek aż tak ucieszył
się na mój widok, jak na ich. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, pokręcił
głową przysłuchując się opowieści Huberta o swojej pracy.
- Nie obrazicie się, jeśli pójdziemy z Lidką wcześniej spać?
– mówiła Natalia ziewając.
- Szczerze powiedziawszy ja także robię się śpiący. – Wojtek uderzył
się otwartą dłonią w twarz. – Rok temu o tej godzinie dopiero wychodziłem na miasto,
czuję się już stary.
- Jutro z pewnością to nadrobicie. – powiedziałam podnosząc
się z miejsca. Jak się okazało, nikt nie zamierzał zostawać dłużej. Sprzątanie
zostawiłam na następny dzień i zajęłam ostatnie miejsce w kolejce do łazienki.
Zdążyłam przygotować piżamę, ustawić budzik i napisać sms-a do Dawida
(codziennie raporty były już czymś na porządku codziennym), kiedy kolejna
przesunęła się o dwa miejsca.
- Rozdałeś wszystkim ręczniki? – zapytałam Wronę, który
trudził się z materacem.
- Nie, zapomniałem, chłopaki z tego co wiem zabrali swoje.
Wstałam z łóżka i, zabierając kilka sztuk kolorowych grubych
materiałów, przeszłam się do pokoju gościnnego i sypialni Andrzeja. Będąc pod
nią usłyszałam dość głośną rozmowę dwóch kobiet.
-…ładnie tu mieszka, nie powiem, że nie. – rozpoznałam Natalię
po chichocie. – Wronka się wyrobił, trochę zmienił z wyglądu i…
- No nie mów, że ci się podoba! – wręcz krzyknęła druga.
- Ciszej, zaraz cały dom się dowie. – zasyczała blondynka i
dodała nieco ciszej. – Wiesz, jest niezły, a z tej perspektywy wydaje się
całkiem… ciekawy.
- Natka, na serio oszalałaś! – zaśmiała się Lidia.
- Jutro dwa piwa mniej. – odpowiedziała jej tym samym. Nie
miałam zamiaru dłużej przysłuchiwać się tej rozmowie, zapukałam w drzwi i
weszłam do środka.
- Mam dla was ręczniki. – powiedziałąm z przesłodzonym
uśmiechem, po czym rzuciłam je na fotel i wyszłam, rzucając na odchodne: -
Dobrej nocy.
Wróciłam do swojego pokoju, gdzie Andrzej wciąż próbował
znaleźć miejsca, przez które uciekało powietrze.
- Och, zostaw już go, zmieścimy się na tym łóżku we dwoje, a
jutro i tak nie będzie mnie prawie do rana. – mruknęłam siadając na wcześniej
wspomnianym meblu. Siatkarz patrzył na mnie przez chwilę zdziwiony, po czym
wzruszył ramionami i odłożył karton z materacem w kąt.
- Dzięki, gdybym musiał na nim spać, jutro nie ruszyłbym się
przez obolałe stawy. – odetchnął teatralnie i zmienił temat. – Wiesz co, spodziewałem
się, że będzie dzisiaj gorzej, liczyłem na chociaż jedną kłótnię, a tu nic.
Uśmiechnęłam się, ale nie podjęłam rozmowy. Miałam szczęście,
że dosłownie kilka sekund później pojawiła się postać Huberta zawiadamiająca
mnie o wolnej łazience. Wzięłam prysznic i dosyć szybko wróciłam do pokoju, z
którego po chwili wyszedł Wrona. Kąpiel nie zajęła też jemu dużo czasu; wszedł
do pokoju i wyszczerzył się w taki sposób, że nie umiałam go zignorować.
- Wolisz od ściany czy od pokoju?
- Od ściany. – mruknęłam i chwilę później położył się obok
mnie. Lampka nocna pozostała zapalona (zarzekał się, że później ją zgasi), a ja
zaczęłam powoli odpływać w sen. Będąc już na granicy świadomości poczułam lekki
dotyk na policzku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz Andrzeja, po sekundzie
dosyć zdezorientowaną.
- Obudziłem się, wybacz. – powiedział cicho, zabierając dłoń.
– Zdawało mi się, że będzie tu więcej miejsca.
- Nie szkodzi, ale za chwilę spadniesz, lepiej się przysuń. –
wygięłam kąciki ust jak tylko potrafiłam. Słyszałam dobrze jego oddech i
właśnie z nim zniknęłam do krainy Morfeusza.
Większość następnego dnia mogłam spędzić z gośćmi, przygotowywałam
posiłki, lecz około godziny osiemnastej zaczęłam szykować się do pracy. Miałam
szczęście, że zabawa zaczynała się o dwudziestej. Kiedy byłam już gotowa,
zeszłam na dół, gdzie zdziwiona zauważyłam, że większość jest już, delikatnie
mówiąc, pijana.
Próbowałam porozmawiać z którymkolwiek z chłopaków , ale
rozbawiona uznałam, że to nie ma większego sensu. Zaczęłam szukać Wrony i wtedy
usłyszałam jego głos z jego sypialni. Podążyłam tam i przez szczelinę w
drzwiach zaczęłam obserwować całą sytuację. Natalia leżała na jednej części
łóżka, a on spacerował po pokoju nerwowo.
- Chodź, podobno źle się czułaś, ale nie możesz tu leżeć cały
wieczór.
- Ale dlaczegoo? – blondynka, zdaje się, nie zamierzała
szybko odpuścić.
- Natka, naprawdę nie mam teraz humoru na tego typu gierki. –
siatkarz zaśmiał się; wiedziałam, że niedługo puszczą mu nerwy.
- Oj, ze mną nie chcesz spędzić trochę czasu? – zapytała, ale
nim zdołał odpowiedzieć, wstała i kontynuowała swoją wypowiedź: - Wiesz,
Andrzej, ostatnio zauważyłam, że się zmieniłeś. Wydoroślałeś, wiesz? I naprawdę
mocno cię lubię.
- Wiesz co, może faktycznie tu zostań, a jak poczujesz się
lepiej to…
- Co cię powstrzymuje?
-Niby przed czym?
- Przed spróbowaniem; wiesz, ja, ty, kto powiedział, że to
się nie uda?
- Natalia, nie rozumiesz, to jest…
Widziałam jak kobieta zbliża swoją twarz do jego i dłuższą
chwilę jej nie odrywa. Potem dłońmi zaczęła błądzić po jego karku, a mój
żołądek zrobił fikołka. Siatkarz odsunął się błyskawicznie od niej,
najwidoczniej nie do końca pojmując co się stało.
Nie chciałam obserwować dalszego ciągu wydarzeń, a nawet słyszeć ich słów.
Bezszelestnie wycofałam się do głośniejszej części domu. W kuchni zostawiłam
jedynie kartkę informując Wronę o swoim wyjściu.
Płaszcz i buty wskoczyły na właściwe
miejsce na moim ciele szybciej niż zazwyczaj , toteż nie zwalniając tempa wyszłam z domu i ruszyłam
do pracy. Co jakiś czas przecierałam jedynie coraz nowsze, mokre ślady na
policzkach.
Ciemne niebo za oknem nie wróżyło
zbyt dobrze, zwłaszcza gdy siedzisz i wpatrujesz się w krajobraz za oknem już
trzecią godzinę. Goście już dawno wyjechali, a jej wciąż nie było w domu. Ponownie
próbowałem dodzwonić się do Nel, lecz nawet nie odrzucała połączenia, kiedy ja
odchodziłem od zmysłów. Pracę powinna skończyć maksymalnie o czwartej nad
ranem, ewentualnie spała u którejś z koleżanek, ale do osiemnastej nie dała
nawet znaku, że żyje. Zrezygnowany zacząłem przygotowywać w głowie zeznanie na
policji w sprawie zaginięcia, kiedy to usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. W
przedpokoju nie zastałem nikogo, lecz hałasy wychodziły z Jej pokoju.
- Czy ty wiesz która jest godzina? –
odezwałem się, a ona odwróciła się ku mnie z niepojmującym nic wyrazem twarzy.
- A ty wiesz, że mnie to nie
obchodzi? – zachichotała; ciekaw byłem kto doprowadził ją do takiego stanu.
- Nieważne, mogę chociaż wiedzieć
do robisz?
- Pakuję się. – rzuciła, wracając
do upychania części ubrań do torby na ramię. – Wynoszę się stąd.
Uniosłem brwi, starając się nie
wybuchnąć śmiechem.
- Niby dokąd? – skrzyżowałem
ramiona na piersi.
- To tajemnica! – ponownie wydała z
siebie nienormalny dla niej chichot, po czym prawie się wywróciła.
- W takim stanie nigdzie nie
wyjdziesz. – próbowałem skierować ją na fotel, ale wyszarpnęła się. – Najpierw wytrzeźwiej, potem podejmuj decyzje.
- Ale to tylko na kilka dni, Asia
mnie zapraszała, nie denerwuj się. – chwyciła mnie lekko za ramię,
prawdopodobnie po to, by nie stracić równowagi.
- Ani mi się śni. – powiedziałem
spokojnie, tym razem chcąc chwycić ją w pasie i wynieść jak najdalej od drzwi
frontowych, ale wymykała się jak tylko mogła. Nie chciałem zrobić jej krzywdy,
więc ją puściłem. – Zastanów się nad tym wszystkim, to nie ma sensu.
Wtedy uniosła się na palcach,
złapała mojej koszulki i pocałowała mnie krótko, po czym przysunęła usta
niedaleko ucha.
- Pomyśl o swojej zdzirowatej
Natalce, od razu zrobi ci się lepiej. – wyszeptała i nim zdążyłem się
pozbierać, była już przy wyjściu. Złapałem ją za przegub, a ona wtedy odwróciła
się i z nienawiścią w oczach wysyczała:
- Spróbuj mnie powstrzymać, a nie
odnajdziesz mnie żywej.
W normalnej sytuacji nie przejąłbym
się tymi słowami; wiedziałem jednak, że nie były one rzucone na wiatr.
- Żegnaj, Andrzej. – powiedziała i
zeszła po schodach, a ja kompletnie zamurowany wpatrywałem się jak wsiada do
auta i odjeżdża z piskiem opon.
Modliłem się, żeby to wszystko
okazało się tylko głupim snem. Na marne…
--------------------------
No, to jesteśmy bliżej końca niż dalej (ale to nie jest koniec!), a akcja będzie coraz szybsza.
Nawet już nie wiem co tutaj napisać...
Trzymajmy kciuki za naszych szczypiornistów! :)
Nie mam dziś na to sił. Sprawdzę to kiedy już będę w pełni świadoma tego, co napisałam.
Do następnego, koty!